20/11
Dziś załapałam MEGADOŁA!! Zbierało mi juz sie od kilku dni ale dziś po prosty od rana jestem jak ta pogoda za oknem. Leje mi się z oczu od samego rana. Chodzę i ryczę. Co mi troche przejdzie to znów mi sie przypomną jakieś żale z ubiegłego stulecia i na nowo jadę. Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, ze takie dni się mi przydarzają i najlepszym sposobem na ich pokonanie jest po prostu pozwolic nagromadzonym łzom wypłynąć. Ktos kiedyś powiedział, że płacz oczyszcza i chyba była to prawda, bo gdy około godziny 15 wylałam juz ostatnią łzę, to zaczełam normalnie funkcjonować. To tak jakbym na nowo rano sie obudziła. Zadzwonił mąż (ma taką pracę że przez 2 tyg. nie ma go w domu), pogadaliśmy sobie spokojnie, potem przyszły dzieci ze szkół. Zrobiłam dobry obiadek, pobawiłam się z najmłodszym, poszłam na wywiadówkę a potem na aerobik. Teraz w zasadzie czuję się już nieźle. W międzyczasie zadzwoniła moja koleżanka dawno newidziana i opowiedziała mi jak to po grudzie układa sobie życie od nowa. Jak to była żona jej faceta robi im pod górę. Doszło do tego, że muszą przekładać ślub, bo nie może zabrać dzieci akurat w ten łikend ( bo sąd postanowił inaczej). No nie wiem, według mnie takie sytuacje obnażają ludzi i dokładnie można sobie obejrzeć, komu z butów słowa wyłazi. To dopiero sa problemy, aż mi wstyd za te moje schizy.
Jeśli chodzi o dzisiejsze racje żywnościowe, to było przemyślanie, bez podjadania i idę spać na głodniaka.
Po długim rozstaniu,
wracam jak ostati pantoflarz. Dawno mnie tu nie było. Nie miałam jakoś weny do pisania. Dziś mnie za to natchnęło i nie wiem co z tego wyjdzie. Z góry przepraszam wszystkich ewentualnych czytelników. W sprawie wagi to na pasku jest aktualna choć dawno nie zmieniana. Po prostu utknęłam. Zdarza się, że przyplącze sie jakiś nadprogramowy kilogramik, lub dwa ale go gubię najpóźniej po tygodniu. Staram sie trzymac fason.
Zrobiła sobie listopadowy rachunek sumienia i wyszło mi, że trzeba wziąć się w karby i zrzucić do świąt jeszcze parę kilosów. Nie ma się co oszukiwać dietkowaniem w Święta. Te wszystkie makowce z sernikami i tak zjem zagryzając kapustą z grochem i będzie mi wszystko jedno czy ważę 80 cz 75 kilo. Wczoraj zastanawiałam się nad zastosowaniem diety kopenhaskiej aż do momentu kiedy to nie spojrzałam co nam tam oferują. Dieta jest dla desperatek, które w styczniu na wyprzedaży kupiły sukienkę sylwestrową i w tym roku chcą się w nią zmieścić. Gdy dotarłam do dnia 7 i... się rozpłakałam:
śniadanie- kubek kawy, obiad- pierś z kurczaka, kolacja-nic. Dieta jest niezbilansowana, a więc po 2 tygodniach owszem możemy straćić te 8 kilo, które to wracając do normalnego odżywiadnia , powrócą najpóźniej w ciągu miesiąca. Tak więc dałam sobie spokój z cud dietami i od dzis zaczynam walkę z kolejną porcją mej tkanki tłuszczowej według zaleceń dietetyka, czyli ok. 1200 kcal dziennie rozłożone na 5 posiłków. Ostatni o 18. Od września chodzę na aerobik. Na początku było to 2 razy w tygodniu, teraz raz w tygodniu a to z tej przyczyny, że są dwie instruktorki. We wtorki jest taka jakaś nudnawa i monotonna a w czwartki to fajna, charyzmatyczna brunetka daje nam popalić. Jest tak fajnie, że czasami zamiast godziny ćwiczymy półtorej, bo czas tak szybko upływa a my jeszcze dajemy radę. W takiej ilości ćwiczenia niewiele wpłyną na zmianę wagi ale za to dobrze wpływa na koordynację ruchów, równowagę, zapamiętywanie i grację. Jak sobie przypomnę pierwszy miesiąc zajęć, to cud, że nikogo nie zabiłam machając łapami, starając nadążyć za grupą. Nie poddałam się wszechogarniającemu wstydowi i teraz jest już o niebo lepiej. Dobra, tyle na dziś. Mój maluch wstał i starszeństwo ze szkoły przyszło. Trzeba powychowywać trochę dzieci.
Chwila spokoju
nastała wreszcie w ciągu dnia. Młody poszedł spać a starszyzna w kompa rżnie. Ja oczywiście nie mając co ze sobą zrobić chodzę na głodzie i jak opętana szukam czegoś do podjedzenia. Dodam tylko, że chodzi o głód psychiczny nie fizyczny. Na szczęście nie ma w domu nic typu orzeszki czy inne świństwo do jedzenia więc zrobiłam sobie herbaty. Obiad zjem o 3. Jak tu tej głupiej mózgownicy wytłumaczyć, że za chwilę się najem a teraz to figa.
Jednak człowiek jest skomplikowanym zwierzęciem .
Na wybrzeżu dziś piękan pogoda w sam raz na opalanie. Nie za gorąco.
Tak więc przyjeżdżajcie kochane vitalijki wytopić się troszkę na plaży.
Całe moje panieńskie życie mieszkałam w odległości kilometra od morza. Kiedyś jak nie było takich restrykcji, to się z psem chodziło i kije mu rzucałam do wody a psina pływała jak szalona. O dziwo woda była czyściejsza niż obecnie, kiedy to są różne zakazy i nakazy. Plaże owszem wysprzątane, ale co do czystości wody, to można wiele o niej powiedzieć, tylko nie to że jest przejrzysta. Kiedyś było o wiele lepiej, nie wiem na czym to polega, bo od wczesnego dzieciństwa całe lato spędzałam z mamą i siostrą nad morzem. Nigdy nie miałam udaru słonecznego ani poparzeń choć siedziałam golusieńka kilka godzin w wodzie a kremów z filtrem nie było. Woda była tak czyściuteńka że meduzy pływały chmarami. Kto kiedyś słyszał o jakichś śmierdzących sinicach? Wiem, wiem postęp cywilizacyjny, ale w tym beznadziejnie zagonionym świecie ktoś zapomniał,że środowisko naturalne zostalo nam tylko wypożyczone do użytkowania od przyszłych pokoleń.
I tym optymistycznym akcentem zakończę swe przemyślenia i idę na obiadek - bo nie obiad przecież- Zabiłam czas i głód. Fajnie że można z Wami być.
PS jakby mnie ktoś nauczył foty wklejać to wdzięczna będę bardzo. Pozdr.
DESZCZ I SŁOŃCE
Dziś w nocy była burza z piorunami. Zawsze gdy burza jest w nocy fascynuja mnie błyski. Mogłabym godzinami wpatrywać sie w okno. Wichura szalała a mnie było wszystko jedno. Ktos pomyśli, że jakaś zboczona jestem, bo większość ludzi boi się burzy. No, jak sie juz nie boję. Kilka lat temu gdy jeszcze budowaliśmy dom przydarzyła sie taka wichura z gradem i piorunami. Na szczęście jeszcze wtedy nie mieszkaliśmy , ale akurat całakiem świeżo położyliśmy dach, takie blachy na dachy. Jakież było nasze zdziwienie, gdy nastepnego dnia przyjechawszy na budowę odkryliśmy nasz dach pogięty jak kartka papieru u sąsiada w ogrodzie - jakieś 30 m dalej. Ciut się zmartwiliśmy, ale naprawiliśmy wszystko jak trzeba nauczeni porazką. Potem gdy już zamieszkalismy często sie zdarzały takie wiatry do 130 km h, szczególnie gdy mój mąż wyjeżdzał - bo to marynarz jest - więc nockę miałam z głowy. Czuwałam nad domem i snem dwójki małych dzieci i psa. Doszłam jednak do wniosku, że długo tak nie pociągne i jakoś wytłumaczyłam sobie, że przecież nie mam wpływu na to czy dach odleci lub wypchnie okna, że to że nie śpię po nocach w niczym mi nie pomoże. Od tamtej pory powoli zaczęłam olewać potencjalne zagrożenie na tyle skutecznie, że w tej chwili taka pogoda wręcz mnie usypia. Dziś było już u nas upalne lato, potem przeszła nawałnica z deszczem i gradem, a teraz tak jakby jesiennie, no i wieje jak cholera.
z moim odchudzanie na razie porażka kilo in plus, ale tego nie zmieniam w dzienniczku bo do czwartu to zrzucę. Zbyt dużo grzeszków i grzechów ciężkich.Podjadactwo na całego - nawet wieczorem Jki ten rozum zdradliwy i podstępny. A to czereśnie albo brzoskwinkę - bo zima tego nie ma. Biorę się w karby i wytłumaczę sobie znów, jak z tą burzą. Wesele siostrzeńca juz 16 sierpnia. Mam jeszcze czas na zwalenie paru kilo. Fe, mam kaca. Moralniaka
Smutno mi.
Czuję się jak koń po westernie. Mój najmłodszy, bo dwulatek, rozchorował się i do 5 nad ranem próbowałam opanować sytuację. Biegunka, wymioty oraz wysoką temperaturę. Wygląda mi to na trzydniówkę żołądkową a lekarz akurat dziś jest na urlopie. Nic to, jutro pójdziemy. Nie pierwsza to rzygawka w mojej karierze jako matki, więc sobię do jutra poradzę. Swoja drogą to skąd taki nagle wirus złapał. Dwójka starszych zdrowa, ze szkoły nic nie przyciagnęli. Czasami mam wrażenie, że firmy farmaceutyczne specjalnie wypuszczaja w eter jakiś wirus i testuja na ludziach swoje leki. No bo jak inaczej wytłumaczyc, że nagle połowa populacji zapada na jakis dziwny rodzaj choroby np. bezobjawowe zapalenie płuc. Oczywiście to tylko moja teoria spiskowa, moje przemyślenia, pewnie bzdury plotę, a jednak ...
Smutni mi tez tego powodu, bo właśnie przeczytałam, że Agata Mróz nie żyje. Nie chodzi wcale o to, że była sławna. Była symbolem walki z chorobą Tak wierzyła, że jej sie uda ten przeszczep. Zdecydowała się na to, bo miała dla kogo żyć. Dziś jej córeczka skończyła 2 miesiące. Nigdy nie przytuli sie do matczynej piersi, nigdy jej mama nie odbierze z przedszkola. Nie dane było jej poczuć sie matką. Tak mi smutno. Jakie to wszystko pokręcone. Niech odpoczywa w pokoju. Jej mecz juz dobiegł końca
Piekne lato na wybrzeżu
W końcu i u nas ciepło i słonecznie. Dziś dzień dziecka, wiec wszystkim dzieciom i tym którzy czują się choć w malutkiej części dzieckiem WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO !!!!! U mnie na razie waga stoi ale dietka wróciła na właściwe tory. Zero podjadania i ostatni posiłek o 18. i będzie dobrze. Wskazówa co prawda stoi ale ma tendencje spadkowe. I o to chodzi.
Pogoda co prawda jak drut ale sucho jak na pustyni. Nie padało u nas z miesiąc i wszystko jest zakurzone i wyschnięte. W ogrodzie trawa z soczysto zielonej zmieniła się na brązowo burą. Kwiaciny nie mają szans się przebić przez skałę, która utworzyła się na powierzchni gliniastej gleby. Staram się podlewać co 2 dzień ale jest to kropla w morzu, a jeśli będę to robić częściej, to pójdę z torbami. Za to dzieciaki szczęśliwe, ganiają cały dzień po dworzu, a do domu przychodzą tylko po forse na loda.
Teraz uciakam podlewać. POZDRAWIAM
no i siadło.
Tak jak mówiłam moja wytrwałość ma swoje granice. Zawsze mówiłam że z dietą i torturami fizycznymi wytrzymywałam co najwyżej miesiąc. Tym razem wytrzymałam 2 miesiące. Chociaż to nie do końca prawda. Główne chodzi mi o to, że waga stanęła i ani rusz w dół. Jeśli chodzi o dietę to nadal staram się ją trzymać, czyli jak mówię staram to mam na sumieniu grzeszki mniejsze lub większe. Znów ciągnie mnie do słodkiego, organizm się dopomina i czasami się skuszę. Poza tym zaczęło się grilowanie,a że mieszkam w domu z ogrodem, zawsze się ktoś napatoczy ze skrzydłami lub karkówą. No niestety tak to waniajet,że nawet święta Tereska by sie skusiłą. Najgorzej jest mi wytrzymać wieczorem. Juz było dobrze a teraz ciągnie mnie w stronę lodówy i ..... też coś z niej pochłonę. Zauważyłam, że mniej piję i przez to "chce mi się jeść" - nie mylić z "jestem głodna", no i te lody dzieciaki jak jadą do sklepu to i matce jednego przywiozą, nie da się ukryć że czasami go pożrę. Tak fajnie mi się już zrobiło lżej i w ciuchy się mieszczę, a tu dupa. Stanęło w miejscu. Trzeba się wziąć w karby i zacząć wygrywać tę bitwę. Nie zadowolę się 7 kilosami jak 30 mam do zwalenia. Mam nadzieję że to tylko mały postój na odpoczynek w drodze do celu.
Cały czas mam tez problem z tym żeby się zmusić do ćwiczeń. A możliwości są szerokie, bo i atlas w domu stoi i orbitrek. Jak jest ciepło to ruszamy całą rodziną, czyli ja, córka, syn i mąż z najmłodszym w foteliku, na rowery. Czasami to i z 15 km zrobimy, ale co mi po takim wysiłku z przypadku. Kupiłam sobie też rolki. Byłam raz i leżą. Frajda jak nie wiem ale mieszkam na wsi więc żeby sobie pojeździć trzeba się gdzieś wybrać a jak mamy wolne i można by gdzieś jechać to zawsze ktoś się zwali z kiełbasą na grila, ot i co.
Przeczytałam to co napisałam i doszłam do wniosku, że próbuję się usprawiedliwiać sama przed sobą. Naga prawda jest taka, że spada mi poziom motywacji i nie przemawia do mnie,że wesele siostrzeńca niedługo, że dobrze się czuję, że fajnie wyglądam bez drugiego podbródka.
DLATEGO POMÓŻCIE !!!!!! Kochane vitalijki i vitaliusze. Wlejcie do mego malutkiego rozumku trochę oleju z rozsądkiem i i motywacji z otuchą.
A dzis świeci słońce
Powolutku idzie ale najwżniejsze że w dół.
Od 2 dni na tle błekitnego nieba nie zobaczyłam ani chmurki, aż żyć się chce. Polowli moja głowa sie przełamuje i myśli o zastosowanu jakichś kar cielesnych, czyli wysiłku fizycznego. Spadło mi juz z 6 kilo i trzeba by mięśnie troche ruszyć, bo niestety w tym wieku nie ma co liczyc na to że skóra się wstąpi sama. Trzeba by przeprosić stary, dobry orbitrek oraz wytrzec z kurzu atlas i wziąć się do roboty. Najgorzej jest zacząć. Jak juz człowiek tak się zmęczy to dostaje takiego kopa, że nie może się doczekać następnego treningu. Jedyne co mnie denerwuje to robienie brzuszków. NIENAWIDZE ICH, a sa tak bardzo potrzebne (szczególnie po 3 olbrzymich ciążach). Zastanawiam się nad wykupieniem abonamenty fitness, bo dawno nie urozmaicałam swoich ćwiczeń i są juz nudne i robię je bez przekonania bllleeeeee.
Jeśli chodzi o dietę to już się przyzwyczaiłam, smakuje mi i służy bardziej niz te ciężkie żarcie, które do tej pory jadłam (obym nie zmieniła zdania).
byle do przodu
Długo nie pisałam, bo mi sie nie chciało. Na dworze pogoda listopadowa a jak sa jakies przebłyski słońca to wychodzę z domu pogrzebać cos w ogrodzie albo wygrzać tłuszczyk na słońcu. Niestety są to jak na razie tylko radosne momenty. Właściwie od września do teraz mamy na wybrzeżu jedna porę roku, czyli głęboka jesień a średnia temperatura to jakieś +4. Nic dziwnego, że człowiek ma depresję i myśli samobójcze. Aż dziw, że zmobilizowałam się do tego odchudzania. Nie powiem, idzie nieżle tj. staczam się po równi pochyłej - w pozytywnym znaczeniu tego wyrażenia. Co tydzień 1 kilos mi ubywa. I to jest to!!! Tempo prawidłowe a do lata (jeśli nadejdzie) jest jeszcze trochę czasu. Niestety nie moge sie zmobilizowac do regularnego wysiłku. Co prawda byłam kilka razy na rowerze i raz na rolkach, ale o ćwiczeniach w domu nie ma na razie mowy. Ta aura odbiera mi całą energię. Czekam na słońce, to zawsze działa. Powoli ale konsekwentnie przyzwyczajam się do nowych reguł żywienia. Jem co 2 godziny lekkostrawne posiłki oparte na produktach mlecznych, pełnoziarnistym pieczywie, kaszach, mięso 2 razy w tygodniu, warzywa na parze i o dziwo nie mam wzdęć, gazów inaczej smakuja posiłki. Nie potrzebuję już tak dużo soli.
Ponieważ prowadzę 2 kuchnie - swoja i reszty rodziny. to czasem zdarza mi się drobne grzeszki (dzis placki ziemniaczane). Niestety z jedzeniem jest jak z każdym nalogiem gdy go rzucisz. Zawsze istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że jak jaz spróbujesz tego co nie powinnaś to poleci jak domino.
Z czym my na Euro
No i ograły Amerykany Polaków. No i dobrze im tak - za wysoko już mieli nosy. Teraz może spojrzą pod nogi i odnajdą piłke. Dzis było ważenie no i prawie kilo w dół. Moze być.
Cierpliwość - to jest to czego mi brakuje - tego tez będę musiała sie nauczyć od nowa. Zwykle starczało mi jej na miesiąc i choć były efekty, to dla mnie zbyt małe i wszystko wracało do stanu wyjścia.
Motywacja - jej też zwykle starczało mi na miesiąc , a potem - patrz wyżej.
Konsekwencja - to pojęcie szerokie i rozłożone w czasie. Trzeba sprawić, żeby stało się ono cechą charakteru. I BĘDZIE OK.