bilans tygodnia nie jest najlepszy, pasek musiałam cofnąć, mało piję zdecydowanie za mało, muszę pamiętać obierać sobie marchewkę w pudełeczko jak wychodzę do pracy żebym chrupała w drodze do domu a nie kupowała słodycze (przyczynę mojego wyglądu). Z ruchem jest ok, codziennie roewr, twister, no i podnoszenie hulahop z podłogi (za cholerę nie mogę sobie przypomnieć jak to się kręciło)
tak poza tym dziś święto psychicznie chorych (ich patronem jest św. Walenty), więc chyba nie będę obchodzić;) muszę czekać na chłopinę przynajmniej do końca lutego, później pewnie znowu będzie wyjeżdżać do pracy a ja będę samotną matką:(
Z Młodą muszę jeszcze do laryngologa ruszyć, skontrolować czy bocznych migdałków nie trzeba przyciąć (środkowego już nie ma), a marcu alergolog. Mam nadzieję, że coś nam powiedzą bo mamy skierowanie do poradni audiologicznej, ale tam udamy się na końcu, jak ci pierwsi nic nie powiedzą.
Mam nadzieję, że będę trzymać się planu, na kolację to już byłam w ogólę grzeczna, wypiłam szklankę (no prawie) kefiru, zjadłam pomarańczę i dobiłam się 2 marchewkami, a jak będę głodna to już będzie znak że trzeba iść spać, a i oczywiście wiało wiało i juz mi opryszczka wyłazi:(