- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 8448 |
Komentarzy: | 83 |
Założony: | 2 lipca 2007 |
Ostatni wpis: | 30 grudnia 2016 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Jestem na diecie proteinowej od 10 listopada. <?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Dla jednych do długo, dla innych krótko. Jestem zdeterminowana.
Co wpłynęło na taką determinację?
Oczywiście kilka czynników: zdrowotny, estetyczny i psychiczny.
Od 12 lat walczę z kilogramami z marnym skutkiem. Po ciąży zostało mi 15 kg. Chciałam je zrzucić, w efekcie zrzucałam 1kg, przybierałam 2 kg. Próbowałam różnych diet. W żadnej nie potrafiłam wytrwać. Diety proteinowej też próbowałam… Najdłużej wytrzymywałam dwa tygodnie. Nic więc dziwnego, że i tym razem moi najbliżsi nie bardzo wierzyli w skuteczność mojego odchudzania. Wręcz nawet szydzili. Już nie mówiąc o łakociach podsuwanych mi pod nos. Ale ja trwam ze spokojem. Zrzuciłam 10 kg. Muszę zgubić przynajmniej jeszcze raz tyle. Minęły już dwa miesiące z drobnymi odstępstwami w czasie świat. Dla jednych to doskonały efekt, jak na tak krótki okres czasu, dla innych, matko – tylko tyle! W tej chwili nie chudnę już tak szybko. Muszę uzbroić się w cierpliwość. Staram się być cierpliwa i wytrwała. Dodam że ćwiczę. Systematycznie chodzę na aerobik.
Cierpliwość straciło moje otoczenie. Dlaczego? Otóż co rusz są jakieś imprezy i spotkania towarzyskie. Moja obecność staje się denerwująca. Nie jem, nie piję i jeszcze z własną wodą przychodzę.
- Ile jeszcze będziesz na tej diecie – pytają.
- Hm… tyle, ile będzie trzeba – dodaję z uśmiechem.
- Ale raz na jakiś czas zrobisz odstępstwo?
- Raz na jakiś czas….
Oj, nie jest łatwo, nie jest łatwo. Ale trzymam się. Czy się to komu podoba, czy też nie.
Dawno nie pisałam, bo co miałam pisać. Zamiast chudnąć , tyłam w zawrotnym tempie., kiedy waga przekroczyła 91kg - przeraziłam się. STOP. Tak krzyknął mój organizm. Pomogła odchudzająca się koleżanka. Zawsze była grubsza ode mnie. Teraz jeszt szczupła. Zatkało mnie, kiedy ją zobaczyłam po kilku miesiacach. Zatkało mnie. Zatkało.
- Mów Gośka, co zrobiłaś,żeby tak wygladać.
- Dieta białkowa.
Kolejny raz chwyciłam za tę dietę. Skoro ona mogła, to ja też przecież. Zawzięłam się. Przez pierwsze trzy tygodnie schudłam 9 kg. Euforia! Czułam się fantastycznie. Potem przyszły święta i.... I drobne odstępstwa od diety. Nie mogłam przecież sobie odmówić pierogów czy uszek. Zjadłam niewiele, to prawda. Wypiłam winka, a jakże.....
Po świętach nie przytyłam, ale tez przestałam chudnąć. Kurczę! Tyle wyrzeczeń, i nic. Nawet ćwiczenia nie pomagają. Wręcz odwrotnie. Waga zaczęła pokazywać przyrost . Wiem,że to woda. Cóż... Nie zraziłam się i bardzo dobrze. Wczoraj drgnęło. 82 kg. Chudnę. Teraz wytrzymam. Po drodze nie ma już żadnych świąt. Marzę,aby za dwa tygodnie waga pokazała 78 kg. To pewnie zbyt wygórowane marzenie. Ale... jak pokaże 80 kg to też będę szczęśliwa.
Schudłam niewiele, ale nie mam doskonałego samopoczucia. Wprawdzie nie jestem głodna, ale wszystko mnie drażni. Do tego doszły problemy z zaparciami. Czuję sie taka pełna i naładowana. Waga pokazuje mniej, ale w centymetrach nic nie ubywa. Może źle się mierzę? Albo wcześniej źle się zmierzyłam. Przeciez nie mogę mieć więcej w talii niż miałam, skoro jestem lżejsza.
Wczoraj na aerobiku nie miałam kondycji do wykonywania wszystkich ćwiczeń. Cieńki ze mnie Bolek.
Działa dieta białkowa- chudnę!
Czuję się źle. Wygladam fatalnie. Nie mogę na siebie patrzeć. Znowu przytyłam. Tym razem zawzięłam się. Musi mi sie udać. Bo jak nie teraz, to kiedy? Za dwa miesiace wyjeżdżam na wakacje mojego życia. Boże, jak ja bede wygladać na zdjęciach. We wtorek weszłam na wagę. Szok! 86kg. Jeszcze tego samego dnia pobiegłam na aerobik. Wróciłam zmeczona i miałam wrażenie,ze połowa mojego ciężaru spadła. Postanowiłam rozpocząć dietę proteinową.
W środę nie było trudno wytrzymać, chociaz pokus było niemało - imieniny teściowej. Na szczęscie postawiła na stół kurczaka z rożna. Zatem coś zjadłam i nie marudziła
Wczoraj było gorzej. Zapomniałam do pracy wziąc swoich jogurtów. Osiem godzin musiałam wytrzymać bez jedzenia. Przyznaję, byłam głodna. Na obiad zjadłam udko i wystarczyło. Potem aerobik. Na kolację zjadłam jogurt i wypiłam chyba ze 2 l wody. Postanowiłam ćwiczyć codziennie. Zaraz zacznę wykonywać swój plan. Chcę wytrzymać. Bożę, chcę nareszcie schudnąć.
Minęły dwa dni tej diety i jestem chudsza o kilogram. Ćwiczenia plus dieta dają efekt. Byleby wytrzymać. Może uda mi sie spaść poniżej tej przekletej osiemdziesiątki.