Od miesiąca mieszkam z partnerem, który ma syna z małżeństwa, a ja jestem z córką z poprzedniego związku. Epizody kompulsywnego jedzenia już mi się zdarzały. Jest mi ciężko, mamy różne poglądy na wychowanie. Ja stawiam dzieciom granice i wymagam, a on uważa, że to tylko jeszcze dzieci. Zamieszkaliśmy razem po 2,5 roku związku. Są i inne sprawy, które nas różnią, np. on jest mega czuły i przytulasny, czasem porównuje go do nastolatków w tej kwestii, a ja jestem bardziej zachowawcza. Nie pamiętam o tym by go przytulać co chwilę. I w związku z tym słyszę od niego, że go nie kocham... Nie chce mi się już mu tłumaczyć, że to nie tak. Że ilość przytulania i mega duzo calusow to nie jest żaden wyznacznik w miłości. Zwłaszcza w naszym związku patchworkowym, gdzie trzeba w domu wszystko ogarnąć, gdzie jest 2 dzieci w wieku 4 i 5 lat, gdzie ja nadal chodzę do pracy mimo epidemii. Denerwuje mnie jazgot w domu, córka zrobiła się nerwowa, kiedy wracam z pracy to jakaś 2-3 godziny placz, jeczy, nic jej nie pasuje. Ciezko ją uspokoić.
Wczoraj on pojechał z synem do rodziców na noc, chciał dać mi odetchnąć, może trochę zdaje sobie sprawę że ja lubię więcej spokoju niż on, a ja zajadalam i wymiotowałam 4 razy.
On mi tłumaczy, że przy dwójce dzieci nie będzie spokoju,a ja pytam go czy to dzieci mają tu ostatnie zdanie do wyboru spędzania czasu, czy co jemy na kolację, czy My? Normalne, że nie wszystko nam pasuje czy dzieciom, ale on chyba boi się im sprzeciwić, boi się, że zapłaczą, czy obrażą...
Córka jest zupełnie inna, spokojniejsza. Może bawić się samodzielnie, a wyobraźni jej nie brakuje i nie przeszkadza jej 5 latek. Ja też odpoczywam w tej ciszy.
Rano na wadze 74 kg-na wadze mechanicznej.
Wcześniej ważyłam się na elektronicznej. Jeszcze nie zmieniał paska.