Dziewczyny, mowie Wam
ze sobie juz kombinowalam z ta kawa, by j e d n a k posmakowac jej, ale jak spogladam na samozaparcie mojej Mlodej, to az wstyd mi sie robi, ze nawet mysle o tym! Zgadzam sie, adwent to radosne oczekiwanie , wiec wiecej radosci, a ja tu sie katuje, no , ale , jak ja spojrze w oczy Mlodej?
Pozatym, praca wre, a ja z nia...Wstaje wczesnie, by Modziez do szkoly wyprawic, a potem, wiadomo- porzadki domowe, male zakupy i obiady, takie tam, a potem- praca...Do domu powracam przed polnoca, i juz prosto do lozka, bo na nic sily nie starcza...takie pozytywne zmeczenie tez ma swoje walory, tylko by nie przedobrzyc!
Ale ciesze sie, ze zagladam tu, moze sie jakos przekonam, ze warto powalczyc o utrate paru kilogramow? Tylko, jak ja to zrobie?
Pierwszy dzien Adwentu,
a ja juz sie lamie, bo oto kawy porzadam, a przeciez planowo- milalam sobie jej odmowic! Jak ja to wytrzymam? Juz ertraktuje ze swoim sumieniem, ze , moze jednak nie najwazniejsze jest to , czego soie odmowilam, lecz - to co uczynie Innym? Sumienie- wrednie mi podpowiada, ze i owszem, hierarchia wartosci- sluszna, ale cos od ciala- dla wzmocnienia ducha- sie nalezy, i jakas taka mala mysl swidruje- ze jednak, ten brak kawy - odplaci mi sie z nawiazka,...Wchodzi do kuchni Mloda, i chce czyms popic swoje sniadanko, najlepiej- odrobina gazowanego slodzonego napoju, ale-opamietawszy sie,siegnela po butelke schlodzonej wody...Wstyd mi sie zrobilo, bo Ona tez sobie czegos odmowila, i nie miala wiekszych oporow, by spelnic sobie samej dana obietnice, co nie znaczy, ze z latwoscia Jej to przyszlo! Ot i tak to jest z tymi malymi wyrzeczeniami...
Obiecalam
sobie, czesciej tu wpadac i zostawiac jakies wpisy. To tak dla samodyscypliny.Zobaczymy, co z tego zalozenia wyniknie? Rozpoczynam kolejne trzymiesieczne warowanie na jednym pietrze (wciaz nie mam pelnoetatowego zatrudnienia, ale - dochody- nie sa takie zle!)...W zwiazku ze zblizajacym sie Adwentem, wypadalo by cos od siebieJezuskowi na Jego urodziny- przyniesc do zlobka...Hmm, nie ma co, chyba znowu - odrzuce kawke, choc to dla mnie szczyt przyjemnosci porannej rutyny...No coz, poboli, poboli, a jak juz nadejdzie poranek Bozego narodzenia- kawke sobie taka zaparze, ze az!
Wagowo? No coz, bylo mnie sporo wiecej -przed rozpoczeciem wakacji, ale kolejne burze zyciowych splotow- spowodowaly spadek wagi, no i jakos sie trzyma to, choc, do idealu- bardzo daleko! W raz z wiekiem, ideal- tez ulega przewartosciowaniu, i nie mowie juz o wymarzonej wadze 62-65 kilogramow, ale choc do 75-72- byloby nie lada osiagnieciem! Ano,marzenia, marzenia...
W pracy- coz, coraz wiecej przekonania, ze nie jestem tutaj dla forsy- wylacznie- narasta...Tyle Osob , tyle szczesc i nieszczesc! Ot, chocby takie wydarzenie sprzed trzch tygodni. Sprzatam lazienke w jednoosobowym pokoju- dosyc wesolej, rozgadanej pacjentki..Az tu - nagle - wielkie PAC! osuwam sie na podloge, i wale -rowniutko- w srodek swej szacownej lepetyny- o metaloy szpikulec z jakiegos wodnego zaworu...Pacjentka alarmuje cale pietro, wpadaja pielegniarki i lekarz- ale, na szczescie- mnie nic sie nie dzieje.Kieruja mnie jednak- zapobiegawczo na dol( co znaczy- emergency dept.) .Jeszcze tylko szybkie podziekowanie mojej wesolej pacjentce za pomoc w zawezwaniu pomocy...Ona- z szerokim usmiechem odpowiada, ze mam dbac o siebie, bo moje zycie jest warte tego!- ja Jej rzucam serdeczne slowa podzieki, i jade na ten "dol"...Tydzien pozniej- po przyjsciu na moje pietro, dowiaduje sie , ze pare godzin wczeniej, moja Pacjentka ....odeszla...Cialo bylo wciaz w pokoju, czekalo na oficjalny protokol , zapis- a potem juz kostnica.Jeszcze tylko na okryte -ostygle cialo-klade dlon na czolo, i tak zegnam moja Pacjentke, ktora obchodzilo moje zycie na tyle, by nie pozostac obojetna na moj upadek...w toalecie...I rosze Boga by sojrzal laskawie na moja Pacjentke, gdy bedzie sadzil Jej czyny, i prawie Mu, ze jestem zywym swiadkiem jej dobroci, i pertraktuje z Nim, by ten ostani czyn- wazyl decydujaco na Jej przyszlosci w Anielskiej Aurze Niebios.
Byly moje imieniny,
lecz sie goscie nie zjawili,
jedna tylko- Krysia- byla,
sama torcika wpieprzyla!
a dzis placze,ze -znow gruba!
moze jutro jej sie uda?
oj, starzeje sie , i swiat
wymyka mi sie z rak! A takie wniosek nasuwa mi sie po kilkutygoniowej lekturze "watkow" na biezaco...Chyba sie zmusze do nieczytania tychze...Bo jak moge inaczej zinterpretowac poparcie dla przychylnosci meskiej czesci ludzkosci do ogladania porno? No , jak? Starzeje sie, oj starzeje sie...Watek jednej damy - w ktorym zapytuje sie, czy "Wasi panowie ogladaja porno- a w podtekscie- jak Wy sobie z tym faktem radzicie?" Bylam pewna, ze wiekszasc z Kobiet -odpisze-" nie , nie lezy mi ten proceder"...Albo" jakbym Go zobaczyla.ze to robi , to....cos tam bym urwala"..A tu nic z tych rzeczy! One- w wiekszosci- ogladaja to z panami! Ba! Sa nawet takie, ktore s a m e namawiaja Panow do tego ogladania! Nie, ja juz wypadlam z obiegu chyba...Moze mam nazbyt rozwinieta wyobraznie, ale , jesli moj Pan oglada( czego Mu nie udowodnie, )to bym miala zachamowanie do czulych zblizen, bo wyobrazalabym sobie, ze -gdy zamknie sowje oczeta-podczas zblizenia, to pod powiekami -bedzie mial obraz kobiet, ktore zapadly Mu w pamiec, a ja - bylabym tylko " wykonczeniem" Jego marzenia w danej chwili, ze tak naprawde- to nie ze mna ma zblizenie, tylko z jakas Pamela, Crystal, Aronia( czy jak One sie tam zwa). Tak, to moja opinia, i jak - kazdy - ja mam prawo tak myslec...Tylko, co sie z ta kobiecoscia stalo? Czy juz tak nam swiat nowoczesny wmowil swoje nowe prawdy, ze cos- co kiedys bolalo- dzisjaj na pochwale zasluguje? Nie rozumiem, ale , jak juz wspomnialam- starzeje sie...
Kolejnym spoleganiem Kobiecej spolecznosci, jest coraz ogolniejsze przyklaskiwanie tym Panom, ktorzy zdradzaja zony- dziewczyny, tylko z tego powodu- , ze Im sie przytylo w czasie ...ciazy, i nie moga wrocic do wagi z przed ciazy! Sa takie Panie- , ktore- wrecz uwazaja to za meskie prawo! Czuje , jak swiat Kobiet - coraz bardziej usuwa sie w pozycje sluzacych meskim zadaniom, rozkoszom,wymogom.Pewnie i sama jesteme tego ofiara, bo , inaczej- dlaczego bym ciagle dozyla do odchudzenia sie? Moze czas odwrocic pytanie-" a co ostatnio Panowie uczynili dla Kobiecej satysfakcji?" O, duzo...Wreczyli nam kolorowe gazetki ze zdjeciami Pan w proporcjach Pameli Anderson (oj, mowilam , ze sie starzeje, bo nowszych dziewczyn z plakatow -nie znam po nazwiskach...)- i mowia, o tak, zebys i ty tak wygladala! Albo, prochy przeciwciazowe- bo przeciez nasi panowie- nie dadza sie namowic na przyjmowanie takich, co to to nie( sa plemnikobojcze srodki, ale ktory z Panow by sie z tym babral?) Podwiazanie jajnikow u kobiet- ma swoj meski odpowiednik, ale czy ktoras z nas zna Owego, ktory by na to poszedl? No, a sama ciaza, kiedy "niechciana"- to juz tylko nasz , kobiecy problem, bo panowie - najczesciej - jesli cos czynia- to wcisna w dlon swojej Lubej- pare banknowtow z tekstem:"no idzze zrob cos z tym..."
Oczywiscie - uogolniam - za co przepraszam Wszytskich Meszczyzn, ktorzy odbiegaja od sredniej swiatowej, w tym swojego Meza..Ale, cos mi sie wydaje , ze ta emancypacja wpedzila nas w kozi rog, i coraz ciezej kobiecie byc...kobieta, ktora- zamiast byc "puchem marnym"- adorowana Stokrotka, bywa dzisiaj- maszyna-komputerem katujacym sie masochista-trenerem, lalka Barbi, pania psycholog dla meskich nastrojow...
No, to chyba juz skoncze, bo jak wiecie- starzeje sie, i meczy mnie wiele rzeczy, a jeszcze musze byc gotowa na negatywny odzew - w iekszosci Pan!- chociaz, kto tu w ogole zajrzy? Przeciez , ja sie juz starzeje, a starosc nie ma w swiecie wspolczesnym poklasku, to takie nieestetyczne- byc starsza osoba, a z takim mysleniem- to juz w ogole "uncool"-parafrazujac J.Aniston...
Alez dzisiaj sobie dogodzilam!
Sobota- a wiec- zawiozlam Corcie do sobotniej szkoly polskiej.Mialam wiec duzooo czasu by sie powalesac. Z reguly - czynie jakies spozywcze zakupy, a po nich - wpadam na dobra kawe do zaprzyjaznionej kafejki.( z powodu Postu-kawa odstawiona na 40 dni, i jak ja to przezyje?!).No , ale cos mnie tknelo, i zmienialm tor mojego przemarszu, skrecejac w inna uliczke - niz zazwyczaj. Po drodze napotkalam dwa salony kosmetyczne, i szybkim rzutem oka- ocenilam, ze jeden z nich nalezaloby odwiedzic.Weszlam zziebnieta( mimo szybkiego marszu), i zapytalam sie , czy moga mnie "odwlosic" troche woskiem...Pani poradzila mi usluge nitkowa...Balam sie tego, bo to bardziej bolesne niz wosk, ale sie zgodzilam.No i sie ciesze jak dziecko, bo nie mam w koncu zadnych poparzen-chocby najdelikatniejszych! Szybko, dokladnie - doswiadczona reka mlodej kosmetyczki- i nawet za czerwona nie bylam po calym zabiegu! zaplacilam tylko pare groszy wiecej, niz za woskowany zabieg, ale efekt- bez porownania lepszy! Dorzucilam soebie jeszcze manicure ( wciaz wersja - francuzka) i dobrze! Zrobila mi to kobitka jakimis niebotycznie trwalymi lakierami, i zademonstrowala w minute po zakonczeniu zabiegu- jak skutecznie sie to trzyma. Ano, trzyma- bo z olowiem lakier, i utrwalanie promieniami ultrafioletowymi, co ma nie trzymac?! (zlo sie zawsze dobrze trzyma czlowieka...) Ale, to tak na sprobowanie bylo, wiec sobie nie wyrzucam, a co tam, zyje sie raz, prawda? za to po powrocie do domu-zaraz do robotki-pranie, gotowanie, garnuszki, i paznokietki- jakby nie tkniete! Ot, lubie sobie tak popatrzec na nie teraz, w koncu- tak te moje dlonie ciezko pracuja, ze chwila uludy sie Im nalezy! I w takim nastroju koncze, meldujac, ze zarcia pochlonientego dzisiaj bylo-znacznie ponizej 2000 kalorii...
zadnych tam tytulow...
tylko krotki wpis, co bym ja sobie zdala sprawe, jak to ze mna jest. Otoz-w pracy-"maly kociol". Poniewaz stanelam "okoniem", a to sie Komus nie spodobalo- to najzwyczajniej- kabluje na mnie.No coz, ja mam sie na bacznosci, wiec nie tak latwo ze mna....A do tego- moja pracowitosc i (chyba) mila powierzchownosc- nie sa w stanie zmylic Tych, ktorzy sa obiektywni.A tych mniej obiektywnych- jesli zycie nie zmieni- to dalej siac beda zamet, nic juz na to nie poradze! Jednym slowem- dobra lekcja zycia!
Rozpoczal sie Post , wiec( jako "heavy-duty" Catholic) powinnam cos zmienic na lepsze w sobie. Ciezko mi to idzie! Normalnie, nie mam wielkich problemow z pokonywaniem swojej krnabrnej persony, ale, wlasnie jak sobie przyrzeklam poprawe- jakby cos we mnie trafilo! Tak mi z tym "pod gorke", ze az sie boje, czy tylko nie bedzie gorzej?
Nie planuje na czas Postu zawieszenia pozywania slodkosci, bo nie mam jakos smialosci- uzywac okresu Postu - do bardzo przyziemnych osiagniec, ale - postanowilam sie ....nie wazyc przez dni czterdziesci cztery.Powinno mi to dobrze zrobic, poniewaz- wpadalam juz w nalog kilkukrotnego wazenia sie ( w ciagu dnia), a to juz psychoza ! Tlumacze to jednak, checia powrotu do starych - dobrych ksztaltow. Nie powiem- jem duzo mniej, coraz czesciej - w zawartosci kalorycznej-"schodze"ponizej dwoch tysiecy kalorii( co dla mojej wagi juz powinno dawac spore rezultaty) ale, nie widze efektow.No coz, najbardziej - ze wszytskiego na swiecie- pokochal mnie moj tluszcz, i nie chce mnie opuscic! Taka bezwarunkowa milosc!
Czesto - ostatnimi czasy- przebiegam sie po roznych pamietnikach, czesto- przypadkowych.Co z tego wynika? Ze, sie starzeje, i coraz mniej we mnie zrozumienia dla "pustoglowia" mlodych dziewczyn, ktore - bedac ponizej 18 lat- katuja sie glodowkami, upatrujac w tym szanse na sukces. Dodac musze - ze Te , o Ktorych wspominam- maja juz i tak zanizona wage, iz dalsze odchudzanie- grozi jakimis problemem na zdrowiu.Kiedys "Vitalia" reagowala na takie wpisy, ale teraz- wymyka sie to spod kontroli- zwazywszy na ilosc osob zarejestrowanych na tymze portalu. Szkoda mi w ogole tego pokolenia, ja jeszcze moglam cieszyc sie mlodoscia bez nagonki na moja wage, bez tego puczu , ktory nakazuje byc hudym jak kosciotrup! Wciaz pamietam smak dobrego jedzenia, i jakis tam lakoci! Biedne to pokolenie, ktore juz katujac sie dietami- glodowkami- rozwala praktycznie swoj metabolizm u progu doroslosci! Organizm sie upomni o wlasne prawa, i tak - uczony od lat nastu- nauczy sie zapobiegawczo - wylapywac kazda kalorie jaka mu sie poda, po to by przerabiac na tluszcz- bo nie wiadomo-kiedy mu sie jakis kasek trafi- wiec tak na "zas" = bedzie odkladal....Ech, wiele sie o tym pisze, ale mlodosc ma swoje prawa, tylko zeby przezyc to jakos bezpiecznie!Tego zycze Wszytskim Mlodym i Starszym....
Do M***
Kochana!
Nie wiem, jak Ci napisac, ze wspolczuje Ci z calego serca, ze zal mi jest Ciebie bardzoe.Twoj wdowi los-zasmuca mnie tym bardziej, ze wszytsko sie spelnia, co nie powinno bylo sie spelnic...Jakiez to prorocze sny mialam, gdy w nich widzialam walacy sie dom, opuszczony, bez zaslon w srodku...Wszystko sie spelnia czarna przepowiedzia. Nie wiem jak Ci pomoc! Dlugo oszczedzalam Cie emocjonalnie, tak dlugo- jak sie tylko dalo.Sluchalam Twoich opowiesci z ostatnich przezyc, strach mnie lapal za gardlo- a tak sluchajac- szeptalam pacierze- bo nie dowierzalam, ze to tak juz z Toba zle...Zle sie dzialo od dawna.Teraz tylko"wyzwolilas " sie ( a raczej - to los Cie wyzwolil) od kontroli Meza, ktory - jednak- bardzo Cie kochal...do konca samego ...Bronil-oslaniajac Wasze nieszczescie rodzinne- zaslona milczenia.Taka ciezka ta zaslona byla, ze nikomu nie udalo sie zobaczyc nawet cienia dramatu Twojego i Twojej Rodziny! Czesto pytam siebie, jak to mozliwe, ze nic nie wyczuwalam przez te wszytskie lata?! Ale, wiesz, ja - to naiwniak w prostej formie- tylko do kamienia mnie porownac mozna! Jak glupia-wierzylam Twoim slowom. Fakt, ze mieszkaliscie o tysiace kilometrow od nas - pozwolil na ociemnianie nas wszytskich. Ech, nie wazne...Dzialo sie co dzialo, stalo sie co stalo, a tu trzeba cos robic.
Tylko , od czego tu zaczac? Chyba od samej prawdy, bez niej nie ma zadnego nowego uniesienia, zadnej szansy, zadnej udanej proby "od nowa".
Zastanawiam sie teraz nad forma przekazu tej prawdy, tak, aby zaczela splywac malymi kropelkami do Twojej swiadomosci, i by nie rozsadzila tego watlego naczynka Twojej percepcji, bo to bylaby totalna kleska dla nas obu.
Chyba zaczne od tego, ze ja Cie rozumie, o tyle, o ile moze nalogowiec zrozumiec nalogowca.To juz jest jakis poczatek! Bede sie modlila do Boga, by mnie jakos pokierowal madrymi slowami, cieplem, a nade wszytsko- dobra intencja, bo od niej sie zaczyna wszytsko.
Musze jednak, zadzwonic do szpitala, w ktorym jestes zamknieta, dowiedziec sie o Twoj stan leczenia, i jakos sie do tego zabrac juz konkretnie...Boje sie, pewnie, ze sie boje! to takie trudne zadanie, jakby -chodzenie po cieniutkiej linie na wysokosci - z zyletka - miedzy wargami...Nie wiem, do czego mozna porownac ten stan trudny...Moze wiec sie nie zastanawiajmy, jak to teraz jest, tylko pomyslmy, co mozna na przyszlosc zmienic?
Ja juz w swoim nalogu- zanotowalam pierwszy sukces, czyli - jest juz mnie mniej, o pare kilo...Wciaz jednak- zarcie czycha na mnie w kazdym koncu-szczerzac sie do mnie z kazdej witryny sklepowej, z kazdej lodowki- cy w domu, czy w pracy...I wiem, ze nie pokonam nalogu, wiem, ze kazdego dnia musze sobie powtorzyc-" aprecz pokuso, nie teraz, moze kiedys..."
Twoj nalog - jednak- uczynil; wielkie spustoszenie w mozgu...Juz masz jakies przewidzenia, cos pleciesz od rzeczy - tracisz rozeznanie rzeczywistosci...jawa ze snem Ci sie miesza...Samo - jednak - zarzewie nalogu - takie samo u Ciebie jak i u mnie. Do konca obie nie bedziemy wyleczone zen, tylko- codziennie bedziemy odhaczaly w arkuszu dnia kazdego " znow sie udalo!", a na nastepny dzien-zostawimy miejsce na cichutko szeptana nadzieje-"moze tak i jutro ...sie uda?" Daj Boze!
baaardzo przyziemny wpis
tym razem... Praca na nowym oddziale-wre.Dobrze, musze sie ruszac niezle!Wczoraj dalam sobie prezencik calodziennego obzarstwa - a to w nagrode-za pierwsze stracone kilosy! Nawet nie mam zadnego (nawet najmniejszego) wyrzutu sumienia! Za to - nad ranem- meczylo mnie to jedzenie-wciaz nie mieszczace sie w zoladku- okropnie! I o to wlasnie chodzilo. Musze zapamietac ten stan, jest szansa, ze sie w takim nasileniu- nie powtorzy...Moja "prywatna" wersja dietki-pracuje. Nie czuje sie glodna i po dwoch tygodniach, czuje , ze moj organizm ja polubil.
Co by tu jeszcze? Ano, ze jak troche jeszcze schudne-to bede mogla naprawde sie pochwalic swoim osiagnieciem, a na razie- samej sobie przytakuje, i mam nadzieje-ze jakos to utrzymam na dluzej. Niestety, wiem juz z doswiadczenia-ze to nie poraz pierwszy sie cos udaje, ale sukces-aby trwal-wymaga wiecej pracy - w fazie jego utrzymania.i z tym jest bardzo ciezko....
Juz troche lepiej z cisnieniem
Chyba cos troche pomalu topnieje z tej gory tluszczu...Powolutku...nawet nie sprawdzam wagi, bo to zbyt malo, by waga wykazala.Pozatym, przeradzilam dni , w ktorych pije kawe...staram sie nawet o mieszanke decaf- i jakos z tym malym oszustwem -pociogne.
Z innej sfery zycia-to -na trzy miesiace jestem oddelegowana na mini blok operacyjny( czyli - nie na moich "transplantach"...Duze wyzwanie dla mnie! Trzeba sie tam bardzo uwijac, czasami- nie mam przerwy przez pare godzin! lubie takie wyzwania, cos mnie w nich korci...Ale wiekszym wyzwaniem jest reorganizacja zycia rodzinnego na ten czas, bo do tej pory-to ja budzilam Dzieci, wkladalam cieple posilki do plecakow, czekalam z cieplym obiadkiem na dzieci.teraz-Stop! Moze czas , by dzieci juz sie usamodzielnily? Chyba...moze...na pewno!Zyczcie mi szczescia! (licze w tym wzgledzie na jakis samoczynny spadek wagi)