Szwy zdjęte, pięknie się goją miejsca po. A z przychodni do rodziców. Już byli zdenerwowani sytuacją, jak to będzie. Na szczęście udało się wszystko przygotować przed fachowcami, którzy załatwili sprawę w niecałe 3 godziny. Mąż pojechał po zakup sody, octu, zabrać z domu potrzebne rzeczy, kupić w barze mlecznym naleśniki na obiad. a ja w tym czasie już myłam, porządkowałam, znów przeglądałam produkty pod kątem ważności. Bezradność rodziców w sprawie porządków poraziła mnie swoją oczywistością i pomimo świadomości na ten temat. Nadal tylko nie rozumiem, dlaczego nie chcą przyznać się do tej niemocy. Mama rwała się do pracy, co chwila musiała się położyć, ojciec nienawykły do jakiejkolwiek pracy w domu zupełnie pogubiony. Wyszliśmy przed 15, wszystko już było na miejscu, umyte, ułożone, pochowane. Rodzice jak baloniki bez powietrza, prosiłam ich, aby położyli się odpocząć. Prośba z pewnością będzie spełniona, co już widziałam po zachowaniu. I dobrze. Dziś po raz pierwszy zjadłam truskawki smakujące jak przed laty, były prawie czarne, soczyste, słodkie. Pycha!
2x veto. Niby radość, ale zbyt dużo było dotychczas rozczarowania, a zatem z euforia poczekam. Nadal będzie to dla mnie Adrian i tyle.