Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam na imię Gosia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 32679
Komentarzy: 1339
Założony: 28 lipca 2014
Ostatni wpis: 28 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
NieidealnaG

kobieta, 39 lat, Za Krzakiem

172 cm, 68.40 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

1 września 2014 , Komentarze (15)

Wrzesień przywitał mnie okropną pogodą, leje, jest szaro, buro. Pogoda nie nastraja optymistycznie ale nie daję się jej i wchodzę w ten wrzesień naładowana pozytywną energią i chęciami do dalszej walki. Poranne ćwiczenia zrobiły swoje, mimo szarugi za oknem jest moc :D I nawet pobolewająca głowa na pogodę nie jest w stanie popsuć mi humoru.
Mam kilka celów i powodów dla których chudnę i chcę schudnać. Po prostu chcę lepiej poczuć się ze sobą by móc je realizować. Jest jeden cel, który teraz najbardziej mi zaprząta głowę, nie chcę za bardzo pisać jaki, jeszcze nie teraz, wybaczcie. Ale do niego właśnie potrzebuję jeszcze trochę zrzucić, może nie wszystko nawet, dokończę resztę później ale jeszcze trochę muszę. I tak bardzo bym chciała już, natychmiast, tak bym chciala by te cholerne kilogramy zniknęły w mig. Ale tu ziemia, nie da się. Bezpiecznie chudnąć po okolo 1 kg na tydzień, chociaż to też wiele zależy od organizmu, tego ile ma się do zgubienia. Mi się zdarzało, że leciały po 2 kg tygodniowo. Po analizie mojej lekarki wyszło, że w moim przypadku to też jeszcze jest ok. Ale to było czasami, najczęściej gubię 0,5 -1 kg tygodniowo. Ładnie, modelowo. Chcialabym , chciala ale nie mam zamiaru narzekać, będę cieszyla się każdym ubytkiem bo przecież o to głównie chodzi, by ubywało. Zamierzam też bardziej niż do tej pory cieszyć się zmieniającym się ciałem, wyglądem. Cieszyć się, może źle to ujęłam bo jeszcze nie do końca dobrze się czuję w swoim ciele ale dociera do mnie w końcu, że zaczynam wyglądąć lepiej, ważę jeszcze sporo ale są już są pewne efekty. Waga to jedno ale ćwiczenia to drugie, cudownie modelują ciało i to widać. Słyszę komplementy, zauważane są zmiany To szalenie motywuje. Zdarzyło się mi ostatnio, że jedna znajoma nie poznala mnie na ulicy i nazwala innym imieniem, ostatni raz mnie widziala jak mialam 20 parę kg więcej więc to może nic dziwnego,a co to będzie jak schudnę jeszcze, nikt mnie nie pozna haha.Może to i lepiej, nowa ja, nowe życie :D
Życzę Wam dużo energii, pamiętajcie,damy radę! :)

31 sierpnia 2014 , Komentarze (6)

Zwykle niedziela to u mnie dzień regeneracji i odpoczynku ale wczoraj nie mialam jak ćwiczyć  to zrobiłam sobie wczoraj taki dzień, dzisiaj już ćwiczenia za mną i od razu samopoczucie szybuje w górę :)
Wczoraj popełniłam jedną małą "zbrodnię", tak wyszło, że pomiędzy śniadaniem a obiadem był długi odstęp czasowy a na drugie śniadanie zjadłam tylko jabłko. Dlatego nim obiad się zrobił to byłam tak glodna, że aż mnie mdliło z głodu więc zjadłam jedną pszenną kajzerkę. O dziwo nie mam jakiś wielkich wyrzutów sumienia bo wydaje mi się, że od jednej bułki świat się nie zawali a na wadze nie będzie 5 kg więcej ;) Nie to żeby się jakoś usprawiedliwiać ale jasne, że jakby to tak praktykować codziennie to by było słabo ale tak raz  to chyba nic strasznego.
Dzisiaj gotuję  krem z  marchwi, uwielbiam tę zupkę zwłaszcza jesienią, zimą, jakoś mi tak podchodzi gdy jest zimniej, cudownie rozgrzewa. Mamy jeszcze lato ale już jest chłodno więc zajadam się zupą.
Podam Wam na szybko co potrzeba by ją zrobić ale pewnie przepis znacie, ilość to różnie , ja robię zawsze na oko ;) KIlogram, póltora marchwi obrać, umyć, pokroić na kawałki, ja dodaję też dla smaku jednego ziemniaka, kawałek pietruszki i kawałek selera ( ale to konieczność nie jest). Zalewam wodą  i gotuję aż warzywa zmiękną. Można zalać mniejszą ilosćią wody, tyle by się ugotowały a później dla smaku zalać np. bulionem warzywnym. No to już jak kto chce i lubi. Blenduję na papkę, tzn. krem, doprawiam ( tu wedle uznania,) ja solą,pieprzem i mielonym imbirem ( szczypta, dwie, wrzucam i sprawdzam czy mi smak pasuje). Podaję z kleksem z jogurtu. Można dodać grzanki, groszek ptysiowy. Ale to wiadomo, na diecie raczej tego unikam chociaż też czasami mi się zdarza wrzucić kilka grzanek. Można zrobic grzanki z chleba ciemnego,to zawsze jakaś zamiana. Ogólnie ja jak np. nie jem drugiego dania to uważam, że mogę wrzucić parę grzanek, jak jem to uznaję to za zbędne :)
Udanej niedzieli :)

29 sierpnia 2014 , Komentarze (10)

Powinnam się zważyć jutro ale nie będzie mnie w domu bo jadę na noc do przyjaciółki a ona nie posiada wagi - z troski o swoje samopoczucie ;) No więc zważyłam się dzisiaj no i widzę równe 90 kg. Normalnie bym sobie chyba palnęła w łeb, że nie ma mojego upragnionego 8 z przodu, że mimo pracy nad tym wszystko poszło się walić albo, że waga akurat zechciała stanąć ale nic z tych rzeczy. Wczoraj późnym popołudniem przywitałam się z @ więc i oczywista oczywistość, że na wadze jest więcej. U mnie bywa róznie, od 1 kg do 3 ale z comiesięcznej obserwacji wynika, że najczęciej jest to okolo 2 kg. Także za kilka dni gdy się zważę nie powinno być źle :D Tak wychodzi, że nie będzie. Zobaczymy :D
Jestem też z siebie dumna bo przetrwałam zbliżające się kobiece dni bez rzucania się na jedzenie  a w zasadzie na słodkie. Na słodycze mam wtedy nieposkromiony apetyt. U mnie to zawsze kilka dni przed @ a jak już jest to odpuszcza mi. Wiecie same jak to jest, to są te dni gdy czasami nie da się wytrzymać, siła wyższa ;) Ja też tak mam, no muszę wtedy coś pożreć. Teraz też tak było, od kilku dni chodziłam jak na bombie bo mówiąc wprost żreć mi się chciało, oj jak mi się chcialo słodkiego . Ale mam moje wyzwanie i trzymałam się, nie powiem, byłam bliska złamania się, nawet już trzymałam cukierka w ręce, paczkę ciastek ale rzuciłam to i wyszłam z  domu na spacer. Chciało mi się walić głową w mur, poryczałam się raz nawet ale dałam radę i to jest fajne. Cierpiałam katusze ;) Wiadomo poniekąd nasz kobiecy organizm i to co się z nami dzieje by było usprawiedliwieniem ale cieszę się, że mimo tego przetrwałam. Czy tak będzie zawsze, nie wiem. Teraz musiałam i chciałam wytrwać w tym wyzwaniu bez słodyczy.
Upiekłam też szarlotkę,  do ciasta dałam o połowę mniej cukru niż w przepisie, do jabłek wcale i mąkę pszenną zastąpiłam mąką pełnoziarnistą. W mojej wersji nie ma też posypki z cukru pudru czy polewy z lukru.To dodaje smaku ( i pewnie u przyjaciołki to uczynią) ale moim zdaniem nie jest koniecznoscią. Zabieram właśnie ciacho do wspomnianej  przyjaicólki, ja się nie skuszę bo nie mogę ale ogólnie polecam Wam takie zamiany robić , ciasto to zawsze ciasto ale wtedy nawet dla osoby na diecie zjedzenie kawałka nie jest chyba wielką zbrodnią ;)
Buziaki :)

27 sierpnia 2014 , Komentarze (10)

Pisałam już kiedyś, że moją największą zmorą i kompleksem jest brzuch, ta opona, fałda tłuszczu. U mnie to ona jest pod pępkiem, okropny zwał tłuszczu. Widoczny, odznaczający się pod ubraniami, blee. Zrobiłam temu potworowi zdjęcie 1.08, kolejne zrobię 1.09, kolejne 1.10  itd. Postanowilam też, że jak dobiję może do 80 kg ( teraz jest coś w granicach 88-90, ważenie w sobotę to się okaże ) to będzie to dobry czas by już Wam pokazać te zmiany i wtedy ujawnię te zdjęcia. Ale  teraz do rzeczy. Czytałam gdzieś, że okolice brzucha i górnej części ud to te z których najtrudniej się gubi i spadają na koniec. W moimi przypadku uważam, że tak jest. Fałda nadal jest ale ale coś jakby mniejsza. Nie jest to kolosalna rożnica rzucająca na kolana ale ostatnio mama powiedziala mi, że jest dobrze bo nie mam już takiego brzucha no i widzę też to sama po ciuchach. Bluzki pod którymi do tej pory fałda się odznaczala zaczynają robić się w tej okolicy luźniejsze i już nie opinają tak tego potwora eksponując go światu;) To bardzo budujące widzieć efekty, małe bo małe ale pomału do celu. Na mnie działa to motywująco, chociaż czasami by się chcialo, już,szybciej, natychmiast ale wiem, że się nie da więc cieszę z małych efektów. Wiadomo, waga czasami pokazuje różnie i robi psikusy ale dzięki diecie i regularnym ćwiczeniom niezależnie od stanu na liczniku tak czy siak ciało się zmienia na plus i to jest fajne :) Pisalam tez kiedyś, że boję się wiszącej skóry i tego jak to miejsce będzie wyglądało po tym całym odchudzaniu ale póki co walczę by wyglądąło dobrze - ćwiczę, masuję, wklepuję kremy i staram się być dobrej myśli.
Sympatycznego dzionka :*

26 sierpnia 2014 , Komentarze (8)

Jak już pisalam od soboty mam bana na słodycze. Dobrze jest, daję radę, nie ciągnie mnie, nie zjadłam nic w dzień dozwolony. Fajnie aczkolwiek nie triumfuję zbytnio bo jak już pisałam ja słodycze jakiś czas temu mocno ograniczyłam więc etap bycia na głodzie już dawno za mną i dlatego pewnie teraz mi łatwiej. Ale ogólnie jest pozytywnie :)
Miłego wieczorku :)

24 sierpnia 2014 , Komentarze (6)

Podziwiam osoby, które calkowicie potrafią zrezygnować ze slodyczy i w tym wytrwać. Ja nigdy tak radykalnej próby nie podjęlam, uważałam, że to konieczne nie jest. Lubię słodycze :D Doprowadzily mnie one do  ciężkiej kategorii wagowej ale mimo wszystko lubię je :D
Owszem, odchudzając się bardzo mocno je ograniczyłam i okazało się, że da się z tym żyć, da się wytrzymać. Początkowo ciągnęło bardzo, z czasem coraz mniej a teraz jak sobie na coś pozwalam to delektuje się smakiem.Raz w tygodniu w ramach przyjemności sobie na coś słodkiego i mocno zakazanego pozwalam. Czasami w tygodniu też , wtedy by zbytnio nie szaleć to  najczęściej jest to gorzka czekolada , to takie złe nie jest ale zdarzają się ustępstwa i zamiast gorzkiej wpada coś mniej "zdrowego". Takie ustępstwa są sporadyczne ale są, jeden dzień w tygodniu by grzeszyć jest zaś na stałe. Pasowalo mi to, chudnę, na wagę to nie wpływa. Ale tak sobie pomyślalam, że warto mierzyć się ze swoimi słabościami,warto podejmować wyzwania. I wczoraj podjęłam, calkowita rezygnacja ze słodyczy. Uwaga, uwaga, teraz się trzymajcie bo padniecie ze śmiechu ... rezygnacja na całe DWA TYGODNIE. Hahaha. Mało, krótko , wiem. Akurat dwa tygodnie stuknie w imieniny koleżanki i wtedy zjem ciasto albo nie zjem, zobaczymy. Wiem, że to w sumie żadne wyzwanie ale jak wspomnialam ja już się mocno ograniczylam i nie czuję wielkiej potrzeby na więcej. Chcę po prostu tak zwyczajnie się sprawdzić, czy nawet w te dozwolone dni wytrzymam. Dzisiaj właśnie jest ten dzień i nie mam wyjścia, nie jem nic słodkiego. Słodkiego, mam tu na myśli czekoladę, cukierki, batony, ciastka, ciasta, żelki. Nie wliczam tu chipsów czy innych słonych przekąsek bo też juz dawno odstawilam i sięgam po nie raz do roku.
Po tych dwóch tygodniach zobaczę co dalej,może będę kontynuowala wyzwanie :)

23 sierpnia 2014 , Komentarze (7)

Dzisiaj dzień ważenia i miałam powitać moje upragnione 8 z przodu ale nie wiem, nie zważyłam się. Żle się czuję, jestem przeziębiona, od środy nie ćwiczę bo lejący się katar z nosa i gorączka mi w tym przeszkadzały. Mimo, że jest już ciut lepiej, nie gorączkuję i katar mi tak nie dokucza to jeszcze czuję się niewyraźnie, lekko zdołowana. Sądzę, że to wina choroby. Stąd też może ten mój wtorkowy dzień słabości, bo już wtedy mnie rozkładało i się średnio czulam. Zastanawiam się ćwiczyć już dzisiaj czy nie  ale może jeszcze sobie odpuszczę bo się załatwie jeszcze gorzej i dopiero będzie. Dietę trzymam więc sądzę, że waga w najgorszym przypadku stoi w miejscu. Nie chcę się ważyć bo przez złe samopoczucie nie chcę w razie czego się dobijać ;) Jeśli by było dobrze to super, a jeśli nie albo niewiele by się zmienilo to normalnie bym to przyjeła ok ale teraz to przez to złe samopoczucie bym miala większego doła i się zadręczala przez weekend. A po co mi ;)  Zobaczę za tydzień jak jest.
Miłego weekendu :)

20 sierpnia 2014 , Komentarze (4)

Jako tako upływa mi ten tydzień. Wczoraj miałam słabszy dzień i zjadłam więcej niż powinnam. Nie mogłam a może nie chciałam oprzeć się tym pysznym kluchom i kotlecikom ;) Nie był to ten dzień gdy sobie na coś lub na więcej pozwalam więc po fakcie średnio mi z tym. Ćwiczyłam też więc może skutków ubocznych nie będzie, zresztą to nie było totalne obżarstwo, ot trochę więcej niż dotychczas. Zamiast jednego kotlecika 3, zamiat 3  klusek 6 i 2 ciastka. Rano poczułam  w związku z tym ( pewnie trochę przesadzam i to tak z wyrzutów sumienia ten lekki dół) , że chyba moje wymarzone 8 z przodu to jeszcze nie w tym tygodniu ale nie wiem, zobaczymy w  sobotę.  Było blisko także no, oby :)
Jestem duma z moich osiągnięć , z tego jak sobie daję radę z  walką z kilogramami ale ideałów nie ma i nie zawsze idzie mi perfekcyjnie, właśnie czasami mam takie  wpadki. Póki nie jest to norma i nie jest to wrzucaniem w siebie bez oporów wszystkiego co pod ręką to chyba nie ma się czym przejmować chociaż zapewne lepiej bym się psychicznie czuła gdyby tego nie było. 
W dodatku wkurza mnie moja sieć telefoniczna, jak oni czegoś chcą to z byle pierdołami wydzwaniają jak szaleni a jak człowiek poprosi o fajną ofertę i telefon dla stałego (od 10 lat!) klienta to nie mogą się ogarnąć już od tygodnia i czegoś przedstawić. Chociaż znając życie to jak przedstawią to też nie wiadomo będzie czy się śmiać czy płakać nad tą mega ofertą ;) 
No to ponarzekałam, miłego dnia :)

19 sierpnia 2014 , Komentarze (31)

Wiem, że są różne teorie na ten temat, wiem, że są ludzie przy kości , którzy są przeszczęśliwi ale ja napiszę tylko i wyłącznie o moich odczuciach. Nie neguję innych zdań ale ja  mam takie odnośnie siebie  i tyle  :)
Gdy już będę zgrabna to będę szczęśliwa. Może inaczej, szczęśliwsza, o tak. Bo nie powiem, że teraz jest mi strasznie źle, że moje całe życie to jedna wielka udręka. Mam chwile radości. Ale też wiem jak się czułam nie mając tylu kilogramów, jak bylo mi łatwiej, lepiej. Dlatego gdy schudnę to wiem, że do tego co jest teraz dołożę kolejną cegiełkę radości. 
Nadprogrmowe kilogramy trochę mnie zablokowały, zrobiłam się trochę wycofana, zamknięta w sobie, wolalam się ukrywać.Gryzły mnie kompleksy. Zgubiłam już wiele kilogramów i jest lepiej, już nie jestem taka wycofana, nie boję się ludzi ale muszę jeszcze zgubić resztę bym wylazła całkowicie z tej swojej skorupy.
Pomijając najważniejsze kwestie zdrowotne to gdy osiągnę wymarzonę wagę w końcu będę mogła się ubrać jak chcę i w co chcę a to poprawi mi samopoczucie. Wraz ze zgubieniem kilogramów chcę też coś zmienić w swoim życiu, mam dość stagnacji. Chciałabym zmienić pracę, robić coś nowego. Niekoniecznie w zawodzie. Marzy mi się coś własnego. Czuję po prostu , że potrzebuję zmian. Chcę też zacząć korzystać z życia, cieszyć się chwilą, dobrze się bawić, umawiać się z facetem.Niby teraz też bym mogła ale mam blokadę w postaci kilogramów, wiem jak było jak ich nie było. Oczywiście nie rzucam się na głeboką wodę. Najpierw chudnę, na tym się skupiam, jak już osiągnę swój cel czy będę blisko to zacznę myślęć o innych aspektach życia i postaram się dążyć wtedy do kolejnych pozytywnych zmian.
Miłego dnia :)

18 sierpnia 2014 , Komentarze (6)

Nowy tydzień, ciągle ta sama walka :) Jestem już po treningu, zaraz śniadanie.
Jestem podekscytowana tym nowym tygodniem bo jeśli wszystko pójdzie dobrze to za tydzień będę miała 8 z przodu a to dla mnie  będzie czymś wspaniałym i będzie kolejnym kopem motywującym do dalszej pracy.Staram się jednak trochę  studzić emocje bo wiadomo, różnie bywa, niech akurat waga zechce na chwilę stanąć. Tfuu, odpukać :) Więc nie będę się za bardzo nakręcać ale ta nutka ekscytacji jest i będzie.

Udanego tygodnia Wam życzę, pełnego sukcesów i zapału do walki :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.