No i jestem. Jak było w święta? Bardzo milusio, rodzinnie i spokojnie. Do wigilii męczyła mnie jakaś grypa żołądkowa z mocnymi biegunkami, lekarka ratowała mnie silnymi środkami przeciw biegunkowymi i lekami na odwodnienie. Waga leciała na łeb na szyję, a ja byłam na maksa odwodniona, ale już w dzień wigilii jak ręką odjął wszystko minęło a waga się ustabilizowała (obecnie ciut wyższa niż na pasku przez świąteczne smakołyki i alkohol) . Wigilia u mnie, wraz z rodziną siostry. Było kolędowanie, były piękne życzenia i potrawy smaczne (nawet na wynos pakowane na życzenie gości , także nic się nie zmarnowało), likierki domowej roboty i gwarne wesołe rozmowy do późna. W pierwszy dzień świąt z rana na cmentarz na groby bliskich zmarłych, potem kilka godzin u teściowej (i tu mały incydent bo padł nam w samochodzie akumulator ale jakoś udało się wrócić do domu). U teściowej wiadomo siedziałam jak na szpilkach i byle do domu, nie toleruję tej kobiety, ale że to rodzina męża to nie wypada nie odwiedzić. Wieczorem impreza u kuzynki Ewy imieniny, tam grzecznie o wodzie z cytryną u teściowej też nie pojadłam, bo nawet niczym nie częstowała, a sorki jakiś suchy kupny makowiec i w pół rozmarznięta wędlina położona na stole kiedy mąż poprosił by poczęstowano mnie czymś bo jestem na lekach i muszę do tabsów czymś przegryźć.
W drugi dzień świąt błogo poleniuchowałam z mężem w łóżku z TV , tak więc prócz wyjścia na mszę nie ruszaliśmy się z domu. W sobotę 30go zrobiłam na spontana imprezkę, jakoś tak wyszło, zrobiłam tiramisu a że całej blaszki sami nie zjemy to zaprosiłam rodzinkę, zrobiłam sałatki, marynowane prawdziwki wyjęłam ze spiżarki no i tu sobie poluzowałam, za dużo alkoholu i za dużo żarełka , pękałam a waga się wkurzyła. W Sylwestra mimo zaproszenia na domówkę nie ruszaliśmy się z domu prócz kościółka, oboje padaliśmy, leczyliśmy kaca i odsypialiśmy , także już nawet nie doczekaliśmy północnego toastu tylko o 22.00 zasnęliśmy. Jedynie psy mnie wybudziły podczas huków fajerwerków. Toast noworoczny i życzenia były 1go.
Między czasem świątecznym tj. czwartek miałam długo wyczekiwaną wizytę u endo-ginki. Porobiła cytologię, USG jajników, przeglądła wyniki badań, dała tabsy na zbijanie TSH, wypisała listę kolejnych kosztownych badań dla mnie i dla męża, także już jutro mam wizytę u diabetolog (prywatnie bo państwowo idę do niej na koniec lutego) ma mi zmienić tabsy na insulinę, bo nie mogę ich łykać starając się o baby. Jutro wieczorem jeszcze trzy badania na posiew z kanału szyjki macicy, potem drożność jajowodów, stymulacja, seminogram nasienia w przyszłym tygodniu. I w czwartek tez mieliśmy już kolędę księdza, także z głowy to już.
W sobotę jeszcze ostatnia na ten czas imprezka imieniny i urodziny siostry+urodziny jej syna (planuję mu kupić w ramach prezentu elektryczną maszynkę do golenia, bo coś wspominał o tym), a dla siostry nie mam jeszcze pomysłu.
Z Nowym Rokiem wróciłam do orbiego (bo przed samymi świętami i w same święta odpuściłam) . Dzisiaj wieczorkiem jadę z mężem na aqua aerobik i pomęczę orbiego jak tylko uwinę się z produkcją ruskich pierogów dla męża na dzisiejszy obiad i na zapas do zamrażarki, dla siebie przygotowałam halibuta z surówką, zaraz jeszcze przygotuję produkcję domowego jogurtu naturalnego, także wracamy do starego stylu treningowego i jedzeniowego