Mój pierwszy dzien w nowej szkole.Stoję pod scianą sama,zdenerwowana i nie znam tu nikogo.Wszystko mnie przytłacza i przeraża ,mam ochotę jak najszybciej stąd zwiac,ale ... nie mogę .Rozgladam się dokola i nie rozpoznaję zadnej twarzy.Wszytko jest dla mnie zlowrogie , a to powietrze...ono wazyv chyba z tysiac kilogramow!.jeszce pol roku temu wysmialabym kogos kto powiedzialby ,ze tak wygladac będzie dzien ,na ktory czekalam juz od mojej pierwszej młodzienczej klotni z rodzicami.
Pamiętam to...niezla byl awantura.nie chcieli pozwolic mi p$ojsc na imprezę,ktora organizowal jeden koles z rownoleglej klasy.Poznalam go na poprawie testu z biologii .Przyszedl na nia kompletnie nieprzygotowany,ale za to bardzo pewny siebie.Odwracal sie do mnie bez przerwy ,gdyz traf chcial,ze siedzialm za nim.Gdy tylko poczulm,ze chce wlepic wzrok w moja kartke ,odwracalm ja na druga strone.Nie bylam kujonem,ktory mysli tylko o sobie ani zolza,ktora nie potrafi pomagac,ale ta jego pewnosc siebie byla tak bardzo zenujaca,ze chcialam nieco utemperowac mu nosa.pocztkowo wydawal sie niezadowolony,bo uslyszalam kilka siarczystych przeklenstw,ktore cicho rzucal pod nosem,ale potem najwyrazniej zaczela podobac mu sie moja nieustepliwosc.Po kilku podejscisch zrezygnowal i sciagnal od dziewczyny po jego prwej stronie.,ktora na dodatek wydawla sie byc przeszczesliwa z tego powodu.Nie przestawala się usmiechac,poprawiac wlosy i spogladac w swoje male,okragle lusterko.Zerkala na Emila niby to ukradkiemm ,ale w taki sposob,zeby zauwazyl ,ze nie jest jej obojętny.On rzucil jej kilka razy szybki, ewidentnie wymuszony usmiech.Robil to tylko po to,żeby ja wykorzystac i ona to wiedziala,ale jestem pewna ,ze dziewczynie i tak za kazdym razem miekly nogi.W tym samym momencie odsunelismy krzeselka i pomaszerowalismy w strone nauczycielki,by oddac klasowki.Niezla z niej byla aktorka .Przez cala godzine udawala,ze absolutnie nie widzi ,jak Emil zeruje na tej biednej dziewczynie!katem oka dostrzeglam jeszzcze zazdrosne spojrzenie wyzej wspomnianej dziewczyny.
Gdy tylko zamknely sie drzwi klasy ,udalam sie pewnym krokiem do wyjscia.Slyszalam,ze chlopak idzie tuz za mna,ale nie zwracalam na niego najmnejszej uwagi.W koncu jego ramie znalazlo sie obok mojego i mimowolnie spojrzalam w jwgo strone.Usmiechal sie jadowicie ale jednak z nutka uznania.
-fiu fiu.Niezla jestes,jak Ty Tam?Lili?-przeczytal moje imię z idiotycznego identyfikatora ,ktory musial nosic kazdy uczen szkoly,jesli nie chcial dostac nagany.-lili Kowalski?ha!to bład ,w zpisie,czy naprawde tak sie nazywasz?
-nie twoj interes-rzucilam ostro i spojrzalam mu w oczy najsrozej jak tylko potrafilam.
-spokojnie,bez nerwow.Chcialem tylko zapytac ,czemu mi nie pomoglas?przeciez nie znalem odpowiedzi na zadne pytanie!-zrobilminę zbitego psa,a mnie na ten widok zrobilo sie niedobrze.
-nie rozumien,przeciez swietnie sobie poradziles...usmiechnelam sie zjadliwie.bingo.calkowicie zbilam go z tropu-poza tym nie mam obowiazku Ci pomagac.
-ale...ale przeciez...nawet nie wiesz jak duzo zalezy od tego sprawdzianu.-pauza.-..sluchaj w sobote robie impreze.bedzie kilka-szybko przeliczyl na palcach..no kulkunascie osob,wszyscy z naszej szkoly.moze wpadla bys i Ty?co,lucy?
zatrzymalam sie.nie spodziewalam sie takiego obrotu spraw.na dezwiek tej nadziei w glosie,robilo mi sie coraz bardziej dziwnie.nie odpowiedzialam.
-moze dalabys mi swoj nr? zadzwonie wieczorem i wzystko ci przyblize.
przyblize?hmmm ,zaintrygowal mnie.
-505-326...-wyrzucilam szybko,zaqlozylam kaptur i nie patrzac za siebie,poszlam do domu.
rodzice nie wysluchawszy mnie do konca,od razu powiedzieli nie.nie bylam typem dziewczyny-imprezowiczki,nigdy mnie to nie krecilo i dlatego ta wiadomosc wzbudzila ich podejrzenia.nigdy nawet nie bylam na zadnej powazniejszej imprezie,zawsze mowial,ze mam cos do zrobienia.ale teraz naprawde chcialam pojsc i wlasnie ze wzgledu na moja wieczna powsciagliwosc,rodzice powinni byli pozwolic mi na to pozwolic.ale nie pozwolili.w gruncie rzeczy nie o impreze tu chodzilo,ale o chlopaka,ktory ja organizowal.kiedy Emil stal tak przede mna przestepujac niecierpliwie z nogi na noge,cos we mnie drgnęło.obserwowalam jak jego pewnosc siebie ulatuje i staje sie coraz bardziej nierzeczywista. wtedy wlasnie pomyslalam,ze to moz byc to .
Koncem koncow impreza i tak skonczyla sie przed 12,gdyz sąsiedzi zadzwonili po policję,bo przeciez cisza nocna i nieletni pijani.towarzystwo rozeszlo sie do domow.
obudzil mnie elefon .dzwonil Emil,informujac mnie,ze czeka pd moim domem i ze mam 5 minut ,zeby zebrac sie ,bo zabiera mnie na spacer.poszlam.nie chcialam byc juz grzeczna dziewczynka bez prawa glosu.
pierwsze tygodnie z Emilem byly fantastyczne.bylam nim oczarowana dokladnie tak samo jak dziecko nowa zabawka.chociaz nasz pierwszy wspolnie spdzony wieczor byl absolutnie niezapomniany,to i tak nie zapomnialam rodzicom tego braku zaufania do mnie do konca zycia...ich zycia.Ten koniec nastapil niezwykle szybko i niespodziewanie .
Rodzice zginęli w porzaze,ktory wybuchl w naszym wielkim domu na obrzezach Warszawy.Przyczyną byla uszkodzona instalacja elektryczna ,ktora kilka dni wczesniej naprawiana byla przez jednego z tych od siedmiu bolesci pseudofachowcow.Tata reperowall w garazu rower,ktory jego coreczka przez jeden sezon dorowadzila do oplakanego stanu.Kiedy zorientowal się,ze cos się dzieje,pobiegl na ratunek mamie,ktora byla w srodku.Znaleziono ich oboje ,trzymajacych się za ręce na parapecie okna w salonie na pierwszym piętrze.Probowali wydostac się przez okno,ale nie zdazyli.Bezosrednią przyczyna smierci ich obojga bylo uduszenie.
.Kiedy tego dnia wracalam ze szkoly,wszystko wydawalo mi sie jakies takie niepokojaceCzulam,ze cos jest nie tak..Wszystkie domy,ktore mijalam codziennie odczas mojej wędrowki i ktore ogladalam tysiace razy,wydawaly mi sie zupelnie nie do poznania.Sasiedzi przypatrywali mi się z daleka takim dziwnym wzrokiem ,ktorego wtedy nie moglam rozszyfrowac.Jeszcze nigdy nie widzialam ich wszystkich naraz. .Stali zebrani w grupach i cicho rozmawiali.Nie potrafilam rozroznic slow,ale w ich glosach dalo sies slyszec napiecie.Pamietam,te smutne twarze i wyraz wspolczucia wypisany na nich.Teraz wiem,o co chodzilo.Ten wzrok mowil : ona jeszcze nie wie.
Byl chlodny jesienny wieczor ,na dworze porzadnie sie juz sciemnilo.Powietre bylo mroźne ,zapowiadalo szybkie nadejscie zimy.Ciagle staralam sie przyspieszyc kroku ,ale buty zatapialy mi sie w gestym blocie ,ktore pikrywalo niemalze caly chodnik.Zeschnięte liscie chrzęścily glosno pod moimi stopami,co przeszkadzalo mi ,bo strasznie przyciagalo uwage.Mimo rosnacego we mnie zaciekawienia,staralam sie unikac tych spojrzen, nie zwracalam uwagi na te wszystkie dziwne okolicznosci.Gdy dotarkam do ogromnego dębu na skrzyzowaniu,odetchnelam z ulga i nieco zwolnilam,wiedzialam ,że do domu zostalo mi juuz tylko kilkadziesiat krokow.i wtedy wszystko sie zaczelo.W twarz uderzyly mnie niebiesko czerwone swiatla radiowozow i wozow strazackich.Poczulam gryzacy dym,ktory wdzieral sie w me pluca. Zaczelam biec ,zrzucajac po drodze torbę z ramienia.Dobieglam do bramy i natychmiast zostalam zatrzymana przez policjanta.Nie pamietam jak wygladal,zlapal mnie za ręce i nie pozwolil isc dalej.Ponad jego ramieniem ujrzalam dogasajace juz plomienie...i cos na ksztalt moego pięknego domu.Spojrzalam policjanowi w oczy i z desperacka furia zaczelam sie wyrywac.
-Mamo! - krzyczalam przerazona swoim wlasnym glosem ,ktory po dzis dzien slysze ,gdy tylko zamknę oczy.
Ktos odciagnal mnie od policjanta ,odgarnal wlosy lepiace sie do czola i mocno zamknal w ramionach .Upadlam na kolana.To byla Ciocia Ania.Plakala. jeszcze nigdy nie widzialam jej takiej slabej.
***********
.Zawsze pragnęłam wyrwac sie ze swiata,ktory mnie otaczal,uciec od rodzicow ,ktorzy tak bardzo mnie ograniczali,od znajomych,ktorzy mnie nie rozumieli .Chcialam przeprowadzic się do mojej ciotki do Wroclawia i calkowicie zmienic otoczenie.No i prosze ,moje zyczenie sie spelnilo,gdyz mieszkam obecnie w obcym miescie ,z kobieta ,której tk wlasciwie w ogole nie znam.wczesniej z ciotka dogdywalysmy sie niezle,a tu nagle okazuje sie,ze nie mamy o sobie zielonego pojecia i,ze teraz ...teraz oddalabym bardzo duzo,zeby powrocily tamte czasy.czasy w ktorych mialam dla kogo zyc,kiedy to rodzina kojarzyla mi sie z cieplem a nie pustką,a przyjaciele ze spontanicznoscia a nie z litoscia,bo nie o takie zycie mi chodzilo.
Moja przeprowadka do ciotki byla oczywista dla obu stron,poniewaz ,wzystko bylo ustalone jeszcze kiedy rodzice zyli. Ja mialam za zadanie zdac do brze egzamin gimnazjalny i pracowac nad samodyscylina ,a ciotka nauczyc moja mame jak obslugiwac skype'a,zebysmy mogly byc w stalym kontakcie. Ja dotrzymalam slowa,a ciotka nie zdazyla, kiedy to moje zycie zmienilo się w jedna wielka rozpacz.
Teraz stoje przy tej zimnej scianie, po policzkac plyna mi lzy.Przyzwyczailam sie do tego,gdyz placze bez przerwy zasypiajac,ogladajac telewizję ,zaraz po przebudzeniu,kiedy biorę prysznic...nie wiem dlaczego.w niczym mi to nie pomaga,ale nie potrafie sie powstrzymac.Ciotka nie jednokrotnie namawiala mnie na wizytę u psychologa,az w koncu sama wyladowala na kozetce.ja nie widzę takiej potrzeby.Moj stan to rzecz naturalna,w koncu nie kazdy dzieciak w moim wieku traci dwoje rodzicow jednoczesnie.Wiwm,ze poradze sobie sama ,ale poki co,musze uczestniczyc w tych idiotycznych psychologicznych gierkach,ktorych ciotka uczy ie na swoich sesjach .Ona naprawde sie o mnie martwi,sama tez nie jest w prostej sytuacji.owszem,wszystko jest tak,jak mialo byc,mieszkam u niej ,tak,jak bylo to zaplanowane,ale zamiast uśmiechnietej i optymistycznej malej Lu,ktora znala wczesniej i ktora jej obiecano,dostala przejechana prez zycie i nieco zgorzkniala Luce.Nienawidze tego,ze musze bez przerwy stwarzac pozory,udawac,ze naprawde interesuje mnie to,ze ciotka wlasnie opracowala ze swoja Pania psycholog nowa metode na to,jak wyciagnac mie zx depresji.Ale znosze to bez najmniejszego sprzeciwu dlatego wlasnie,ze ta Kobieta to sotatnia osoba,ktorej losem sie przejmuję.Zalezy mi na niej .Cholernie.
Skonczyly mi sie chusteczki,a jestem juz konkretnie zaryczana.Nie mogę wyjsc teraz do toalety,w srodku calej tej szopki,wiec biore dwa wdechy i ocieram lzy wierzchem dloni.Rozgladam sie po sali i widze dwie niewysokie dziewczyny,ktore spogladajac przed siebie nie przestaja chichotac,dlugowlosego chlopaka siedzacego na czarnej,skorzanej torbie z glowa oparta na dloni i lekko przymknietymi oczami ,dziewczyne w -jak na te okazje- zbyt krotkiej spodniczce i mega wysokich czarnych szpilkach ,no i reszte zwyklych ,szarych ,ziewajacych ludzi.zastanawiam sie ,z ktorymi z nich bede skazana spedzac ten caly rok.
Rozgladam sie ponownie ,pragnac choc troche zapamietac z tego dnia,w razie gdyby ciotce pzyszlo do glowy zadawac jakies pytania ,az W kacie sali na malym podescie dostrzegam chlopaka .Musial przygladac mi sie od dluzszego czasu,ale nie zaklopotalo go to ,ze o tym wiem,w ogole nie sprawia wrazenia kogos,kto czymkolwiek sie przejmuje.Speszylam sie troche ,bo przeciez musial widziec ,ze placze.Jestem pewna ,ze jest starszy ode mnie ,ale to bardzo dziwne,bo to rozoczecie roku wylacznie dla pierwszych klas.Wyglada ,jakby dopiero co urwal sie z jakiejs imprezy,bo ubrany jest w czarny sportowy dres ze sciagaczami,granatowe sportowe buty,na glowie ma czapkę z daszkiem.Jest z nim kilku chlopakow,kazdy z nich rozni sie od siebie tylko kolorami butow.Wyrozniaja sie, jak nie wiem co na tle tych wszystkich bialych bluzeczek i czarnych spodniczek.mnie jednak najbardziej interesuje chlopak,ktory tak uparcie na mnie patrzyl.Przeciągam wzrok nieco wyzej po jego muskularnym torsie i ramionach,jestem pewna,ze musi duzo trenowac,widze ostry zarys szczeki ,policzki,na ktorych widnieje sexowny,lekki zarost,zupelnie ,jakby byl stala czescia jego wizerunku i ...oczy.Nigdy dotad nie widzialam tak czarnych ,głębkich,szklistych oczu.
-Klaso 1 a ,proszę za mną,klaso 1 a!!!-slysze i nagle wyrasta przede mna niewysoka i tęga kobieta .Nie do konca docieraja do mnie jej slowa, bo stoje jak wryta i nie moge sie otrzasnac.Proobuje siegnac wzrokiem za jej ramie,żeb moc jeszcze raz ujrzec tego chlopaka,ale jest tak duza,ze nie widze nic oprocz jej ogromnych,scisnietych piersi.Nienawidze jej za to od pierwszego wejrzenia ,ale poslusznie wypelniam polecenia i ustawiam sie w rzadku za ludzmi z mojej klasy.Biore kilka gebokich wdechow ,a Kiedy robi sie troche luźniej i wszyscy powoli opuszcaja sale ,jeszcze raz probuje odszukac chlopaka.i jest!ten wzrok,skierowany w moja strone,wywoluje dreszcz na calym moim ciele.jest cos jeszcze,usmiech,najpiękniejszy usmiech,jaki do tej pory widzialam.
nie pamietam nawet drogi z sali gimnastycznej do sali .caly czs zastanawiam sie ,czemu tak duze wrazenie wywarl na mnie ten koles,bo przeciez nawet sie nie znamy...a moze wlasnie jest inaczej?moze spotkalismy se gdzies kiedys na ulicy,moze tak jak ja,pochodzi z wroclawia,a ja zwyczajnie nie moge skojarzyc jego twarzy.tak przeciez czesto sie zdarza,ludzie miezkaja obok siebie,codziennie mijaja sie na ulicy ,na straganie,w przejsciu podziemnym ,w tramwaju,a zwyczajnie sie nie zauwazaja.moze chodzilismy razem na jakies warsztaty?rok temu przyjechalam do ciotki na 2 tygodnie wlasnie po to,aby wziac udzial w warsztatach dziennikarskich.bylo tam duzo ludzi ,moze wsrod nich byl on.nie,to nie jest mozliwe.po pierwsze nie interesuje go nauka, to jest nawet bardziej niz pewne.przewaznie staram sie nie oceniac ludzi po wygladzie ,ale od niego bilo to na kilometr.po drugie, ma w sobie cos takiego,że nie sposob go przeoczyc.ten usmiech..
z zamyslenia wyrywa mnie dzwiek klucza przekrecanego w zamku.to nauczycielka otwiera drzwi do klasy i z zaskoczenim gapi sie na moj szeroki usmiech.
-co sie z Toba dzieje!?-ganie sie w duchu i z wielka starannoscia stawiam kolejne kroki ,zajmuje pierwsze krzeselko jakie widze i kladac torbe na soliku,wciagam gleboko powietrze i co najwazniejsze,staram sie przestac usmiechac .nie musze sie dlugo zastanawiac,wiem doskonale, ze jestesmy w sali chemicznej.moj tata byl chemikiem,wykladal na uniwesytecie,ale lubil tez eksperymentowac w domu.nasza piwnica sluzylamu za laboratorium i wstep do niej,ze wzgledu na bezpieczenstwo moje i mamy byl surowo zabroniony.ja nigdy nie poszlabym w jego slady.od zawsze fascynowala mnie literatura,dziennikarstwo i pomaganie innym.mama zajmowala sie urzadzaniem wnetrz,miala mnostwo zlecen i milion pomyslow na minute.to wlasnie ze wzgledu na pasje moich rodzicow wyprowadzilismy sie ze wsi i kupilismy dom w warszawie.rodzice niemusieli juz dojezdzac godzinami do pracy i mieli wieksze szanse na rozwoj.mama urzadzila tez dom ciotki ,w ktorym obdcnie mieszkam.nie dziwne wiec,ze kocham ten dom.w kazdym z pomieszczen dostrzegam czastke mojej mamy,ktora tak bardzo roznila sie od ciotki,pomimo tego,ze byly siostrami.mama byla bardzo impulsywna,nowoczesna,nieco zwariowana i nieodpowiedzialna ,nie potrafila sie podporzadkowac,dlatego tez prowadzila swoja wlasna firme,zajmujaca sie urzadzanem wnetrz.zawsze szla na zywiol ,a jej motto zyciowe brzmialo: jakos to bedzie.Ciotka Ania ma glowę na karku i twardo stapa po ziemii.Zawsze przemysli swoje slowa,zanim je wypowie,uporzadkowana,elegancka i -podobnie jak moja mama-niezwykle piekna.
ja urode i charakter odziedziczylam po tacie.Klasyczne blond wlosy i niebieskie oczy,nuda i nic specjalnego.tata takze bylprzystojnym i postawnym mezczyzna,ale zawsze chcialam wygladac jak mama.ona byla naprawde wyjatkowa,miala kasztanowe ,dlugie do bioder,krecone wlosy ,ktorych nigdy nie zniszczyla farbowaniem ,ani zadnym fryzjesrkim zabiegiem.byly zjawiskowe ,niezwykle zdrowe i grube.oczy mojej mamy byly zielone i przypominaly oczy kota,co tylko dodawalo jej uroku.moje wlosy od zawsze byly bardzo cienkie ,nie pomagaly witaminy i odzywki,poprstu nie te geny.nigdy nie udalo mi sie zapuscic dluzszych niz do pasa ,choc zdaniem dziewczyn z bylej szkoly to i tak swietny wynik.mnie sie nie podobaly,podobnie jak moje oczy,zimne jak ocean,identyczne jak oczy taty.jedyne ,z czego moglam byc dumna,to figura.mialam ja po mamie i wlasnie dlatego tak mi sie podobala.mama nigdy nie byla szczupla,chociaz bardzo sie starala,ale byla niesamowicie kobieca i zgrabna,miala bezbledny tylek i duze piersi,podobnie jak ja,tyle tylko,ze ja do tego posiadalam talie osy.rodzice byli ze mnie bardzo dumni ,dlatego,ze posiadalam cechy i jednego i drugiego.
-wszystko w porzadku?-slysze jak przez mgle.otrzasam sie i staje oko w oko z gruba baba,moja Pania Profesor.rozgladam sie,wszystkie oczy skierowane sa w moja strone.
-tak...-wybakuje zdezorientowana.jestem pewna,ze moja twarz jest juz cala czerwona.przeklete uroki bycia blondynka.
-Placzesz?-slyszę,ze Pani Profesoe trochę sie niepokoi.
-nie..to tylko...zapalenia spojowek.-odpowiadam bardziej pewnym siebie glosem ,niz sie spodziewalam-w zaden sposob nie mkogesie tego pozbyc-dodaje i usmiecham sie przeprszajaco.
nauczyielka tylkko kiwa glowa i wraca do wyglaszanej kwestii.ha!zapalenie spojowek ,dobre sobie.oczywicie, ze plakalam i,jak zwykle, nawet nie wiem kiedy sie to zaczelo.
slysze szum kartek,ktore wzyscy pospiesznie wyciagaja z toreb.przypominam sobie ,ze ja takze ja posiadam,wiec otwieram swoj czarny kuferek i wydobywam z niego niebieski zeszyt z ogromnym czarnym ptakiem na okladce i pioro.nigdy nie uzywam dlugopisu.przepisuje plan lekcji9,ktory naczycielka zdazyla juz zanotowac na tablicy iinformacje o ubezpieczeniu.docieraja do mnie slowa tej kobiety-nie wiem nawet cholera ,jak sie nazywa-o koniecznosci podpisania infirmacji prez rodziciw.robi mi sie goraco,bo czuję na sobie jej wrok ,gdy zklopotanym glosem dodaje -lub opiekunow prawnych.spogladam na nia z nienawiscia.ta kobieta wie o mnie wszystko i to na tysiac procent jest sprawka mojej ciotki.krew bulgocze mi w zylach,bo jak niby mam zaczac nowe zycie ,kiedy juz na starcie mam przypieta karteczke zagubionej sierotki?niech tylko ciotka wroci do domu...
krzeselka powoli zaczely sie odsuwac ,a wszyscy,glowa za glowa pomaszerowali w strone wyjscia.robię to ,co inni,chociaz nie mam pojecia ,kiedy padly slowa konczace spotkanie.
ide do domu ,zastanawiajac sie nad sensem mojej egzystencji w tym miescie.przytlaczaj mnie mysli o tym,ze nie pamietam nawet jednej twarzy z osob,ktore beda chodzile ze mna na zajecia.jestem wsciekla na ciotke,ale nie powiem jej o tym.dzis sroda,wie napewno po pracy wstapi na te swoja sesje u psychologa.wroci do domu szczesliwa i bedzie oplywac w wiare w swoje mozliwosci nawrocenia mnie do swiata zywych.wroci dosyc pozno,wiec edzie zbyt zmeczona,zeby dzis ze mna cwiczyc.bingo.nie bede jej tego psuc.wstapie do sklepu po cos na obiad,bo mam juz dosyc chinszczyzny i kebabow,ktore ciotka zamawia w pobliskich restauracjach.nie potrafi gotowac,ale bardzo stara sie ,zebym choc raz w ciagu dnia zjadla cieply posilek,dlatego zwozi do domu te paskudztwa.na moje szczescie,swego czasu spedzalqm z mama bardzo duzo czasu w kuchni,dzieki czemu gotowanie nie jest mi obce.postanawiam przespacerowac sie po miescie,zeby choc troche poznac okolice,poza tym ostatnimi czasy bardzo rzadko wychodze na swieze powietrze,przez co moja blada cera stala sie wrecz ziemista,jak u trupa.jak cera mojej mamy,ktora widzialam w trumnie.
wygladala zupelnie tak,jakby byla pograzona wglebokim snie.jedyne,co moglo zdradzic jej stan,to zapadnite policzki,ktore za zycia yly bardziej niz pucolowate.jej dlugie ,ciemne wlosy nie stracily ani odrobiny blasku,a na twarzy nie bylo widac zadnego nieprzyjemnego grymasu.
tata nie mial tyle szczescia,gdyz jego lewy policzek pokrywala spora rana poparzeniowa,ktora zarobil,kiedy wbiegl w plomienie na ratunek mamie.Zanim..zanim stalo sie to ,co sie stalo,musial krzyczec,bo znleziono go z otwarttymi ustami i oczami i za zadne skarby facet z zakladu pogrzebowego nie mogl mu ich zamknac.Nawet w trumnie mial je nadal lekko rozchylone.Ku mojemu zaskoczeniu wlosy taty,ktore zawsze byly koloru jasny blond ,staly sie calkowicie siwe.Jego tarz,pokazywala cierpienie,bardziej psychiczne niz fizyczne,jak podejrzewam,jakiego doznal w ostatnich chwilach swojego zycia,kiedy zdal sobie sprawe,ze jego zona nie zyje a on naprawde nie moze wydostac jej na zewnatrz.
czesto probuje sobie wyobrazic ,co rodzice musieli czuc,kiedy oboje wiedzieli,ze nie ma juz dla nich ratunku,ze odchodza z tego swiata,zostawiajac na nim swoje jedyne dziecko.Zastanawiam sie,czy tata zdazyl jeszcze zobaczyc mame zywa,porozmawiac z nia ,czy kiedy dotarl na miejsce,bylo juz po wszystkim i poprostu zlapal ja za reke i posadzil na parapecie ,probojac doprowadzic do zrodla tlenu.te mysli bola mnie najbardziej,bo wiem,ze nigdy nie poznam opdowiedzi na moje pytania.
ide przez park,ktory o tej porze roku wyglada jeszze bardzo korzystnie.jest pierwszy wrzesnia,slonce dogrzewa ,jakby w ogole nie zdawalo sobie sprawy z tego,ze nadchodzi jesien.powietrze jest cieple i przyjemne,zdejmuje kurtke,bo zrobilo mi sie strasznie goraco.cos wypada mi z kieszeni i z hukiem laduje na chodnik.ach tak,komorka.zapomnialam zuelnie ,ze zabralam ja z domu.podnosze ostroznie telefon i oceniam szkody.dotykowy ekran jest caly,jedynie lekko porysowany,obudowa lekko pęknieta,ale po odblokowaniu okazuje sie,ze telefon dziala jak zwykle.zaskakuje mnie liczba nieodebranych polaczen :7 od Emila i 2 od Ciotki.
Emil...przeciez mowilam mu,ze miedzy nami wszystko skonczone.Zdalam sobie z tego sprawe jeszcze dlugo przed cala katastrofa,ale jakos nie chcialam tego do siebie dopuscic.A moze po prostu balam sie zostac sama...teraz wiem,ze wszystkie plotki o jego romansach ,imprezach,na ktore chodzil beze mnie,kiedy to rzekomo źle sie czul i szedl wczesniej do lozka ,to nie byly plotki, a najprawdziwsza prawda.Emil od zawsze byl dupkiem i klamca,ale ja wierzylam w to,ze dzieki mnie dojrzal i sie zmienil.nic z tych rzeczy,tacy ludzie jak on nigdy sie nie zmieniaja.Zrozumialam to dopiero wtedy,kiedy caly miesiac po smierci rodzicow przelezalam w lozku ,oczywisci w domu ciotki,bo nasz dom,w warszawie,spalil sie niemalze doszczetnie,a moj ukochany chlopak nie zadzwonil do mnie nawet na sekunde.moglam wtedy umrzec z rozpaczy ,a on nawet by sie tym nie przejal.Dodatkowo na facebooku az roilo sie od fotek z imprez,na ktorych gosciem byl moj Emil,na kazdym rzecz jasna ,z inna dziewczyna .Ciotka wciskala mi,ze dla niego to tez jest trudna sytuacja i,ze po prostu nie wie,jak ma sie zachowac,gdy pokazywalam jej zdjecia twierdzila,ze moze w ten sposob odreagowuje stres.na poczatku mialam taka nadzieje i cierpliwie czekalam,ale potem zrozumialam,ze ciotka chyba nie wie ,co mowi.Powinien wtedy byc przy mnie i wspierac ,bo naprawde tego potrzebowalam.Nie wiem wiec,czego ten typ ode mnie chce.I nie chce wiedziec.Emil wyslal tez 5 smsow,ale ja nie czytajac ich,usunelam wszystkie.nagle,gdy troche sie pozbieralam ,zaczelam go obchodzic?Niech teraz on cierpi.
chodze sobie powoli,jak turystka ,najpierw przez duzy,wypielegnowany park.obserwuje starszych ludzi ,ktorzy powoli jak ja,nigdzie sie nie spieszac spaceruja,lub karmia zaprzyjaznione golebie.obiecuje sobie w duchu,ze nastepnym razem i ja zabiore ze soba kilka bulek,zeby podzielic sie z ptakami.oddzwaniam do ciotki i informuje,ze wszystko w szkole poszlo dobrze.ona zmartwiona mowi,ze bedzie musiala zostac dzis dluzej w pracy,zeby skonczyc projekt dla jakiejs niemieckiej firmy.uczucie ulgi,ktorego w tym momencie doznaje jest nie do opisania.po pierwsze ciotka bedzie zmuszona odwolac wizyte u psychologa , a ja unikne kolejnej terapii,jaka bedza bedzie chciala przeprowadzic na mnie, a po drugie mam jeszcze mnostwo czasu na przygotowanie obiadu i ciotka,zadna wiedzy,ktorej i tak nigdy nie stara sie wykorzystac,nie bedzie patrzec mi na rece i zagadywac.zapewniam ja,ze poradze sob ie sama i ,ze porozmawiamy jutro.przysiadam na lawce i ogladam zachd slonca,bo dzis jest naprawde piekny.W parku robi sie coraz luzniej ,a ja powoli robie sie glodna,wiec wstaje i rozgladam sie.musze teraz znalezc jakos drogr do domu.okazuje sie,ze przeszlam naprawde ladny kawal ,co gorsza nie bardzo skupialam sie na tym,w ktora wlascicie strone sie udaje.przechodze kilka metrow i docieram do przystanku autobusowego ,kupuje w automacie bilet ,modlac sie,zeby dwudziestominutowy wystarczyl.podchodze do tablicy na ktorej widnieje rozklad jazdy autobusow i kamien spada mi z serca,bo jest na nim nazwa przystanku na ulicy przy ktorej mieszkam.autobus ma zjawic sie za 25 minut,wiec mam jeszcze troche czasu ,zeby wstapic do sklepu .przechodze na druga strone ulicy,bo tam znajduje sie maly sklep,w ktorym bylam kiedys z ciotka.czesto kupuje tam owoce i warzywa,z ktorych ja robie swiezy sok.Sama nie wiem,co dzis ugotowac.zadna z zup nie wchodzi w gre,gdyz ja ich nie cierpię,w przeciwienstwie do ciotki,ktora moglaby jesc je na okraglo.napewno musi byc to danie szybkie ,najlepiej jednogarnkowe,gdyz nie jestem dzis w nastroju na urzedowanie w kuchni.decyduję sie na leczo ,w koncu sklad sie z wielu warzyw,a ja potrzebuje teraz zastrzyku witamin.otwieram drzwi sklepu ,przestepuje prog i slysze dzwoneczek,ktory informuje o tym ,ze nadchodzi klient.biore koszyk i podchodze do polki z warzywami.wkladam do niego kilka pomidorow,tackę pieczarek ,papryki ,czerwona i zolta ,po chwili namyslu dodaje tez zielona,gdyz lubie kolorowe dania.Wybieram sobie najwieksza cukinie i podchodze do kasy ,ale uswiadamiam sobie,ze zapomnialam o cebuli.cofam sie wiec i biore dwie,czerwona i biala,jeszcze raz upewniam sie,ze mam wszystsko ,czego potrzebuje i z czystym sumieniem poniwnie podchodze do kasy.Stoje w kolejce wpatrzona w swoje zablocone buty,podnoszę glowe ,by ocenic ,ilu ludzi stoi przede mna i przezywam szok.napotykam parę szklistych ,czarnych oczu ,ktore wpatruja sie prosto w moje .Rozpoznalabym je nawet na koncu swiata.jestem tak zaskoczona,ze nawet nie zdazam sie zestresowac.Pochwili oczy zaczynaja sie zwezac,spogladam nieco nizej i odkywam,ze ich wlasciciel sie usmiecha.kolana sie pode mna uginaja,i slowo daje ,ze ten usmiech jest absolutnie boski.Chlopak mierzy mnie od stop do glow ,usmiecha sie jeszcze szerzej ,po czym powoli odwraca glowe w strone zazenowanej kasjerki,ktora cala sytuacje musi obserwowac juz od kilku dobrych chwil.
-marlboro lajty-rzuca chlopak glosem tak niegrzecznym ,ze az staja mi wlosy na glowie.
-poprosze dowod-odcina sie kasjerka glosem przepelnionym cynizmem.ku mojemu zaskoczeniu on bez wachania wydobywa portfel z kieszeni dresu ,szpera w nim chwile,po czym podaje dziewczynie dowod osobisty.nie moge w to uwierzyc ,przeciez ten chlopak chodzi dopiero do 1 klasy liceum,nie moze byc pelnoletni,wiec natychmiast przychodzi mi na mysl,ze ten dowod musi byc podrobiony.moje kolezanki z Warszawy tez takie mialy,inaczej zaden ochroniarz nie wpuscilby ich nigdy na dyskoteke , a zaden barman nie sprzedalby drinka.tak samo jest zapewne z tym ,no,nazwijmy go Nike,zeby kupowac takie rzeczy,musi miec dowod,a zeby zdobyc dowod,musial niezle zakombinowac.proste.Kasjerka oglada dokument bardzo dokladnie ,rzuca Nike'owi wrogie spojrzenie ,po czym zrezygnowanym ruchem podaje papierosy.Nike kladzie na lade odliczona sume i bez pozegnania wychodzi ze sklepu.daje sobie i kasjerce chwile na ogarniecie emocji,wymieniam z nia spojrzenia ,po czym Wykladam swoje zakupy na lade ,ale kiedy slysze glosne dudnienie i urwany pisk opon idjezdzajacego auta,tacka z pieczarkami laduje na ziemie .schylam sie i drazacymi rekami zbieram pieczarki ,kiedy slysze,ze drzwi otwieraja sie i ktos szybkim krokiem wchodzi do sklepu.Przed oczami migaja mi czarne dresy i granatowe buty.tylko nie to...
-i zapalniczkę -mowi ten sam niegrzeczny glos.
************
wychodze ze sklepu na miekkich nogach ,z ciezka torba i ciezkim sercem.