Za bardzo pozwoliłam, aby daty, godziny, święta, tradycje ingerowały w moje życie, od nich uzależniłam swoje samopoczucie.
Przykład np. wczoraj Maciek w ubikacji a ja Sama witam Nowy Rok, wściekłam się bardzo bo tyle serca i pracy włożyłam w Sylwa, a On w toalecie ( przecież już dawno się powinnam przyzwyczaić, że robi coś innego niż ja oczekuję), jak bym nie przywiązywała znaczenia do tej daty i godziny to nie zrobiła bym jazdy tylko uczciła Sylwka 5min później i mogło być jeszcze miło, ale ja oczywiście spanikowałam i zawalił mi się cały świat, a w mojej pustej główce pokazała się wizja najgorszego roku w mim życiu.
Rocznice już dawno przestałam obchodzić, bo wiele nerwów i łez mnie to kosztowało, jak o tym zapominał :-( Jestem cholerną romantyczką i to mnie gubi.
Przecież odlicza się czas do tego co ma się skończyć, a my chcemy być na zawsze razem - tak sobie to tłumacze.
O moich urodzinach i imieninach nigdy nie pamięta, co powoduje u mnie ogromną frustrację już kilka dni przed. Jak nie pamięta to nie znaczy, że nie kocha bo o synka urodzinach w tym roku też zapomniał, a przecież kocha go najbardziej na świecie.
Przykładów mogła bym mnożyć, ale i tak już się rozpisałam.
Podsumowanie:
Bez przywiązywania takiego dużego znaczenia datą, symbolice była bym dużo bardziej szczęśliwa.
Może w tym roku uda mi się pozbyć resztek romantyzmu i nauczę się niepowodzenia przemieniać w żart.
Zjadłam śniadanko dietetyczne, a potem jak tato ze swoją panią wstaną to zabieram się za orbiego, na razie nie mogę bo okupują moją sypialnię. Więcej romantyzmu ma mój orbitrek i filmy klubu fitness niż mój związek.
Większość uważa, że kobieta tworzy ducha świąt, ciepło i miłość w domku. Jak widać nie wychodzi mi to
, czym bardziej się staram tym bardziej jestem sfrustrowana.