Jakoś tak... Trudnawo u mnie. Niby 2014 miał być zajebisty, a od samego początku jakoś tak... Czekamy na wyniki badań babci, musiała mieć zabieg usunięcia znamienia (zaczęło krwawić) i onkolog powiedział, że najprawdopodobniej czerniak i ma nadzieję, że to krwawienie nie oznacza uzłośliwienia... Do tego jeszcze inna sprawa, która spędza mi sen z powiek.
Przez to żrę jak głupia i... i chudnę. Wyglądam strasznie, bo mam napęczniały brzuch od tego, a z boczków mi spadło, tylko brzuch jest taki wiotki i galaretkowaty. No masakra. Na wadze było już prawie 74, wczoraj wchodzę - 67,3. Ja się pytam JAKIM CUDEM? Nawet mnie to nie cieszy no.
Staram się cieszyć ze wszystkiego. Wczoraj byłam z B. i z K. na festiwalu pizzy. O maatko, nie będę mówić o swoich grzechach tam :D potem poszłyśmy do fotobudki i oto efekty:
Potrzebne mi było takie odreagowanie.
Pojawił się Ł. Jego poranne smsy sprawiają, że chce mi się wstawać trochę bardziej. Lubię kiedy mówi do mnie "śliczna" i kiedy powtarza, że nie ma piękniejszej. Uwielbiam kiedy mówi, że jestem cudowna i najwspanialsza, że nie ma lepszej ode mnie. A kiedy powtarza, że mam się nie zmieniać... Robi mi się cieplej na serduszku.
4 egzaminy za mną. Jeden do poprawki. Obym zaliczyła opisówkę, błagaaam. Jeśli gramatyka opisowa będzie zdana na 3, to moja średnia wyniesie 4,5. Pocisnęłam. Tylko, żebym zaliczyła!
Powoli uzupełniam braki u Was! Przepraszam, ale sesja mnie pochłonęła całkowicie i właściwie to jeszcze pochłonie. Zrobiłam sobie krótką przerwę, potem wracam do nauki i najprawdopodobniej nie pojawię się dopóki jej nie zaliczę. Módlcie się za mnie, trzymajcie kciuki, odprawiajcie rytuały, nie wiem, cokolwiek, byleby pomogło!