Ajaj..
Okres daje mi nieźle popalić. Straszliwie mnie boli brzuch, dawno tak nie było. Nie dość, że jestem cała opuchnięta (przynajmniej takie mam wrażenie) to jeszcze hormony nieźle atakują mój mózg.
Ogarnia mnie uczucie ogólnego bezsensu i smutku. Nie wszystko jest tak, jak być powinno. To nie tak, że jestem niewdzięczna i niezadowolona z wszystkiego. Mam bardzo wiele: cudownego męża, przyjaciółkę na którą zawsze mogę liczyć, rodzinę, zdrowie.... A jednak czegoś brak. Pracuję na śmieciowych umowach, praca nie daje mi już poczucia spełnienia, bo ile można się starać i być non stop olewanym. Pracy dokładają, a pieniądze bez zmian i jeszcze na każdym kroku śledzą każdy twój ruch i wytykają każdy błąd, nie zważając na sukcesy i poświęcenia.
Tyram od rana do wieczora i właściwie żadnej satysfakcji z tego nie mam, a jeszcze się nabawię nerwicy od ciągłego pośpiechu. Już nie mówiąc o diecie, która ze względu na ruchomy czas pracy i krótkie przerwy jest meeega niezdrowa.
Chce mi się płakać.... płaczę.
Kroczek do przodu:)
Jest niewielki spadek. 0,8 kg od ustawionej na początku wagi, ale licząc od najwyższej wagi to aż 1,5 kg więc jestem z siebie dumna
Byliśmy w tym tygodniu 3 razy na basenie i coraz więcej umiem przepłynąć i znowu sprawia mi to ogromną radość. Czekam na ładną pogodę, żeby iść na kije, niby można i teraz, ale nie chcę sobie znowu gardła zawalić.
Wku....a mnie edytowanie profilu. Paski wagi się same nie aktualizują, a jak próbowałam to zrobić to głupi program zapamiętał puste pomiary i ustawił moją wagę na 0 kg. Potem nie dało się tego odkręcić, więc musiałam usunąć wczorajszy pomiar i wrzucić jako dzisiejszy jeszcze raz. Nie da się też zamknąć wielce irytujących okienek w głównej części profilu. Klikam zwiń i nic, próbuję zgodnie z instrukcjami poprzesuwać elementy, żeby w pierwszej kolejności widzieć wpisy znajomych i GÓWNO!! Nie działa badziewie!! To są małe rzeczy, które strasznie wyprowadzają mnie z równowagi. Może to przez okres jestem rozdrażniona, ale już do tego stopnia się wnerwiam, że rozważałam usunięcie konta.
Załamka!
W pracy. Jem jogurt. Starsza koleżanka z pracy:
- Dorota jesteś w ciąży?
- (kopara mi opadła) Nie, po prostu przytyłam.
- (z purpurą na twarzy) No nie nie przytyłaś, wyglądasz cały czas tak samo, ale takie zdrowe rzeczy jesz...
Od dalszej rozmowy uratowała mnie wchodzący do pokoju Pan Andrzej.
Wiem, że jest źle, że mam straszne huśtawki od 80 do 70 do 80kg znowu. Ale nie myślałam, że aż tak wyglądam. A najgorsze jest to, że marzymy o dziecku. Tylko pracuję na śmieciowych umowach i póki nie znajdę normalnej pracy możemy sobie pomarzyć.
Oby dzisiejszy dzień był lepszy....
A jednak...
A jednak waga zadziałała po przełożeniu jednej bateryjki z wagi kuchennej. Dzisiaj rano po świątecznym wypasie 80,7. Jest źle, ale nie ma dramatu. Myślałam, że będzie gorzej.
Dzisiaj nie byłam w pracy i spędziłam dzień na różnych pracach domowych, na które zwykle nie mam czasu. Wysprzątałam kuchnię- bardzo nie lubię, jak jest za dużo rzeczy powyciągane, poodkurzałam całe mieszkanie, wyprasowałam całą wielką stertę prania, jednocześnie nadrabiając zaległości w serialach i wyprałam kolejne dwa automaty- jak zdąży wyschnąć to jeszcze wieczorem wszystko wyprasuję (baaaardzo lubię prasować). Teraz mi się przypomniało, że miałam jeszcze kwiaty podlać.... Ups...
W planach na dzisiejszy wieczór jest basen, potem może trochę orbika, a na pewno zrobię jakieś brzuszki. Kuszą mnie ćwiczenia Ewy Chodakowskiej, ale nie wiem od czego zacząć, żeby nie umierać następnego dnia. Ćwiczycie z Ewą? Co radzicie na początek?
Pozdrawiam serdecznie:)
Merry Easter!!
Kurde kurde!! Ja myślałam, że w święta wyjdzie słoneczko to będę miała czas i możliwość żeby pochodzić z kijami, a tu po kolana śniegu nasypało!! Chore!!
Od czwartku na pełnych obrotach sprzątałam dom, nie tylko nasz, ale i takiej "ciociobabci". Namęczyłam się okropnie i pewnie spaliłam dużo kalorii, ale za to teraz z czystym sumieniem kosztuję wypieków własnych i od mamy. Niestety muszę się zdać na intuicję bo jak na złość akurat przed świętami padły mi baterie w wadze i nie miałam możliwości żeby kupić (takie specjalne od zegarmistrza). Może dzięki temu święta będą spokojne:)
Bardzo nie lubię marnować jedzenia, więc jak tylko dojemy resztki (nie będzie tego dużo, bo nie przesadzałam z zakupami) to zabieram się za zdrowe i dietetyczne jedzenie. Mąż też marudzi, że mu oponka rośnie i boli go kręgosłup. Wierzę, że jak razem zaczniemy i jedno nie będzie kusiło drugiego chipsami i czekoladą to się uda.
Do wakacji zostało 88 dni, skromnie licząc, że gdybym co 8 dni traciła kg to w ciągu tego czasu mogę w zdrowym tempie zrzucić 11 kg. Piękna wizja!! Szczupłe boczki, uda i pupa, płaski brzuszek i dobra kondycja, akurat żeby się pokazać bez wstydu na basenie. Marzy mi się to.
A co Wam się marzy? Jakie macie cele?
Pozdrawiam:)
Jeszcze powoli i ospale, ale do przodu.
Waga szału nie dostała. Wczoraj 80,3 dzisiaj 79,9. Pewnie to dalej efekty sobotniego jedzenia. Postępy za to w kwestii ćwiczeń. W niedzielę i wczoraj jeździłam na rowerku i trochę z hantelkami. Robiłam też brzuszki. Niestety ze spaceru nic nie wyszło, ale odbijemy to przy ładnej pogodzie.
Stare konto usunęłam dawno temu, a teraz żałuję, bo mogłabym wrócić do wpisów z czasów kiedy szło mi najlepiej i zainspirować się samą sobą. Mam gdzieś jeszcze kalendarz, w którym też pisałam sobie co dzień jak mi idzie, ale po przeprowadzce nawet nie wiem gdzie jest. Zadanie przedświąteczne- przy okazji porządków poszukać kalendarza
Miłego dnia
Drugi i trzeci dzień
Wczoraj na wadze było 79,5 a dzisiaj znowu 80. To z racji wczorajszego wieczoru. Odprawialiśmy urodziny mojego męża i jadłam późno. Pilnowałam, żeby nie zjeść za dużo, ale chyba sama pora i dodatkowo jeszcze alkohol zrobiły swoje. Mam nadzieję, że jutro znowu zobaczę mniej.
Mój mężuś jeszcze śpi, a ja sobie buszuję po Vitalii. Bardzo mi zależy, żeby schudnąć. Nie chcę czuć się, tak jak się czuję. Ciągle marudzę bo coś mnie boli, ale jak ma nie boleć, kiedy mój kręgosłup i kolana dźwigają co najmniej 10 kg za dużo.
Świeci słońce, a to dodaje mi dużo energii. Oby tak dalej. Jak skończę wpis zrobię brzuszki, jeszcze nie wiem ile, ale nie chcę jutro mieć strasznych zakwasów. W dalszych planach jest odkurzenie orbitreka i spacer z moim mężulkiem, jak już wstanie.
Miłego i chudego dnia:)
Pierwszy dzień, nie pierwszy raz.
Bardzo chcę schudnąć. Najlepiej 10-15 kilo. I najlepiej by było gdyby udało się to do 19 czerwca- moich urodzin. Obecnie pracuję w bardzo nienormowanym czasie i nie mogę sobie wyznaczyć konkretnej pory na posiłki, czy ćwiczenia bo każdy dzień jest inny i każdy jest bardzo intensywny. W niedzielę kiedy mam czas dla siebie regeneruję siły na następny ciężki tydzień i spędzam czas z mężem, bo w tygodniu często się mijamy.
Był taki moment, na początku zeszłego roku kiedy zobaczyłam na wadze 69.7. Czułam się bosko!! Lubiłam moje ciało, ale niestety potem nie było już lepiej. Osiadłam na laurach. Chcę mieć znowu jędrne ciało a nie galaretę wszędzie gdzie spojrzę. Chcę nosić ładne ubrania, które nie są dostępne, albo źle wyglądają w moim obecnym rozmiarze.
Wierzę, że się uda. Idzie wiosna, odkurzę rower i kije i wyruszę w bój o kondycję i sylwetkę.
Proszę o wsparcie, bo to wiele dla mnie znaczy, o mądre uwagi i wzajemną motywację.
Pozdrawiam wszystkie Vitalijki.