Długo mnie tu nie było. Początkowo planowałam wrócić do mojego bloga o odchudzaniu na szafa.pl, ale okazało się, że już go nie ma, więc nawet nie mogę go poczytać w celach motywacyjnych. ;) Właściwie to coraz trudniej znaleźć strony z blogami - jeśli się nie chce pisać na facebooku. Próbowałam tumblr, ale to chyba na razie nie to.
Przez te ostatnie lata zapuściłam się okrutnie. Nie wiedziałam, czy to wina rozpoczęcia pracy, leków, tarczycy... no, wymówek można mieć sporo, ale głównie chodziło o to, że nie chciało mi się NIC. Na szczęście przez całą tę sytuację miałam pretekst, żeby zbadać tarczycę i okazało się, że hormony są niemal pośrodku normy, więc nie mogę się tym wykręcać i usiłuję teraz używać argumentu: "jestem zdrowa, więc mogę". Podejrzanym "przeszkadzaczem" zostały jeszcze tabletki, o które zamierzam spytać ginekologa przy następnej wizycie. Inne leki mam przestać brać za ok. 2 miesiące, więc nie będę się mogła nimi zasłaniać w żaden sposób. Jeśli chodzi o pracę, to zaczęłam staż na oddziale, który chyba interesuje mnie najbardziej, a codzienna robota tam nie jest zbyt wyczerpująca godzinowo, więc, dodając do tego to, że przysługuje mi jeszcze multisport przez jakieś 2,5 miesiąca, powinnam mieć czas, siłę i okazję do "wzięcia się w garść" (chociaż nie znoszę tego powiedzenia).
Nie zliczę już, ile razy zaczynałam "robienie czegoś ze sobą". Z takich najświeższych rzeczy: próbowałam stosować dietę z multisport, ale chyba już nie działa ten program; próbowałam chodzić na basen, ale teraz przez zmiany skórne trochę się boję; co jakiś czas chodziłam na treningi otwarte organizowane na powietrzu i na fitness - ale jakoś tak się stało, że było to coraz rzadziej i najczęściej była to joga. Parkrun porzuciłam, bo nie mogłam się zebrać, żeby wstawać rano w soboty - chciałabym wrócić, tak samo jak do planów powrotu do biegów, maratonu, biegu po schodach i innych... Chodakowska, Lewandowska i inne zaczęły mnie denerwować z powodu głupot, które wypisywały w internecie - tak mnie tym zraziły, że nie byłam w stanie patrzeć na nie i z własnej woli odpalić film z ćwiczeniami. Teraz nie czytam ich stron, ale wróciłam do jednych z pierwszych płyt Ewy - Skalpela i Killera, bo to od nich właściwie zaczęłam kiedyś swoją (najpoważniejszą jak do tej pory) przygodę z odchudzaniem. Wiedziałam, że są to treningi, które dam radę wykonać, po których nie umrę, ale poczuję pracujące mięśnie i zadyszkę. Ponadto ćwiczenia w domu nie wymagają dojazdu, ładnego stroju i odwagi, żeby pokazać się ludziom, więc są dla mnie dobrym początkiem, kiedy nie umiem się zmobilizować do niczego innego.
Spróbuję jeszcze raz.