Cześć kochane. Zaczynam od dziś walkę ze swoim tłuszczem na nowo. Przytyłam do 72.7 ... Jestem na siebie wściekła... Przez ostatnie 3 dni jadłam jak świnia ... Potrafiłam wciągnąć dużą paczkę chipsów i nadal być głodna więc żarłam dalej. ; //A dziś w nocy po wczorajszym dniu czułam się tak źle, że myślałam, że zwymiotuje. Jak można się znowu doprowadzić do takiego chujowego stanu się pytam ... Czeka mnie kolejne przyzwyczajanie do diety, kolejne zaczynanie ćwiczeń i walczenie ze swoimi słabościami ... FUCK ... A mogłam przecież kontynuować swoją walkę i leciałoby to jakoś ... Matura już prawie zdana, został tylko angielski ustny i koniec. Jutro mam wieczór panieński i jako świadkowa mam obowiązek tam iść i zabawić laseczki. No cóż, wiem, że muszę unikać słodkości i tłustych rzeczy. Liczę na podryw jakiegoś fajnego mężczyzny bo kurcze od kilku tygodni czuję się do dupy ... Myślę, że jakoś to będzie. A wesele jest za tydzień. Stresuje się. : )) Kochane może jakieś małe rady co do diety ? Wskazówki ? Hmm ??
DZIEŃ 1 ... najgorszy z najgorszych ...
Zaczynam od : 72.7
Cel: 62
Czas: 60 dni
Odmawiam sobie: słodkości, słodkiego picia, bułeczek słodkich, tłustego, fast-foodów
Ćwiczę: A6W, brzuszki, orbitrek, spacery, może bieganie, skakanka
Dieta: MŻ + duuuużo wody.
Pomożecie ?