Rano 7:00 waga 107,6 Kg.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 3709 |
Komentarzy: | 36 |
Założony: | 21 lutego 2022 |
Ostatni wpis: | 26 lutego 2022 |
mężczyzna, 52 lat, Uhowo
180 cm, 116.50 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
Witam cieplutko.
Zagadałem się na komunikatorze celebrycie ooo a to już po północy.
Więc do rzeczy.
Śnadanie:
1. Filet z makreli w oleju.
2.Herbata w kubku Earl Grey plus 2 łyżki cukru.
3. Chleb 4 kromki. (takie mniejsze kwadratowe z mąki żytniej)
Sok pomarańczowy potem 1 kubek
Obiad w barze obok: (godzina 15:30)
1. Zupa pomidorowa 1 miska.
2 Gołąbek w sosie pomidorowym.
3. Surówka z marchewki i jabłka.
4. Kompot 1 szklanka.
Godzina 19:00:
Pucharek kisielu z borówkami a na wierzchu śmietana (Stał obok podany do zjedzenia ale po kilku po ponad godzinie po przypomnieniu mojej Lepszej Połóweczki pochłonięty)
Godzina 20:30 Kolacja:
Ten sam kubek dyżurny mleka.
Połowa kromki drożdżowej buły
Kubek soku pomarańczowego z witaminą C od Pana Jerzego Z. i pozostałe suplementy.
Koniec listy żywności.
Waga 108,9kg.
Tyle wieści z frontu.
Pozdrawiam cieplutko.
Witam serdecznie :)
Dziś śniadanie z udziałem pasztetu i małych kromek chleba w ilości 2 plus kubek herbaty jak zwykle osłodzonej dwoma łyżeczkami brązowego cukru. Jeden pączek z lukrem we wspólnym gronie popity kubkiem mleka. o 17:40 obiad w barze Grodno. Zupa szczawiowa (Moja najulubieńsza), kotlet z piersi kurczaka no i surówka z marchewki, a także szklanka kompotu. Wynik wieczorem po kolacji z małą porcją placka drożdżowego popitego kubkiem mleka : 108.8 kg No i także zapasy żywności i benzyny 2x5L plus około 20L do baku weszło.
Jutro już nie będzie tak różowo.
Problem otyłości zależny od bakterii w żołądku
Im większa była obecność z H. pylori w żołądku, tym mniejsze ryzyko otyłości cechowało daną osobę.
Niektóre bakterie są niezbędne dla odpowiedniego przetwarzania żywności i składników odżywczych, inne, takie jak Helicobacter pylori, mogą wywołać wrzody żołądka (około 90 proc. wrzodów żołądka jest wynikiem zakażenia bakteryjnego) oraz zapalenie żołądka. Mogą również przyczyniać się do nowotworu żołądka. Jednak nowe badanie opublikowane w Alimentary Pharmacology & Therapeutics sugeruje, że leczenie H. pylori może w istocie powodować zwiększenie masy ciała.
H. pylori występuje dość często - niektóre szacunki sugerują, że około połowa ludności na świecie ma te bakterie w swoim układzie pokarmowym. Uważa się, że są one przekazywane z człowieka na człowieka lub za pośrednictwem żywności, ale nikt nie wie, dlaczego organizmy niektórych ludzi reagują w określony sposób na te bakterie.
Większość ludzi nie zauważa obecności bakterii, tj. nie doświadcza żadnych objawów, ale u około jednej na pięć osób występują takie symptomy, jak utrata masy ciała, wzdęcia, nudności. Leczenie może obejmować antybiotyki lub inne leki mające na celu zmniejszenie wydzielania kwasu w żołądku i tym samym osłabienie objawów.
Naukowcy z University of Queensland w Australii przeanalizowali dane z 49 wcześniejszych badań, które zebrały informacje z dziesięciu krajów europejskich, a także z Japonii, USA i Australii.
Wskaźnik otyłości i nadwagi są odwrotnie i znacząco skorelowane ze częstością występowania zakażenia H. pylori, mówi profesor Gerald Holtmann, współautor badania. Oznacza to, że tam, gdzie było większe zakażenie H. pylori, odnotowano mniejszą liczbę osób otyłych lub z nadwagą. Co więcej, uczeni wskazują, że otyłość stanowi pogłębiający się problem w także krajach rozwijających się, gdzie poziom H. pylori także jest niższy.
Badacze sugerują, że zmniejszenie H. pylori w ogólnej populacji może być przyczynowo związane ze wzrostem otyłości, potrzebne są dalsze badania w celu ustalenia, czy istnieją inne czynniki odpowiadające za opisywany status quo.
Skopiowałem z: Senior.pl
Tagi: wrzody żołądka, odchudzanie, nadwaga, otyłość
Tyjesz, często chorujesz? Masz za mało bakterii!
Znów masz ten paskudny katar i zatkane zatoki? Bierzesz antybiotyk. Nareszcie poczułeś się dużo lepiej. Ale co z tego, skoro po kilku tygodniach dolegliwości wracają. I tak przez całą jesień i zimę, choć robisz wszystko, żeby się nie przeziębić - ubierasz się odpowiednio do pogody, unikasz skupisk ludzi, myjesz ręce po powrocie do domu.
A może byś tak przestał faszerować się antybiotykami i zaczął zdrowo się odżywiać? Przeszedł na urozmaiconą dietę, w której nie zabraknie jogurtów i kiszonek? Naukowcy z University of California w San Francisco wykazali właśnie, że przewlekłe problemy z zatokami mogą być spowodowane niedoborem dobrych bakterii, które regulują procesy metaboliczne. - W przewodzie pokarmowym znajduje się aż 70 proc. komórek układu odpornościowego. Gdy zabraknie przyjaznych nam bakterii, nie tylko będziemy mieć dolegliwości żołądkowe, lecz także zaczniemy łapać wszelkie infekcje - mówi dr Olivier Goulet z uniwersytetu w Paryżu. Dodaje, że bakterie to nasz partner, od którego zależy funkcjonowanie całego organizmu. - Musimy nauczyć się o nie dbać i nie niszczyć ich złą dietą i antybiotykami - podkreśla dr Goulet.
Pracowita menażeria
O tym, jak cenne są dla nas niektóre bakterie, przekonywał już na początku XX wieku Ilja Miecznikow, rosyjski mikrobiolog. W 1907 r. przedstawił pracę, w której twierdził, że Bułgarzy i Ukraińcy długie życie zawdzięczają bakteriom Lactobacillus obecnym w kwaśnym mleku i jogurtach (za swoje badania rok później został uhonorowany Nagrodą Nobla z medycyny). Zasugerował również, że dla zdrowia warto każdemu proponować taką jogurtową kurację. Z tego pomysłu skorzystano po latach, gdy nastała era antybiotyków. Do dziś osobom, które muszą być nimi leczone, zaleca się zażywanie probiotyków, czyli preparatów zawierających zestaw dobrych bakterii.
Wtedy też zaczęto intensywnie badać mikroby zamieszkujące naszą skórę, narządy płciowe, jamę ustną i przede wszystkim jelito. Efektem tych badań było wiele prac naukowych, z których wynika, że brak bakterii powoduje zaburzenia w pracy wszystkich organów, nie tylko układu pokarmowego. Bakterie są niezbędne do trawienia pokarmów (np. przekształcają złożone węglowodany w proste, łatwo przyswajalne cukry), pomagają w tworzeniu witamin K i B12 oraz bronią przed atakiem złych bakterii, które mogłyby wywołać choroby bakteryjne. Obliczono, że żyje w nas 10 bilionów bakterii, czyli jest ich dziesięć razy więcej niż komórek naszego ciała, wszystkie ważą od 1,5 do 2 kg i należą do ponad tysiąca gatunków.
Każda praca przynosiła rozwiązanie jednej zagadki, ale jednocześnie rodziła kolejne pytania: jakie znaczenie mają dla nas poszczególne gatunki bakterii, jaką każda z nich pełni rolę w organizmie, które z nich są dobre, a które złe i wreszcie, jak je wykorzystać do wzmocnienia organizmu.
Delikatna równowaga
By odpowiedzieć na te pytania, w 2009 roku rozpoczęto pięcioletni międzynarodowy projekt, którego celem jest poznanie wszystkich żyjących w nas i na nas drobnoustrojów. W badaniach bierze udział 200 naukowców z 80 instytutów naukowych, którzy analizują materiał genetyczny bakterii pobranych od 250 zdrowych osób. Projekt nazwano Human Microbiome Project, na wzór przeprowadzonego ponad 10 lat temu projektu sekwencjonowania ludzkiego genomu (Human Genome Project).
O tym, jak ważny jest to temat, świadczy także to, że w tym roku po raz pierwszy zorganizowano światowy kongres Gut Microbiota for Health - "Drobnoustroje układu pokarmowego dla zdrowia". Spotkało się na nim kilkudziesięciu naukowców, którzy prowadzą badania nad wpływem bakterii i diety na nasze zdrowie. - Żyjące w nas mikroby tworzą z naszym organizmem system naczyń połączonych. Jeśli zaburzona zostanie równowaga w tym układzie, zaczynamy chorować. Na razie nie wiemy jednak dokładnie, jak ten system działa - mówił dr Jeremy Nicholson z Imperial College w Londynie, jeden z uczestników kongresu Gut Microbiota for Health.
Dotychczas ustalono, że tę delikatną równowagę zaburzają przede wszystkim coraz bardziej sterylne warunki życia. - Za wszelką cenę eliminujemy z naszego otoczenia wszelkie drobnoustroje, m.in. nadużywając środków czystości i antybiotyków. Tymczasem coraz mniejszy kontakt z mikroorganizmami sprawia, że układ odpornościowy przestaje prawidłowo pracować - mówi prof. Fernando Azpiroz z uniwersytetu w Barcelonie. Jednych nękają wtedy przewlekłe infekcje, a innych choroby, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu były niezwykle rzadkie, np. stwardnienie rozsiane, astma, alergie czy cukrzyca typu 1. Naukowcy nazywają je schorzeniami autoimmunologicznymi, bo wszystkie łączy jedna cecha. Dochodzi do nich wówczas, gdy układ odpornościowy z braku prawdziwego wroga - chorobotwórczych wirusów czy bakterii - walczy z komórkami własnego organizmu.
Mikroby otyłości
Unikając antybiotyków, możemy odnieść jeszcze jedną korzyść - jest duża szansa, że zachowamy szczupłą sylwetkę. - Nadużywanie antybiotyków i stosowanie ich przy każdej, nawet najbardziej błahej infekcji mogło wywołać obecną epidemię otyłości - uważa prof. Martin Blaser, mikrobiolog z New York University School of Medicine, który od 25 lat bada zachowanie Helicobacter pylori. Jej obecność w przewodzie pokarmowym jest uważana za przyczynę choroby wrzodowej. Prof. Blaser odkrył, że antybiotyki niszcząc bakterię, leczą chorobę wrzodową, ale jednocześnie zwiększają apetyt i sprzyjają otyłości. Helicobacter pylori hamuje bowiem wytwarzanie hormonu zwanego greliną, który daje sygnał do mózgu, że trzeba coś zjeść.
Do podobnego wniosku doszedł w 2006 r. Jeffrey Gordon z Washington University School of Medicine. Wykazał on, że osoby otyłe mają zdecydowanie więcej bakterii Firmicutes, zaś u szczupłych przeważają Bacteroidetes. Na trop tego odkrycia naprowadziły go obserwacje zwierząt hodowlanych. Bydło karmione antybiotykami szybciej przybierało na wadze niż to, które leków nie dostawało.
Po tym odkryciu wydawało się, że problem otyłości będzie można bez trudu rozwiązać. - Ludzie uwierzyli, że wystarczy łykać zestaw odpowiednio przygotowanych bakterii, jeść to co dotychczas, nie ruszać się, a nadmiarowe kilogramy same znikną - mówi dr Dariusz Włodarek z Wydziału Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji warszawskiej SGGW. Przyznaje, że od tego czasu miał już kilku pacjentów, którzy zwracali się do niego z prośbą o taki preparat.
Chudnij z głową
Tymczasem tak łatwo schudnąć się nie da. Skład bakterii zależy bowiem od tego, co jemy. - Jeśli chcesz być zdrowy i szczupły, musisz dbać o swoje bakterie. Jeść to, co służy tym dobrym - mówi Dorota Osóbka, dietetyk z Poradni Żywieniowej Food Line. Nie wiadomo jednak, jakie produkty są dobre dla bakterii. Ustalono na razie, że na pewno przyjazne nam mikroby lubią błonnik. Tymczasem ludzie zjadają średnio zaledwie połowę zalecanej dziennej dawki błonnika, która wynosi 30-35 gramów.
Jednocześnie Dorota Osóbka przestrzega przed lewatywami, które ponoć mają pomóc w odchudzaniu. - Lewatywy są niebezpieczne i niepotrzebne. Wprawdzie błyskawicznie traci się po nich na wadze - nawet do dwóch kilogramów, ale to tylko dlatego, że zostają wypłukane dobre bakterie zasiedlające jelito - mówi Dorota Osóbka.
Naukowcy przestrzegają jednak przede wszystkim przed nadmiernym stosowaniem antybiotyków u dzieci. - Dochodzi wówczas do zmian składu bakterii i ich zdolności metabolicznych. W efekcie zaburzony zostaje metabolizm i powstają warunki sprzyjające m.in. magazynowaniu energii, czyli mówiąc inaczej, tyciu - tłumaczy prof. Blaser.
Wraz z zespołem przeanalizował on stan zdrowia ponad 11 tys. brytyjskich dzieci urodzonych w latach 1991-1992. Ustalił, że im wcześniej podawano dzieciom antybiotyki, tym szybciej one tyły. Te, które były faszerowane lekami w ciągu sześciu pierwszych miesięcy życia, miały nadwagę już w wieku trzech-czterech lat.
Zanim więc przy banalnym przeziębieniu znowu sięgniesz po antybiotyk, pomyśl o zmianie diety. Przede wszystkim wzbogać ją w kiszonki i jogurty. Bo monotonnej, pełnej śmieciowego jedzenia diety przyjazne nam bakterie na pewno nie lubią.
Autor: Dorota Romanowska Źródło: NewsweekData utworzenia: 24 października 2012 09:24AutorRAFAŁ JABŁOŃSKIdata publikacji: 05.12.2011, 10:04, data aktualizacji: 25.10.2019, 09:18Konsultacja merytoryczna:LEK. ALEKSANDRA WITKOWSKAten tekst przeczytasz w 7 minut
Kiedy chorujemy przewlekle, leczymy się i tyjemy, to wiedzmy, że przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być dwie. Pierwsza: skutek uboczny przyjmowanych leków. Druga: zajadanie stresu związanego z chorobą. A problem jest istotny. Dodatkowe kilogramy same w sobie stają się zagrożeniem, pogłębiając naszą chorobę.
mediaphotos / Getty ImagesPotrzebujesz porady?Umów e-wizytę459 LEKARZY TERAZ ONLINE
Kiedy w gabinecie pada diagnoza choroby przewlekłej, wiemy już, że z lekami, które mogą ją utrzymać w ryzach, będziemy związani przez dłuższy czas. Pierwszą wręczoną przez lekarza receptę przyjmujemy tak trochę „na wiarę”. Leki mają nam pomóc, ale jeszcze nie wiemy, czy dotkną nas działania niepożądane farmaceutyku.
Kiedy przychodzimy z apteki, otwieramy pudełko leku, wyjmujemy ulotkę i czytamy wskazania oraz przeciwwskazania, nasz wzrok pada na skutki uboczne. Lista jest długa, producent ma bowiem obowiązek wymienić wszystkie, nawet te najrzadziej występujące działania niepożądane. I tu: ciekawostka. Lekarze mówią, że te naprawdę groźne ryzyka powikłań – ze strony nerek, układu naczyniowego – nie są dla pacjentów tak straszne jak ryzyko problemów z erekcją (w przypadku mężczyzn) i możliwość przybrania na wadze (w przypadku kobiet). Ilu z pacjentów właśnie z tego powodu nie podejmuje leczenia? Ilu przerywa terapię, gdy wskazówka wagi pójdzie w górę? Ile nie powie o obawach lekarzowi, bojąc się wyśmiania, że w obliczu choroby myśli o figurze?
Aby wiedzieć, jak rozmawiać z lekarzem na temat tycia w trakcie przyjmowania leków, warto znać te grupy farmaceutyków, których przewlekłe przyjmowanie może wiązać się z przyrostem masy ciała. Na ławie oskarżonych znajdziemy leki stosowane, m.in. nadciśnieniu, cukrzycy, astmie, depresji. Uporządkujmy i schorzenia, i przyporządkowane im grupy leków prowokujących tycie.
Obserwacje zgłaszane przez samych pacjentów wskazują, że najbardziej przybierają oni na wadze w trakcie zażywania leków z grupy trójpierścieniowych, czyli:
• klomipraminy (Anafranil, Anafranil SR);
• amitryptyliny (Amitryptylinum VP);
• doksepiny (Doxepin 10 lub 25);
• opipramolu (Pramolan, Sympramol).
Leki z grupy TLPD są lekami starszej generacji. Działają poprzez wzrost poziomu serotoniny i noradrenaliny w mózgu, co powoduje poprawę nastroju i stopniowy zanik stanów depresyjnych, ale – równolegle – powrót apetytu. Słowem: zdrowiejemy, jemy i tyjemy. Rada? Rozmowa z lekarzem i dobór leku z innej grupy.
Stosowane m.in. w leczeniu schizofrenii. W tej grupie leków obowiązuje zasada – im nowocześniejsze, tym większe zagrożenie przyrostu wagi. Dlaczego więc nie stosuje się starych? Bo nowe mają mniej innych objawów ubocznych (uznawanych za groźniejsze) i lepiej radzą sobie z samą chorobą. A terapia schizofrenii jest najważniejsza.
Ryzyko przyrostu masy ciała będzie się wiązać z przyjmowaniem nowych neuroleptyków atypowych, takich jak:
• olanzapina (Olanzapine, Zalasta, Zolafren, Zyprexa),
• klozapina (Klozapol),
• risperidon (Rispen, Rispolept, Rispolux, Risset).
Co więc zrobić jeśli zażywamy którykolwiek z wymienionych leków? Bacznie zwracać uwagę na dietę, wiedząc, że: 1) wymienione preparaty powodują pośrednio pobudzenie neuronów sytości w jądrze brzuszno-przyśrodkowym podwzgórza, co daje efekt odczuwania głodu pomimo fizjologicznego jego zaspokojenia; 2) podwyższają w surowicy krwi stężenie białka (leptyny), które łączy się z neuropeptydem Y, który z kolei stymuluje ośrodek sytości, powodując zaburzenie jego działania.
Leki uspokajające, np. diazepam (Relanium, Neorelium) mogą przyczynić się do lunatycznego podjadania. Po wieczornym zażyciu leku pacjenci nie pamiętają, że wstają w nocy i podjadają.
Do ataku padaczkowego dochodzi, gdy pewne substancje chemiczne zaczynają w mózgu działać zbyt aktywnie, a narząd ten nie kontroluje tego, co wynika z jego działania. Ponieważ leki tu stosowane dotyczą pracy mózgu, skutki uboczne też są związane z jego funkcjonowaniem. Występują nudności, senność i bóle głowy. Oraz tycie – bo spowolniona zostaje praca całego organizmu.
Dotyczy to szczególnie preparatów zawierających kwas walproinowy lub jego pochodne (Convulex, Depakine, Sabril) albo karbamazepinę (Amizepin, Neurotop, Tegretol). Kwas walproinowy jest inhibitorem metabolizmu wątrobowego i hamuje degradację insuliny, prowadząc do jej podwyższonych stężeń, co skutkuje spadkiem stężenia glukozy we krwi i uczuciem głodu.
Niektóre leki z tej grupy, np. Peritol lub Protadine stosowane w leczeniu anoreksji, są używane także w przypadku chorób alergicznych z towarzyszącym im świądem skóry. O ile w pierwszym przypadku ich działanie pobudzające odczucie głodu jest korzystne, o tyle w drugim – mogą prowadzić do niepożądanego tycia.
Pochodne estrogenu i progestagenu
Najpowszechniejszym lekiem hormonalnym podejrzewanym o sprzyjanie tyciu są tabletki antykoncepcyjne. Badania kliniczne prowadzone w 1999 r. pod nadzorem dr Christine Pelkman nie wykazały takiego związku. Jedyne, co udało się stwierdzić, to fakt zatrzymywania w organizmie wody i sodu poprzez wpływ estrogenu na nerki, czym jednak nie można uzasadnić trwałego wzrostu masy ciała. Psycholodzy z kolei zaobserwowali i udowodnili fakt rozluźnienia kontroli nad ilością jedzenia spożywanego przez kobiety stosujące antykoncepcję hormonalną. Może więc zamiast szukać winy w tabletkach, trzeba przeanalizować, co, kiedy i jak często się je?
Problemy z tyciem pojawiają się natomiast w wyniku rozregulowania układu hormonalnego, zarówno tego naturalnego (menopauza), jak i sztucznego (w trakcie suplementacji hormonalnej). Pomimo spożywania pokarmów w tych samych co dotychczas ilościach przybywa centymetrów szczególnie w okolicach brzucha.
Zmniejszenie zdolności organizmu do spalania kalorii i tłuszczu jest skutkiem ubocznym stosowania niektórych leków na nadciśnienie, np.:
• atenololu (Atenolol Sanofi, Atenolol Accord);
• metoprololu (Metocard, Metoprolol Egis).
Beta-adrenolityki mogą także spowalniać pracę serca, sprawiając jednocześnie, że szybciej się męczymy, co z kolei powoduje zmniejszenie ochoty na podejmowanie aktywności fizycznej. Jak więc przerwać błędne koło – z jednej strony regularnie zażywać leki i jednocześnie podporządkować się zaleceniom zrzucenia kilogramów, co jest niezbędne, by móc walczyć z nadciśnieniem? Próbować najpierw obniżyć ciśnienie niefarmakologicznie – dietą i wysiłkiem fizycznym.
Amiodaron (Amiokordin, Cordarone, Opacorden) stosowany w leczeniu arytmii ma chemiczną budowę zbliżoną do trójjodotyroniny, co może powodować zaburzenia metabolizmu tego hormonu w tarczycy. Efekt? Niedoczynność tego narządu, co z kolei prowadzi do spowolnienia procesów metabolicznych i tycia.
Leki z tej podgrupy sterydów ordynowane są przez lekarzy pulmonologów, alergologów i dermatologów we wszelkich alergiach i uczuleniach – skórnych, pokarmowych, kontaktowych i wziewnych, a także w astmie.
Do „klasyków” w tej grupie należą:
• hydrokortyzon (Oxycort, Laticort);
• budezonid (Budesonide, Pulmicort, Symbicort);
• betametazon (Triderm, Diprosalic, Bedicort);
• fluticazon (Flixotide, Flixonase, Cutivate, Seretide);
• mometazon (Elocom, Asmanex Twisthaler);
• triamcinolon (Polcortolon);
• flumetazon (Lorinden).
Dlaczego po długotrwałej terapii nimi tyjemy? Otóż, ich działanie polega na wstrzymywaniu syntezy białek w organizmie, nasilaniu ich rozkładu oraz przebudowywaniu tkanki tłuszczowej, która pojawia się w nietypowych miejscach. Zażywając glikokortykosterydy, możemy zauważyć zaokrąglenie twarzy, otyłość brzuszną, pogrubiony kark przy jednoczesnym chudnięciu kończyn. W skrajnych przypadkach objawy te tworzą charakterystyczny całościowy obraz nazywany zespołem Cushinga.
Niektóre syntetyczne hormony (Euthyrox, Letrox) stosowane w leczeniu niedoczynności tarczycy, gdzie jednym z objawów jest przybieranie na wadze, z jednej strony przyspieszają metabolizm, z drugiej – powodują, że zmniejsza się w organizmie ilość tkanki mięśniowej, czego efektem jest nadwaga. Niedoczynność polekową tarczycy mogą wywołać również źle dawkowane leki stosowane w leczeniu nadczynności tarczycy (tzw. tyreostatyki, np. Metizol, Thyrosan) oraz leki stosowane w leczeniu arytmii (amiodaron) czy choroby afektywnej dwubiegunowej.
Tak do pięciu kilogramów. Przy takim przyroście wagi w trakcie leczenia możemy radzić sobie sami. Wystarczy modyfikacja diety, więcej ruchu i pogodzenie się, że przytycie jest ceną wyleczenia. Przy większym wzroście wagi problem jest skomplikowany, bo dodatkowe kilogramy, skutek uboczny terapii, same stają się zagrożeniem. Leczymy cukrzycę i tyjemy. Skutek? Pogorszenie cukrzycy. Leczymy nadciśnienie, leki działają, tyjemy. I co dalej? Grozi nam zespół metaboliczny, związany z tłuszczem zmagazynowanym w okolicach brzucha. Ten tłuszcz znowu „podkręca” nam ciśnienie, zwiększa ryzyko choroby niedokrwiennej serca, hiperlipidemii, cukrzycy.
Ale jest i druga strona medalu: nawet jeśli stwierdzimy, że za wzrost masy ciała odpowiada lek, nie powinniśmy przerywać samodzielnie terapii, ani zmniejszać dawek. Jeżeli bowiem stosowane leki modyfikują działanie układu hormonalnego (insulina, tyreostatyki, glikokortykosteroidy), odstawienie ich może spowodować zagrożenie życia, a w przypadku leków neuroleptycznych i przeciwdepresyjnych – zespół odstawienny, lub spowodować nawrót choroby. Lepszym rozwiązaniem jest wizyta u lekarza i wspólne zastanowienie się, czy można dany lek zamienić na inny.
Poza tym istnieje szansa, że wraz z postępem badań pojawią się nowe leki odchudzające, które będą mogły być stosowane razem z innymi analogicznie do możliwości podawania dziś probiotyków z antybiotykami. Duże nadzieje wiąże się ze związkami wpływającymi na aktywność peptydów regulujących łaknienie w ośrodkowym układzie nerwowym.
Skopiowane ze strony: https://vitalia.pl/zdrowie...,utylam-przez-leki--co-robic-,artykul,1653848.html
BTW: Jak słusznie jeden z mojego znajomego znajomy stwierdził, że w psychiatryku jeszcze nikogo nie wyleczono z choroby psychicznej.
Leki mają przynosić stały dochód sektorowi medycznemu a zdrowie jest gdzieś tam dalej na liście, tak więc takich delikwentów traktuje się jako krowy dojne za pozór jako takiego w miarę normalnego życia bez nadziei na zakończenie podawania leków. (oprócz śmierci naturalnie) - Pacjent wyleczony - to pacjent stracony. Jest tak w większości chorób działu medycznego niestety. Taki świat mamy. No cóż. Medycy też chcą żyć.
Pozdrawiam
Otyłość zazwyczaj zaczyna się niewinnie – od dodatkowego kilograma, dwóch czy pięciu, na które nie zwracamy uwagi. Chcąc zrzucić zbędne kilogramy wiele osób decyduje się na ograniczenie kaloryczności spożywanych posiłków. Z tego powodu tłuszcz, jako substancja o najwyższej gęstości energetycznej (9kcal/gr) jest eliminowany w pierwszej kolejności. Czy od tłuszczu się tyje? Poniżej podpowiadamy kilka zasad, które pozwolą zdrowo ograniczyć zbędne kilogramy.
Spis treści ukryj
Warto pamiętać, że nie od każdej kalorii tyje się tak samo – tak jak ilość kalorii, liczy się ich jakość. Zupełnie inaczej organizm będzie przetwarzał tę samą ilość energii z sałatki z kurczakiem aniżeli z batonika czy frytek. Oprócz tego ile zjemy, istotne jest też to, co pojawi się na naszym talerzu. Nie każdy z makroskładników, do których należą węglowodany, tłuszcze oraz białka pełni identyczne funkcje w naszym organizmie.
Podstawową zbrodnią na naszej figurze jest jedzenie nieregularnych posiłków, rano kiedy metabolizm pędzi zjadamy jakiś drobiazg albo i nic, natomiast wieczorem, kiedy metabolizm zwalnia, po całym dniu w biegu zasiadamy do uczty.
Drugim arcy-ważnym błędem jest eliminowanie pojedynczego składnika z diety – zazwyczaj węglowodanów lub tłuszczów. Organizm potrzebuje wszystkich trzech składników – białek, tłuszczów i węglowodanów – by skutecznie i trwale chudnąć bez uszczerbku na zdrowiu.
Rzeczywiście ograniczenie kaloryczności diety jest najłatwiejsze poprzez eliminacje tłuszczu ponieważ to on cechuje się największą gęstością energetyczną – np. 1 łyżka stołowa oliwy to niemal 80kcal! Jednak warto eliminować nadmiaru tłuszczów pochodzenia zwierzęcego, a ich miejsce wprowadzać tłuszcze roślinne takie jak oliwa, olej rzepakowy, orzechy, nasiona, tłuste ryby czy awokado.
REKLAMA
CZY WIESZ ŻE…
to pierwszy produkt będący źródłem witamin D i K, które wspierają utrzymanie zdrowych i mocnych kości. Dzienna porcja zapewnia odpowiednio 45% i 30% dziennego zapotrzebowania na witaminy D i K. Dodatkowo witamina D pomaga wchłaniać wapń i fosfor wspierając funkcjonowanie układu odpornościowego.
ZOBACZ›
Poza energią odbierzemy sobie niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe, których nasz organizm nie umie sam wytworzyć, a to może niekorzystnie wpłynąć na pracę całego organizmu, w tym funkcjonowanie układu odpornościowego czy wygląd i kondycję skóry.
Organizm czując niedostatek tak istotnego składnika zahamuje również spalanie tkanki tłuszczowej niwecząc nasze wysiłki i prowadząc do niekorzystnej utraty masy mięśniowej.
Dobre tłuszcze mogą wręcz pomóc nam wytrwać w postanowieniu zmiany nawyków na zdrowsze, a tym samym w zrzuceniu zbędnych kilogramów. Łyżka oliwy i łyżka pestek słonecznika w sałatce sprawi, że dłużej będziemy czuć się syci i nie będziemy mieć ochoty na przekąski pomiędzy posiłkami.
Zapewnienie minimalnych ilości podstawowych składników w diecie – również tłuszczu – jest niezwykle ważne, aby nie dopuścić do niekorzystnego „stanu alarmowego” w organizmie, który znacznie utrudni odchudzanie.
Często będąc na diecie sięgamy po produkty oznaczone jako „light’, „0%” czy „lekkie”, ale na ile sprawdzamy co daje nam takie rozwiązanie? Ciężko jest wyprodukować produkt, który pozbawiony cukru lub tłuszczu będzie wciąż smaczny, dlatego niejednokrotnie należy te składniki czym zastąpić co nie musi być do końca korzystne dla zdrowia.
Warto czytać etykiety ponieważ np. jogurt owocowy 0% tłuszczu może zawierać dodatkową porcję cukru lub też syntetyczne wypełniacze.
Skopiowane ze strony: https://vitalia.pl/a>
Dwa razy dziennie słodka kawa i batonik. W międzyczasie kilka słodzonych herbat, litr coli, a na deser ciastko. Ten słodki niewinny dodatek może dostarczyć aż 40 łyżeczek cukru na dobę. Dosładzając sobie tak każdego dnia można spożyć około 50 kg cukru rocznie. Największe łasuchy potrafią zjeść niejednokrotnie nawet pół kilograma cukru dziennie!
Uratować może opamiętanie
Szybko rosnące spożycie produktów wysoko przetworzonych (słodycze, słodzone napoje, pieczywo cukiernicze) przyczyniło się do tego, że poziom spożycia białego cukru (sacharozy) diametralnie wzrósł. Od początku lat 70. XX wieku jego udział w ogólnej puli węglowodanów przekraczał ponad 20%. Odsetek pochodzącej z niego energii przerósł ponad dwukrotnie zalecany poziom spożycia. Jednocześnie maleje udział węglowodanów złożonych (gruboziarniste pieczywo, przetwory zbożowe, ziemniaki). Niekorzystne zmiany w strukturze spożycia węglowodanów prowadzą do niedoboru błonnika pokarmowego, witamin i minerałów. Ocenia się, że spożycie ponad 25% energii pod postacią cukrów dodanych powoduje drastyczne zubożenie organizmu w witaminy A, E, C, B₆, B₁₂, kwas foliowy, wapń, magnez, żelazo oraz cynk.
Wspomaga tycie
Nadmiar cukru w diecie ogranicza dowóz potrzebnych składników oraz powoduje, że organizm musi niszczyć swoje wewnętrzne zasoby. Naturalne produkty, takie jak owoce czy przetwory zbożowe zawierają cukier w otoczeniu wielu witamin oraz minerałów, które pomagają go trawić i metabolizować. Tymczasem on sam nie zawiera nic, poza energią. Organizm nie mając witaminowego wsparcia z zewnątrz musi sięgać po rezerwy. W ten sposób pula wewnątrzustrojowych składników szybko się wyczerpuje. Efektem jest spadek odporności oraz wzrost ryzyka rozwoju chorób metabolicznych i nowotworowych. Najbardziej delikatnym sygnałem ostrzegawczym jest nadwaga. Spożywanie tylko pół litra słodkiego napoju dziennie może spowodować w ciągu roku wzrost wagi o 6–7 kilogramów. Cukier dostarcza tyle samo energii, co białko oraz połowę mniej niż tłuszcz. A więc dlaczego cukier powoduje tycie? Problem tkwi przede wszystkim w jego specyficznym oddziaływaniu na metabolizm. Wszystkie węglowodany w procesie trawienia metabolizowane są do glukozy. Różnica polega jednak na szybkości ich trawienia. Cukier, miód, słodycze, jasne pieczywo trawione są bardzo szybko. Po ich spożyciu znacząco wzrasta więc poziom cukru we krwi. A to jest głównym sygnałem do produkcji insuliny – hormonu odpowiedzialnego za transportowanie nadmiaru glukozy do komórek i obniżanie jej poziomu we krwi. Insulina to także najważniejszy hormon odpowiedzialny za proces rozrostu tkanki tłuszczowej. Pod jej wpływem komórki tłuszczowe intensywnie powiększają się i zaciekle bronią swoich zapasów.
Konsekwencje dla zdrowia
Zjadając duże ilości białego cukru zmuszamy trzustkę oraz wiele narządów do ogromnego wysiłku. Sporadyczne słodkie wyskoki są lepiej lub gorzej tolerowane przez ustrój. Kiedy jednak duże porcje cukru spożywane są często, przeciążenie systemu regulującego stężenie glukozy we krwi ulega całkowitemu załamaniu. W trzustce może rozwinąć się nadwrażliwość na glukozę. Objawia się to produkcją znacznie większej ilości insuliny niż potrzeba. Wysoki poziom cukru oraz insuliny w krwiobiegu przyczynia się do wzrostu: ciśnienia, trójglicerydów i cholesterolu. Cukier niszczy ściany naczyń krwionośnych, zwiększa w nich ryzyko zmian zapalnych i miażdżycowych. Nadmierna konsumpcja produktów zawierających rafinowany cukier, to jedno z największych zagrożeń dla zdrowia. Gdyby małą cześć z tego, co wiadomo dotychczas na temat działania cukru ujawniono w stosunku do jakiegokolwiek innego dodatku do żywności, substancja ta natychmiast zostałaby zakazana.
Napoje i soki
Z badań sieci poradni żywieniowych Dobry Dietetyk, wynika, że ponad 70% osób zgłaszających się z problemem nadwagi spożywa ponad 60 g cukru dziennie, czyli około 12 łyżeczek (słodkie napoje, słodzona kawa czy herbata). Ponad połowa z nich nie jest w ogóle świadoma o potencjalnie szkodliwym wpływie tych płynów na organizm. – Eliminowanie słodkich napojów to jeden z najważniejszych elementów terapii odchudzającej – mówi Karolina Kozela z poradni dietetycznej w Krakowie. – Kiedy uświadamiam pacjentom, że jedna szklanka coli zawiera ponad 5 łyżeczek cukru, ulubiony napój bardzo szybko zastępowany jest wodą mineralną. Niekiedy już to wystarczy, aby zaobserwować korzystne zmiany w budowie i masie ciała. Potencjalnym zagrożeniem nie są tylko słodzone napoje, ale także soki owocowe, będące skoncentrowanym źródłem sacharozy i fruktozy. Przez wiele osób soki owocowe postrzegane są jedynie jako źródło witamin i składników mineralnych. Tylko nieliczni zdają sobie sprawę z tego, że dostarczają one bardzo wysokie dawki skoncentrowanego cukru pod postacią sacharozy i fruktozy (najsilniej napędzających tycie). Nie ma konieczności całkowitego eliminowania soków owocowych, ale ich spożycie powinno być wyjątkowo solidnie kontrolowane. Nie powinno się przekraczać więcej niż jednej szklanki soku owocowego dziennie (najlepiej wyciskanego własnoręcznie).
Cukier jest wszędzie
Niesłodzenie herbaty i kawy, a także unikanie jedzenia słodyczy może okazać się niewystarczające, by ograniczyć spożycie cukru do bezpiecznego poziomu. Składnik ten obecny jest niemal we wszystkich gotowych produktach czy potrawach. Naszpikowane są nim nawet takie wynalazki, jak: majonez, ketchup, musztarda czy parówki. Zjadamy go dużo także w płatkach śniadaniowych, owocowych serkach, jogurtach i mlecznych deserach. Stosowane przez nas lekarstwa lub rozmaite suplementy diety też nie są go pozbawione. Nawet abstynenci nie są w stanie uniknąć cukru całkowicie. Ograniczając jego spożycie do minimum i tak jest to kilka łyżeczek dziennie.
Produkty light
Producenci żywności chcąc zminimalizować udział sacharozy i kalorii w produktach spożywczych coraz częściej słodzą je fruktozą. Jest ona zdecydowanie słodsza od sacharozy, można więc ograniczyć jej ilość i tym samym dowóz zbędnej energii. W związku z tym produktom zawierającym ją można więc spokojnie nadać tytuł: light. Co więcej, fruktoza nie podbija intensywnie insuliny, więc wydaje się bardziej bezpieczna. Okazało się jednak, że istnieje także druga, mniej jaskrawa, strona medalu. Amerykańscy producenci żywności chcąc włączyć się w potencjalny nurt promocji zdrowia zaczęli intensywnie eliminować sacharozę na rzecz bardziej bezpiecznej fruktozy. W latach 1970–1997 spożycie tego cukru w Stanach Zjednoczonych wzrosło o 26% i wynosiło 81g/osobę/na dzień. Zaczęto go dodawać do: napojów, deserów, wyrobów cukierniczych, słodyczy, płatków śniadaniowych. Jak się okazało problem otyłości i zaburzeń zdrowotnych nie zniknął, ale zdecydowanie przybrał na sile.
Chociaż fruktoza nie powoduje intensywnego wzrostu insuliny, to jednak ma inne poważne wady. Przede wszystkim nie podlega tak ścisłej kontroli metabolicznej jak glukoza, a więc z łatwością jest przerabiany na tłuszcz. Badania na zwierzętach wykazują ponadto bezpośredni związek wysokiego spożycia fruktozy z rozwojem insulinooporności, podwyższonym poziomem insuliny, nietolerancją glukozy, a także nadciśnieniem tętniczym. Dotychczasowe obserwacje wskazują, że notowany obecnie istotny wzrost spożycia fruktozy prowadzi do wielu niebezpiecznych chorób (otyłość, cukrzyca, miażdżyca). Wszystko więc wskazuje na to, że natury nie da się oszukać, a człowiek po raz kolejny popełnił dość istotny błąd.
Uratować może opamiętanie
Prawda o cukrze wydaje się więc szczególnie gorzka. Pomimo ostrzeżeń dietetyków, stomatologów i lekarzy, spożycie tego składnika w naszej diecie nieustannie wzrasta. Często ilość konsumowanego cukru w rozmaitych słodyczach, przekąskach i napojach jest przerażająca. Organizm posiada wprawdzie umiejętność przeprogramowywania genów do zmieniających się warunków środowiska czy żywienia. Jednak to, co wydarzyło się w postępie cywilizacji przez ostatnie kilkadziesiąt lat przerosło jego wszelkie możliwości. Teraz nie pozostaje mu nic innego jak tylko liczyć na pomoc mózgu, który jako jedyny ma szansę włączyć w człowieku zdrowy rozsądek i opamiętanie.
Kilka praktycznych rad odnośnie bezpiecznego spożycia cukrówOdkąd dowiedziono, że otyłość zagraża zdrowiu, zaczęto intensywnie poszukiwać czynników dietetycznych odpowiedzialnych za niepożądany proces tycia. Można powiedzieć, że wyrok zapadł bez głębszego śledztwa – winnym otyłości jednogłośnie uznano tłuszcz.
Z menu osób odchudzających się zaczęły więc znikać wszelkiego rodzaju potrawy i przekąski będące źródłem tłuszczowych kalorii. W zamian rozpoczęto intensywną kampanię na rzecz promocji owoców, soków owocowych i beztłuszczowych produktów light. Kilkanaście lat później problem otyłości nie tylko nie zniknął, ale z ogromną dynamiką przybrał na sile. Czyżby zastąpienie tłuszczu cukrem okazało się pomyłką?
Wszystko wskazuje na to że tak
Generalnie sam cukier dość opornie zamienia się na tłuszcz. Przemiana glukozy w tkankę tłuszczową nie przekracza 1% u ludzi o prawidłowej masie ciała i 3% u ludzi otyłych, co oznacza wykorzystanie glukozy do syntezy tłuszczów w ilości zaledwie kilku gramów na dobę. Fizjologicznym mechanizmem ułatwiającym spalanie nadmiaru węglowodanów jest zwiększenie produkcji ciepła po ich spożyciu.
Nie należy jednak uważać, iż nadmiar spożywanych cukrów nie doprowadzi do otyłości. Zbyt duża ich ilość w diecie powoduje, iż to właśnie one zużywane są jako zasadnicze źródło energii. Organizm mając ciągły dopływ łatwo przyswajalnych cukrów nie musi trudzić się z mobilizacją kwasów tłuszczowych, których metabolizm jest znacznie bardziej skomplikowany. Spożywając znaczne ilości węglowodanów chronimy po prostu zbędną tkankę tłuszczową, utrudniając tym samym proces odchudzania.Spożywając znaczne ilości węglowodanów chronimy po prostu zbędną tkankę tłuszczową, utrudniając tym samym proces odchudzania. Ale to dopiero połowa problemu.
Jak się okazuje ważna jest nie tylko ilość cukrów w diecie, ale również ich jakość. Wszystkie węglowodany w procesie trawienia metabolizowane są do glukozy. Różnica polega jednak na szybkości ich trawienia. Cukier, miód, słodycze, jasne pieczywo trawione są bardzo szybko. Po ich spożyciu znacząco wzrasta poziom cukru we krwi, a to z kolei jest głównym sygnałem do produkcji insuliny - hormonu odpowiedzialnego za transportowanie nadmiaru glukozy do komórek i obniżanie jej poziomu we krwi. Niestety, insulina to również najważniejszy hormon odpowiedzialny za proces rozrostu tkanki tłuszczowej. Pod jej wpływem komórki tłuszczowe nie tylko intensywnie powiększają swoją objętość, ale także zaciekle bronią swoich zapasów.
Cukier nie tylko w cukierniczce
To, że słodyczy jeść nie warto, specjalnie udowadniać nie trzeba. Mieszanka tłuszczu z cukrem to prawdziwy raj dla komórek tłuszczowych. Przekonało się o tym już wielu miłośników łasuchowania. Sprawa słodyczy wydaje się wiec przesądzona, ale czy tylko taki rodzaj cukru szkodzi naszemu zdrowiu i sylwetce? Przecież składnik ten można spotkać nie tylko w cukierniczce i słodkich przysmakach, ale także w napojach, sokach owocowych, owocach i różnego rodzaju przetworach zbożowych. Mimo, że owocowe i zbożowe produkty węglowodanowe wykazują wyraźną przewagę odżywczą nad słodyczami, to jednak bezkarność w ich spożyciu, z punktu widzenia nadwagi, może okazać się zgubna.
Owocowy „raj”
Owocowe dary natury, zaliczane są do produktów niskokalorycznych, a także obfitują w wiele cennych witamin i minerałów. Jednak w przypadku osób z nadwagą, ich nadmierna konsumpcja w diecie może niekiedy przysporzyć wiele kłopotów. Większość owoców zawiera duże ilości fruktozy – cukru, który w sposób ułatwiony wnika do komórek tłuszczowych potęgując ich rozrost. Fruktoza wzmaga także przenoszenie kwasów tłuszczowych do wątroby, sprzyjając tym samym wytwarzaniu miażdżycorodnych lipoprotein VLDL oraz cholesterolu. Na szczęście w przypadku świeżych owoców, stężenie fruktozy oraz innych monocukrów jest niewielkie, dlatego nie ma konieczności drastycznego eliminowania ich w diecie. Ponadto zawarty w wielu owocach błonnik pokarmowy znacznie spowalnia wchłanianie cukrów do krwiobiegu, co wpływa korzystnie na gospodarkę insulinową.
Włókien pokarmowych pozbawione są jednak przetwory owocowe, szczególnie soki (dodatkowo często dosładzane), dlatego delektowanie się lub zaspakajanie nimi pragnienia może okazać się znaczącym krokiem uniemożliwiającym zgubienie nadwagi.
Świeże owoce mimo że posiadają wiele walorów odżywczych, to jednak w ich spożyciu należy zachować umiar i rozwagę. Owoce diecie osób z nadwagą nie powinny stanowić podstawy diety czy zamiennika posiłków, lecz jedynie formę witaminowej przystawki do śniadania, obiadu lub kolacji.
Czy ziemniaki tuczą?
Zapewne tak, jeżeli polejemy je gęstym tłustym sosem, przy okazji zjemy schabowego i wszystko popijemy słodkim kompotem z wiśni. Ziemniaki same w sobie nie stanowią większego zagrożenia dla osób z nadwagą, pod warunkiem że jada się je z umiarem oraz bez tłustych i słodkich dodatków.Ziemniaki same w sobie nie stanowią większego zagrożenia dla osób z nadwagą, pod warunkiem że jada się je z umiarem oraz bez tłustych i słodkich dodatków. Co więcej produkt ten wydaje się wręcz pomocny w realizacji programów odchudzających. Ziemniaki mają dużą objętość a przy tym niewiele węglowodanów i kalorii. Tak więc obiad z ich udziałem tylko na pozór wygląda obficie. Danie składające się z dwóch lub trzech ziemniaków w towarzystwie chudego kawałka mięsa i solidnej porcji surówki wygląda imponująco, a mimo to, dla komórek tłuszczowych niewiele z niego pożytku. Ugotowane ziemianki jeszcze bezpieczniej zjeść na zimno lub podgrzać je ponownie. Wówczas tworzy się tzw. skrobia oporna - składnik nietrawiony w przewodzie pokarmowym. Ostudzone lub odgrzane ziemniaki można przyrównać do „kulki z otrąb owsianych”, która nie tylko obniża kaloryczność posiłku, ale także wykazuje korzystne właściwości prozdrowotne.
A co z ryżem i makaronem?
Do tych produktów należy pochodzić z pewnym dystansem . Zarówno ryż jak i makaron to mocno skoncentrowane źródła węglowodanów, więc ich udział w diecie powinien być skrupulatnie kontrolowany. W przypadku osób odchudzających się, danie obiadowe nie powinno zawierać więcej jak 30-50g tych produktów (przed ugotowaniem). Ponieważ taką porcją zazwyczaj trudno zaspokoić głód, wiele osób wykazuje tendencje do ich nadkonsumpcji, co w efekcie może prowadzić do wzrostu masy tłuszczowej ciała. Pod względem odżywczym makaron wypada znacznie korzystniej od ryżu, gdyż oprócz wysokiej zawartości węglowodanów zawiera także spore ilości białka, a także żelaza i witaminy B1. Posiada także korzystniejszy wskaźnik glikemiczny, co oznacza, że wolniej podnosi poziom insuliny we krwi. Problemem jest więc nie tyle sam makaron, ale głównie to, że trudno zjeść go mało i co najgorsze kiepsko smakuje bez gęstego sosu z „dodatkami”.
Z ryżem należy postępować jeszcze ostrożniej. Produkt ten, w zależności od gatunku potrafi mieć zróżnicowany indeks glikemiczny, a to powoduje, że różne rodzaje ryżu mogą w odmienny sposób oddziaływać na gospodarkę insuliną. Komórkom tłuszczowym najbardziej odpowiada ryż, który po ugotowaniu staje się napęczniały i kleisty. W jego skład wchodzi głownie frakcja skrobi – amylopektyna, która jest bardzo szybko trawiona, i tym samym sprawnie podwyższa poziom cukru i insuliny we krwi. Najkorzystniej więc stosować ryż sypki, szczególnie brązowy, który nie tylko wolniej si wchłania, ale także zawiera więcej błonnika, witamin i minerałów.
Cukier plus tłuszcz
Kiedy popijamy tłustą pizze colą, bądź delektujemy się pucharem smacznych lodów, nasze komórki tłuszczowe dosłownie szaleją z radości. To wynik szczególnego zestawiania cukru z tłuszczem – najbardziej skutecznej mikstury potęgującej proces tycia. Cukier aktywując insulinę wyzwala wszystkie niezbędne reakcje metaboliczne, by skutecznie zmagazynować spożyty tłuszcz w komórkach. Najbardziej więc zgubne jest popijanie tłustych potraw słodkimi napojami, a także częste sięganie po ciasta i słodycze.
Podsumowanie:
Źródło: Informacja prasowa Centrum Żywienia i Promocji Zdrowia
Skopiowane ze strony: https://vitalia.pl/home/15...
Witam serdecznie.
Dziś trochę załatwiania spraw na mieście (Umowa z lokalnym dostawcą internetu więc na wsi też będzie szybciej, bo w mieście już mam od tego dostawcy usług) i zakupy. No i obiad w barze. Pomiar pokazał 110,0 kg i tak wydawało się, że będzie 109,9 ale na koniec wskoczyło 110,0. A jutro bez pączka nie obejdzie się. Na szczęście tylko jednego.
Pozdrawiam.
Witam serdecznie.
Tak dobry wynik to niestety nie nie wynik odchudzania, ale biegunki i w końcu wymiotów.
Statystyki tak pi razy drzwi bo taśmą budowlaną wykonane.
Dziś 2 pączki zaliczone z mlekiem oraz Muller Milch i serek waniliowy no i trochę Nutelli. (śniadanie i obiad także)
BTW: Tatko był mocno chory na Covida w zeszłymi roku trafił do szpitala na wiosnę to 12 kg stracił. No niestety tej metody lepiej unikać.