Za punkt honoru uznaję teraz codzienne ćwiczenia z Ewą.. zazwyczaj robię je grubo po północy bo jakoś wcześniej nie ma czasu..ale nie ważne kiedy, ważne że w ogóle:)
Dziś dzień 7 zaliczony i pomału widzę postępy głównie w tym, że z dnia na dzień mam mniejszą zadyszkę i większą wytrzymałość. Na początku ciężko było mi cokolwiek zrobić teraz w prawdzie nie jest jeszcze idealnie, ale dążę do doskonałości:D
Dziś walentynki, G chory więc było podomowemu. Ogólnie bardzo mnie zaskoczył, bo się postarał, a tego zupełnie się nie spodziewałam, bo zazwyczaj olewamy takie okazje. (eh no i ja głupia olałam mimo, że coś tam mi po głowie chodziło) A on przygotował kwiaty, kartkę, słodycze, różne gry i filmy. Mieliśmy zamówić sushi, ale w lokalu mieli takie obłożenie że nic z tego nie wyszło, była zatem pizza, no i ciacho... (eh wiem, wiem wszystko wiem, zjadłam, były wyrzuty sumienia, trudno.) Jednym słowem G był uroczy!!! Nie wiem czy to choroba go tak zmieniła, czy fakt że miał w końcu trochę czasu dla siebie i nie był taki zmierzły jak zazwyczaj, a może po prostu włączył mu się romantyczny nastrój... w każdym razie cudny dzień i szkoda że zawsze tak nie ma:P
No to tyle na dziś, pora spać! Trzymajcie się:)