Kolejny raz sobie obiecuje, że teraz już na pewno, że dam radę, że wytrwam i.....schudnę.
Od dzieciństwa byłam gruba, nie pulchna czy puszysta ale po prostu tłusta i spasiona. Czy to geny, wina rodziców, skłonność do tycia? Nie wiem ale na pewno nie robiłam nic by to zmienić. W pewnym momeńcie, w wieku 16 lat zachorowałam, długie leczenie, ciągłe pobyty w szpitalach , w końcu operacja i wtedy po raz pierwszy schudlam i nie jakieś 5 kilo ale 23 kilogramy! Wreszcie poczułam że to mój czas i po odbytej rekonwalescencji wzięłam się za siebie. Zdrowa dieta i ćwiczenia, duuuużo ćwiczeń, po 2-3 godziny dziennie, 7 dni w tygodniu ( tak, teraz wiem że to za dużo) , robiłam to z przyjemnością, można chyba nawet zaryzykować stwierdzeniem,że się uzależniłam od aktywności fizycznej. Do studniówki, czyli 3 lata moje zycie było zdrowe tzw. fit, uzyskałam wagę 57 kg i brakowało mi 2 kilogramów by spełnić swoje marzenie. Jednak studniówka minęła, moja piękna i wąska sukienka została odwieszona w daleki kąt szafy a rozpoczął się stres przedmayuralny. Ciągła nauka, nieustające sprawdziany i ambicje zdania na poziomie. Wtedy zaczęło się podjadanie, zamiast owoców chrupki smakowe lub krakersy, wieeeele tabliczek czekolady bo magnez przecież potrzebny, tylko że nie przypominam sobie by to były gorzkie czekolady i jeszcze te litry kawy z mlekiem. Po dwóch miesiącach od balu studniówkowego przestałam ćwiczyć bo przeciez nie ma czasu na pierdoły, nauka najważniejsza. Myślałam sobie, ze chwilę nie pocwicze, po maturze wrócę do starych nawyków, nic złego sie nie stanie. Naiwność dziecka jak się okazało...
Matura napisana, okazało się że cały ten stras był niepotrzebny a dodatkowe kilogramy nie wiadomo skąd się wzięły. Wyjechałam na rok za granicę, poznać nową kulturę, ludzi, zasmakować innego życia. Ambitny plan- na miejscu biorę się za siebie! Jakoś nie wyszło, Było jeszcze gorzej...bardzo późne i tłuste obiady bo gospodyni tak gotowała a przecież jak mam obiad za darmo to nie będę cudować, dużo alkoholu i słodyczy a ruchu tyle co na przystanek i z powrotem. Uzbierało się 30 kg nadwyzki. Nowe postanowienie- wrócę do Polski wezmę się za siebie, teraz na serio, tak na poważnie. Hmmm znowu jakoś nie wyszło, wróciłam w sierpniu, jest styczeń nowego roku a kilgramów coraz więcej.
Dłużej tak nie może być, że niszczę samą siebie, że wszystkie ciuchy są za małe, że wydaje po 200-300 złotych miesięcznie na słodycze (!). Mam 20 lat, no dobra prawie 21, rozpoczęłam studia a wyglądam jak tocząca się kula. STOP!!! Schudnę i koniec kropka! Bo jak powiedział św. Jan Paweł II " przyszłość zaczyna się dzisiaj", więc nie ma na co dłużej czekać, rozpocznijmy kreować swoją piękną i szczupła przyszłość.
Pozdrawiam wszystkie Wojowniczki i Wojowników :-)