Temat: macierzynstwo to jedno wielkie klamstwo

Moja wyczekiwana i chciana córka ma juz 1,5roku.Będac  w ciąży nie mogłam się doczekać kiedy ją pocałuję na powitanie. Mimo trudnego porodu byłam najszczesliwsza mama na swiecie. Byłam dumna ze ją mam,zmeczona ale nie przeszkadzaly mi ani kolki ani nocne wstawanie. Nie miałam zbyt wiele pomocy od meza bo wiecznie wyjezdzal w delegacje ale dobrze sobie radziłam. Przełom nastąpił około pierwszych urodzin małej.

Zycie to dla mnie koszmar, dziecko jest tak absorbujące ze boje się każdego kolejnego dnia.Wieczny ryk wrzask i obsrane pieluchy. Nie nadaje się na matke, nie odpowiada mi to ze musze nią być. Czuje się bezuzyteczna... Wegetuje. Jestem tylko matka,jestem nikim.

  Tesknie za czasami gdzie byłam singielka, wazylam dużo mniej niż teraz( nadal nie mogę pozbyć się zbędnych kg), chodziłam na silownie, angielski, zajecia z rysunku które tak kochałam...a teraz? Nie mam czasu nawet książki poczytać bo wiecorem jestem tak zmeczona ze o 21 już ide spac. Codzienne pobudki o 4rano daja mi w kosc. Dodatkowo spie na podłodze ponieważ dziecko zajęło moje łozko. Próbowalam wszystkiego żeby zasypialo u siebie...kiedyś nawet przy próbie położenia jej w swoim lozeczku sąsiedzi przyszli bo mała tak wyła ze myśleli ze jej krzywdę robie:-(

Jestem z dzieckiem sama 24 na dobe. O wszystko jest wrzask. Od trzech dni nie bylam z nia na spacerze bo przy ubieraniu tez jest awantura. Kilka razy wzielam opiekunke żeby wyjść gdzies sama. Nie podzialalo. Caly czas myslalam o tym ze po powrocie do domu ten koszmar się zacznie na nowo. Zaluje. to był zyciowy bląd. Najgorsze jest to ze czuje ze już w zyciu mnie nic nie czeka...a miałam tyle planów. Boje się. To nie jest chwilowa znizka formy czy użalanie się nad sobą. Ten stan trwa już od kilku mieisiecy.

Najgorsze jest to ze nerwy mi puszczają. Kilka razy szarpnelam dzieckiem i raz zamknelam w pokoju żeby się uspkoic.Krzycze na nie chociaż wiem ze nie powinnam. Staram się być dobra matka, ale coraz rzadziej mi wychodzi Boje się ze kiedyś zrobie jej albo sobie krzywdę .Ide spac ze lzami w oczach bo wiem co mnie czeka rano. Jeżeli tak ma wygladac moje dalsze zycie to wole umrzec. Naprawde.  Kiedy jakas kolezanka zachodzi w ciaze to gratuluje jej bo widze jak się cieszy, a w glebi duszy wspłczuje bo ona jeszcze nie wie co ją czeka. Jestem sfrustrowana i nieszczesliwa...

Czuje ze wpieprzyłam się w najgorsze bagno w którym ugrzęzłam po uszy. Najchetniej bym nie wynurzala się z łóżka.  Mysle o psychologu ale czy on mi pomoze skoro obraz matki w Polsce jest tak gloryfikowany? :-(

Prawda jest taka, że w duzej mierze odpowiada za to to, że jestes sama i meza nie ma. Nie dasz rady sama. Naprawde lepiej byloby, zeby kazde z was pracowalo (on mniej niz teraz) i kazde sie opiekowalo małą. Plus psycholog.

Pasek wagi

Wilena, po prostu nie masz pojęcia i nie da się sobie tego wyobrazić przed posiadaniem dzieci, jakie poczucie bezsilności i frustracji jest w stanie spowodować rodzicielstwo. Ok, może będziesz matką idealną, chapeau bas. Ale wyobraź sobie, że Twoje dziecko ma histerię, powód jest poważny, zrobiłaś picie w złym kubku. Wrzeszczy, krzyczy, chce cię ugryźć. Usiłujesz przytrzymać i uspokoić - wierzga i usiłuje zrobić ci krzywdę. Wynosisz do jego pokoju, sadzasz na łóżku (delikatnie, nieważne, że w międzyczasie cię ugryzło), leci za tobą, że cię dalej bić. Wynosisz do skutku, w końcu się uspokaja. Za 10 minut kolejna histeria. I tak kilka razy w ciągu dnia w najgorszym okresie, a Ty nie masz jak od tego uciec. Ale oczywiście nerwy ci nigdy nie puszczają.

izazdo napisał(a):

Wilena, nie masz dzieci, wiec naprawde nie masz pojęcia, do jakiego stanu frustracji dziecko jest w stanie doprowadzić człowieka. Patrzac w ten sposób, nikt nie nadaje się na rodzica, bo rodzice dziela się na tych, którzy takie stany maja i na takich, którzy się do nich nie przyznają.

Z ręką na sercu, nie przypominam sobie, żeby rodzice mną szarpali, albo żeby mnie zamykali w pokoju obok. Głos się im zdarzyło pewnie podnieść, ale też nie na zasadzie ciągłych krzyków - a ani ja nie byłam dzieckiem-aniołkiem, ani mój młodszy brat (gdzie kiedy on miał półtora roku ja już byłam na tyle duża, że to dokładnie pamiętam). Więc nie, nie zgodzę się, że każdy rodzic ma stany, w których szarpie własnym dzieckiem i zakłada, że może nastać dzień, że nie wytrzyma nerwowo i zrobi mu krzywdę. Nie każdy rodzic to patologia/człowiek cierpiący na depresję/nerwicę, no bez przesady. Bo zwróć uwagę, to nie jest temat w stylu "zmęczona jestem, podniosłam niepotrzebnie głos", tylko temat gdzie autorka pisze, że regularnie się na tym dziecku wyżywa. 

Martulleczka napisał(a):

Pewnie, że nie ma nic dobrego w takiej codzienności dla dziecka, ale ja uważam, że posiadanie własnego dużo zmienia w kwestii oceny matki. Ja współczuję i dziecku i jej. Mając własne dziecko doświadczasz na własnej skórze emocji związanych z bezradnością, mimo miłości do dziecka. Chcesz być dla niego najlepszą matką, a Ci nie idzie, wszystko jest nie tak, męża nie ma (i tu można doradzić, aby coś z tym zrobić), jesteś z tym wszystkim sama, nawet nie masz się komu wyżalić, a taki post to bardziej wołanie o pomoc, chęć wyżalenia i próba poradzenia sobie z sytuacją. Matki które leją dzieci w imię "wychowawczych klapsów", notorycznie nimi szarpią, krzyczą i wyładowują emocje, raczej nie widzą w swoim zachowaniu nic zdrożnego i nie zakładają tematów na forum. Chyba lepiej, że Autorka swoją frustrację wyleje tutaj, niż w inny sposób. Mając dziecko dużo rzeczy myślisz, czasami przeklinasz i złorzeczysz "na cholerę mi to było" i w sytuacji gdy nikt tego nie rozumie, albo słyszysz "oddaj do adopcji" to masz sobie ochotę w łeb strzelić, więc warto takie rady schować do kieszeni, chyba że to faktycznie jakaś patologia, a tego nie wiemy, chociaż ja nie sądzę. Kobieta ma po prostu problem i chciała dać temu upust tutaj. Nie umiem się wczuć w kwestię opieki nad schorowanym rodzicem, bo nie byłam w takiej sytuacji, ale sądzę że tacy ludzie też często mają dość i myślą oraz mówią różne rzeczy. W obydwóch przypadkach kluczem do rozwiązania chorej sytuacji jest po prostu pomoc, bo człowiek to stworzenie stadne i nie dziwne, że pozostawiony sam sobie w opiece nad seniorem czy dzieckiem może sobie z tym nie radzić.

No, ale ja o tym właśnie piszę. Mnie nie dziwi to kompletnie, że jak ktoś jest z dzieckiem całkiem sam to mu zaczyna siadać psychika. Naprawdę nie potrzebuję do tego własnego dziecka, na tyle mam wyobraźni i rozumiem, że musi być ciężko. Tylko nie rozumiem dlaczego autorka ma żal do innych, a nie do samej siebie/do męża. Pisze o tym, że macierzyństwo to kłamstwo, ma pretensje do innych matek (że jej nie ostrzegły), ogólnie do społeczeństwa. Takie doszukiwanie się winnych wszędzie, tylko nie w samej sobie. To ona się zdecydowała na dziecko w momencie, w którym nie ma wsparcia w mężu. To była jej decyzja, przecież wiedziała o delegacjach. Takie zwalanie odpowiedzialności na kogoś, że nie powiedział. A przecież cudów nie ma. Wiadomo (i znowu, dzieci mieć do tego nie potrzeba, to żadna tajemnica nawet dla bezdzietnych), że jak się będzie miało pod opieką półtoraroczne dziecko i będzie się z nim samej to się już wieczorem nie wyjdzie na zajęcia z rysunku.

ConejoBlanco napisał(a):

Wilena, po prostu nie masz pojęcia i nie da się sobie tego wyobrazić przed posiadaniem dzieci, jakie poczucie bezsilności i frustracji jest w stanie spowodować rodzicielstwo. Ok, może będziesz matką idealną, chapeau bas. Ale wyobraź sobie, że Twoje dziecko ma histerię, powód jest poważny, zrobiłaś picie w złym kubku. Wrzeszczy, krzyczy, chce cię ugryźć. Usiłujesz przytrzymać i uspokoić - wierzga i usiłuje zrobić ci krzywdę. Wynosisz do jego pokoju, sadzasz na łóżku (delikatnie, nieważne, że w międzyczasie cię ugryzło), leci za tobą, że cię dalej bić. Wynosisz do skutku, w końcu się uspokaja. Za 10 minut kolejna histeria. I tak kilka razy w ciągu dnia w najgorszym okresie, a Ty nie masz jak od tego uciec. Ale oczywiście nerwy ci nigdy nie puszczają.

No matką idealną na pewno nie będę, to wiem już teraz. Charakter mam taki, że idealne relacje z drugim człowiekiem to dla mnie kompletna abstrakcja, niezależnie od tego ile ten drugi człowiek ma lat. Natomiast wierzę w to, że nigdy nie będę matką, która napisze że szarpie własne dziecko, non stop na nie krzyczy i bierze pod uwagę to, że nerwy mogą puścić do tego stopnia, że się dziecku zrobi krzywdę. Może naiwna ta wiara, ale chcę wierzyć - gdybym tego nie robiła i brała pod uwagę, że mogłabym być zdolna do zrobienia krzywdy dziecku to już jutro bym się umawiała na podwiązanie jajowodów. Nie obraź(cie - bo nie tylko u Ciebie to widzę) się, ale podchodzicie do tego tematu strasznie osobiście. Każdej z Was zdarzyło się opaść z sił i być już na skraju wytrzymałości (zresztą nie dziwię się - czytając chociażby opis tych histerii wyżej) i teraz reagujecie tak jakby każdy nieprzychylny komentarz był wymierzony bezpośrednio w Was i w matki, które nie są chodzącym ideałem o nerwach ze stali. A właśnie tak nie jest (a przynajmniej ja nie miałam takiej intencji) - jednak bym rozróżniała brak sił, zmęczenie, wrażenie że przeżywa się dzień świstaka i tak dalej i tak dalej od opisów jak to dziecko się szarpie, ciągle na nie krzyczy i myśli, że kiedyś może się mu zrobić krzywdę. 

Pewnie, że pretensje i żal to można mieć do siebie/męża jeśli już, tylko ja tego nie traktuję tak poważnie. Po prostu to jest wylewanie żalu przed rozgoryczoną matkę, która gdzieś musi ulokować frustrację, a ona naprawdę może być spora w takiej sytuacji. Z dwojga złego lepiej, że zrobi to w ten sposób. 

I jeśli ktoś może coś doradzić, to lepiej to robić sensownie, a nie tak jak ktoś to zrobił wyżej z adopcją i "bo moja babka".

Nie przypominasz sobie, Wilena, bo człowiek nie ma wspomnień sprzed 3 urodzin (amnezja dziecieca). A trzylatek to człowiek bez porównania bardziej ogarnięty niż 1,5-roczniak. Najgorsza frustracja jest wtedy, kiedy dzieciak wrzeszczy, a Ty nie wiesz, dlaczego, bo on nie umie mowic.

jako samotna prawie matka 1- i 2-latka dam ci radę. znajdź opiekunkę/żłobek/babcie na kilkanaście h tygodniowo i idź do pracy. Ty będziesz mogła w końcu złapać oddech i znajdziesz motywację do zmian a dziecko też na tym nie ucierpi. Macierzyństwo jest trudne a dzieci nawet te najukochańsze dają w kość....przebywanie 24h/dobe z dzieckiem to już wogóle kosmos można zwariować. znam to przerabiałam. szukaj odskoczni i wsparcia na zewnątrz skoro na tatusia nie możesz liczyć.

izazdo napisał(a):

Nie przypominasz sobie, Wilena, bo człowiek nie ma wspomnień sprzed 3 urodzin (amnezja dziecieca). A trzylatek to człowiek bez porównania bardziej ogarnięty niż 1,5-roczniak. Najgorsza frustracja jest wtedy, kiedy dzieciak wrzeszczy, a Ty nie wiesz, dlaczego, bo on nie umie mowic.

Dlatego napisałam wyraźnie, że odwołuję się nie tylko do swojego dzieciństwa (bo jasne, że z jego najwcześniejszych okresów nie mogę mieć wspomnień), ale też do tego co pamiętam z dzieciństwa swojego brata. A jak on miał półtora roku to ja już szłam do szkoły - więc amnezja dziecięca mnie tym zakresie nie dotyczy (na żadną inną też nie cierpię, od razu mówię). I nie zamierzam się teraz licytować, bo nie wiem co to ma wnieść? Że ubliżysz mojej mamie, albo zmieszasz mi z błotem ojca? (bo sorry, ale tak odbieram próbę wmówienia mi, że moi rodzice na pewno nas - mnie i brata - szarpali, tylko że ja tego nie pamiętam). 

Wilena, dziś był artykul chyba na wp, ze 2/3 matek boi się, ze zrobi krzywdę sobie lub dziecku, a 1/3 ma urojenia/omamy. Skoro nie dopuszczasz do siebie myśli, ze zareagujesz tak samo, to lepiej już teraz zapisz się na to podwiązanie jajowodow, mowie serio. No chyba ze bierzesz pod uwagę oddanie swojego dziecka do adopcji. 

Szarpanie czy agresja to nigdy nie jest nic dobrego. Tylko będąc matką inaczej patrzysz na słowa "ja go kiedyś skrzywdzę/ rzucę to wszystko i wyjadę w Bieszczady/ wyślę dziada do Australii bez adresu zwrotnego". Może opis sytuacji też jest przekoloryzowany, bo matką targają wyrzuty sumienia. Ciężko stwierdzić. 

Dlatego takie odważne sądy i wieszanie psów na matce też dobre nie jest, bo sobie kobieta popsioczyła w internecie. Pisać/myśleć/mówić, można dużo, a jak jest naprawdę to powinien ocenić ktoś inny niż my.

Nie ze szarpali, tylko ze nie wynieśli do pomieszczenia obok albo sami nie wyszli, by przerwac napad szalu. Wspomnienia z podstawkowki tez sa mgliste. Zwlaszcza, ze jak chodzilas do podstawówki, to z definicji 24 h na dobe w domu z matka i bratem nie bylas.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.