Temat: Nieszczęśliwa mama...

Jestem więźniem własnego domu, zamknięta w czterech ścianach nie mam do kogo ust otworzyć. Mąż po powrocie z pracy zawsze ma coś do zrobienia, więc do wieczora siedzę sama z dzieckiem. Kiedy Mały idzie wreszcie spać, nie mam nawet siły iść pod prysznic, zmuszam się do wykonywania podstawowych czynności, bo nic mi się nie chce.

W 2013 roku udało mi się bardzo dużo schudnąć, teraz muszę zaczynać od początku. Jednak wiem już na starcie, że mi się nie uda, bo wtedy miałam czas na przygotowywanie posiłków, regularne jedzenie i ćwiczenia. Z resztą jaki to ma sens, po co się męczyć, skoro i tak nigdzie nie wychodzę. 

Następna sprawa, która mnie dobija, to wygląd mojego brzucha i piersi. Kiedy patrzę na to co zostało z tego szczupłego i zgrabnego ciała, mam myśli samobójcze. Mam 27 lat i już nigdy nie założę bikini. Dobrze, że mam zdjęcia z poprzednich wakacji, przynajmniej mam wspomnienia. Ubieram się w tempie ekspresowym, żeby tylko na siebie nie patrzeć. 

A najgorsze jest to, że sama sobie taką krzywdę zrobiłam, chciałam mieć dziecko. Nie wiem co ja sobie wtedy wyobrażałam, ale teraz wiem, że zajście w ciąże mnie zniszczyło. Nie mam nikogo do pomocy, nie mam czasu dla siebie, nie mam nic.

Poród i pobyt w szpitalu był koszmarem. Nadal się po tym nie pozbierałam i wątpię, żeby kiedykolwiek udało mi się wyrzucić z pamięci to upodlenie, strach i ból. Ciągle myślę o tym, jak mój mąż mnie uciszał, nie mógł zrozumieć, że krzyk sam wyrywał mi się z gardła. Myślał tylko o tym co sobie położne pomyślą. A oksytocyna powodowała u mnie tak silne skurcze, że ból odbierał mi rozum, gdybym miała czym, podcięłabym sobie żyły w łazience. 

Było nam cudownie we dwoje, byliśmy w sobie tacy zakochani, pomimo 9 lat związku. Teraz oddalamy się od siebie coraz bardziej, bo on mnie nie rozumie, złości się kiedy płaczę. Jego zdaniem powinnam wziąć się w garść i być jak inne, znane mu kobiety. Powiedział mi ostatnio, że przecież nie mam czego żałować, bo nigdy nic nie miałam, nigdy nic ciekawego nie robiłam. Tymczasem miałam pracę, codziennie szłam do ludzi, miałam sport, codziennie jeździłam na rowerze albo biegałam, czytałam książki. Co weekend gdzieś jeździliśmy, do kina, na koncerty, albo jakiś dalszy wypad, np w góry. Ale jego zdaniem nie mam prawa mieć pretensji, bo kobiety w jego rodzinie, w tym jego mama, to właśnie takie matki polki, bez ambicji, nudne i nie oczekujące niczego od życia. 

Ciągle powtarzam mojej siostrze, żeby tego nie robiła, żeby nie miała dzieci, bo to będzie koniec jej życia. Mówię to z pełną świadomością, nie marnujcie sobie życia. 

EDIT

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, te pozytywne i negatywne, za zrozumienie i rady. Chciałabym żebyście wiedziały, że z zewnątrz, dla osoby postronnej, to wygląda tak, że ja świetnie sobie ze wszystkim radzę. Dom ogarnięty, obiad codziennie gotuję, pranie się suszy, bawię się z dzieckiem (na tyle ile się da z takim małym). Dla świata mam uśmiech przyklejony do twarzy. Tylko mężowi powiedziałam jak się czuję, ale po tym jak się na mnie ze złościł, to i przed nim zaczęłam grać. 

Wiem, że pojawienie dziecka coś mi dało, że to coś nowego. Czasami tak sobie patrzę na tego małego chłopczyka, i on patrzy na mnie tymi wielkimi oczami, i chwyta mnie za serce. Ale w chwili obecnej nie potrafię tego wszystkiego podsumować na plus. 

Pisałyście, że będąc większym również można być szczęśliwym, według mnie nie można. Ja schudnę, będę ważyła tyle co przed ciążą. Nadludzkim wysiłkiem, ale zrobię to i pewnie będę się cieszyła, że przynajmniej w ubraniach wyglądam nieźle. Ale to już nie będzie to samo co kiedyś, nigdy nie wrócę do stanu sprzed, bo to nie wykonalne. 

Jestem perfekcjonistką, zawsze najlepsza w klasie, potem na studiach, zawsze idealny makijaż, paznokcie, włosy i ciuchy. Koleżanki pytały mnie czy chodzę do wizażystki, bo tak wyglądałam. Przyzwyczajona do tego, nagle zmieniłam się o 360 stopni. A przecież miałam być seksowną mamusią- tak to sobie wyobrażałam. I z tym chyba nie mogę sobie poradzić. 

Nie wierzę w teksty, że wygląd wcale nie jest ważny. Czy gdybyś za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mogła stać się tak szczupła i zgrabna jak zawsze chciałaś być, to czy nie skorzystałabyś? Każda by chciała wyglądać jak babki z motywacji, nawet te które najgłośniej pieją, że wygląd się nie liczy. 

Jestem jeszcze na tyle młoda, że chciałabym trochę pożyć, zebrać parę komplementów od obcych mężczyzn, czuć się dobrze we własnym ciele i życiu. Niestety pozostaje mi już tylko pogodzić się z tym co ze mnie zostało. Ale wkurza mnie takie gadanie, że mąż kocha mnie nie tylko za wygląd. Owszem zgadzam się z tym, ale czy to oznacza, że ma oglądać ten sflaczały, wstrętny brzuch i obwisłe cycki? Pomyślałyście co myślą mężczyźni, kiedy widzą to wszystko? 

Głupia byłam, chciałam mieć dziecko, część nas dwojga, z miłości. Jednak gdybym miała jeszcze raz podjąć tą decyzję, na 100 % byłaby inna. I jeszcze raz powtarzam, to JA zmarnowałam sobie życie, nie dziecko. Szkoda, że dopiero po fakcie odkryłam, że się do tego nie nadaję. Nie potrafię się tak pogodnie poświęcić.

Teraz już nigdy nie będę niezależna, nie będę mogła robić tego na co w danej chwili mam ochotę. Sen jest dla mnie luksusem. Na początku w weekendy mąż wstawał na jedno karmienie w nocy, teraz już "nie słyszy" jak mały płacze. Nie chce mi się ładnie ubrać, bo z obecną waga i wyglądem, w niczym nie wyglądam dobrze, więc po co się starać. 

Z mojego punktu widzenia mogę jedynie napisać, że szczerze Ci współczuję... 

Opisałaś to tak, jak ja sobie wyobrażam, że czułabym się mając dziecko. Niestety Ty już je masz....i nawet nie dla niego, ale dla samej siebie musisz powalczyć. To nowa sytuacja, w której brak Ci wprawy. Z czasem Twoje ciało zacznie wyglądać coraz lepiej, a i czasu będziesz miała więcej, bo nauczysz się jak nim dysponować w obecnych warunkach. Brak zrozumienia ze strony męża niestety nie wróży najlepiej i ja uważam, że przede wszystkim on powinien wylądować u psychologa...cwaniaczek - mądrala.

Kllla napisał(a):

a poza tym pytanie za sto punktów. Co Ty sobie myslalas planując dziecko ? Że nic się nie zmieni ani w ciele ani w życiu, wyskoczy z ciebie samo i będZiesz miała zabawkę ? Kota było adoptować

eeee, uważaj, myślisz, że kot to co? Dobrze, że mój tego nie słyszy, bo oj kochana, nie chciałabyś znaleźć się w jej szponach .)

kirsikka napisał(a):

Mysle, ze zwykly baby blues ewoluowal u Ciebie w depresje. Potrzebujesz pomocy kochana. Nie boj sie o nia poprosic czy wrecz zazadac. Poczawszy od obowiazkow domowych po terapie u specjalisty. Nie ma takiego gowna, z ktorego nie daloby sie wyjsc. Nie jestes sama. Nie jedna z nas zalowala, ze zdecydowala sie na dziecko. To zaden wstyd. Zycie pisze rozne scenariusze, niektorzy odnajduja sie w doli mamy lepiej inne gorzej. ALbo mowiac inaczej jeszcze: wcale nie gorzej, ale inaczej to sobie wyobrazaly i inaczej maja ochote to zorganizowac. Przeszlam przez podobna droge, mialam depresje i nie zaraz po porodzie ale 1,5 roku pozniej dopiero to na mnie spadlo! Nasze zycie wymagalo przeorganizowania i dzisiaj jest juz dobrze. Bogu dziekuje, ze pracuje, a moje dziecko chodzi do przedszkola, bo na mame domowa ja sie nie nadaje. Kocham syna calym sercem, ale teraz, gdy wyrwalam sie z domu dopiero czuje ze zyje i dopiero teraz mam radosc ze wspolnego spedzania czasu i zabaw.Idz po pomoc, To zaden wstyd! Bedzie dobrze :* 

dziękuję za te słowa - tego potrzebowałam. Jestem w domu z półroczną córką, partner w delegacji - zapowiada się pół roku z przerwami, jest czasami ciężko, codziennie rano muszę sobie powtarzać - dasz radę. Ale wierzę, że to tylko etap, chwila, która minie. Córka wyrośnie na samodzielną pannę, pójdzie do przedszkola, a moje dawne życie (trochę zmienione i bogatsze o dziecko) wróci.

Mi jest o tyle łatwiej, że nigdy nie wyglądałam dobrze w bikini, więc nie mam czego żałować :D

Matyliano napisał(a):

vitalijka23 napisał(a):

Tallulah.Bell napisał(a):

kirsikka napisał(a):

mucha81 napisał(a):

Depresja poporodowa jak nic, tez tak mialam, dokladnie to samo, ale bylam glupia i nie poszlam do lekarza. Zajelo mi 4 lata zeby sie pozbierac, bo w koncu zaczelam brac tabletki. lepiej zrob to wczesniej niz ja bo teraz widze ile stracilam. Powodzenia!
Wszystkie jej to powtarzamy, ale widocznie liczy na inna rade czy odpowiedz.
Wiecie co zrobię jak pójdę do lekarza, a ten mi przepisze leki? Wezmę je wszystkie na raz. Byłyby zbyt wielką pokusą w chwilach. kiedy mam myśli samobójcze.
ogarnij się kobieto!! zabijać się przez rozstępy na brzuchu? nie wiem co masz w głowie. Ale dzieckiem to Ty chyba nie powinnaś się zajmować.
dokładnie o tym mówię.....gdy byłam w końcówce 3 ciąży mój mąż wyjechał do USA... i zostałam z wielgachnym brzuchem ( dziecko miało 5330, więc brzuch był olbrzymi) i 2 dzieci do obrobienia - pranie, sprzątanie, szkoła, przedszkole, lekcje itp. mąż wrócił na sam poród i jak jeszcze byłam w szpitalu, to znowu wyjechal... i zostałam na 2 miesiące sama z niemowlakiem z potwornymi kolkami i resztą dzieci do obrobienia... płakałam każdego wieczoru, ale dałam radę i nigdy nie winiłam dzieci za to O_o  Ty nie wyrabiasz z 2.5 miesięcznym niemowlakiem. o pomocy psychiatry nie chcesz słyszeć i gadasz, że się zabijesz jak dostaniesz leki.... napisałaś wcześniej, ze dziecko prawie nie śpi i nie masz czasu na nic - to może nie siedź tyle na forum? no nie rozumiem Twojego podejścia

Tylko dziś siedzę na forum, bo chciałam się wygadać. Nie byłam tu od wielu tygodni. 

gibby napisał(a):

Tak sobie przeczytałam Twojego posta i zastanowiłam się przez chwilę jak długo ta sytuacja u Ciebie trwa - i pomyślałam że pewnie ze 3-4 lata, co wynikałoby z dramaturgii opisu. I pomyślałam: ja pierdzielę, dziewczyna jak nic potrzebuje pomocy i że pewnie rozmowa z psychologiem może coś by tu wniosła. Ale czytając dalej wątek doczytałam, że trwa to ... 2,5 miecha !!! I tu mi ręce opadły do samiutkiej ziemi.... Księżniczka się znalazła, która chce tu i teraz od razu i natychmiast ładną sylwetkę i tupie nóżką, że tego nie dostaje. No i mamy "mały dramat"... 27 lat i tak mało wiesz o fizjologii kobiety? Edukacji by Ci się najpierw trochę przydało, a potem kubeł zimnej wody. Mam gdzieś co Ty ze sobą zrobisz, jesteś dorosla, pełnoletnia, a odwalasz taką szopkę, ale  dziecka to mi z całą pewnością mi żal, bo najwyraźniej nie jest kochane, tylko traktowane jako przykry obowiązek, a nie jest dorosłe i jest bezbronne i całą pewnością sobie z takim stanem rzeczy nie poradzi.
 

Nie ma to jak kopać leżącego. Ja nigdzie nie napisałam, że chcę od razu ładną sylwetkę. Napisałam, że szkody jakie mi zostały po ciąży są nie do naprawienia. Nie macie pojęcia ile mnie kosztowało, żeby raz już schudnąć, a wtedy miałam cały czas dla siebie, mnóstwo energii. Załóżmy, że spisz 4 godziny na dobę- miałabyś siłę biegać godzinę?

Też mam bardzo dużo wątpliwości odnośnie posiadania dziecka. Wiem jednak, że chce mieć dziecko (tylko właśnie najlepiej takie odchowane;)) to jest ciężki okres, który trzeba jakoś przetrwać. Dziecko nie zawsze będzie malutkie i oczekujące Twojej uwagi 24h/ na dobę.. Jesteś zupełnie sama i Ciebie to po prostu przygniotło.. Myślę, że wam się nie układa, bo po trochu obwiniasz męża, że to na Ciebie spadły wszystkie "przykre" konsekwencje macierzyństwa, a on poguga z dzidziusiem 20 minut dziennie, najchętniej jak jest najedzony, wykąpany itd.. TO MINIE, więc nie zadręczaj się tym.. Odnośnie figury.. Jeżeli to dla Ciebie takie ważne to ja na Twoim miejscu odkładałabym kasę na zabieg.. Zarówno na rozstępy jak i na piersi.. Oczywiście najpierw postaraj się schudnąć "naturalnymi " sposobami, a jak zrobisz wszystko co się da to wtedy ewentualnie jakieś zabiegi na jakie Cię stać by uzyskać jak najlepszy efekt. I pomyśl tak - za paręnaście lat cycki niestety i tak by opadły, a Ty byłabyś samiutka z mężem. Wszyscy znajomi z rodzinami a Wy sami przez resztę życia.. Na święta itd.. A przecież sama mówisz, że kochasz syna ! Skup się na tym dlaczego chciałaś mieć dziecko i zawalcz o siebie. I goń swojego faceta do roboty.

Kllla napisał(a):

a poza tym pytanie za sto punktów. Co Ty sobie myslalas planując dziecko ? Że nic się nie zmieni ani w ciele ani w życiu, wyskoczy z ciebie samo i będZiesz miała zabawkę ? Kota było adoptować

Łudziłam się, że przejdę to bez większego szwanku. Byłam bardzo aktywna i taka też chciałam być w ciąży. Ale już na samym początku pojawiły się komplikacje i zakazano mi ćwiczyć. Wydałam kupę kasy na kosmetyki przeciw rozstępom, ale na nic się to zdało. Możecie mnie rugać ile wlezie, sama jestem sobie winna. I jeszcze raz powtarzam, że dziecka nie obwiniam. Zajmuję się nim najlepiej jak potrafię, uważam, że jest cudowny. Ale tak strasznie brakuje mi dawnego życia. 

się zebrały matki polki hetujace 

ciekawe co bys tu pisala jak bys tego dziecka miec nie mogla, wiec nie uzalaj sie nad soba i ciesz sie ze masz zdrowe dziecko, cialo wroci do formy,jak sie za siebie wezmiesz, uszy do gory

Pasek wagi

Tallulah.Bell napisał(a):

gibby napisał(a):

Tak sobie przeczytałam Twojego posta i zastanowiłam się przez chwilę jak długo ta sytuacja u Ciebie trwa - i pomyślałam że pewnie ze 3-4 lata, co wynikałoby z dramaturgii opisu. I pomyślałam: ja pierdzielę, dziewczyna jak nic potrzebuje pomocy i że pewnie rozmowa z psychologiem może coś by tu wniosła. Ale czytając dalej wątek doczytałam, że trwa to ... 2,5 miecha !!! I tu mi ręce opadły do samiutkiej ziemi.... Księżniczka się znalazła, która chce tu i teraz od razu i natychmiast ładną sylwetkę i tupie nóżką, że tego nie dostaje. No i mamy "mały dramat"... 27 lat i tak mało wiesz o fizjologii kobiety? Edukacji by Ci się najpierw trochę przydało, a potem kubeł zimnej wody. Mam gdzieś co Ty ze sobą zrobisz, jesteś dorosla, pełnoletnia, a odwalasz taką szopkę, ale  dziecka to mi z całą pewnością mi żal, bo najwyraźniej nie jest kochane, tylko traktowane jako przykry obowiązek, a nie jest dorosłe i jest bezbronne i całą pewnością sobie z takim stanem rzeczy nie poradzi.
 Nie ma to jak kopać leżącego. Ja nigdzie nie napisałam, że chcę od razu ładną sylwetkę. Napisałam, że szkody jakie mi zostały po ciąży są nie do naprawienia. Nie macie pojęcia ile mnie kosztowało, żeby raz już schudnąć, a wtedy miałam cały czas dla siebie, mnóstwo energii. Załóżmy, że spisz 4 godziny na dobę- miałabyś siłę biegać godzinę?
 

Twoja odpowiedź tylko potwierdziła to co napisałam wcześniej, a szczególnie to ostatnie pytanie o bieganie... ja pier.... Dorośnij, bo dziecko wychowujące dziecko to raczej dobrze nie wróży. Jesteś beznadziejna, ale życzę Ci opamiętania się.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.