23 września 2011, 17:14
Ostatnio dużo czytam o macierzyństwie, próbuję się do niego przekonać,
ale nic to nie daje, tylko pogłębia moje przekonanie, że wrzeszczący
bachor (tak mimowolnie myślę o dzieciach w wieku >3) to ostatnie
czego mi potrzeba. Mam 28 lat, jestem mężatką od 7 lat, dziecko było
planowane jak skończę studia, jednak wtedy znowu wszystko się
skomplikowało i zamiast o rodzinie myśleliśmy o budowie domu i
rozkręcaniu firmy, jak już wybudowaliśmy zaczęliśmy poświęcać całą uwagę
naszej firmie, potem mąż sam, ja odeszłam i znalazłam inną pracę, która
zajmuje równie dużo czasu, decyzję o dziecku odkładamy w
nieskończoność, a ja sie zastanawiam po co mi w ogóle dziecko? Mój mąż
podchodzi do tematu sceptycznie, ja mam dosyć ględzenia mojej matki i
teściowej, szczególnie tej drugiej, która swojemu ukochanemu jedynakowi
(a mojemu mężowi) napisała cały scenariusz życia zanim jeszcze przyszedł
na świat i jest w tym scenariuszu zawarty element z kochanym wnukiem,
wszyscy w koło próbują przekonać nas do dziecka, opowiadają jak jest
cudownie i bajecznie, jednak nie jestem naiwna i wiem, że tak nie jest,
może i jestem egoistką, ale nie wyobrażam sobie zrezygnować z własnych
ambicji, marzeń, podróży, wygody, życia towarzyskiego, czy nawet choćby
wyglądu... Większość moich koleżanek z pracy ma podobne poglądy, a te co
już mają dzieci lub dziecko są chodzącą antyreklamą macierzyństwa, nie
muszą nic mówić, wystarczy spojrzeć, a przynajmniej na jedną z moich
koleżanek, oczy podkrążone, zmęczona, narzeka, że oddaliła się od męża, a
druga sama mówi o macierzyństwie jak o największym źle i nas
przestrzega. Ja się zastanawiam czy jednak nie powinnam, bo dom to nie
jest dom bez dziecka, tak mówi moja matka, ja tak nie uważam, jestem
szczęśliwa, niczego mi nie brakuje. I tu pojawia się pytanie: czy coś ze
mną jest nie tak, że nie chcę mieć dziecka? Że nie potrafię się choćby
to podjęcia tej decyzji zmusić? Moja matka mówi, ze jak nie spróbuję to
się nie dowiem czy chcę czy nie, ale jak mi się nie ''spodoba'' to co
wtedy? Cofnę czas? Tak się przecież nie da, owszem może wszystko się
ułożyć, ale mogę też być nieszczęśliwa i popaść w depresję i to nie
tylko poporodową, bo przecież konsenkwencje tej ''próby'' będę odczuwała
do końca życia... Jak to jest? Czy coś ze mną jest nie tak? Tak usiłują
mi wmówić matka, teściowa, ciotki itd, ale czy bezdzietność z wyboru to
coś złego?!
- Dołączył: 2011-09-10
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 11257
23 września 2011, 21:56
> poza tym tu niektore pisza, ze autorka
> to egoistka, a tak naprawde szczytem egoizmu jest
> decydowanie sie na dziecko, zeby sie opiekowalo na
> starosc wami, moze nie bedzie mialo na to ochoty?
No cóż, przykra prawda jest taka, że w dzisiejszych czasach nie dziecko daje gwarancję opieki na starość, ale pieniądze. Czasy się zmieniają.
- Dołączył: 2008-11-20
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 6622
23 września 2011, 21:58
ale "żyć jak najlepiej i być jak najbardziej szczęśliwym" niekoniecznie znaczy isć zawsze na łatwiznę.
- Dołączył: 2009-04-09
- Miasto: Polska
- Liczba postów: 220
23 września 2011, 22:05
uważam, że to Twoja decyzja. jeśli nie chcesz, to nie powinnaś mieć dziecka ;)
ale nie miej do nikogo pretensji jeśli za 40 lat nikt nie poda Ci szklanki wody :)
I jeszcze jedna mała uwaga do niektórych dziewczyn:
mąż + żona = małżeństwo
mąż + żona + dziecko = rodzina
Sama kobieta i mężczyzna nie tworzą niestety rodziny.
Pozdrawiam :P
- Dołączył: 2009-05-05
- Miasto: Zabrze
- Liczba postów: 4213
23 września 2011, 22:10
dla mnie maz+ zona to juz rodzina. a do tego jeszcze pies i rodzina jak sie patrzy
23 września 2011, 22:10
Edytowany przez weird 28 września 2011, 23:32
- Dołączył: 2008-01-03
- Miasto: Za Trzecim Krzakiem W Lewo
- Liczba postów: 6578
23 września 2011, 22:14
mój mąż i ja jesteśmy bezdzietni z wyboru - to nie grzech, ani głupota, po prostu odpowiedzialność i w niektórych środowiskach odwaga (choć tak absolutnie nie powinno być)
rodzicielstwo jako warunek szczęścia i spełnienia to jakiś przereklamowany totem, który powstał przez tysiące lat, gdy ludzie nie mieli wyboru...
Edytowany przez sayonara 23 września 2011, 22:16
- Dołączył: 2011-09-20
- Miasto: Łódź
- Liczba postów: 296
23 września 2011, 22:15
Kwestia nazewnictwa nie jest tak ważna. Najważniejsze jest to, jak my się czujemy i jakie są nasze relacje z partnerem. ;)
Przepraszam za te komunały, ale nie mogłam się oprzeć. :)
Edit: to a propos definicji rodziny.
Edytowany przez Elficka 23 września 2011, 22:17
- Dołączył: 2009-04-09
- Miasto: Polska
- Liczba postów: 220
23 września 2011, 22:16
> większej bzdury nie słyszałam!
Wysyłam do Pisma Świętego. Tam te "bzdury" odczytasz. Przykro mi.
23 września 2011, 22:18
Tak, a teraz ludzkość jest na tyle rozwinięta cywilizacyjnie, że jesteśmy nieśmiertelni, a czs na nas nie wpływa.
Jak dla mnie to czysty egoizm. Przynajmniej ŧłumaczenie odpowiedzialnością. Dzisiaj się wszystko ładnie nazywa. Zamiast napisać "nie dam rady" piszemy "jestem odpowiedzialny" a może należy na to spojżeć z drugiej strony i rozpatrzyć to jako przejaw NIEodpowiedzialności, ale społecznej?
23 września 2011, 22:21
Edytowany przez weird 28 września 2011, 23:32