Temat: Ślub,stres, czuję się pokrzywdzona...

Wątpliwości przedślubnych raczej nie mam. Kocham narzeczonego, ale ciągle martwię się co będzie po. Nawet nie mam się komu wygadać. 

Przerasta mnie, że muszę zmienić całe życie. Zostawić nieźle płatną pracę, rodzinę, znajomych i wyjechać za mężem. On ma pracę (ale to jednak 500zł na rękę mniej niż ja, a ja mam jeszcze premie) i ma połowę domu od rodziców (więc teściowie w pakiecie). Jego siostra mieszka za granicą i poza teściami będziemy tam zupełnie sami. On będzie chodził do pracy, a ja sama będę siedzieć. Ciężko mi to ogarnąć, bo jestem z bardzo rodzinnej rodziny. 

Sytacji nie poprawia fakt, że od dłuższego czasu szukam tam pracy, ale chyba za duża konkurencja.  Z kolei w moim mieście on nie znajdzie pracy. Już nie wiem co zrobić, żeby było dobrze.

Jeśli w pakiecie są teście to odradzałabym jednak wiem co to znaczy mieszkać na swoim i tu na + . 

Ja też siedze sama w domu i na jakieś pół roku to jest ok. ale później już jest nuda i brakuje jakiegoś towarzystwa itp..

Pasek wagi

nie dziwie Ci sie...

Czuję się z tym beznadziejnie :(

Nie wiem naprawdę co zrobić. Niby z teściami jest ok. Plusem jest, ze mój facet nie daje im wchodzić sobie na głowę. Bardzo mało czasu z nimi spędza, nie zwierza się itd. Więc raczej nie pozwoli im się wtrącać. 

Ale mnie ta samotność przerasta i że będę na czyimś utrzymaniu. Ok- jakiś czas to przeżyję, ale pytanie jak długo. O ile budżet męża nie będzie minimalny, to jednak na częste wycieczki do domu sobie nie będę mogła pozwolić, bo to koszt min. 200zł. 

Jeśli się kochacie i jeśli Twój facet jest dla Ciebie naprawdę dobry, to pewnie uda Wam się pokonać przeciwności. Ale oczywiście współczuję sytuacji... Ciężko doradzać, szczególnie jak zna się sytuację tylko z krótkiego opisu na forum. Ja jestem 5 lat po slubie i żałuję, że nie byłam bardziej pragmatyczna i że nie myślałam o sobie jak podejmowałam tę decyzję. No ale u mnie była inna sytuacja, bo ja nie byłam pewna swoich uczuć do narzeczonego...

Werbeena napisał(a):

Przerasta mnie, że muszę zmienić całe życie. Zostawić nieźle płatną pracę, rodzinę, znajomych i wyjechać za mężem.

a ustalaliscie ta przeprowadzke wspolnie czy narzeczony tak odgornie zdecydowal? bo troche brzmisz jak arabska zona ktora maz po prostu zabiera z domu. I to mimo tego ze wiecej zarabiasz wiec wzgledy ekonomiczne nie sa takie oczywiste, zwlaszcza jak nie masz ochoty mieszkac z tesciami. Lubisz, znasz tesciow? chcesz z nimi mieszkac? Bo w sumie to powinno byc glownym czynnikiem decydujacym skoro pracy w kazdym wariancie bedzie ktores z was musialo szukac. Jak rzucisz prace i zamieszkasz z nimi a pozniej okaze sie ze sie nie dogadujecie to bedzie ci duzo trudniej zmienic sytuacje.

A właściwie dlaczego to Ty "jedziesz za nim", a nie on przyjeżdża za Tobą? Jak dla mnie bilans zysków i strat jest taki.

Jak Ty wyjedziesz: nie masz pracy, macie 500 złotych mniej niż gdybyś to Ty pracowała, tracicie Twoje premie, Ty musisz mieszkać z teściami - a gwarancji, że będzie się mieszkało dobrze nie masz żadnej, zostajesz zupełnie bez rodziny i przyjaciół

Jak on przyjedzie: on nie ma pracy, nie macie zagwarantowanego mieszkania (ale z drugiej strony macie wolną rękę, możecie znaleźć sobie co Wam tylko pasuje i mieszkać według własnych zasad), co do rodziny i przyjaciół to nie wiem - ma tutaj kogoś? czy wszyscy za granicą? 

Czyli generalnie Ty na tym więcej tracisz jako jednostka chyba + obydwoje na tym kiepsko wychodzicie finansowo. Problemy ze znalezieniem pracy pomijam, bo z tego co piszesz dotyczą i Ciebie i jego - więc na jedno wychodzi.

Nigdy w zyciu nie zamieszkalabym z tesciami. Ani z rodzicami.

Nigdy w zyciu nie wzielabym slubu bez wczesniejszego mieszkania z facetem. Wierz lub nie ale po zamieszkaniu razem baardzo duzo par sie rozstaje. Lepiej sprobowac przed slubem czy jest ok czy nie.

Ja tam widze klopoty juz na starcie wiec bym sie w to nie pakowala, chyba, ze mieszkalibyscie tam sami, bez tesciow.

I jak pisze Amelia dla mnie tez troche brzmisz jak "arabska zona", ktora po prostu MUSI. Ty nie musisz. Pytanie czy chcesz? Mi byloby szkoda mojej niezaleznosci finansowej.

Jego argumentem jest dom, że będzie jego. Jedynie dokładanie się do rachunków- od nas 400zł/mc. Ale swoją część musimy podremontować i  odświeżyć, wstawić sprzęt- jemu samemu nie była potrzebna osobna kuchenka czy pralka. Mimo, że kuchnię i łazienkę ma swoje. 

U mnie na 100% nie ma pracy w jego specjalizacji. Nawet firmy nie ma do której cv by mógł zanieść. U siebie ma większe szanse na lepszą pracę, tylko jeszcze doświadczenie musi podbudować. Studiował dziennie, ja zaocznie, więc dłużej pracuję. W ciągu pół roku w swoim mieście dostałam 3 razy inną pracę (aplikowałam, żeby wynagrodzenie podciągnąć, ale niestety było takie samo, albo mało co większe) i raz dzwoniła koleżanka z pytaniem czy może mnie polecić, ale już spokój dałam. A tam od roku szukam i cisza.

 Utrzymywanie nas tutaj+ opłaty za wynajem i rachunki to jednak większa połowa mojej pensji. 

Werbeena napisał(a):

Jego argumentem jest dom, że będzie jego. Jedynie dokładanie się do rachunków- od nas 400zł/mc. Ale swoją część musimy podremontować i  odświeżyć, wstawić sprzęt- jemu samemu nie była potrzebna osobna kuchenka czy pralka.

No to prawdę mówiąc rewelacji nie ma... i do tego mieszkanie z teściami - taki układ rozwalił niejeden związek (nawet jeśli teściowie są przesympatyczni to i tak co innego widywać się z nimi raz na tydzień, a co innego razem mieszkać. Mówię to na podstawie doświadczeń moich koleżanek). równie dobrze moglibyście coś wynajmować w Twoim mieście i powoli odkładać na przyszłość kasę... A czy jedno z Was nie może zmienić branży i otworzyć jakiegoś małego biznesiku? Wiem, że to nie łatwe, ale może warto się zastanowić. Nie zawsze trzeba trzymać się twardo swoich zawodów...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.