Temat: Wątpliwości, pomocy.... :(

Cześć dziewczyny, proszę powiedzcie co o tym myślicie bo moja bitwa z samą sobą nie ma końca... Jestem z facetem od 9 lat, zareczylismy sie 3 lata temu. Dwa late temu końcem roku planowany był ślub - nie odbył się z powodu pandemii, tydzień przed tereminem wszytko zamknęli, było mi smutno, wcześniej jeszcze 'ze strachu' odmowilo mi 70% gości co równiez był bardzo przykre... wszystko przygotowywałam sama, ozdoby, kwiaty, lubię robić takie rzeczy, jarałam się tym, ale wyszło jak wyszło - przełożyliśmy na maj 2021, restauracje otwarto tydzień po naszej kolejnej dacie więc znowu nie wypaliło, czułam obojętność, bo spodziewałam się już wcześniej, że na 90% to znowu nie wypali. Przelożyliśmy znów na za miesiąc a ja? Ja już chyba tego nie chcę.

Facet jest ok, jest dobrym człowiekiem, mieszkamy ze sobą właściwie od początku związku (3 mce po poznaniu zamieszkalismy razem), szanuje mnie, lubie zwierzęta, mamy wspolne pasje, spedzmay ze sobą 90% naszego czasu (może za dużo, ale nie mam pomysłu co mogłabym robić sama?) pomaga mi w domu, sprzątamy razem, gotujemy na zmiane, dzielimy się wszysktimi obowiązkami, jestem przekonana, że ZAWSZE mogę na nim polegać i on na mnie też. Jednak jakiś czas temu wydarzyło się kilka sytuacji i padło parę słów z jego strony, których wcześniej nie słyszałam/ o których nie wiedziałam i których zawsze sobie mówiłam, że NIGDY nie chciałabym w związku.

1. Rok temu w styczniu szef przestał płacić mu wynagrodzenie (w dużym skrócie opowiem, pracował tam 4 lata bez zadnych problemow wczesniej) on pracował do kwietnia(!)za darmo licząc, że mu zapłaci i jeszcze pisał do niego wiadomości w stylu, ze on bardzo potrzebuje pieniedzy, nie ma już oszczednosci, trzeba mu na to na tamto, tłumaczyl mu sie... ja nerowow myslalam ze sie wykoncze, prosiłam, podsuwałam rozwiazania, że trzeba zglosic do IP, ze trzeba walczyc o swoje, on sie bał odezwac już nie mowiac zwolnić, ostatecznie powiedział ze mu kase oddał ale czy tak było nie wiem bo nie kontrolujemy swoich wydatków.

2. Nie gadamy ze sobą o trudnych rzeczach, do niedawna nie było zbyt wielu trudnych spraw miedzy nami wiec moze nie przywiazywałam do tego uwagi, ale od jakiegos czasu przygladam sie temu i widze ze to jest moj monolog kiedy mnie cos gryzie lub nawet kiedy sprawy dotyczą nas obydwojga, on nie mówi NIC, wysłucha, ale nic nie powie a ja sie musze domyslac. Podobnie było w w.w sytuacji, tez nic mi nie mowił, pytałam co planuje co zamierza, czy szuka innej pracy, czy sie zwolni -nic. Musiałam sie domyslac, a przeciez to jest chyba nie tylko jego problem ale troche nasz wspolny? mamy tez wspolne wydatki... brak słów.

3. Średnio raz na pół roku jak sobie wypije lekko na jakiejś imrezie wtedy zacyzna rozmawiać ze mną jak człowiek czyli mówi to co myśli. Ostanio powiedział mi np. że czasem woli się nie odzywać bo nie chce mu sie ze mną kłócić i dlatego milczy i że i tak zawse bedzie tak jak ja powiem... Zabolało mnie to, bo właśnie to jest jedna z rzeczy których nie chciałąbym w związku, żeby chłop bał się baby, że woli być bez wlasnego zdania, bez argumentów żeby mieć święty spokój, woli nie rozmawiać ze mną, przeraża mnie to...

4. I na koniec... kiedyś, lekko wcięty nie mam pojęcia na jakiej podstawie, bo zawsze go wspieram i często wierzę w niego bardziej niż on sam w wielu styuacjach... powiedział że gdyby on miał depresję lub popadł w jakąś chorobę i nie mógł pracować (zarabiać) i normalnie funkcjonować ja na 100% bym go zostawiła na ulicy albo oddała do jakiegoś przytułka, nie mam zielonego pojęcia skąd tkai wniosek, ja obecnie zarabiam lepiej niż on, nie zalezy mi na kasie a juz na pewno jego, gdyby mi zalezało ten związek w ogóle by sie nie zaczął. Powiedział to juz jakis czas temu a mi nadal chce się płakać na samą myśl. Zapytałam się go jedynie wtedy po co się mi oświadczył i dlaczego chce mieć taką żone skoro ma o mnie takie zdanie?

Nie wiem już co mam zrobić, ślub za miesiąc ja już nerwowo nie wyrabiam nie wiem co robić, napiszcie cokolwiek...

Ja bym do takiego partnera po prostu nie miała szacunku. A bez tego to uważam, że się normalnego związku/małżeństwa nie da stworzyć. Jeżeli masz podobne odczucia, to ja bym się w to nie pchała. I to nie chodzi o to, że każdy musi być przebojowy, wygadany, super asertywny i mieć wyrobione zdanie na każdy temat. Ale jest moim zdaniem różnica między byciem spokojnym, małomównym i szukającym kompromisu, a byciem przezroczystym, nijakim i typem wiecznej życiowej ofiary. No i nie wiem, nie wyobrażam sobie mieć dziecka z taką osobą. Że np. ja na wychowawczym, a mąż parę miesięcy robi za darmo i się nie upomni o swoje własne pieniądze. Albo że ja bym chciała podjąć jakąś złą decyzję dotyczącą dziecka (np. co do wyboru szkoły, albo w skrajnym przypadku sposobu leczenia gdyby dziecko było chore), on by wiedział, że lepiej by było zrobić inaczej, ale położyłby uszy po sobie i machnął ręką. Co innego jak się wie, że to machanie ręką się ogranicza do tego, że facetowi wszystko jedno jakiego koloru się kupi dywan, albo gdzie się pojedzie na wakacje. Ale jak się nie ma pewności, że byłby zaangażowany w podejmowanie naprawdę ważnych decyzji i jego motywacją by było, żeby było jak najlepiej, a nie żeby się go nie czepiali, to ja sobie życia z taką niepewnością i przeświadczeniem, że tak naprawdę nie mogę na kimś polegać, sobie nie wyobrażam. 

Ja uważam, że masz fajnego faceta i popełnisz błąd zostawiając go. Rozmawiać można się nauczyć. Ja swojego nauczyłam mówić o problemach.

Pasek wagi

izabela19681 napisał(a):

Marieke napisał(a):

Małomówność to jedno. Ale unikanie rozmowy z bliską osobą o trapiących ją kwestiach? Bo nie chce się kłócić? Rozmowa to nie kłótnia. A jak iść razem przez życie, kiedy się nie rozmawia i unika trudnych tematów?

No nie wiemy, jak wyglądają te rozmowy. Może autorka jest atakująca słownie a facet ceni sobie spokój. Oczywiście nie znam autorki postu, ale są kobiety ciągle jazgoczące (np. moja sąsiadka, przez ścianę słyszę jak o coś ciągle ma pretensje), co mnie osobę obcą mocno wkurza i marzę aby się w końcu zamknęła. Jej mąż wydaje się spokojnym, cichym facetem. No ja mu współczuję.

widzisz - sama piszesz ze nie znasz autorki, ale nie znajac jego to jemu wspolczujesz. A dokladnie tak jak on zachowywal sie tez moj maz - dobry czlowiek z ktorym przezylam 20 lat. Przeszlismy dokladnie taka sama sytuacje z jego praca tyle ze kupe lat przed pandemia. jego szef przestal placic, mydlil oczy pracownikom a ci mu wierzyli. Doszlo do tego ze nie mial dla nich pracy i obiecywal ze to tylko przestoj i on ta prace im da. Moj jemu swiecie wierzyl i czekal, ja na poczatku go wspieralam, bo nie jestem z tych jazgoczacych i wiedzac jak ciezko pracowal tez uznalam ze przyda mu sie troche wolnego. Ale po pierwsze to bylo wolne bezplatne  a majac rodzine dlugo tak sie nie najedzie nie majac kokosow a po drugie jego wiara byla bezsensowna , co zauwazylam po kilku tygodniach - on tak tkwil pol roku. W koncu sama znalazlam mu prace w innej firmie i tak tkwil tam do jej upadlosci, teraz radzi sobie szybciej, zrozumial ze ja w miedzy czasie odeszlam i musi sam brac w swoje rece swoje zycie.

gozdzikowa1802 napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Marieke napisał(a):

Małomówność to jedno. Ale unikanie rozmowy z bliską osobą o trapiących ją kwestiach? Bo nie chce się kłócić? Rozmowa to nie kłótnia. A jak iść razem przez życie, kiedy się nie rozmawia i unika trudnych tematów?

No nie wiemy, jak wyglądają te rozmowy. Może autorka jest atakująca słownie a facet ceni sobie spokój. Oczywiście nie znam autorki postu, ale są kobiety ciągle jazgoczące (np. moja sąsiadka, przez ścianę słyszę jak o coś ciągle ma pretensje), co mnie osobę obcą mocno wkurza i marzę aby się w końcu zamknęła. Jej mąż wydaje się spokojnym, cichym facetem. No ja mu współczuję.

Nie należę do takich i nie cierpię takich charakterów, po prostu staram się rozmawiać, nie chcę zostawać sama z problemami, które nie zawsze dotyczą tylko mnie... przyznam że zdarzyło się kilka razy nerwy mi puściły i podniosłam głos, ale myślę, że rozmowa jest kluczem w związku do wszystkiego i to mnie martwi.

masz bardzo uzasadnione obawy, znasz go juz tyle lat i dopiero teraz przed faktem slubu zrozumialas ze w zasadzie to bez sensu - ja takiemu przemysleniu nie dalam szansy, tak jak ktos wyzej pisal ,skoro data slubu stoi to i tak sie pobierzecie - z niecheci do problemow i obgadywania - a to wasze zycie. Ja zrobilam ten blad, ciagnelam ten wozek 20 lat i sie rypnal , w koncu nie dalam rady jak w sytuacji smiertelnych chorob obu corek wszystko , doslownie wszystko musialam zalatwiac sama. 

madziutek.magda napisał(a):

gozdzikowa1802 napisał(a):

madziutek.magda napisał(a):

Zawsze jest, dla świętego spokoju, tak jak Ty chcesz. On się na wszystko godzi, nie kłóci, jest lękliwy. W końcu zaczęło Ci przeszkadzać to, że jego nie ma w Waszej relacji. Ty nie wiesz, z kim jesteś, bo nie wiesz jaki on jest. Jest fajnym przyjacielem, ale nie wiesz jaki jest jako mężczyzna. Jest mu przy Tobie wygodnie, nie chce się wychylać, pokazywać siebie. Nie odsłonił się nigdy przed Tobą, więc żyjesz ze swoim wyobrażeniem o nim. Tak się nie da na dłuższą metę i teraz to dostrzegłaś. Dzięki Bogu PRZED ślubem.

Nie jest to rada psychologiczna, a jedynie przykład z mojego życia. On nie kocha Ciebie tylko wygodne życie, jakie z Tobą wiedzie. Facet nie musi mieć złych intencji, prawdopodobnie nie robi tego specjalnie. Pewnie nawet uważa, że tak wygląda miłość. 

Edit: dajesz mu poczucie bezpieczeństwa, dlatego z Tobą jest. A poczucie bezpieczeństwa trzeba mieć wypracowane w sobie, dopiero wtedy można zbudować z kimś szczęśliwy związek. 

wszystko co napisałaś jest smutną prawdą... z wyjątkiem poczucia bezpieczeństwa jeśli masz na mysli kasę - przez cały związek bywało różnie, raz jemu sie wiodło lepiej raz mnie, ale bez względu na to zawsze byłam niezależna więc to nie jest też tak że ja jestem od zawsze i na zawsze 'glowa rodziny' chociaż prawdą jest że czasem mam wrażenie że to ja bardziej mam głowę na karku...

Poczucie bezpieczeństwa to nie tylko pieniądze. Sama sobie odpowiedziałaś na to - to Ty jesteś "szefową" tego związku, domyślam się, że także kierowniczką domu, organizatorką rozrywek wszelakich, ogarniaczką życia w postaci zakupów, wakacji, świąt, prezentów dla bliskich, może nawet seksu. On jest przy Tobie. Ulegając Ci we wszystkim daje sobie przestrzeń na to, żeby na zawsze grzać się w Twoim ciepełku. 

To jest Twoje życie oczywiście, ale ja bym spieprzała czym prędzej, bo znam to pozornie przyjemne bagienko doskonale...

madziutek, opisalas to idealnie, ja nie zaluje swoich 20 lat w takim zwiazku, jednak tez nie zaluje ze podjelam w koncu decyzje zakonczenia tego.

charlotte160 napisał(a):

Ja uważam, że masz fajnego faceta i popełnisz błąd zostawiając go. Rozmawiać można się nauczyć. Ja swojego nauczyłam mówić o problemach.

uczniowie bywaja rozni, moze twoj uczn byl z tych zdolnych a tylko leniwych , gorzej jak trafi sie uczen nie zdolny do niektorych kompetencji.

Jest różnica między małomównością, a brakiem komunikacji. Ja uważam że sytuacja w której partner mówi, chce porozmawiać o tym co się z nim/w nim dzieje, albo o kwestiach związku, a druga strona to ściana, od której wszystko się odbija to jest zwyczajnie bierna agresja. 

Serio komunikacja to podstawa związku, choć może się tak nie wydawać, jak ona jest nawet przeciętnie ok, mam wrażenie że część osób komentujących nie spotkało na swojej drodze tych osób które serio robią z siebie ścianę w sytuacji problemu i nie ma żadnej, ale to żadnej komunikacji.

To jest tak potworne uczucie bezsilności i opuszczenia, że dziękuję bardzo.

Do tego dorzućmy to, że to nie jest tak że on nie gada, ale zwyczajnie to taki charakter i jest zadowolony z decyzji partnerki i tego jak jest,  tylko NIE GADA a w głowie hoduje pretensje. 

Na które partnerka nic nie może poradzić, bo on nie raczy ich wypowiedzieć, tylko sobie je perwersyjnie hoduje. To chyba trochę nie fair. 

I wiecie, on jest dorosły, odpowiedzialny za szukanie przestrzeni dla wyrażenia siebie. Więc jak można pisać że dla świętego spokoju nie chce się 'klocic'? Zresztą autorka nie pisała o kłótniach, tylko zwyczajnie o rozmowie, nie widzicie różnicy? 

Takie gadanie 'nie mówię bo i tak będzie na Twoje' to przecież jest zwyczajne mydlenie oczu i usprawiedliwianie tego, że nie chce mu się podjąć trudu pracy nad sobą, żeby się nauczyć zdrowej komunikacji. Lepiej zwalić winę na partnera. Przecież po co konfrontować się z tym, że ja mam jakieś problemy z bliskością, trudno mi rozmawiać bo mam przekonanie że to trudne i i tak nic nie da (zapewne wyniesione z domu), lepiej obwinić partnera ;-)

A nawet jakby tak było, że autorka postu to taka zołza to po co się oświadczał, a już jak się oświadczył to przecież można iść na jakieś warsztaty komunikacji, szukać rozwiązań, pracować nad problematycznymi obszarami związku. A nie popadać w 'dla świętego spokoju'. 

Zwyczajnie moim zdaniem traktuje partnerkę nie fair, nie dość że nie zaspokaja istotnych potrzeb i jest głuchy na jej prośby, to jeszcze się zachowuje jak jakiś cierpiętnik i na barki autorki usiłuje zrzucić kwestie za które realnie ON odpowiada. 

Przechodząc do końca...

Ja bym spróbowała z nim porozmawiać dokładnie o tym co pisałaś tutaj. 

Jak się nie da, umowilabym się do terapeuty żeby zaplanował z Tobą przebieg takiej rozmowy, i zaprosiłabym faceta na wspólną sesje. Kiedy Ty mu jeszcze raz, spokojnie powiesz to wszytko, i w moderacji przez terapeutę spróbujecie ustalić co z tym dalej robicie. 

Bez tego kroku z pewnością bym ślubu nie brała. A jak ten krok nic nie da to z bólem serca bym jednak zrezygnowała ze ślubu, ale z poczuciem że zrobiłam co mogłam. 

Dla mnie te problemy które wymieniłaś są takie trochę z pupy, nic nad czym nie dało by się popracować. Przesadzasz bo masz panikę przed ślubem co jest normalne. Wyjedź na tydzień sama i zastanów się czego Ty właściwie chcesz i czy tesknisz za nim. 

Pasek wagi

ByleDo60 napisał(a):

Dla mnie te problemy które wymieniłaś są takie trochę z pupy, nic nad czym nie dało by się popracować. Przesadzasz bo masz panikę przed ślubem co jest normalne. Wyjedź na tydzień sama i zastanów się czego Ty właściwie chcesz i czy tesknisz za nim. 

ale zdajesz sobie sprawę że żeby nad czymkolwiek w związku pracować to muszą chcieć dwie strony ? A tu druga strona póki co nie chce? 

Czyli jak mniemam Twoim zdaniem autorka powinna zawrzeć związek małżeński z nadzieją że sama jakos zmieni partnera? Hehe, dobre.

i co jest 'z pupy'? Wyobraź sobie:

'zle się czuje' ---> cisza 

'trzeba zdecydować czy powinniśmy uśpić psa' ---> cisza 

'nie wiem czy wracac do pracy, czy może jeszcze zostać z dzieckiem, jak myślisz?' --> cisza. 

a później jeszcze pretensje 😁 to jest wszystko 'z pupy' puki się układa, później się okazuje że jest się w czarnej dupie. 

a założenia że tęsknota za kimś to podstawa do ślubu to już w ogóle śmiech, wiesz że np żony alkoholików, bite żony też odczuwają często tęsknotę ? Od tego mamy rozbudowany mózg żeby nie traktować uczuć jako jedynej składowej ważnych decyzji. 

tj ja zawsze jestem za pracą nad związkiem, i jak tylko Pan będzie chciał to super, działajcie i nie skreslajcie tego co macie, ale jak nie (jak dotychczas), to niech mi ręką uschnie zanim komuś napisze że 'przesadza' lub ma 'problem z pupy' bo chciałbym rozmawiać i dzielić odpowiedzialność w związku.







niby nic... a jednak coś, lubie takich mężczyzn innego rodzaju wiec ciężko by mi było.... teoretycznie to wydumane problemy, ale taki jakby malo meski jest Twój narzeczony, ale z drugiej strony chciałabyś zeby byl kłótliwy ? I żeby się kłócił o wszystko ? A że nie wszystko Ci mówi, może chce Twoje nerwy oszczędzić i po męsku samemu problem rozwiązać.... Raz Ci powiedzial to naciskałas żeby rozwiazywal problem według Twojego uznania.... 

Przeważnie Najlepsza metoda jest taka żeby porozmawiać z tą osobą właściwą tak szczerze, może on nie wie o co Tobie chodzi a chłopu to trzeba prosto z mostu bo chłopy są nie domyślne....

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.