Temat: Kryzys w małżeństwie. Widmo rozwodu.

Witam, pisze na forum bo nie mam z kim o tym pogadać. A sytuacja mnie przerasta.

Jesteśmy 3 lata po ślubie, przed ślubem byliśmy 4lata razem. Przed ślubem były wzloty i upadki. Raz lepiej raz gorzej ale zawsze udawało Nam się przejść problemy i żyć dalej. Po ślubie sytuacja się zmieniła. Kupiliśmy dom wzięliśmy kredyt. Nie mamy dzieci, mój mąż nie może mieć dzieci. Ja nie nalegam, kilka razy padło słowo in vitro. Ale mąż twierdzi że to jest drogie i na tym temat ucichł. Przed ślubem to ja zarabiałam kilka razy więcej od męża niestety jakiś czas temu sytuacja się odwróciła. A co za tym idzie zmieniła się nasza sytuacja materialna. Nie jest kolorowo, nie odpływy w luksusy ale stać nas raz do roku na zagraniczne wakacje, wypad na weekend. Niestety dla mojego męża to za mało, przyzwyczaił się do poprzedniej sytuacji i do tego że nie musieliśmy liczyc pieniędzy bo zawsze było ich nadto i nie przejmowaliśmy się sprawami bieżącymi jak rachunki czy zakupy. Teraz wygląda to inaczej ale mi to nie przeszkadza. Wiadomo każdy chce zarabiać coraz więcej ale zmieniłam pracę zarobki też. Nic nie poradzę na to że zarabiam mniej. Nigdy nie wypominalam mężowi że zarabiał mniej niż ja. Nawet przed ślubem mój i jego zarobek był naszym wspólnym i razem go wydawaliśmy. Teraz cały czas słyszę że ja mało zarabiam że jestem utrzymanka, że to przeze mnie mamy mniej kasy itp itd. Doszło do tego że kłócimy się o wszystko, zaczynając od małych pierdol po większe dycyzje. Coraz częściej pada słowo rozwód. Już kilka razy usłyszałam że to ja mam się wyprowadzić bo to jego dom bo on płaci kredyt. Ale o tym kto tankuje samochody płaci za jedzenie to nikt nie myśli. Aby było lepiej jestem w stanie odmówić sobie nowej torebki czy butów by mąż miał.na karnet na basen czy siłownię bym znowu nie usłyszała że za mało zarabiam i na nic nas nie stać. Sama nie pamiętam kiedy kupiłam sobie coś nowego a tylko słyszę że jestem na jego utrzymanie i całymi dniami nic nie robię ( mam nielimitowany czas pracy i często jestem w domu, bo w nim pracuje). Jestem na skraju załamania nerwowego. Nic mnie nie cieszy, nie mam ochoty wychodzić ze znajomymi, na dostatek smutki zajadam co również przyczyniło się do tego że przytyłam ok 20kg i nie dość że jestem utrzymanka to jeszcze jestem gruba. Seks w naszym małżeństwie to obowiązek raz na kwartał jak nie rzadziej. Nigdy nie nalegałam.na dziecko bo wiem jaka jest sytuacja i że w naszym wypadku to nie będzie proste ale z wiekiem coraz częściej odzywa się instynkt macierzyński i zazdroszczę koleżanka które są mamami. Nic nie mówię by znowu nie wywoływac kłótni. I tak usłyszę że nie stać nas na dziecko, poza tym dziecko to obowiązek a on nie chce dzieci bo dzieci go wkurzają itp. Staram się dawać z siebie 100% gotowanie sprzątanie pranie nawet typowe męskie zajęcia typu koszenie trawy czy wymiana żarówki. O te męskie zajęcia nigdy nie mogę się doprosić męża bo twierdzi że nie ma czasu pomimo że kończy pracę o 15stej. Jako że często pracuje w domu to jak twierdzi mój przecież to nie jest praca więc mam w domu ogarniać dosłownie wszystko :( Zamknęłam się w sobie, nie mam nikogo kto by mnie zrozumiał i czuję się okropnie. Mąż w weekendy wychodzi z kumplami na miasto a ja zostaje sama z butelką wina :( 

Nie wiem co mam robić. Terapia nie wchodzi w grę bo on nigdy się na to nie zgodzi. Twierdzi że on nie ma problemu. Tylko to wszystko przeze mnie i to ja mam problem bo mamy mniej kasy i nie na wszystko nas nie stać. Z miesiąca na miesiąc jest tylko gorzej. Czuję się nic nie warta i nie wiem co że sobą zrobić. Myślałam że wspólne wakacje za granicą czy wyjście na kolację pomaga ale niestety wszystko kończy się kłótnia i mąż traktuje mnie jak powietrze albo jeśli chce pogadać ucina temat wulgaryzmami.

Czasem myślę sobie że będąc w innym związku nie miałabym takich problemów np. nie czekaliby mnie inspirują vitro (o ile kiedyś do niego dojdzie, bo Jaśnie Pan może zawsze twierdzić że nie chce dzieci). Nigdy tego nie wypominalam mężowi clby nie robić mu przykrości ale on mi przykrości nie oszczędza. Odnosi się do mnie gorzej niż do zwierzęcia :( 

Przepraszam że się tak rozpisalam ale musiałam sobie ulżyć.

Może kto mnie wesprze w problemie bo nie wiem co że sobą zrobić. 

Kiedyś zarabiałam tyle że nie miałabym problemu się wyprowadzić. Teraz sytuacja się zmieniała i miałabym problemu samej utrzymać mieszkanie i się utrzymać. A do rodziców nie wrócę bo nie chcę wysłuchiwać ich gadania :(

Nie ratowalabym tego. Sorry. Mam nadzieje, ze po rozwodzie nie zostaniesz z jedna walizka i nie bedziesz splacala domu , w ktorym ex bedzie mieszkal - i tyle co moge ci zyczyc. 

Wspolczuje.

p.s. wolalabym sluchac gadanie rodzicow niz tego pana - tym bardziej, ze u rodzicow mozesz stanac na nogi, a przy nim, raczej nie....

Niestety ale nie wyobrażam sobie wracania do rodziców. Już dawno się od nich wyprowadziłam i jak pomyślę że mam zaczynać od nowa to nie wiem czy nie wolę samotnych wieczorów przed tv bez ich gadania.

Mam wrażenie że jedynie większe zarobki są w stanie mi pomóc. Choć obawiam się że wtedy mój mąż zmieni nastawie i nagle będzie kochającym mężem. W najbliższym czasie nie zanosi się na większą kasę także nie prędko to nastąpi. 

Człowiek młody i głupi. Przed ślubem zdarzało się że się do mnie źle odnosił ale tylko podczas kłótni, a ja to ignorowałam.

Serio, facet nazywa cię gruba utrzymanką, a ty chcesz sobie dzieciaka z nim robić? Może ja się nie znam, nie jestem w końcu mężatką. Ale dla mnie to jest jakiś chory masochizm.

P.S. Ty już zadecydowałaś że od niego nie odejdziesz, więc nie wiem jakiej rady oczekujesz. Nikt nie da ci przepisu na zrobienie z dupka porządnego faceta. Jakby taki magiczny sposób istniał, to byłoby o połowę mniej rozwodów.

Berchen napisał(a):

ZuzaG. napisał(a):

Może ktoś da Ci jakąś dobrą radę, ja na pewno nie. Bo ja się po prostu rozwiodłam. I jestem szczęśliwa z kimś innym.

Dla mnie to nie takie proste. Wiąże Nas kredyt na 25lat. A moje zarobki nie pozwolą mi na to by się samej utrzymać :( 

Jedyne co mogę zrobić to skok w bok, może mi ulży w tej całej sytuacji ale w razie czego to ja będę na najgorsza. 

Posterisan napisał(a):

Serio, facet nazywa cię gruba utrzymanką, a ty chcesz sobie dzieciaka z nim robić? Może ja się nie znam, nie jestem w końcu mężatką. Ale dla mnie to jest jakich chory masochizm.

Jestem na etapie że tak mocno odezwał się instynkt macierzyński że gdyby jutro mi powiedział że jedziemy do kliniki to bym od razu się spakowała i jechała. Nie zważając na to jak jest między nami.

Co więcej moze jestem glupia ale w duchu myślałam że może gdybyśmy mieli dziecko byłoby inaczej. 

Karolinkaaa2017 napisał(a):

ale nie wyobrażam sobie kogoś nowego znaleźć. Czuję sie gruba brzydka i do niczego. Nie mam ochoty nawet nigdzie wychodzić a nawet kogos szukać.

Ale po co Ci ktoś nowy? Przecież sama będziesz 100 razy szczęśliwsza niż z tym typem co jesteś teraz. Seksu nie ma, rozmów nie ma, wzajemnego wsparcia nie ma - przecież to nie jest związek. Szczerze to po prostu zrobiłaś z siebie męczennicę, "matkę Teresę", zatraciłaś się w dawaniu i nic nie oczekujesz w zamian, stałaś się rozlazłą pipą. Weź się ogarnij, zostaw mężczyznę, dla którego jesteś tylko sprzątaczką i kucharką i zacznij żyć. I nie pchaj się w nowy związek co najmniej przez kilka miesięcy, najpierw popracuj nad szacunkiem do samej siebie.

Pasek wagi

Berchen napisał(a):

z tego co piszesz to on bardzo wygodnie mial z toba, zachowywal sie jak typowy utrzymanek i teraz zmiany finansowe u nie odpowiadaja, zostaw go z kredytem i tyle, dasz sobie rade, jestes mloda i szkoda zycia na takiego d...pka.

Niestety ja traktowałam to jako nasze wspólne i cieszylo mnie to że razem nas na wszystko stać. 

A z kredytem go nie zostawię bo jest na nas dwóch. 

Karolinkaaa2017 napisał(a):

Posterisan napisał(a):

Serio, facet nazywa cię gruba utrzymanką, a ty chcesz sobie dzieciaka z nim robić? Może ja się nie znam, nie jestem w końcu mężatką. Ale dla mnie to jest jakich chory masochizm.
Jestem na etapie że tak mocno odezwał się instynkt macierzyński że gdyby jutro mi powiedział że jedziemy do kliniki to bym od razu się spakowała i jechała. Nie zważając na to jak jest między nami.Co więcej moze jestem glupia ale w duchu myślałam że może gdybyśmy mieli dziecko byłoby inaczej. 

Powiem ci jakby było:  nieprzespane noce, załamanie, wszystko na twojej głowie i facet który mówi: chciałaś to masz. A potem nastolatek w domu, który widzi, że skoro ojciec cię nie szanuje to on też nie musi i mówi do matki: przecież ty i tak nie masz nic do gadania.
Ale każdy jest panem swojego losu i musi sam podejmować swoje życiowe decyzje.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.