- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
2 sierpnia 2017, 19:10
Witajcie.
Pisałam tu już ze swoimi problemami i nastąpiło ich apogeum.
Z tym chłopakiem spotykałam się od niecałych 4 miesięcy. Na początku starał się, mówił mi dużo miłych rzeczy i okazywał, że mu zależy. Nie byłam przekonana, bo dużo nas różni- zainteresowania, podejście do relacji z ludźmi, do życia, nawet poczucie humoru mamy inne. Przez telefon potrafiliśmy gadać godzinami, na żywo ciągle przestawałam mówić, bo miałam wrażenie, że go nudzę i mi przerywał. Było kilka naprawdę miłych chwil. I odpuściłam... Poczułam coś do niego mimo wszystko, zaczęło mi zależeć.
Parę razy nawaliłam- przynajmniej on tak ciągle mówił. Złościł się, że chciałam wiedzieć o której do mnie przyjedzie, żeby nie czekać godzinami. Mówił, żebym w takim razie nie czekała- jak skończy pracować to będzie. W rezultacie widywaliśmy się późnymi wieczorami i w nocy. Nie zakazywałam mu niczego- nigdy nic nie odwalał, nie pił, nie kombinował. Jak zależało mu na wyjeździe a ja nie mogłam to chciałam, żeby jechał beze mnie- żeby nie zabierać mu tego. Miał wiele spraw, których nie chciał dla mnie poświęcać, bo już kiedyś tak robił i się na tym przejechał. Starałam się to rozumieć, ale bolało mnie że nigdy nie ma dla mnie czasu. Nie wiem czy przesadzałam z proszeniem się o spotkania- teraz mam wrażenie, że wiele robiłam źle... Kiedyś jak gadaliśmy o jakimś tam ognisku to droczyłam się z nim żartobliwie, że nawet jak mi zakaże to i tak tam pójdę. Stwierdził, że się z nim nie liczę.
Czekałam aż wszystko się ułoży. Czekałam na jeden cały tydzień bez żadnej spiny, żeby się przed nim otworzyć i powiedzieć, że chcę z nim być. I pojawiła się kłótnia. Powiedziałam mu, że męczy mnie to, że spędzamy tak mało czasu razem i "wiem, że nie jesteśmy parą, ale niech się ze mną liczy". To była bomba. Gdy to usłyszał wszystko się posypało. Stwierdził, że wtedy nabrał dystansu. Wiem, że mogło go to zranić, ale przepraszałam go, tłumaczyłam dlaczego tak powiedziałam, wiele razy i stwierdził, że go to nie zraża. Myślałam, że jeszcze będzie dobrze. Byliśmy ze sobą trochę na odległość- pochodzimy z tego samego miasta, ale byłam na studiach więc widywaliśmy się jak przyjeżdżałam. Jak miałam urodziny po tej kłótni to do mnie nie przyjechał, bo był na zakupach. W tym samym mieście. Bardzo mnie to zabolało, on nie widział problemu bo nie ma w zwyczaju świętować takich rzeczy. Chciałam żeby po prostu przeprosił... I zrobił to tylko, żebym odpuściła. Później było już tylko gorzej. Stwierdził, że dusi się w tym jak ciągle nalegam na spotkania, jak się nie odzywałam to miał pretensje. Już na każde słowo zaczęłam uważać, żeby go nie zdenerwować, a i tak ciągle coś mówiłam źle. Zanim się poznaliśmy planowałam wakacje na dwa tygodnie, gdy podejmowałam decyzje co i jak to jeszcze nie byłam go zbyt pewna żeby zabrać na wakacje z rodzicami. Znów mi wypomniał, że go olałam i nie pomyślałam jak będzie się czuł z tym, że go zostawiłam. Tłumaczyłam, niby rozumiał ale stale mi te wszystkie błędy wypominał. Nawet jak używałam tych samych stwierdzeń co on to uważał, że ciągle źle robię. Nie odpisywał na smsy, unikał odpowiedzi.
Podczas jednej z rozmów na pytania odpowiadał, że nie wie po co mu jestem, nic nie zamierza zmieniać i z niczego dla mnie nie zrezygnuje, i "zależy" czy zaboli go, że mnie straci. Pomyślałam, że może w nerwach to powiedział i cokolwiek cofnie, ale minęły trzy dni ciszy i jedyne co mi napisał jak zapytałam czemu milczy to "po co miałem pisać? żeby znów obrywać?". Ciągle trwał tylko przy swojej krzywdzie. Naprawdę walczyłam, mówiłam mu jak mi zależy, że chciałabym z nim być, rozumiem co go boli i chcę to zmienić, że chcę to naprawić, żeby było tak jak wcześniej. Uparł się, że nic się nie zmieni i nie chciał nic naprawić.
Wiem, że próbował mną manipulować, wywoływał poczucie winy. Krytykował czasem to co noszę czy robię, moich znajomych czy rodzinę. Uważał, że to co robi zawsze jest dobre i niczego nie żałuje ani za nic nie przeprasza. Jak pytałam o co chodzi mówił "nieważne", jak prosiłam żeby powiedział co zrobiłam źle to stwierdzał, że "powinnam wiedzieć, on nie powinien mi mówić takich rzeczy". Mówił, że mam mu nie nadskakiwać, ale jak walczyłam o swoje czy po prostu mówiłam co mi nie pasuje to znów miałam problem. Na koniec jak napisałam, że nie chcę już walczyć o coś co już przegrałam to napisał "ok". I dalej wypominał co zrobiłam źle.
Nie proszę was o krytykowanie go- to mimo wszystko dobry facet. Zaradny, pracowity, nie naciskał na nic. I cholera- przystojny ;)
Zakończyłam to, bo stwierdziłam, że nie ma sensu żebyśmy tkwili w toksycznym układzie, który nikogo nie uszczęśliwia. Ale strasznie cierpię. Ciągle chce mi się płakać, wspominam dobre chwile. To był mój pierwszy i mam wrażenie, że już nie znajdę nikogo takiego. Znów samotność, znów beznadzieja. Tęsknie za tym, że on tam był, że mogłam do niego napisać i namówić na to cholerne spotkanie.Tęsknię za nim. Cały czas sobie wyrzucam co mogłam zrobić lepiej, że mogłam się postarać bardziej i to naprawić. Głowa mówi- nie byłoby z tego nic dobrego, i tak byśmy się rozstali, ale serce tęskni i nie może przeboleć.
Proszę was dziewczyny o wsparcie. Wiem, że to nieudana, krótka relacja, ale pierwszy raz przez coś takiego przechodzę i nie mogę już wytrzymać. Proszę was o słowa otuchy, bo już mi głupio ciągle wieszać się na bliskich z tym wszystkim. :(
2 sierpnia 2017, 19:11
PS. Wybaczcie, że tak długo, ale musiałam to z siebie wyrzucić i jakoś "przepracować"...
2 sierpnia 2017, 19:20
przeczytalam do polowy...
Nie chce mi sie dalej tego czytac, b widac tylko w tym opisie jak obchodzilas sie z nim jak z jajkiem zeby tylko go nie urazic. Troche godnosci.
2 sierpnia 2017, 19:23
przeczytalam do polowy...Nie chce mi sie dalej tego czytac, b widac tylko w tym opisie jak obchodzilas sie z nim jak z jajkiem zeby tylko go nie urazic. Troche godnosci.
Dzięki, w sumie dobrze usłyszeć jak to wyglądało. Teraz mam wrażenie, że zrobiłam za mało, ale chyba jednak było tego za dużo. Ale w końcu zakończyłam tą znajomość ja, co było w drugiej połowie, więc chyba trochę godności mam nadzieję odratowałam.
Edytowany przez lidk@ 2 sierpnia 2017, 19:24
2 sierpnia 2017, 19:26
Widocznie skoro tak łatwo odpuścił, wcale mu aż tak bardzo nie zależało... Miałam podobną sytuacje: facet podobał mi sie jak cholera i mimo, że dwoiłam sie i troiłam żeby coś zbudować - wszystko sie posypało. Wiem, że trudno sie z tym pogodzić, ale po pewnym czasie ból i tęsknota przejdzie - pojawi sie ktoś nowy kto okaże Ci swoje zainteresowanie i poświeci czas. W moim przypadku tak właśnie było. Nie warto moim zdaniem tracić czas na kogoś takiego jak tak teraz na to patrzę.
Edytowany przez choco.lady 2 sierpnia 2017, 19:27
2 sierpnia 2017, 19:28
nie ma za czym tęsknić, najważniejsza to Ty dla niego nie byłaś, odpuścił bez zastanowienia. Szkoda czasu. pracowity, zaradny, przystojny i pewnie cholernie swiadomy tego ze ladki za nim latają i on i nic nie musi się starać. Nie dałabym rady tak żyć przez następne 40 lat
2 sierpnia 2017, 19:30
Dzięki. Zanim byłam w związku mówiłam sobie, że nigdy nie będę trzymać się na siłę czegoś czego druga strona nie chce, albo której nie zależy. Na koniec, żeby nie robić cyrków napisałam mu tylko, żeby mnie źle nie wspominał, że źle o nim nie myślałam i nie chciałam skrzywdzić. Odpisał, że żałuje i będzie żałować, ale było mu z tym źle. Nie było sensu się szarpać. Mam nadzieję, że masz rację i będzie dobrze. Ja sama liczę, że czegoś się po tym nauczę- szybciej ocenię czy warto i nie będę popełniać błędów.
2 sierpnia 2017, 19:33
Jak napisałam w drugiej połowie- to był mój pierwszy facet. Nie mam doświadczenia, a i zachłysnęłam się tą chwilą bycia dla kogoś ważną więc o to walczyłam. Nie za miło czytać krytykę, ale dobrze wiedzieć że nie było o co walczyć.
2 sierpnia 2017, 19:39
Jak napisałam w drugiej połowie- to był mój pierwszy facet. Nie mam doświadczenia, a i zachłysnęłam się tą chwilą bycia dla kogoś ważną więc o to walczyłam. Nie za miło czytać krytykę, ale dobrze wiedzieć że nie było o co walczyć.
Edytowany przez choco.lady 2 sierpnia 2017, 19:39
2 sierpnia 2017, 19:39
Typowy narcyz, a Ty masz zadatki na KKZB - kobietę kochającą za bardzo. DObrze, że się rozstaliście, nie tak wygląda zdrowy związek. Poczytaj "Koniec współuzależnienia" i Toksyczne związki Pia Melody.