Temat: Matka partnera

Matka mojego partnera od jakiegoś czasu pozwala sobie na zbyt wiele. Potrafi u nas w domu zwrócić mi rozkazująco uwagę, że mam zakręcić wodę w zlewie, bo się za dużo leje. Na imprezach, które organizujemy zbiera ze stołu brudne naczynia pomimo, że nikt jej o to nie prosił i robię to ja i mój partner. Traktuje mnie lekceważąco. siada między mną a moim podsiadając mnie i to trwa całą imprezę. Wielokrotnie krytykowała u nas w mieszkaniu, gdzie mamy brudno, co trzeba posprzątać. Zaglądała do sypialni czy mamy ogarnięte łóżko. Krytykowała, wyśmiewała mój wygląd, wagę przy swojej rodzinie. Kilka razy jeszcze komentowała moją osobę w negatywny sposób. otwarcie mówi przed rodziną, że ona dziękuje za taką synową. Od początku byłam grzeczna, miła i nie odzywałam się, nigdy nie byłam nieuprzejma wobec niej.

Najgorsze jest to, że mój partner nie widzi w tym nic złego. Powiedział, że nie woli ani swojej matki ani mnie. Jak jego matka zwraca mi uwagę, albo krytykuje, to dlatego, bo się martwi. Nigdy nie zwrócił jej uwagi, żeby inaczej mnie traktowała tym bardziej przy reszcie rodziny, lekceważy sytuacje kiedy ona wobec mnie źle się zachowuje. Często mówi, że on nic nie słyszał. Udaje, że nie widzi. Jedna osoba z mojego otoczenia, kiedy opisałam sytuację ze szczegółami stwierdziła, że jego matka jest zazdrosna o niego i ze mną rywalizuje. Mnie boli, że mój partner w ogóle nie liczy się z moimi uczuciami i ma to gdzieś jak jego matka się zachowuje. Wiele razy jego matka kupowała jemu ciuchy z przeceny, w takim stylu, że pożal się boże jak na duże dziecko dosłownie. Daje mojemu ciuchy po jego chudszym bracie, schodzone, które nawet na niego nie pasują. Ciągle powtarza mojemu, że jest gruby i ma schudnąć, a sama jest gruba.

 Mieszkanie na kredyt mój partner wziął sam, bo jego rodzice go namówili, żeby kupił. Pomagają mu spłacać ratę, ale tylko część. Jak widać, ani mój partner , a tym bardziej jego rodzice nie uwzględnili mnie w planach (kredyt) i tak naprawdę nie mam żadnych praw do mieszkania, może mnie w każdej chwili wyrzucić. Nie jesteśmy małżeństwem. Piszę o tym mieszkaniu, bo wg mnie jak ludziom na sobie zależy, to biorą kredyt razem. Nie musiał brać kredytu i nie spieszyło się, to był pomysł jego rodziców i oni na niego bardzo naciskali.

 Co o tym myślicie? Jestem zmęczona tym wszystkim i ciągle z partnerem się kłócimy.

beiba napisał(a):

Kocham_Siebie napisał(a):

beiba napisał(a):

Moze Twoj partner tez ma taki sposob na mamusie, ze co ona powie to on przytakuje i olewa i dlatego sam ci tak radzi? Z tym kredytem to rozumiem, ze powiedzialas mu, ze chcesz z nim wziasc, a on sie nie zgodzil i wzial sam? - jesli tak, to jest jakas furtka dla niego jakbyscie sie rozstali. Nie bedziecie musieli nic dzielic. A z jego matka to ja bym radzila wlasnie olewac, tak jak ci radzil partner, ona ci mowi, ze brudno, to z milym glosem mow "ze wcale nie jest tak brudno", "tydzien temu sprzatalam", jak zdarta plyta, wkurzac sie bedzie tesciowa, az w koncu zbeszta synka i albo on sie odgryzie i wejdzie w konflikt z mamusia, albo stanie murem za nia - ale to wiadomo, ze nie ma sensu dalej z nim byc.
Mój właśnie tak reaguje na swoją matkę, Ona wiecznie go krytykuje odnośnie wyglądu. I on myśli, że ignorując to coś to pomoże. Jeśli chodzi o kredyt, to nie planowaliśmy kupna mieszkania. Na początku wynajmowaliśmy razem i tak było dobrze. potem jego rodzice zaczęli się wtrącać, żeby wziął kredyt a oni mu pomogą. Ja wtedy się uczyłam. nie pracowałam. On się zgodził, i mówił mi, że oni chcą nam pomóc. teraz widzę, że to było zamierzone, z korzyścią dla ich syna, ale nie dla mnie.
W sumie jesli sie pobierzecie bez intercyzy to bedzie wspolne mieszkanie, ale pytanie czy chcesz z nim zyc, skoro matka zachowuje sie jak u siebie a on nie reaguje. A jak pojawia sie dzieci to w ogole bedzie ci je wychowywac :/

Nie będzie, bo majątek nabyty przed ślubem nie wchodzi do majątku wspólnego i pozostaje odrębnym.

W niektórych kulturach (daleko nieszukajac np. muzułmańskiej, ale tez w wieku polskich rodzinach z rodzicami/ matka wspierająca finansowo i osobiście) to kobieta dołącza do rodziny a nie małżonkowie tworzą nowa rodzine. Mam wrażenie, ze nie mając wyjścia i chcąc pozostać z Twoim partnerem nie masz za bardzo wyboru, bo u niego to podejście jest rowniez na poziomie wychowania i wartości. A zmienić komuś system wartości to zadanie dla mocnej osobowości.

Zmianę w takich sytuacjach ZAWSZE należy zaczynać od siebie. Facet może się zmienić, a może nie zmienić, jak on się uprze, to ona nie ma szans nie ma ŚRODKÓW do tego, zeby zmienić JEGO. Ale siebie możemy zmienić w każdej chwili, a to zmienia cały UKŁAD - i praca włożona w siebie, w swoje poczucie wartości, asertywność i umiejętność obrony granic, ZAWSZE zaprocentuje w przyszłości, jaka by ta przyszłość nie była i z kim byś potem nie była :)

Pasek wagi

Szczerze, to ja nie widzę przyszłości waszego związku. Bo wg. mnie opcje są trzy, albo Twoj partner w końcu postawi się mamie i stanie po Twoje stronie, albo ta tyle czasu będzie wiercic mu dziurę w brzuchu, kombinować, mieszać aż w końcu On w to wszystko uwierzy i Cię zostawi, albo Ty nie wytrzymasz i zostawisz jego.

Pasek wagi

Teściowie bywają różni, ale nie chciałabym takiego faceta jak Twój. Zero wsparcia, w dodatku pozwala Cię obrażać... Naprawdę nie pojmuję jak wytrzymałaś z nim taki szmat czasu...

Czytam i czytam te komentarze i sama się zastanawiam czy tylko ja myślę inaczej ? Moim zdaniem to jasne, dlaczego matka Twojego partnera tak się zachowuje. Po prostu nie akceptuje Waszego związku i póki nie będzie on prawnie/kościelnie zapieczętowany będzie się wtrącać i zatruwać Wasze relacje. Może faktycznie postaw swojemu facetowi ultimatum, że skoro mieszkacie razem, to w najbliższym czasie ślub, albo nie ma sensu tego dalej ciągnąć (oczywiście jeśli jesteś pewna że go kochasz). Kiedy będziecie małżeństwem będziecie tworzyć już WŁASNĄ rodzinę i matce nic do tego, a póki co to ona jest jego najbliższą rodziną i wiem że zabrzmi to niesympatycznie, ale formalnie ma do niego większe prawo z czym obnosi się na każdym kroku. Musicie zacząć myśleć poważnie o związku, takie jest moje zdanie.

Hm, faceci nie zauważają takich  rzeczy, nie chcąc zauważać i wolą się nie mieszać.

Ma szacunek do mamy, ale to nie znaczy, ze Ciebie nie kocha czy cos takirgo, choc moglby jakos Cię wesprzec.

Ja pewnie wychodziłabym z domu kiedy ona przychodzi, nie zwraałabym na nią zbytniej uwagi, zajęła się czymś, a do niej odzywała się tylko w ramach koniecznosci i grzecznie.

Porezygnowalabym z części imprez rodzinnych i wyjazdow, gdyby ktoś zapytał dlaczego, dlatego, by uniknąć krytyki, przykrości i złego sampoczucia spowodowanego zachowaniem tesciowej.

Pokrzyczeliby, ale może coś dotarłoby lub choćby z tego względu postaraliby się oboje?

Poza tym, to, że on nie zwraca mamie uwagi przy Tobie, przy kimś, nie znaczy, że na osobności dyskretnie nie prosi jej o to. Tak tez moze byc. Tyle, ze ona moze miec gdzies jego prosby, czy na osobnosci, czy w towarzystiwe.

Porozmawiaj, ale naprawdę z facetem, nie krzycz, pokazuj, mów, że jest Ci przykro, że to nie fochy i wymysł.

Starałabym si,ę nie dać sprowokować tesciowej, bo na to czeka pewnie. Nie musi Cię nie lubić aż tak jak to wygląda, może za bardzo kocha swojego syna i tak to ją trawi, że musi zatruwać Ci życie?

Rodzice nie powinni stać między Wami, czy musicie aż tak często się widywać z teściową? Chyba, ze mieszka blisko, to tragedia.

Ja w rodzinie mam  taką toksyczną szczególnie jedną osobę, która wbija szpile i próbuje unikać jej, a jeśli nie da się to unikać rozmow i konfrontacji. Być obok, ale jakby nie być, bo inaczej się nie da. 

A z drugiej strony mam teścia alkoholika, który wszystkim utrudnia zycie, ale nikt nie chce z nim nic zrobić i skaczą wokół niego. 

Też przez to staram się nie mieć z nimi - nim dokładnie kontaktu.

Za to teściową mam swietną, choć to taka kobeita ze wsi, typowa gospodyni, kura domowa, matka polka, ma specyficzne poglądy (starodawne), ale mimo to bardzo ją lubię i szkoda mi jej strasznie, a ona też o nas dba.

Wracając do tematu stanowczo odradzam wchodzenie w konflikt, drogę wojenną z teściową. Obróci wszystko przeciw Tobie. Ostateczność.

Ewentualnie, jeśli już chvesz, możesz zastosować bezposrednią obronę, ale musisz to robić bez agresji, zlośći (jesli umiesz), bez emocji. 

Kiedy ona atakuje, Ty spokojnie zapytaj dlaczego tak sądzi i drąż pytania inteligentne, wyważone i grzeczne.

Próbuj współgrać choćby na neutralnej stopie. Choć jestem za unikaniem.

Konsekwentnie, radykalnie ograniczaj spotkania. Jeśli on chce jechać sam, a Ciebie samą zostawić... trudno. Niech jeździ.

 Być może zauważy za jakiś czas swój błąd, być może stanie się to przyczyną rozstania, ale lepiej, że wcześniej niż później.

Kiedy pytają o Ciebie? Możesz nawet mówić ciągle, że źle się czujesz, a możesz szukać innych wymówek, jak chvesz. Ich problem, nie Twój:) 

Ty masz mieć spokój.

Musi coś się zmienić, bo inaczej będzie tylko gorzej. Kiedy przyjdą dzieci... pomyśl. Wejdzie Wam na głowę, a własciwie Tobie.

Kurczę, mam wrażenie, ze robisz z siebie taką ofiarę: nie miałaś normalnego domu, nie masz gdzie pójść. I faktycznie jesteś ppkrzywdzona przez los, ale musisz brać los w swoje ręce, poki mozesz. Teraz odejsc byloby Ci w miarę łatwo: idziesz do pracy, wynajmujesz pokoik i tak zyjesz póki co, pozniej się pomyśli. Może po czasie wyjeżdzasz gdzies za granicę się dorobić?  Kiedy przyjdzie dziecko będzie gorzej, wtedy pozostanie Ci zostawić dziecko męzowi i teściowej i uciekać, dziecko widywać sporadyycznie, dopoki nie będziesz miala warunkow do dziecka. Zresztą, z  jednym dzieckiem jeszcze sprawa w miarę lepsza, ale jeśli będzie więcej to już sytuacja przegrana choćby Cię bili, znęcali się nda Tobą, pewnie nie odejdziesz dla "dobra" dziecka. Nie mozesz myśleć, że nie dasz bez teściowej i męza rady, bo wykorzystują to. Musisz myśleć i wierzyć, ze będzie cięzko, ale dasz radę. :) 

Właśnie mi się przypomniało, że raz jak szliśmy na spotkanie w kawiarni z jego rodzicami, on nawet nie chwycił mnie za rękę. Potem poszliśmy na spacer i gdybym go sama nie wzięła za rękę, on szedłby ze mną jak z obcą osobą. Nawet ze mną za bardzo nie rozmawiał. Jego rodzice nawet trzymali się za ręce. To było jakiś rok temu. potem jak mu zwróciłam uwagę, to powiedział, że miałam niezadowoloną minę i to dlatego, a ja tak naprawdę się stresowałam spotkaniem z jego matką. Byłam cała spięta. I czułam, że on mnie w tym nie wspiera, nie stoi za mną. Od początku związku kiedy byliśmy u jego rodziny, kiedy chciałam coś powiedzieć na jakiś temat wypowiedzieć się, zdarzało się, że mówił za mnie. Nie dał mi dojść do słowa. potem na spotkaniach rodzinnych przestałam się odzywać, bo często wchodził mi w zdanie i czasem mi wypomina, że siedzę z jego rodziną i patrzę w sufit. Wcześniej jakoś nie łączyłam tych faktów, bo chyba za bardzo uwierzyłam, że on chce dla mnie dobrze, ma dobre zamiary, ale różnie się zachowywał. Chyba to moje zakochanie było ślepie i cała ta miłość do niego. Często powtarzałam, że żadna inna osoba nie dała mi tyle miłości co on, jednak jak analizuję nasz związek nie było nigdy różowo. Wczoraj z nim rozmawiałam i powiedział, że postara się reagować następnym razem, że zależy mu na nas itp. Wyjdzie w praniu. Nie skaczę z radości, bo nie chcę się zawieść. Zobaczymy jak to się potoczy.

beiba napisał(a):

Kocham_Siebie napisał(a):

beiba napisał(a):

Moze Twoj partner tez ma taki sposob na mamusie, ze co ona powie to on przytakuje i olewa i dlatego sam ci tak radzi? Z tym kredytem to rozumiem, ze powiedzialas mu, ze chcesz z nim wziasc, a on sie nie zgodzil i wzial sam? - jesli tak, to jest jakas furtka dla niego jakbyscie sie rozstali. Nie bedziecie musieli nic dzielic. A z jego matka to ja bym radzila wlasnie olewac, tak jak ci radzil partner, ona ci mowi, ze brudno, to z milym glosem mow "ze wcale nie jest tak brudno", "tydzien temu sprzatalam", jak zdarta plyta, wkurzac sie bedzie tesciowa, az w koncu zbeszta synka i albo on sie odgryzie i wejdzie w konflikt z mamusia, albo stanie murem za nia - ale to wiadomo, ze nie ma sensu dalej z nim byc.
Mój właśnie tak reaguje na swoją matkę, Ona wiecznie go krytykuje odnośnie wyglądu. I on myśli, że ignorując to coś to pomoże. Jeśli chodzi o kredyt, to nie planowaliśmy kupna mieszkania. Na początku wynajmowaliśmy razem i tak było dobrze. potem jego rodzice zaczęli się wtrącać, żeby wziął kredyt a oni mu pomogą. Ja wtedy się uczyłam. nie pracowałam. On się zgodził, i mówił mi, że oni chcą nam pomóc. teraz widzę, że to było zamierzone, z korzyścią dla ich syna, ale nie dla mnie.
W sumie jesli sie pobierzecie bez intercyzy to bedzie wspolne mieszkanie, ale pytanie czy chcesz z nim zyc, skoro matka zachowuje sie jak u siebie a on nie reaguje. A jak pojawia sie dzieci to w ogole bedzie ci je wychowywac :/

Nie będzie wspólne, ponieważ rzeczy nabyte przed ślubem nie wchodzą do wspólności.  

Dziewczyno problem jest tylko i wylacznie w Tobie! mialas toksyczna rodzine ktora cie nie szanowala i zamiast isc na terapie, przepracowac i zlamac schemat to go powielasz i znowu jestes w srodowisku ktore cie nie szanuje bo to jest 'znajome'. Niestety tak jest. Dlatego dzieci alkoholikow czesto koncza z innymi alkoholikami bo to wtedy przypomina im dom i czuja sie jak u siebie. Jest to smutne ale bardzo prawdziwe. I dopoki nie zlamiesz tego schematu, nie odbudujesz pewnosci siebie, nie pokochasz siebie i nie zaczniesz siebie szanowac to niestety nic sie nie zmieni. Dopiero jak wkoncu zrozumiesz dlaczego pewne rzeczy sie dzieja wtedy bedziesz mogla na nie odpowiednio zareagowc we wlasciwy sposob. Tesciowa jest okropna z tego co piszesz i facet mowi ci zebys to olewala bo zdaje sobie sprawe ze ma matke wariatke i lepiej jej nie ruszac bo to albo nic nie da albo bedzie jeszcze gorzej. Po prostu miej to gdzies ale zeby miec taka postawe to trzeba znac swoja wartosc. Ludzie beda cie szanowac na tyle na ile ty siebie szanujesz i wejda ci na glowe tylko jesli TY na to pozwolisz. Wiec wszystko naprawde zalezy od ciebie. Jesli przejdziesz ten proces zlamania schematu to na koncu stwierdzisz ze wcale nie chcesz byc z tym facetem bo nie bedzie wystarczajaco dobry ani jego rodzinka. I jeszcze tylko powiedz on splaca kredyt a ty sie dokladasz czy nie? Bo skoro mieszkanie jego to on powinien wszystko placic a ty tylko polowe za wspolne jedzenie i rachuki za prad, wode itd tym sposobem bedziesz sobie odkladac na boku. Jesli jest inaczej i on cie wykorzystuje jak dojna krowe to tam bym najpierw zaczela.Wydaje mi sie ze jak bedziesz niezalezna finansowo to tez sie duzo zmieni bo bedzisz mogla sama zabrac walizki i sobie pojsc. Jesli nie pracujesz to koniecznie znajdz prace, to jest bardzo wazne. I nie pakuj sie w zaden slub, to nie jest facet dla ciebie....

http://charaktery.eu/artykul/cuda-ktore-wydarza-si...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.