- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
18 grudnia 2016, 18:41
To będzie długi post, więc zapraszam wytrwałych.
Byłam z mężczyzną 3 lata. Kiedy się poznaliśmy (on ówcześnie 31, ja 22) wiedzieliśmy, że to to, zamieszkaliśmy ze sobą po kilu dniach. Sielanka trwała kilka miesięcy. Faktu szybkiego zamieszkania nie żałowałam nigdy. On, jako inżynier budownictwa akurat miał kontrakt w moje okolicy. Po kilku miesiącach dostał inny kontrakt. Przyjeżdżał w tygodniu i na weekendy. Po kilku miesiącach dostał jeszcze dalej i zostały same weekendy. Uprzedzając spekulacje - jestem pewna, że był mi wierny, niezaprzeczalnie, więc bardzo proszę tutaj niczego się nie dopatrywać. Był we mnie zapatrzony i zakochany, ze wzajemnością. Tak minął pierwszy rok. Moi rodzice go uwielbiali.
Zaczęła mi doskwierać samotność w mieszkaniu. W domu rodzinnym mam swoje piętro więc przeprowadziłam się tam. Wtedy on też miał bardzo dużą ilość urlopu zaległego i 3 miesiące ciągle byliśmy razem. W czasie sielanki, po 1,5 roku oświadczył mi się, a ja byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Zaplanowaliśmy ślub. Niestety potem wrócił w delegację. Mnie takie życie nie odpowiadało - widywanie się na weekendy. Prosiłam go o zmianę pracy bo chcieliśmy kupić również mieszkanie. Po wielu perypetiach to ja rzuciłam pracę i wprowadziłam się do jego mieszkania służbowego. Jestem bardzo przedsiębiorcza, więc obmyśliłam biznes zdalny, który pozwalał mi się przemieszczać z nim. Początkowo byłam 300 km od domu, potem 500. Taka sytuacja trwała rok.
Niestety, jako biznes zdalny - siedziałam ciągle w mieszkaniu. Ciągłe przeprowadzki i niewiedza ile tam będę zablokowały chęć poznawania innych ludzi, wychodzenia. Brakowało mi mojej rodziny, przyjaciół. Wpadłam w depresję. Przez czas naszego związku przytyłam 30 kg.
Niestety, ja jestem takim złotkiem, kocham ludzi, miejsca, emocje - ekstrawertyczka na całego. On introwertyk, ie potrzebował ludzi etc. W lipcu kiedy wszystko było ok, ale mieliśmy lekki kryzys, podczas jednej kłótni on powiedział dość. Że to koniec. Nie, że dajmy sobie czas, że przemyślmy, nic. Po prostu, że koniec. Nawet nie odwiózł mnie do domu. Po prostu wyszedł z mieszkania, mówiąc, że mam pociąg do domu. Mimo, że miałam mnóstwo rzeczy, a on jeszcze więcej swoich w moim domu rodzinnym.
I tak oto spakowałam po 3 latach swoje rzeczy. 500 km dalej odebrał mnie tata.
I tutaj nie chciałabym analizować tej opowieści. Ani co się stało, ani jak się zachował, to zamknięty rozdział.
Ale:
Wróciłam do rodziców. Bez pieniędzy. Wspólny biznes musiałam zamknąć. 30 kg na plusie. Od 1,5 roku z dala od przyjaciół. Musiałam odbudować wszystko na nowo. Prowadzę inny biznes, również z domu, więc np nie poznaję nowych ludzi w pracy i nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Mimo, że minęło pół roku tęsknię za nim. Żaden mężczyzna mi się nie podoba. Żaden zapach męski mi się nie podoba. Z każdym czuję się jak z kolegą, mimo, że za mną wiele randek. Wiem, że on bardzo szybko miał kogoś innego. Z resztą rozmawialiśmy tylko kilka razy przez telefon w sprawie zamknięcia biznesu. Nie pamięta o mnie. A ja tak bardzo za nim tęsknię.
Nie potrafię się ogarnąć. Często wychodzę, mam dobre kontakty z rodziną, przyjaciółmi. Zaraz będę mieć 26 lat, a mam wrażenie, że nikogo już nie pokocham - mam też swoje wymagania, których nie potrafię przeskoczyć. Często mam depresyjne dni.
Wyglądam już o niebo lepiej, schudłam kilkanaście kg, zmieniłam kolor włosów, mam duże powodzenie. Rozmawiam z tym, z tamtym, ale cały czas nikt nie jest nim. W wakacje szalałam, jedno nocne znajomości, łóżkowi koledzy. Ale to byłą tylko zabawa, tylko odbicie się od dna, ale nic nie czułam. Ok, jakaś fizyczna przyjemność, ale bardzo szybko przestałam bo to nie miało sensu.
Na stary związek nie ma szans. A ja w marazmie.
Jak zacząć żyć na nowo? Jak dać komuś szansę? Jak zacząć czerpać radość z życia? Minęło pół roku.
Edytowany przez FitnessGirlToday 18 grudnia 2016, 18:43
19 grudnia 2016, 11:14
Też byłam bardzo zakochana, też były plany na przyszłość, też był całym moim światem i wiele dla niego poświęciłam. Miał wypadek, wpadł w śpiączkę, już go nie ma.
Minęło 2 lata. Pierwszy rok żyłam w transie, wegetowałam, nie pamiętam nic. Kolejne pół roku świadomość mi wróciła, jednak dalej obwinianie wszystkich wokół za tą tragedię. Nie wychodziłam nigdzie, zerwałam znajomości, nie chciałam, nikt nie rozumiał przez co przeszłam. Szczerze, latem spakowałam się, rzuciłam pracę i wyjechałam do rodziców, miałam wrażenie, że jeszcze 1 dzień w tym wynajmowanym mieszkaniu i zwariuje. Zapisałam się do psychologa na przyspieszoną terapię - wiedząc, że za 2 miesiące będę musiała wrócić. Równolegle z terapią zaczęłam wychodzić z domu. Zadbałam o siebie, zaczęłam mieć powodzenie. Zaczęłam się bawić, tu kajaki, tu impreza, tu tydzień w Bieszczadach, wróciłam do miasta i zaczęły się imprezy (gdzie nigdy nie chodziłam, nawet przed), wyjazdy na weekend a to do przyjaciółki z piaskownicy do Lublina, kluby, a to do siostry do Wrocławia, kluby. A to na nasty, a to do spa. Zaczynam powoli odtajać w kwesti cieszenia się życiem. Jednak jeśli chodzi o facetów... też się spotykam, też się bawię, ale też mam wrażenie, że to tylko kumpelstwo, żaden mi się nie podoba, nie pociąga, nie fascynuje. Myślę, że z czasem i to przyjdzie. U Ciebie też. Powodzenia :)