Temat: Jak pomóc przyjaciółce w toksycznym związku?

Moja koleżanka od kilku lat usiłuje zbudować związek z koszmarnym facetem. Od początku on mi się nie podobał, ona o tym wie, ale przecież nie zabronię jej i nie mogę się wtrącać. Efekt jest taki, że dziewczyna wygląda już jak wrak człowieka, leczy się u psychologa i psychiatry, bierze leki, nabawiła się nerwic, depresji, przytyła ok. 20 kg, nie wychodzi do ludzi, cały czas jest roztrzęsiona, smutna. Zawzięła się, żeby założyć rodzinę z tym człowiekiem, uważa, że to ostatni gwizdek na ślub, dzieci (mamy ponad 30 lat). Samoocena przez poniżanie przez tego faceta tak jej spadła, że uważa, iż nikogo innego sobie nie znajdzie, więc nie chce się rozstawać. No po prostu tragedia. Ja nie mam serca wiercić jej jeszcze dodatkowo dziurę w brzuchu, staram się te nieliczne (facet powoduje, że nie wychodzi ani nie bawi się często) nasze spotkania wykorzystać do tego, żeby dziewczyna się uśmiechała, dobrze bawiła, ale jak schodzi temat na gościa to nie wytrzymuję... Ręce mi opadają, doszło nawet do tego, że w momencie najgorszego kryzysu dzwoniła do mnie jej matka, abym pomogła, bo było bardzo źle... Czy ktoś miał podobną sytuację, czy mogę jakoś pomóc nie robiąc przyjaciółce przykrości i krzywdy? Boję się o nią bardzo, jest już naprawdę bardzo niestabilna, nie wiem, czy np. po rozstaniu nie zrobi sobie krzywdy, wtedy wyrzuty sumienia będę miała do końca życia :(

Pasek wagi

Nic nie zrobisz. Sama przejrzy na oczy jak zmarnuje z nim pół życia. Zawsze kiedy stanie przed wyborem to wybierze tego faceta. Na tym polegają toksyczne związki: są jak ruchome piaski.
Jeśli ty albo jej rodzina będziecie chcieli ją z tego na siłę wyciągać, to będzie obwiniała właśnie was za swoje niepowodzenia, nigdy faceta. Po prostu dajcie jej żyć tak jak chce, a jeśli wam zależy, to pomagajcie, kiedy będzie w potrzebie.

Zdaję sobie z tego sprawę, tylko naprawdę ściska mnie z żalu, gdy na nią patrzę. Znamy się od dziecka, to była piękna, atrakcyjna, wysportowana, uśmiechnięta i towarzyska dziewczyna. A teraz... Przez to, że nic nie robię mam wyrzuty sumienia, że dokładam swoją cegiełkę do jej nieszczęścia. A widujemy się coraz rzadziej...

Pasek wagi

Więc może umawiajcie się w jakimś większym towarzystwie, gdzie będzie miała okazję albo poznać jakiegoś wolnego faceta albo będzie miała okazję zaobserwować jakieś inne, szczęśliwe pary i dojść do odpowiednich wniosków? 

weź ja na weekend gdzieś do spa, chodź z nią na siłownie. Jak schudnie i sie zrelaksuje to odżyje i odzyska pewność siebie.

*

sofro napisał(a):

Od kilku lat starasz sie pomoc kolezance i nie dziala? I nigdy ci nie przyszlo do glowy, ze moglabys cos zmienic w swoim podejsciu? To jest dla mnie rownie alarmujace, co problem twojej kolezanki. Jezeli ktos czuje sie ofiara, chce byc rozpoznawana jako ofiara - to przy twoim podejsciu  (i jak rozumiem, przy podejsciu jej matki) twoja kolezanka dokladnie osiaga swoj cel - otrzymuje stale  dozy wspolczucia, litosci, troski, uwagi itd. Proponuje nie dostarczac jej zadnych komfortowych slow pocieszenia, ani nie rozwiazywac jej problemow.  Normalne traktowanie jak kazda inna kolezanke, propozycja wyjscia na impreze - opowiesci jak na imprezie bylo - zadnej taryfy ulgowej. Ona jest otoczona przez ekipe spacjalistow (psychologow i psychiatrow), nie musisz grac ich roli, wystarczy, ze bedziesz psiapsiolka.Jezeli chodzi o faceta - mysle, ze nie musisz odstawiac scen. Proponuje raczej nazywac go w rozmowach w bardzo obrazliwy i chamski sposob (ze slodkim usmiechem, naturalnie) - typu "co slychac u tego Malego H@ja" , czy Sk@rwiela Co Zneca Sie Na Kobietach itp - zawsze w jednakowy sposob. Gdy bedziesz stale nazywac go w jeden wredny sposob, mozesz wiecej zyskac, niz swoimi emcjonalnymi krzykami, po ktorych (jak znam zycie) ona mu pewnie wspolczuje i chce go bronic.

(puchar)

sofro, robię dokładnie tak jak piszesz, widocznie ten sposób nie działa albo tutaj nic nie zadziała. Nie lituję się nad nią, nie jestem krzykliwa i emocjonalna, zawsze walę prosto z mostu jak jest. Za to zresztą kumpela mnie ceni, wie, że jak zapyta, czy w danej sytuacji gość zachował się jak *uj, to otrzyma szczerą odpowiedź, a nie łzy i biadolenie. Nie zamierzam się nad nią litować, bo wtedy już dziewczyna całkiem zeświruje. Ona nawet go za bardzo nie broni, widzi jak jest i to jest przerażające. Naprawdę obie przeżyłyśmy w życiu nie jedno, znamy się jak łyse konie i dlatego tym bardziej nie wiem co robić, zawsze byłam wobec niej szczera i nie umiem "kombinować".

Kiedyś często wyjeżdżałyśmy razem, chodziłyśmy na imprezy, ćwiczyłyśmy itd. itp. Teraz to jest niemożliwe. Koleżanka albo nie ma ochoty, bo ma doły, albo facet jej zabrania (tzn. wymyśla nagle 100 powodów, żeby się z nią spotkać w dniu, w którym coś zaplanujemy i ona leci, bo jest na każde jego skinienie i gość przeważnie ją olewa, więc korzysta z możliwości spotkania z nim), nie pozwoli jej wyjechać samej. Kiedyś chodziliśmy na imprezy wspólnie z nim albo zapraszałam ich do siebie, ale teraz nikt z towarzystwa nie jest w stanie gościa znieść. Mój facet kategorycznie zabronił mu wstępu do nas, powiedział, ze obije mu ryj, a mój tz naprawdę jest pokojowym facetem i od kilkunastu lat nawet nie widziałam, żeby na kogoś krzyczał. Ale mu wierzę, niestety...

Co dziwne, facet koleżanki jest względnie atrakcyjnym, wydawało by się miłym i uśmiechniętym, kulturalnym mężczyzną... Pozory mylą.

Pasek wagi

To nic nie da, jeśli nawet psycholog i psychiatra nie są w stanie jej pomoc. Ja kiedyś byłam w takim związku i przyjaciółka mi mówiła, że nawet nie chce o nim słyszeć. Musiałam sama coś w sobie zmienić, a pomogła mi dopiero nowa miłość.

obawiam się, że dopóki sama nie zrozumie że ten facet to zło wcielone to nic z tego nie będzie. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.