Temat: Problem - syn

Błędem oczywistym jest reagowanie i działanie pod wplywem zlych emocji i wzburzenia, ale mam dośc.

Syn. 24 lata. Moja życiowa porażka, na którego nie mam zadnego sposobu i brakuje mi konsekwencji. W  obecnej chwili nieczynny/zawieszony/suchy narkoman. Stoczyłam ogromna walke o jego wyjście z nałogu, która kosztowała mnie rozwód, nerwice i prawie utrate pracy. Po raz kolejny wyciagnełam rekę, gotowa do matczynej pomocy. Chwilowo miał katem skorzystac z łózka na rzecz zdobycia pracy i usamodzielnienia się. Trwa to już grubo ponad 2 lata, kącik do spania przerodził sie w zajecie całego pokoju, a szukanie pracy w postawe pt rżnę głupa, nie moge znależc albo zwalniam się, bo same debile tam pracują albo mam dorywcza u wujka co w efekcie jest bardzo dla niego przyjemnym prowadzeniem pasozytniczego zycia na koszt mamusi i jej kolejnego partnera, któremu tez pomału puszczaja nerwy. A że przebywa za granicą przebieg jego frustracji jest bardzo wygładzona. Syn rzecz jasna w jakim pomieszczeniu sie nie pojawi tam zostawia po sobie syf. Obrazek zamyka jego postawa roszczeniowa, burki pod nosem, pyskówki. Sam miód i jeszcze lepiej.

Mam świadomośc, że powinno jego zycie wygladac w ten sposób, że mamusia kupi mu dziennie bochenek chleba i puszke pasztetowej, ale jak wspomnialam wyzej brakuje mi konsekwencji. Bardzo niekomfortowo czuję sie w atmosferze klotni, nieprzyjemnych sytuacji więc macham reką i "próbuję" zyć "normalnie". 

Proszę o rady, wypowiedzi zwłaszcza mlodych ludzi - co spowodowało by Wasza chęc zmiany gdybyście były/li na jego miejscu. Jak powinien zachowywac sie rodzic, aby efektem była chęc ucieczki i rozpoczecie zycia na własny rachunek? 

Nigdy nie uwolnię sie od niego, jesli bedę pozwalac na tak przyjemne spedzanie zywota.

Pasek wagi

Wiem, ze sama nie jestem. Takie kwiatki jak mój syn sa na porzadku dziennym. Smutne to

Może on nie powinien miec silnej matki tylko inna. Moze ja sie nie nadaje. I pomyslec, ze jeszcze chciałam miec inne dzieci. Stracilam 3 ciaze i jeszcze próbowałam. oj

Pasek wagi

Wilena napisał(a):

yuratka napisał(a):

Wilena napisał(a):

Co spowodowałoby u mnie chęć zmiany? - podejrzewam, że nic. Ludzie "coś" w życiu robią, bo mają jakieś marzenia, plany, pragnienia, aspiracje. A jak nie mają to chociaż powielają znane im schematy, czyli może wtedy nie pojawia im się w głowie myśl "idę na studia, bo się tym interesuję", czy "idę do pracy, bo chcę być samodzielny i móc mieć własne mieszkanie", ale przynajmniej idą bo wszyscy tak robią, bo tak wypada, bo taka jest kolej rzeczy i tak dalej. Jeżeli ktoś sam z siebie planów nie miał, a ze społecznego schematu się wyłamał to moim zdaniem będzie mu bardzo ciężko zmienić myślenie i wrócić na "normalną" ścieżkę. Bo w sumie po co? Przecież spać gdzie ma, jeść co ma, chęci do zapewnienia sobie tego samodzielnie z kolei brak. Ja nie wierzę w "powroty do społeczeństwa" (oczywiście są wyjątki, ale to albo ktoś musi tego sam z siebie chcieć - taka wewnętrzna motywacja, albo musi zaliczyć w życiu jakiś wstrząs, który całkowicie mu wszystko przewartościuje). Myślę, że realne szanse by coś zmienić miałaś kiedy mleko się rozlewało, czyli kiedy dopiero zaczynał się wciągać w te narkotyki - teraz, jak mleko się już rozlało, to coś zmieniać może tylko on sam.
Nie byłam przy tym kiedy wciagał sie w narkotyki. Wyprowadził sie z domu, zaczął pracować i jakis koles z pracy pokazał mu działanie tabletek. Paradoks co? Zaczął pracowac....Potem poleciały dopalacze
Czy ja wiem czy paradoks? Myślę, że to nigdy nie działa na zasadzie "kolega mi pokazał jak działają tabletki, wow, też chcę", tylko jednak się bierze w ramach pewnej ucieczki przed rzeczywistością. Jak ktoś to robi tylko dla zabawy to sobie zapali marihuanę na imprezie raz na jakiś czas i tyle, a nie brnie w cięższy kaliber - bo przecież wszyscy wiedzą, że to się źle kończy. Coś musiało być nie tak, musiał być jakiś powód, dla którego zaczął brać - mam na myśli taki realny powód, jakieś problemy, nie tylko to, że ktoś mu pokazał. W ogóle sam ten motyw jest dziwny - gdyby mi ktoś teraz chciał pokazywać jak działają narkotyki to bym nie chciała tego oglądać. Dla mnie to tak samo jakby mi ktoś miał pokazywać jak komuś pękają wrzody - nie interesuję się medycyną/chemią (więc żadna "naukowa" ciekawość świata się nie pojawia żebym to miała oglądać), a tak zwyczajnie, po ludzku też nie wiem po co. Jakkolwiek by narkotyki nie działały to ich nie chcę brać, więc po co mam się zastanawiać i oglądać jak by to mogło być gdybym jednak chciała? Dla mnie jedynym wytłumaczeniem tego, że ktoś chce to zobaczyć (pomijając oczywiście tą naukową ciekawość) jest to, że rozważa branie narkotyków, bo coś nie gra. Nie grało, a miał fizycznie możliwość żeby brać właśnie dlatego, że pracował (bo miał swoje pieniądze, no i nie miał go kto sprawdzić). Widocznie motywacja do tego, żeby normalnie pracować była za słaba i przegrała w starciu z narkotykami. Tak czy siak - skoro się nie udawało wtedy, to moim zdaniem są jeszcze mniejsze szanse na to, że się uda teraz. Bo jest w sumie na tym samym etapie życia co kiedyś, zanim zaczął brać - a dochodzi mu dodatkowo cały bagaż złych doświadczeń. Moim zdaniem kluczowe by było dowiedzenie się co wtedy poszło nie tak - w sensie od jakich problemów się to wszystko zaczęło. No, ale to on musi chcieć sam opowiedzieć, bo nawet psycholog tego z niego nie wydrze na siłę.

/Dobrego karczma nie zepsuje, zlego kosciol nie naprawi/.

Ja mam w otoczeniu swoim takie dwie rodziny z podobnymi synkami, ale zdarzaja sie takie dziewczyny.. Wybryk natury, nie analizowalabym co sie takiego stalo...... Bo ludzie Auchwitz przeszli, a wyszli na ludzi... Geny, sklonnosci, okolicznosci, towarzystwo i kilka czynnikow na raz. To, ze Ty tak nie myslisz, to nie znaczy, ze inni nie moga inaczej.

Wilena napisał(a):

yuratka napisał(a):

Wilena napisał(a):

Co spowodowałoby u mnie chęć zmiany? - podejrzewam, że nic. Ludzie "coś" w życiu robią, bo mają jakieś marzenia, plany, pragnienia, aspiracje. A jak nie mają to chociaż powielają znane im schematy, czyli może wtedy nie pojawia im się w głowie myśl "idę na studia, bo się tym interesuję", czy "idę do pracy, bo chcę być samodzielny i móc mieć własne mieszkanie", ale przynajmniej idą bo wszyscy tak robią, bo tak wypada, bo taka jest kolej rzeczy i tak dalej. Jeżeli ktoś sam z siebie planów nie miał, a ze społecznego schematu się wyłamał to moim zdaniem będzie mu bardzo ciężko zmienić myślenie i wrócić na "normalną" ścieżkę. Bo w sumie po co? Przecież spać gdzie ma, jeść co ma, chęci do zapewnienia sobie tego samodzielnie z kolei brak. Ja nie wierzę w "powroty do społeczeństwa" (oczywiście są wyjątki, ale to albo ktoś musi tego sam z siebie chcieć - taka wewnętrzna motywacja, albo musi zaliczyć w życiu jakiś wstrząs, który całkowicie mu wszystko przewartościuje). Myślę, że realne szanse by coś zmienić miałaś kiedy mleko się rozlewało, czyli kiedy dopiero zaczynał się wciągać w te narkotyki - teraz, jak mleko się już rozlało, to coś zmieniać może tylko on sam.
Nie byłam przy tym kiedy wciagał sie w narkotyki. Wyprowadził sie z domu, zaczął pracować i jakis koles z pracy pokazał mu działanie tabletek. Paradoks co? Zaczął pracowac....Potem poleciały dopalacze
Czy ja wiem czy paradoks? Myślę, że to nigdy nie działa na zasadzie "kolega mi pokazał jak działają tabletki, wow, też chcę", tylko jednak się bierze w ramach pewnej ucieczki przed rzeczywistością. Jak ktoś to robi tylko dla zabawy to sobie zapali marihuanę na imprezie raz na jakiś czas i tyle, a nie brnie w cięższy kaliber - bo przecież wszyscy wiedzą, że to się źle kończy. Coś musiało być nie tak, musiał być jakiś powód, dla którego zaczął brać - mam na myśli taki realny powód, jakieś problemy, nie tylko to, że ktoś mu pokazał. W ogóle sam ten motyw jest dziwny - gdyby mi ktoś teraz chciał pokazywać jak działają narkotyki to bym nie chciała tego oglądać. Dla mnie to tak samo jakby mi ktoś miał pokazywać jak komuś pękają wrzody - nie interesuję się medycyną/chemią (więc żadna "naukowa" ciekawość świata się nie pojawia żebym to miała oglądać), a tak zwyczajnie, po ludzku też nie wiem po co. Jakkolwiek by narkotyki nie działały to ich nie chcę brać, więc po co mam się zastanawiać i oglądać jak by to mogło być gdybym jednak chciała? Dla mnie jedynym wytłumaczeniem tego, że ktoś chce to zobaczyć (pomijając oczywiście tą naukową ciekawość) jest to, że rozważa branie narkotyków, bo coś nie gra. Nie grało, a miał fizycznie możliwość żeby brać właśnie dlatego, że pracował (bo miał swoje pieniądze, no i nie miał go kto sprawdzić). Widocznie motywacja do tego, żeby normalnie pracować była za słaba i przegrała w starciu z narkotykami. Tak czy siak - skoro się nie udawało wtedy, to moim zdaniem są jeszcze mniejsze szanse na to, że się uda wtedy. Bo jest w sumie na tym samym etapie życia co kiedyś, zanim zaczął brać - a dochodzi mu dodatkowo cały bagaż złych doświadczeń. Moim zdaniem kluczowe by było dowiedzenie się co wtedy poszło nie tak - w sensie od jakich problemów się to wszystko zaczęło. No, ale to on musi chcieć sam opowiedzieć, bo nawet psycholog tego z niego nie wydrze na siłę.

Nadawałabys sie na kolezanke albo inna powierniczke mojego syna. On by Ci juz wyjasnił swoja biede i nieszczescie jakie go spotkało. Cały czas mnie obarcza wina za chocby komorników, ktorzy egzekwuja jego długi. W koncu to moja wina, ja go zmuszałam do leczenia w tych pierd....ch monarach. Nigdy tez mi za bardzo nie wytłumaczył, ale pewnie Tobie by sie zwierzył z tego dlaczego mowi do mnie, ze jestem najgorsza matka na swiecie, ze wszyscy jego koledzy to potwierdzaja, ze takiej pierdolnietej matki to nikt nie ma, taka jestem wykształcona, a taka zjebana. 

Poddawany był od małego profilaktyce antynarkotykowej. Wiedział, ze to zło, a jednak siegnął. Nie zrozum mnie zle, ale przypomina mi te nastolatki, które pocpaly sobie na dysko, a psychologom tłumacza sie, ze mama nie dała na modne kozaki i tak okropnie sie musiały czuc wsród kolezanek, takie odrzucone były.

Cały swiat byłby zacpany gdyby uciekał w ten sposób od klopotów

Moge bic sie w piers, ze robiłam błedy w jego wychowaniu ale nigdy nie wezme odpowiedzialnosci za jego cpanie. Jestes swoja postawa dobrej cioci woda na młyn dzisiejszej zacpanej młodziezy

Pasek wagi

Nie wiem jaka on powinien miec matke, ale zerwij dla wlasnego dobra te pepowine. On jest wystarczajaco samodzielny i samowystarczajacy /rece i nogi ma, na wozku nie jezdzi/, zeby przezyc...Mysl o sobie w kontekscie..ja kobieta, ja partnerka, ja osoba......Jestes matka-urodzilas. Nie masz obowiazku zlozyc siebie na oltarzu i dac sie rozdziobac...

Ponioslas wystarczajace koszta.... On przetrwa bez Ciebie. odetnij go od siebie. Zabezpiecz swoj dom, najlepiej sprzedac i wyprowadzic sie na nowe.

yuratka napisał(a):

Moge bic sie w piers, ze robiłam błedy w jego wychowaniu ale nigdy nie wezme odpowiedzialnosci za jego cpanie. Jestes swoja postawa dobrej cioci woda na młyn dzisiejszej zacpanej młodziezy

Błędy w wychowaniu robi każdy. Ileż ja mogłabym ich wypunktować swoim rodzicom, którzy 8-latkę obarczali obowiązkami osoby dorosłej. Ale ja nie piję, nie ćpam, nie gram i nie mam żadnych innych nałogów. Nie ma co siebie winić. Po prostu Twój syn lubi próżniacze życie i nie stroni od przyjemności. A do tego łatwo się uzależnia. Jeden może wielokrotnie próbować i nie wpadnie w nałóg, a innemu wystarczy głupia ciekawość i popłynie.  

łatwo się mówi, żeby go wyrzucić  z domu, że to mu pomoże bla bla bla, ale prawda jest taka, że kochająca matka nie jest w stanie tego zrobić

cytrynowa86 napisał(a):

łatwo się mówi, żeby go wyrzucić  z domu, że to mu pomoże bla bla bla, ale prawda jest taka, że kochająca matka nie jest w stanie tego zrobić

bo kochająca matka to ta co woli patrzeć jak syn się stacza, niszczy życie swoje i jej? Ta co rezygnuje z małżeństwa i zdrowia dla cpuna? Ta co zapierdala na jego utrzymanie chlanie ćpanie i imprezy, bo on bidulek taki ze sam sobie nie poradzi? On ma 24lata a nie 14. Czas zyc na własny rachunek. A ze spadnie na dno? Mieszkanie z matką, ktora wszystko za niego robi, dorosly facet bez pracy, który nie potrafi po sobie posprzątać a potrafi ćpać, przepierdalac każdy grosz i wyzywać matkę to żadne wyżyny ani nawet równiny.

Może moja matka nie byla kochajaca ale gdy po studiach wróciłam do domu powiedziała wprost - miesiąc i szukasz mieszkanie, bo sie pozabijamy, tonie powiem żebym poczula brak miłości albo żeby jej serce pękło. Wiec ja chyba wole te "niekochające" ale mądre.

yuratka napisał(a):

Wilena napisał(a):

yuratka napisał(a):

Wilena napisał(a):

Co spowodowałoby u mnie chęć zmiany? - podejrzewam, że nic. Ludzie "coś" w życiu robią, bo mają jakieś marzenia, plany, pragnienia, aspiracje. A jak nie mają to chociaż powielają znane im schematy, czyli może wtedy nie pojawia im się w głowie myśl "idę na studia, bo się tym interesuję", czy "idę do pracy, bo chcę być samodzielny i móc mieć własne mieszkanie", ale przynajmniej idą bo wszyscy tak robią, bo tak wypada, bo taka jest kolej rzeczy i tak dalej. Jeżeli ktoś sam z siebie planów nie miał, a ze społecznego schematu się wyłamał to moim zdaniem będzie mu bardzo ciężko zmienić myślenie i wrócić na "normalną" ścieżkę. Bo w sumie po co? Przecież spać gdzie ma, jeść co ma, chęci do zapewnienia sobie tego samodzielnie z kolei brak. Ja nie wierzę w "powroty do społeczeństwa" (oczywiście są wyjątki, ale to albo ktoś musi tego sam z siebie chcieć - taka wewnętrzna motywacja, albo musi zaliczyć w życiu jakiś wstrząs, który całkowicie mu wszystko przewartościuje). Myślę, że realne szanse by coś zmienić miałaś kiedy mleko się rozlewało, czyli kiedy dopiero zaczynał się wciągać w te narkotyki - teraz, jak mleko się już rozlało, to coś zmieniać może tylko on sam.
Nie byłam przy tym kiedy wciagał sie w narkotyki. Wyprowadził sie z domu, zaczął pracować i jakis koles z pracy pokazał mu działanie tabletek. Paradoks co? Zaczął pracowac....Potem poleciały dopalacze
Czy ja wiem czy paradoks? Myślę, że to nigdy nie działa na zasadzie "kolega mi pokazał jak działają tabletki, wow, też chcę", tylko jednak się bierze w ramach pewnej ucieczki przed rzeczywistością. Jak ktoś to robi tylko dla zabawy to sobie zapali marihuanę na imprezie raz na jakiś czas i tyle, a nie brnie w cięższy kaliber - bo przecież wszyscy wiedzą, że to się źle kończy. Coś musiało być nie tak, musiał być jakiś powód, dla którego zaczął brać - mam na myśli taki realny powód, jakieś problemy, nie tylko to, że ktoś mu pokazał. W ogóle sam ten motyw jest dziwny - gdyby mi ktoś teraz chciał pokazywać jak działają narkotyki to bym nie chciała tego oglądać. Dla mnie to tak samo jakby mi ktoś miał pokazywać jak komuś pękają wrzody - nie interesuję się medycyną/chemią (więc żadna "naukowa" ciekawość świata się nie pojawia żebym to miała oglądać), a tak zwyczajnie, po ludzku też nie wiem po co. Jakkolwiek by narkotyki nie działały to ich nie chcę brać, więc po co mam się zastanawiać i oglądać jak by to mogło być gdybym jednak chciała? Dla mnie jedynym wytłumaczeniem tego, że ktoś chce to zobaczyć (pomijając oczywiście tą naukową ciekawość) jest to, że rozważa branie narkotyków, bo coś nie gra. Nie grało, a miał fizycznie możliwość żeby brać właśnie dlatego, że pracował (bo miał swoje pieniądze, no i nie miał go kto sprawdzić). Widocznie motywacja do tego, żeby normalnie pracować była za słaba i przegrała w starciu z narkotykami. Tak czy siak - skoro się nie udawało wtedy, to moim zdaniem są jeszcze mniejsze szanse na to, że się uda wtedy. Bo jest w sumie na tym samym etapie życia co kiedyś, zanim zaczął brać - a dochodzi mu dodatkowo cały bagaż złych doświadczeń. Moim zdaniem kluczowe by było dowiedzenie się co wtedy poszło nie tak - w sensie od jakich problemów się to wszystko zaczęło. No, ale to on musi chcieć sam opowiedzieć, bo nawet psycholog tego z niego nie wydrze na siłę.
Nadawałabys sie na kolezanke albo inna powierniczke mojego syna. On by Ci juz wyjasnił swoja biede i nieszczescie jakie go spotkało. Cały czas mnie obarcza wina za chocby komorników, ktorzy egzekwuja jego długi. W koncu to moja wina, ja go zmuszałam do leczenia w tych pierd....ch monarach. Nigdy tez mi za bardzo nie wytłumaczył, ale pewnie Tobie by sie zwierzył z tego dlaczego mowi do mnie, ze jestem najgorsza matka na swiecie, ze wszyscy jego koledzy to potwierdzaja, ze takiej pierdolnietej matki to nikt nie ma, taka jestem wykształcona, a taka zjebana. Poddawany był od małego profilaktyce antynarkotykowej. Wiedział, ze to zło, a jednak siegnął. Nie zrozum mnie zle, ale przypomina mi te nastolatki, które pocpaly sobie na dysko, a psychologom tłumacza sie, ze mama nie dała na modne kozaki i tak okropnie sie musiały czuc wsród kolezanek, takie odrzucone były.Cały swiat byłby zacpany gdyby uciekał w ten sposób od klopotówMoge bic sie w piers, ze robiłam błedy w jego wychowaniu ale nigdy nie wezme odpowiedzialnosci za jego cpanie. Jestes swoja postawa dobrej cioci woda na młyn dzisiejszej zacpanej młodziezy

Nie, nie sądzę, nie mam do takich ludzi cierpliwości. I absolutnie mi nie chodzi o to, żeby on teraz Ciebie (czy inne bliskie mu osoby) obarczył całą winą, a sam umył ręce. Mówię tylko o dojściu do rzeczywistego powodu, dla którego się sięga po narkotyki. Nawet jeżeli jakaś mama dla obiektywnego obserwatora jest aniołem bez skazy, to jej dziecko może tego nie dostrzegać i samo sobie sztucznie stworzyć problem i wmówić, że mama jest zła. Pytanie skąd się to bierze po prostu. Bo przecież jeżeli mi się wszystko super w życiu układa, nie mam żadnych problemów psychicznych i jestem w miarę stabilna emocjonalnie to sobie nagle nie wymyślam, że moja mama jest do kitu. Jeżeli on na Ciebie narzeka to ja widzę tylko trzy opcje. 1 - narzeka słusznie, gdzieś coś zawaliłaś. 2 - narzeka właśnie dlatego, że chce umyć ręce i na Ciebie zwalić winę (co nie zmienia faktu, że dalej musi mieć jakiś rzeczywisty powód, a to zwalanie winy to tylko kamuflaż). 3 - ma zaburzony obraz tego co się wokół niego dzieje. Znowu, musi być tego jakiś powód. 

A co do nastolatków, które poćpały na dysko - no moim zdaniem jakiś powód, że to zrobiły musi być. Nic się nie dzieje ot tak, nawet pies, który sika na dywan ma jakiś swój powód - a co dopiero człowiek, któremu się chyba jednak więcej myśli kłębi w głowie. W końcu są nastolatki, które modnych kozaków nie mają, a po narkotyki nie sięgają. Więc pytanie dlaczego jedni sięgają, a inni nie. Widzę, że niektórzy usilnie tutaj lansują koncepcję, że niektórzy się po prostu rodzą jacyś "zepsuci", wadliwy gen, taki charakter i tak już musiało być. Moim zdaniem nie bardzo, w sensie koncepcja o wrodzonym źle i wadliwym genie to taka bajka dla głupich ludzi, którym tak sobie łatwiej/wygodniej coś wytłumaczyć. Nawet Hitler robił to co robił z jakiegoś powodu - dla nas jego motywacja jest oczywiście skrajnie chora, ale da się dojść do tego skąd mu się te chore myśli wzięły w głowie jak się prześledzi jego życiorys. Czy to, że się zrozumie dlaczego ktoś mógł rozumować w dany sposób oznacza od razu, że się go wybiela i bierze na siebie odpowiedzialność? No i wracając do nastolatków i kozaków - ja bym tych, którzy ćpają podzieliła na dwie grupy. Pierwsza, ma inne problemy, a zasłania się tym, że rodzice im czegoś nie dali (np. nieakceptacja społeczna, ktoś się czuje odrzucony, nie ma pomysłu co zrobić, żeby znaleźć przyjaciół, albo przynajmniej nauczyć się nie przejmować opinią innych jeżeli wokół nie ma osób, z którymi warto by się było zaprzyjaźnić - a wstydzi się pogadać z rodzicami i łudzi się, że jak na imprezie coś tam sobie weźmie to rozwiąże problem i będzie tą/tym fajnym). Druga, no jest po prostu pusta, zero kręgosłupa moralnego, wartości, ambicji, taki źle pojmowany nihilizm i hedonizm. Tylko nikt się nie rodzi hedonistą, charakter można kształtować w pewnym stopniu. 

No i bez obrazy, ale mam wrażenie, że reagujesz na to co piszę dość nerwowo. Już mnie oceniłaś jako ciocię dobrą radę, która chce wszystkich usprawiedliwiać - a tak naprawdę to nie mogłaś się bardziej pomylić. Ja akurat na temat narkomanów ma bardzo złe zdanie, powiedziałabym nawet że pogardliwe (tak wiem, okropnie z mojej strony, no ale tak mam) - więc naprawdę ich nie usprawiedliwiam. Tylko w tym temacie chyba nie chodziło o to, żebym sobie na nich ponarzekała w ogólności, tylko napisała co w jednostkowym przypadku moim zdaniem można zrobić. A można próbować ustalić skąd się to wszystko wzięło, po prostu motywację, przyczyny, nawet jeżeli one nie były rzeczywiste, tylko ktoś sobie sztucznie stworzył problem. Bo jasne, można kogoś próbować leczyć na takiej zasadzie, że się mu zabierze klucze od domu i każe iść do pracy - no i może nawet ktoś pójdzie, ale jego nastawienia i psychiki to przecież nie zmienia. Dalej będzie narkomanem (mentalnie), tylko takim który x dni nie brał i codziennie wstaje do pracy. I to nerwowo - bo znowu robię dygresję (jeżeli się mylę i to tylko moje wrażenie to przepraszam, widocznie nadinterpretacja). No, ale jeżeli ten nerwowy element jest to pytanie jak rozmawiasz z synem - kiedy masz rzeczywiste powody, dla których się możesz denerwować (bo Ci na nim zależy, a nie jest jakąś obcą osobą z internetu)? Bo jeżeli to jest stan nieustannej awantury, albo prawienia mu kazań to ja się nie dziwię, że on nie słucha - taka reakcja obrona, żeby te sytuacje przetrwać. Nawet jakbyś mu podała teraz przepis na zbawienie świata, wieczne szczęście i nieprzebrane bogactwo to podejrzewam, że by nie usłyszał i uciekał myślami gdzie indziej. 

Wilena z tego co mi wiadomo nie jesteś ani pedagogiem,ani socjoterapeuta ani psychologiem więc skończ wymyślać ... Jak widać, nie masz wiedzy ani teoretycznej ani praktycznej w temacie a jedynie swoje teorie które nijak się mają do rzeczywistości .

Kllla napisał(a):

Wilena z tego co mi wiadomo nie jesteś ani pedagogiem,ani socjoterapeuta ani psychologiem więc skończ wymyślać ... Jak widać, nie masz wiedzy ani teoretycznej ani praktycznej w temacie a jedynie swoje teorie które nijak się mają do rzeczywistości .

Nie bardzo wiem z czym masz problem. Było pytanie adresowane przede wszystkim do młodych ludzi, tak w ogólności, nie do pedagogów, socjoterapeutów i psychologów. Czytanie ze zrozumieniem. Jak moje teorie się mają nijak do rzeczywistości to zawsze przecież można napisać gdzie popełniam błąd, albo je po prostu olać - ale zwracanie komuś uwagi, że się wypowiedział a nie jest kimś tam, kiedy pytanie nie było kierowane do specjalisty wygląda po prostu super dziecinnie ;) 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.