- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 kwietnia 2016, 08:50
Jestem z chłopakiem 3 lata. Ja mam 26 lat, on 28. Skończyliśmy studia. Obydwoje sami się utrzymujemy, mamy stałą pracę. On mieszka z mamą ja mieszkam w kawalerce rodziców. Dodam ze przed ślubem nie będziemy mieszkać razem przed ślubem. Nie jest to spowodowane wiarą ani religia. Mój chłopak uważa że najpierw chciałby uzbierać pieniądze na wkład własny w mieszkanie (to jest ok 50tys-60tys). Przez dwa lata uzbieral 12 tys. Wychodzi na to ze jeszcze 6 lat będzie zbierał te pieniądze. Z kolei ja uważam, najpierw moglibyśmy wziąć ślub, mieszkać na razie w kawalerce, starać się razem uzbierać jak najwięcej potem może coś wynająć jakby sie pojawil bobas i na spokojnie kupić mieszkanie (uzbierać na wkład własny i opłaty okolokredytowe i częściowe wykończenie mieszkania). Co myślicie o tej sytuacji?
22 kwietnia 2016, 20:55
Ja nie stawialam nigdy żadnego ultimatum. Od początku związku znał moje stanowisko w tej sprawie więc to nie tak ze ja go przymuszam teraz do ślubu. Powiedział ze szanuje moją decyzję.Ale on chciał z Tobą zamieszkać w kawalerce tylko postawiłaś ultimatum, że może dopiero po ślubie?
...i dlatego sie nie oswiadcza. Madry facet, ja tez bym nie dala tak soba manipulowac. Nie jest gotowy na slub to nie jest. A w sumie to ty masz problem: bo chcesz razem mieszkac, ale i ma byc slub przed mieszkaniem razem....To co robisz to jest ultimatum, chocby to nazywala jak sobie chcesz.
Edytowany przez 22 kwietnia 2016, 21:01
22 kwietnia 2016, 21:37
Jeżeli on chce mieszkanie przed ślubem to majątek uzbierany do chwili ślubu nie wchodzi w skład wspólnego majątku, więc może jednak z tym mieszkaniem na własność coś jest na rzeczy :)
22 kwietnia 2016, 22:26
Przecież moje stanowisko na temat mieszkania razem znał już na samym początku. A ja nie naciskam go na nic i na szczęście mój facet nie interpretuje tego w taki dziwny sposób jak wy. Po prostu po 3 latach zaczęłam z nim rozmowę na temat wspólnej przyszłości. Co jest w tym dziwnego?
Dokończyliśmy dzisiaj rozmowę i wiem już co tak na prawdę on o tym myśli i cieszę się, że nie dochodzi do takich dziwnych wniosków jak wy.
PS. skoro wam odpowiada mieszkanie przed ślubem to spoko. To wasza sprawa a ja nie prosiłam o poradę w tej sprawie.
22 kwietnia 2016, 23:32
A do jakich wnioskow doszliscie? Znalezliscie rozwiazanie? Czy rowiazaniem bylby tylko slub?
23 kwietnia 2016, 01:53
Coś mi się wydaje, że nie będziesz miała dylematu mieszkanie czy ślub. Facet ma inne, bardziej życiowe podejście, szczerze wątpię żebyście przetrwali jeszcze 6 lat takich ceregieli.
23 kwietnia 2016, 06:22
Mojemu facetowi nie przeszkadza to ze chce z nim mieszkać ale po ślubie. Sam mi powiedział ze to nie jest dla niego wcale takie ważne. Wyjaśnił mi ze powodem dla którego się nie zadeklarował było kilka rzeczy: między innymi chęć kupna mieszkania i obawa przed utratą wolności. Przyznał ze sam nie myślał o żadnym kroku do przodu. Ja poruszyłem ten temat dlatego bo rozmawialiśmy kiedyś na temat tego jakie mamy wyobrażenia o przyszłości. On mi wtedy powiedział ze 3 lata na poznanie się jest wystarczający żeby się oświadczyć i po Max 4 wziąć ślub. Dlatego chciałam wiedzieć co się od tamtego czasu zmieniło i co powinno się wydarzyć żeby zdecydował. Mój chłopak poprosił czas na przemyślenie wszystkiego. Nie ustalalam żadnego ultimatum do kiedy ma się oświadczyć (bo zaraz na mnie najedziecie). Powiedziałam ze jeżeli on nie będzie gotowy na taki krok to proszę żeby mi o tym powiedział tak żeby sytuacja była jasna.
Wiem ze tutaj mnie większość nie zrozumie bo teraz w modzie są konkubinaty na próbę. Ale ja tak żyć nie chce. I nie uważam ze mój sposób myślenia jest gorszy. Jeżeli on nie będzie chciał się zenic to przecież bo nie zmusze. Ale chce żeby był ze mną szczery. Po co przedłużać związek w którym każdy ma inne oczekiwania.
23 kwietnia 2016, 08:08
... czyli chłopak próbuje jednak sobie tą wolność przedłużyć jak może... poza tym ja nie widzę żadnej mody na konkubinaty... najczęściej młodzi gdy się kochają - chcą po prostu ze sobą być, ot tak na codzień, a nie o 22 powrót do mamusi... żyje się razem przed ślubem nie po to by się za przeproszeniem tylko bzykać swobodnie bez nadzoru rodziców i gorszyć sąsiadów, ale by poznać ta osobę na co dzień, gdy jest dobrze i źle, spróbować prowadzić razem gospodarstwo domowe, żeby potem dramatów i rozwodów po miesiącu nie było... zazwyczaj ludzie mają rożne prywatne powody by żyć w taki czy inny sposób, wiązać się lub nie... często właśnie ludzie w tym modnym konkubinacie to osoby po przejściach które wiedzą swoje i rozumieją ze rodzina to nie tylko papierek... ale co ja tam będę gadać, ty wiesz swoje więc sobie czekaj następne lata..
23 kwietnia 2016, 08:48
ojej ale dziwna historia... u nas priorytetem bylo mieszkanie i wlasnie wklad wlasny. Zarabialismy malo, ale bylismy w stanie odkladac po 500 zl kazdy. Los nam sie tak ulozyl, ze mieszkanie w sumie otrzymalismy (zadne z nas nie jest wlascicielem), ale plan byl taki, ze RAZEM zbieramy na wklad i RAZEM kupujemy mieszkanie, byc moze jako malzenstwo, bo MDM i te sprawy... jesli tak zdecydowalas o niezamieszkiwaniu razem przed slubem... masz takie prawo, ale to bledne rozumowanie. My jak zamieszkalismy razem na wynajmowanym, to przez pierwsze 1-2 miesiace byly cudowne, a potem pol roku katorgi. Ilez to razy byly awantury (biedni sasiedzi ;) ) i ilez to razy sie rozstawalismy i do siebie wracalismy. My to jakos przetrwalismy, dotarlismy sie, ale latwo nie bylo. Glownie problem polegal na tym, ze on chcial zyc jak para studentow i codziennie np jesc zupke chinska na obiad, a ja sie chcialam bawic w dom, gdzie byloby "normalnie" wg moich standardow ;) po roku wynajmowania mieszkania stwierdzilismy, ze to bez sensu i chcemy miec wlasne i zeby odkladac jak najwiecej i zeby zylo sie nam najtaniej to ja zamieszkalam u mojej mamy, ktora powiedziala, ze za czynsz placic nie musze, a on wynajal maly pokoik niedaleko mojego mieszkania. Zaoszczedzilismy... teraz mamy mieszkanie i od rownego tygodnia w nim mieszkamy i wszystkie moje oszczednosci poszly w urzadzanie (mieszkanie prawnie nalezy do jego mamy). Żyjemy bez slubu i tak - wiem, ze jestem glupia, ze wszystko co mialam to wsadzilam w "nie moje" i w razie czego zostaje z totalnie niczym. Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma... Gdybym tak nie postapila, to pewnie dalej bym mieszkala u mamy, a on na wynajetym pokoju i dalej bysmy odkladali kase na kredyt. Ile by to trwalo? Peenie nieskonczonosc, bo pieniedzy na mieszkanie nigdy nie jest za duzo. My juz wydalismy ponad 60 tys a jeszcze nam sporo brakuje rzeczy, tyle, ze juz naprawde wiecej nie mamy i teraz musimy na reszte ... oszczedzac :P heh... reasumujac warto zamieszkac razem jak najszybciej, bo taki wasz plan nie dojdzie nigdy do skutku idac tym tempem jakie macie wy... niestety :/
23 kwietnia 2016, 09:45
... czyli chłopak próbuje jednak sobie tą wolność przedłużyć jak może... poza tym ja nie widzę żadnej mody na konkubinaty... najczęściej młodzi gdy się kochają - chcą po prostu ze sobą być, ot tak na codzień, a nie o 22 powrót do mamusi... żyje się razem przed ślubem nie po to by się za przeproszeniem tylko bzykać swobodnie bez nadzoru rodziców i gorszyć sąsiadów, ale by poznać ta osobę na co dzień, gdy jest dobrze i źle, spróbować prowadzić razem gospodarstwo domowe, żeby potem dramatów i rozwodów po miesiącu nie było... zazwyczaj ludzie mają rożne prywatne powody by żyć w taki czy inny sposób, wiązać się lub nie... często właśnie ludzie w tym modnym konkubinacie to osoby po przejściach które wiedzą swoje i rozumieją ze rodzina to nie tylko papierek... ale co ja tam będę gadać, ty wiesz swoje więc sobie czekaj następne lata..
Ja nie pytałam w tym wątku o to czy powinno się mieszkać razem przed ślubem czy nie. Znam pary, które nie mieszkały ze sobą przed ślubem i jakoś nie rozwodzą się więc widać jest to możliwe. A bardzo często słyszę od ludzi, którzy mieszkają ze sobą przed ślubem, że chcą się sprawdzić a nie zamieszkać ze sobą bo się kochają i chcą spędzać ze sobą więcej czasu. I jakoś pary, które mieszkały ze sobą przed ślubem często bardzo długo też się rozwodzą. Więc gdzie tu logika? Gdyby tak się dobrze znały i tak doskonale sprawdziły pod każdym względem to skąd te rozwody w ich wypadku?
Moje zdanie tym względzie jest niezmienne od wielu lat i było również doskonale znane mojemu chłopakowi od samego początku.