- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
20 kwietnia 2016, 12:46
Witam,
postanowiłam tu napisać, ponieważ nie wiem już co mam robić :(
Mam 29 lat, mój mąż 37. Wychowujemy mojego syna z poprzedniego związku, a jesteśmy ze sobą 10 lat, z czego 6 po ślubie.
Mój mąż to ideał- zajmuje się domem, robi zakupy, dba o nas...
W 2013 roku straciłam dziecko, poroniłam w 12tc wielkim krwotokiem a widok był makabryczny. Mój mąż nie wiedział jak mnie wspierać więc powiedział słowa które zostały źle odebrane przeze mnie... od tej pory tylko się oddalaliśmy od siebie, coraz mniej się kochaliśmy coraz mniej rozmawialiśmy ze sobą, nigdzie nie wychodziliśmy i doszło do tego że on wolne wieczory spędzał przed tv a ja przez komputerem... w zeszłym roku powiedziałam mężowi że am dość takiego życia, że nie mam siły tego ciągnąć dalej. Przez ten rok parę razy próbowaliśmy ratować nasze małżeństwo, ale zawsze próby kończyły się tak samo- kłótnia i spaniem tygodniami w osobnych łóżkach.Gdy już pozew był gotowy i miałam zanieść w poniedziałek do sądu coś mnie tknęło. Wracałam z pracy i poprosiłam go żeby pojechał ze mną w jedno miejsce- zabrałam go w takie nasze magiczne miejsce. Długo rozmawialiśmy, później przegadaliśmy pół nocy opowiadając sobie wzajemnie o wszystkim(oboje szukaliśmy miłości w świecie) i doszliśmy do wniosku że przecież się kochamy i spróbujemy jeszcze raz.Prosiłam tylko żeby powiedział o wszystkim szczerze, uznał że wszystko mi powiedział i nie ma nic do ukrycia. Tydzień było jak w bajce, kolacje, wypady ze znajomymi, seks kilka razy dziennie aż do wczoraj... Znalazłam u niego w szafce kartkę z numerem telefonu i adresem oraz imieniem "Jagoda". Gdy wrócił do domu zapytałam co too za Jagoda, byłam bardzo spokojna i nie wiem skąd tyle opanowania we mnie. Powiedział mi, że to prostytutka i że korzystał z jej usług tylko raz- był na "lodziku"... wypytałam go jak to wyglądało, mówil że ją dotykał, a ona zrobiła mu co miała, ubrał się i wyszedł. Było to w momencie gdy między nami bylo bardzo źle.
Wiem, że "miał prawo" iść na bok, ale nie umiem o tym nie mysleć. dziś kochaliśmy się a ja nie czułam z tego przyjemności chociaż miałam ogromną ochotę.
Czy to minie? czy mu wybaczę ? co ja powinnam zrobić?
jestem załamana bo dopiero wszystko zaczęło się układać :(
21 maja 2016, 13:29
taaaak raz i dlatego nadal ma jej nr w zapasie
co do słów w komentarzach "lodzik więc niczym nie zarazi" to wybaczcie ale ona juz od lat moze miec jakies syfy w gardle a pan mąż mógł je potem roznosic