Temat: ULTIMATUM dla faceta, wspólny czas. Nie wiem czy dobrze?

Hej:)

Już mnie niektórzy znają:) Związek mój burzliwy też. Ale po trudach i rozmowach wróciłam,

To jest nieważne.

Ważne jest dla mnie utwierdzenie w moim postępowaniu. Mój partner pracuje dużo. Kiedyś pracował do 23 lub dłużej codziennie i w soboty krócej (do 20) i odkąd zaczeliśmy być razem przestał pracować w niedziele.

Po wielu walkach i kłótniach wywalczyłam, że wraca k. 21. Bardzo rzadko zdarza się, że przed 20. Raczej 21-21:30 i nadal pracuje prawie całą sobotę.

Dlatego nasza wspólna niedziela jest dla mnie świętem lasu i cieszę się tym. I kiedy ktoś nas gdzieś zaprasza w niedziele to powiem szczerze, że jestem dość niezadowolona i smutna, że ten mój wyczekany dzień mnie w gronie innych. Mój partner uważa, ze przesadzam, że czas z innymi też jest nadal naszym czasem wspólnym (uważam, że innym jakościowo). Często kłócimy się kiedy on wróci po 22:30/23, i często wychodzi spina jak mamy gdzieś iść w niedzielę, bo ja robię problemy i zazwyczaj mam opory. Dodam jednak, że jak już mamy zaproszenie to w większość miejsc jeżdżę_ do jego mamy, do jego babci, do jego ojca, do drugiej babci, na weekendy z jego znajomymi, na miasto z jego znajomymi. Jeśli to piątek i lub sobota to jakoś przeżyję. ale jeśli niedziela to marudzę i jestem cała nieszczęśliwa.

On się wkurzył o to i powiedział, że niedługo nikt nas nigdzie nie zaprosi jak będziemy ciągle odmawiać. Ale przecież odmawiamy 15 % spotkań, na resztę chodzimy. A on twierdzi, że jestem egoistką , bo nie pomyślałam, że może on miałby ochotę wyjść. No i ok..niby w porządku, niech idzie, ale smutne to dla mnie, że przy takiej małej ilości czasu on i tak na wszystkie zaproszenia odpowiadałby twierdząco. Jeśli ma ochotę wyjść z kumplami to nie robię mu żadnych problemów, żeby nie było. JA też czasem mam ochotę wyjść wyłącznie z koleżankami.

Do sedna: po kolejnej kłótni o wyjście gdzieś w niedziele powiedziałam, że dlatego tak reaguję, bo mamy mało czasu razem. 

Moj terapeuta na terapii, na którą chodzę namawia mnie ciągle, żebym określiła dosadniej swoje potrzeby. Więc w końcu powiedziałam: zacznij wracać w okolicy 19:00, albo uwazam, że bycie razem, przyszła rodzina i dziecko nie mają sensu.

On odpowiedział: to możemy się już rozstać w takim układzie. Co mogłem to zrobiłem, więcej nie da się naciągnąć. Dodam, że ma własną firmę, wychodzi do pracy po 9:00. Ale twierdzi, że nie może wcześniej, bo po paru dniach będzie niewyspany.

Powiedziałam, że potrzebuję więcej czasu razem. W odpowiedzi usłyszałam, ze on potrzebuje też czasu dla siebie. staram się w tym wszystkim dostrzegać to, że on chce czasem pograć na kompie, posiedzieć na necie o porobić to sam. Ale jemu wciąż mało (no nie dziwię się, bo poza pracą czasu jest mało). I wczoraj, gdy mi powiedział, że w takim układzie można się już rozstać, bo nie spełni moich warunków spokojnie powiedziałam, żeby zajmował się sobą, o czym tak marzył i poszłam siedzieć w drugim pokoju. Potem przyszłam spać. On był dla mnie oschły ni niemiły. Dziś rano odwrócił się tyłkiem i ani hej, ani cześć.

Nie wiem jak postąpić. Czy nadal ciągnąć tą taktykę,m że będę totalnie zajęta sobą, będę chodzić wcześniej spać itd? Nie wiem już jak to wszystko rozwiązać. Mam 28 lat, chcę mieć rodzinę  i dziecko, a chyba zaprzepaszczam to...

Ja spedzam z mezem w tygodniu bardzo duzp czasu + cale weekendy i nie wyobrazam sobie, zeby bylo inaczej :O nie moglabym byc w takim zwiazku, przeciew wy sie prawie nie widzicie.

Pasek wagi

Matylda111 napisał(a):

Nie czytałam Twoich dotychczasowych tematów, więc zapytam czym się prywatnie zajmujesz? Ile godzin w tygodniu pracujesz? Jak dzielicie się obowiązkami domowymi? 

Jestem szefową działu w zagranicznej firmie, ale pracuję od 7 do 16. Dodatkowo zajmuję się po pracy wolontariatem, przyjmuję również zlecenia dodatkowe, co oznacza, że po pracy piszę teksty i robię tłumaczenia. Dodatkowo chodzę kilka razy w tygodniu na siłownie i upycham spotkania z ludźmi. Sprzątam w większości ja, gotuję wyłącznie ja. Czytam książki, zrobiłam kurs angielskiego na dodatkowym poziomie...zajmuje się sobą.

Kaszka obowiązki domowe też wzięłaś na siebie?

justalittlegirl napisał(a):

Ja spedzam z mezem w tygodniu bardzo duzp czasu + cale weekendy i nie wyobrazam sobie, zeby bylo inaczej :O nie moglabym byc w takim zwiazku, przeciew wy sie prawie nie widzicie.

No właśnie... wielokrotnie wyłapuję Twoje wypowiedzi na forum i to jedyne daje mi wiarę, że moje potrzeby nie są głupie.

Matylda111 napisał(a):

Kaszka obowiązki domowe też wzięłaś na siebie?

No inaczej jedlibyśmy pierogi z paczki:) On często pyta czy zrobić zakupy i raz na jakiś miesiąc, bądź dwa gdy ma wolniejszy czas posprząta całe mieszkanie.I zmywamy po połowie:)

Weź głęboki oddech, zrób sobie kawę i przeczytaj książkę "jemu na tobie nie zależy"

Zrywacie, wracacie do siebie, a problem jak był tak jest ciągle ten sam. Nie jesteś dla niego najważniejsza, ile potrzebujesz jeszcze czasu i zszarpanych nerwów żeby to zrozumieć?

Facet ma inne priorytety, dla niego najważniejsza jest praca, ale nie opłaca mu się Ciebie zostawiać, bo jednak latasz koło niego, robisz pewnie wszystko w domu, on tylko przychodzi na gotowe

Kaszka, już raz się rozstaliście i nie poczułaś wtedy w najmniejszym stopniu ulgi? Ja rozumiem tęsknotę, też tęskniłam, a jak wiesz mój facet zachowywał się podobnie. Tyle, że oprócz tej tęsknoty i rozpaczy w mojej głowie też się tliła pewna ulga. Nie miałaś tego w ogóle? Bo nie wierzę, że wykształcona kobieta w takim stopniu lubi pchać się w kał :(.

Rozumiem. Ale napisałaś też, że on dopiero rozkręca firmę. Może musisz przeczekać jeszcze rok czy dwa, jeśli zależy Ci na tym facecie? Jak sytuacja będzie bardziej stabilna to może będziecie mieli więcej czasu dla siebie? Ja tam rozumiem, że facet musi czasami posiedzieć przed monitorem czy obejrzeć mecz. Nie zakładałabym od razu złej woli. 

laliho napisał(a):

Kaszka, już raz się rozstaliście i nie poczułaś wtedy w najmniejszym stopniu ulgi? Ja rozumiem tęsknotę, też tęskniłam, a jak wiesz mój facet zachowywał się podobnie. Tyle, że oprócz tej tęsknoty i rozpaczy w mojej głowie też się tliła pewna ulga. Nie miałaś tego w ogóle? Bo nie wierzę, że wykształcona kobieta w takim stopniu lubi pchać się w kał :(.

Amerykańscy naukowcy udowodnili, że w przypadku kobiet im bardziej nieudane życie osobiste tym większe sukcesy w pracy(tajemnica). To nawet logiczne, bo całą energię wkładasz w dziedzinę w której możesz odnieść sukces. Bo tak jak tutaj, nie zmusisz nikogo do zwolnienia tempa i chęci stabilizacji, zakładania rodziny.

laliho napisał(a):

Przeczytałam "wróciłam" i tyle mi wystarczy. Jesteś masochistką.

Nie doczytałaś, że facet ma własną firmę .

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.