- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 stycznia 2016, 16:21
Temat trochę w stylu jak: "Chcę dokonać niemożliwego".
Zacznę od tego, że nie ułożyło mi się kolorowo choć mam dopiero 18 lat. Urodziłam się w rodzinie, która nie była zdolna przekazać mi czym jest miłość, samodzielność, czy nawet troska, nie tylko o innych ale nawet o samą siebie. Od zawsze wszyscy się tu rozstawali i rozwody, po ślubach trwających 35, 15 lat albo tylko jeden rok, to już jest dla mnie porządek dzienny. Częściej właściwie słysze o rozchodzeniu się niż o tym, że ktoś jest z kimś szczęśliwy. Miałam 3 lata gdy opuściła nas matka po rozwodzie z ojcem, byli razem ponad 35 lat i los chciał, że byłam ostatnią, jedyną córką, której nie udąło się wychować w pełnej rodzinie, miałam 8 gdy obie moje siostry się wyprowadziły, a ojciec nie potrafił dbać o moje potrzeby, ponieważ jest człowiekiem starej daty, jedyne czgo nigdy mi nie brakowało to było jedzenie i dach nad głową.
Relacje z mamą, były sporadyczne, przez większość mojego dzieciństwa nie miałam z nią kontaktu innego niż telefoniczny, bywało, że dzwoniła rzadziej niż raz na 3 lata, i często zdarzało mi się myśleć, że to już ostatni raz jak zadzwoniła, nie jest przecież wcale młoda. Taty właściwie też nie znam, mimo, że mieszka w tym samym domu. Nasze rozmowy często ograniczały się do powiedzenia sobie "cześć" rano, i informacji o tym, że jest obiad. Z siostrami sprawa wyglądała tak, że różnica wieku między nami jest bardzo duża, pomiędzy jedną dzieli mnie 16 lat, z drugą 9. Kontakt sporadyczny, choć ta młodsza po tym jak się wyprowadziła, przywoziła mi często paczki, z jej ubraniami, żebym miała w czym chodzić i środkami higieny, jak szampony i dezodoranty. W taki sposób przeżyłam 10 lat mojego życia odkąd mieszkałam z samym ojcem. Bywało gorzej i lepiej, ale dotrwałam aż dotąd. Zostało pół roku i sprawy postępują co raz szybciej, niedługo chciałabym opuścić rodzinę i zacząć żyć SAMODZIELNIE, bez ich pomocy której zresztą nie otrzymam.
Problem w tym, że jestem w punkcie zero i nie mam pojęcia od czego zacząć. Nie mam pieniędzy, ani pracy, choć żadnej się nie boję, nie miałabym gdzie mieszkać ani do kogo jechać. Siostry obie proponują mi, żebym do nich przyjechała, ale nie akceptują mojego chłopaka, ani moich celów, mojego zdrowego trybu życia, moich ćwiczeń, właściwie niczego co robię. Ciągle zmawiają się za plecami, na mój temat i tego co wg nich jest dla mnie dobre, nie pozwalają mi niczego spróbować ani uczyć się na błędach na swój sposób - dlatego tak bardzo pragnę przestać być od nich wszystkich zależna.
Nie wiem tylko co będzie gdy skończę liceum, życie niby pisze różne scenariusze, ale czasami trzeba mu trochę pomóc i wiedzieć co robić żeby dotrzeć do tego czego się chcę. A ja zupełnie nic nie wiem o życiu, bo poprostu nikt mnie niczego o nim nie nauczył.
Będę wdzięczna za wszystkie wasze opowieści o tym jak sobie wy poradziłyście, po skończeniu szkoły - zarówno tutaj pod postem jak i na pw. I te dobre rady: "co mogę zrobić", w sytuacji w której za pół roku się znajdę.
22 stycznia 2016, 18:17
Hm u mnie długo by opowiadać chociaż wychowałam się w pełnej i szczęśliwej rodzinie to szybko chciałam wyfrunąć z gniazda, pomógł mi chłopak no ale nie wiem jak jest u ciebie czy możesz na niego liczyć itp. Ja trafiłam niczym w totolotka chociaż nie wiedziałam że tak będzie. Wyprowadziłam się z domu w wieku 18 lat w 3 klasie technikum i radziłam sobie, zyje do dziś :D
22 stycznia 2016, 18:31
Znasz angielski? Jak nie bardzo to masz jeszcze pare miesiecy. Ucz sie, zdaj mature i wyjedz na gap year do Anglii, zarob troche kasy i po roku podejmij decyzje co dalej.
22 stycznia 2016, 19:05
ja sie wyprowadziłam z domu 3 miesiace po maturze. Nie będe opowiadać czemu bo nie to jest tematem. Zamieszkałam we troje, dwóch kolegów i ja, w trzy pokojowym mieszkaniu, znalazłam prace w call center gdzie zarabiała 1000-1300 zł w zależności od miesiąca. Nienawidziłam tej pracy, ale trzeba było jakoś zarabiać. Po opłaceniu rachunków (1300zł na 3 + media) łącznie jakieś 600 zł zostawało mi jakieś 500-600 zł na życie. Do tego wypuszczona spod bata rodziców trochę mi odbiło i było dużo imprez wyjśc na piwa wracanie o 6-7 nad ranem jak nie poźniej.. Ogólnie żyłam bardzo biednie, mieszkanie PRL jedzenie głownie mrożone pierogi, pizze, rosoły na kostce rosołowej bez mięso i z dwoma marchewkami (ale sama chciałam, wolałam wydać na alkohol i imprezy). Minęło już 5 lat jak nie więcej, wynajmuję normalne mieszkanie z chłopakiem, pracuję w placówce medycznej (mimo, że studiów nigdy nie skończyłam) i tak sobie żyję. Może nie stać mnie na jakieś ciuchy od Armaniego ale ogólnie nie narzekam. Na dzień dzisiejszy uważam, że byłam za gówniarzowata i skoczyłam na zbyt głęboką wodę. Gdybym miała wybór nie wyprowadzałabym się tak wcześnie. Ale ogólnie można powiedzieć, że jestem z siebie poniekąd dumna bo mimo, że nie miałam pieniędzy czegoś tak się dorobiłam, przede wszystkim życia na w miarę normalnym poziomie. Myślę też, że za kolejne 5 lat będe żyła jeszcze lepiej więc wszystko małymi kroczkami. Ogólnie moja rada jest taka że jeśli musisz to śmiało, jakoś to będzie, nie licz na luksusy, ale jeśli jesteś w miarę ogarnięta to dasz radę. Ale jeśli nie musisz to naprawdę zalecam mieszkanie z rodzicami tak długo jak się da. Moim zdaniem nie da się studiować i utrzymywać jednocześnie. Bez studiów nie zarobisz tyle żeby było stać na zaoczne a jak studiujesz dziennie to tez graniczy z cudem żeby zarobić na tyle żeby się utrzymac (czasu za małao)
23 stycznia 2016, 09:00
Nie byłam w takiej sytuacji, ale... jest kilka pytań, na które odpowiedź jest ważna.
Co chcesz robić w przyszłości zawodowo? W ogóle jak się uczysz- dobrze? Czy masz już plany co do matury i kierunku studiów? Czy w ogóle chcesz na nie iść? Po samym liceum jest ciężko z pracą, ale bez sensu też marnować lata na byle jakie studia.
O do utrzymania- znam osoby, które utrzymywały się na studiach całkowicie samodzielnie, więc nie jest to niewykonalne, ale na pewno nie jest łatwe. Twoja dobra ma wtedy za mało godzin, żyjesz bardzo aktywnie, ale... im więcej robisz tym tak naprawdę mniej czasu marnujesz. Obie dziewczyny, które znam, które pracowały na prawie cały etat, uczyły się bardzo dobrze (praca w KFC, elastyczny grafik, zmiany). Poza tym ojciec ma obowiązek CIę utrzymywać, gdyby nie chciał, zawsze możesz wystąpić o alimenty. DOdatkowo dobrym rozwiązaniem jest wyjazd zagranicę do pracy na wakacje- możesz tym sposobem odłożyć więcej gotówki i przeżyć rok pracując np. na pół etatu.
23 stycznia 2016, 14:34
W jakim sensie chcesz sie usamodzielniac? Opuscic dom rodzinny? Jesli tak - zalecam studia dzienne i dodatkowa prace. I ojciec i MATKA maja obowiazek Cie utrzymywac poki sie dziennie uczysz do 26 roku zycia. Jesli odmowia- alimenty. Mieszkaj w akademiku, ale polecam dolozyc i wynajac pokoj. W akademiku na ogol jest syf i jedna wielka impreza. Sprzyja zejsciu na manowce. Poza tym zapal zapal praca nad soba determinacja i rozsadek!
23 marca 2016, 20:51
"Ustawienia rodzinne" metoda Berta Hellingera. Dobrze poczytac jego ksiazki i wybrac sie na warsztaty, bo w Twojej rodzinie ewidentnie powtarza sie ten sam schemat.ja Ja tez zaczynalam z pozycji: po za dachem i nazwiskiem nic nas nie £aczylo. Trzeba troche determinacji, wiedzy, czasu, aby to zmienic. Jestes na dobrej pozycji bo widzisz, ze cos jest nie tak. Do dziela. Powodzenia
24 marca 2016, 15:01
Z faktow, ktore podalas to wyglada na to ze siostry Ci pomagaja od lat, oferuja pomoc po skonczeniu szkoly a to ty wymyslasz ze tak naprawde one Ciebie nie lubia czy chca wszystko zmieniac.
Moze sie zastanow czy w tym co mowia jest zdzblo prawdy? Np sadze, ze na pewno by sie cieszyly, ze jesz zdrowo i cwiczysz, ale moze przeginasz palke - odmawiasz tortu na urodzinach czy nie zjesz z nimi pizzy czy kotleta bo za tlusty albo w cwiczysz chorobliwie codziennie i ciagle to samo? Jezeli cos w ten desen to sie nie dziwie, ze sie o Ciebie martwia. A jezeli podchodzisz do jedzenia dosc normalnie, jestes w szkolnej druzynie sportowej etc to na pewno by sie cieszyly a nie martwily. I tak samo, co z tym Twoim chlopakiem? Na jakiej podstawie twierdzisz ze go nie akceptuja? I jak on sie wobec ciebie zachowuje? I jakie sa te twoje cele, ktorych uwazasz ze one nie akceptuja?
Sadze, ze jezeli tak sobie postanowisz, to na pewno sobie sama poradzisz - w koncu wiekszosc Polakow nie ma studiow i jakos im na zycie starcza. I tak jak sweetdecember mowi, moglabys sobie na rok wyjechac, jezyk podszkolic i przemyslec co dalej. Moglabys np sprobowac wyjazdu jako au pair.