- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
16 grudnia 2015, 22:28
Mam ogromny problem i nie potrafię znaleźć rozwiązania. Może wy coś poradzicie. Z psychologiem i bliskimi już rozmawiałam. Metody męża nie działają. Mój mąż ma córkę z poprzedniego związku. Wiedziałam o tym kiedy się związaliśmy, ale nie spodziewałam się, że wyniknie z naszego związku coś więcej i zaakceptowałam ją pomimo wzajemnej niechęci. Dziś jesteśmy małżeństwem i mamy 6 miesięczną córeczkę :) Jego córka jest bardzo trudnym dzieckiem, przede wszystkim dlatego, bo jej matka ją buntuje przeciwko mnie i teraz dodatkowo przeciwko naszemu dziecku. Z tego powodu może być to odebrane tak, że zabrałam dziecku ojca... Odkąd byłam w zaawansowanej ciąży stopniowo przestaliśmy zabierać ją do nas do domu na weekendy, w tygodnu też nie ani na wakacje z nami. Ona ma prawie 9 lat, więc jest już dużym i rozumiejącym konsenkwencje swojego zachowania dzieckiem. Ja przyznam, że nie lubię niegrzecznych dzieci i od początku było jasne, że nie będę jej drugą mamą, nie będę się nią opiekować ani nic 'przy niej' robić. To było postanowione i mój mąż tego ode mnie nie wymagał. Odpowiadał mi ten układ, spędzała u nas wiele czasu w tygodniu, w weekendy i pozwalałam żeby czasami z nami jeździła na wakacje, ale jej złe zachowanie kiedy byłam w ciąży i po urodzeniu naszej córki było tak mocno odczuwalne, że nie zgodziłam się żeby przyjeżdzała do naszego domu, zostawała na noc... Długo znosiłam jej złe zachowania i obrałam metodę ignorowania jej. To pomagało, ale niestety kiedy urodziła się nasza córka ona i jej matka oszalały z zazdrości. Podobnie było przed i po naszym ślubie, ale przycichło i kiedy zaszłam w ciążę znowu się zaczęło. Jej matka jest na mnie wściekła i twierdzi, że odebrałam dziecku ojca. Nie rozumie, że chodzi o zachowanie jej córki, a nie o to że się na nią uwzięłam. Do czasu kiedy miałam dosyć nie robiłam niczego żeby zaszkodzić jej relacjom z ojcem, ale teraz stawiam swoje i naszego dziecko dobro na pierwszym miejscu. Nie chcę dłużej tolerować jej agresji, humorów, bezczelnych odzywek i zagrań typu specjalne budzenie dziecka lub zabierania mu smoczka czy zabawki, którą akurat się bawi. Nie chcę osoby, która tak się zachowuje w moim domu. Idą święta i nadal nie ustaliliśmy czy spędzi część świąt z nami... Dziewczyny, powiedzcie co wy o tym wszystkim myślicie. Czy naprawdę muszę zgadzać się na złe zachowanie, brak szacunku i po prostu zatruwanie mi życia tylko dlatego, bo wiedziałam, że mąż ma dziecko i zaakceptowałam to? On próbuje ją dyscyplinować, rozmawia z nią, byli u psychologa i jej matka o to się wściekła, ale nic nie działa. Nigdy nie widziałam takiego dziecko w moim życiu, a mam dużo dzieci w rodzinie i córkę chrzestną. Mi teraźniejsza sytuacja odpowiada, ale z drugiej strony teraz kiedy też jestem matką czuję więcej empatii do córki męża i nie chcę jej odcinać tak bardzo od ojca tylko znaleźć inne rozwiązanie.
Edytowany przez phonyy 16 grudnia 2015, 22:31
17 grudnia 2015, 23:02
Chyba nigdy nie mialas do czynienia z malym dzieckiem. Porownywac dziecko do psa niczemu nie sluzy poza zwyklym obrazaniem. Dziecko niekochane jest zawsze takie samo - zagubione. Probuje wielu "sztuczek", zalezy co dziala, aby zwrocic na siebie uwage - czasami placze bez powodu, czasami robi doroslym na zlosc... W tym domu jedyne uczucie jakie moze uzyskac - to zlosc Pani Domu po zrobieniu glupstw i tego bedzie sie pewnie dziewczynka trzymac - wlasnie dlatego, ze jest myslaca i swiadoma - na milosc macochy nie ma co liczyc, a ignorowanie jest zbyt bolesne.Ale też innych rzeczy się chyba wymaga od dwulatki, a innych od dziewięciolatki. O ile dwulatce można setki razy mówić, że nununu (zakładając, że nie rozumie, albo nas sprawdza w okresie buntu - co jest naturalne w sumie), o tyle od dziewięciolatki można już chyba oczekiwać, że ma minimum świadomości własnych czynów i wie, że setne nununu może być ostatnim, a potem właśnie nastąpi czas ignorowania i "wyrzucenia" za drzwi. Nie róbcie z dziewięcioletniego dziecka bezwolnej i głupiej - nawet mój pies się za którymś razem nauczył, że pewnych rzeczy się nie robi, a od człowieka nie można wymagać, żeby nie robił drugiemu człowiekowi (nomen omen własnej siostrze) krzywdy?Wiedziałam, że zaraz padnie komentarz w stylu "porównujesz dziecko do psa, głupia ty" ;) Nie, nie porównuję dziecka do psa (w rozumieniu nie zestawiam zachowania dziecka i psa i nie wyciągam z tego wniosków). Celowo sprowadziłam wszystko do absurdu, stąd padło odwołanie do psa. Nie jest moim celem obrażanie kogokolwiek, a jedynie wskazanie na to, że niektóre z wypowiadających się osób uznają chyba, że dziewięcioletnie dziecko jest głupsze od psa (to jest moim zdaniem dopiero obraźliwe). Przecież dzieci się uczy odróżniania dobra od zła, nawet takim całkiem małym czyta się bajki, z których wynika, że ci źli zostają ukarani, a ci dobrzy żyją długo i szczęśliwie. Pytanie czy dziewczynka raz zachowała się źle i od razu "wypad", czy to był szereg złych zachowań i tłumaczenia jej, żeby nie robiła niemowlakowi (siostrze) krzywdy i zachowywała się normalnie. Każde zachowanie ma swoje konsekwencje. Dwulatce, której się setny raz powie "nie rozrzucaj zabawek" po prostu się nie pomoże budować wieży z klocków dopóki nie posprząta. Dziewięciolatce, która może skrzywdzić małe dziecko chyba się takiej kary nie da - i kara musi być ostrzejsza (i środki ostrożności większe, nie zapominajmy, że nie chodzi tylko o autorkę, ale przede wszystkim o jej sześciomiesięczne dziecko). Poza tym nie rozumiem tego fragmentu o niekochanym dziecku - to autorka musi obce dla niej dziecko kochać? Nie wiem, to może się jutro przeczołgam do Częstochowy w błocie na kolanach, bo jakoś nie obdarzyłam miłością dzieci sąsiadki (chociaż bardzo je lubię). Od otaczania miłością dziecko ma rodziców, obydwoje żyją, są obecni, przecież autorka tej dziewczynki nie adoptowała i nie zdecydowała się jej stworzyć nowej rodziny? Rozumiem tolerować/akceptować/lubić, zachowywać się przyzwoicie, miło traktować (jak każdego mile widzianego gościa), ale jest jakiś obowiązek kochania cudzych dzieci?
17 grudnia 2015, 23:10
wiesz, to że ją tak oceniasz też nie jest fair. Może jest sama bo nadal kocha męża? I wiesz, skoro Twój partner miał tyle kobiet przed Tobą to pewnie i po Tobie trochę będzie miał. Jesteś taka rozsądna, wszechwiedząca a nie potrafiłaś przewidzieć, że ze skrzywdzonym dzieckiem łatwo nie będzie? I wiesz, pomijając wszystko, jeśli Twój mąż zgodził się na zakaz wpuszczania JEGO dziecka do domu to chyba z niego taki super tatuś nie jest. Normalny rodzic jak się pojawiają problemy to dziecko wychowuje, a nie ucieka. A skoro uważa, że matka źle działa na dziecko to czemu nie walczy o opiekę?I ktoś jeszcze wyżej napisał, że dom ojca to nie jest dom dziecka - a co, jak mamusia też sobie znajdzie nowego partnera i urodzi drugie dziecko to dziewczynka już domu nie będzie miała w ogóle?!Jeśli ktoś popełnił błąd i ożenił się z nieodpowiednią kobietą nie ma prawa do szczęścia? Kiedy go poznałam był 3 lata po rozwodzie i przede mną były inne kobiety. Nie mam zamiaru stawiać się na miejscu jego ex, bo nic jej zachowania nie usprawiedliwia. Pretensje o rozwód może mieć tylko do siebie. Mąż nie miał problemu z ułożeniem sobie życia, oba od 6 lat jest sama. To o czymś świadczy.Postawcie się na miejscu jego byłej żony (ty autorko szczególnie). Jak byście się zachowały..Od 9 letniej dziewczynki wymagasz rozsądku, a sama go nie masz choć jesteś kupe lat starsza. Nie można było sobie znaleźć faceta w swoim wieku, wolnego, bez zobowiązań wobec innych? Nikogo byś nie skrzywdziła. "No cóż,zakochałam się, tak wyszło, nie przewidywałam tego" - i ty uważasz się za mądrzejszą? Jak spotyka się faceta dzieciatego bądź żonatego to od razu nie powinnaś traktować go jako potencjalnego partnera, tylko jako kogoś niedostępnego. Jak byś wykazała się rozsądkiem sama to byś nie zdążyła się nawet zakochać. Założyłaś rodzinę na podwalinie czyjejś krzywdy i chyba nie do końca zdajesz sobie z tego sprawę.
Edytowany przez phonyy 17 grudnia 2015, 23:11
17 grudnia 2015, 23:13
No świadczy, świadczy. O tym, że tatuś wolny jak skowronek, a matka niemal samotnie wychowująca wspólne dziecko. Ciekawa jestem, czy byś tak ochoczo związała się z tatusiem, gdyby to on wychowywał dziewczynkę.Jeśli ktoś popełnił błąd i ożenił się z nieodpowiednią kobietą nie ma prawa do szczęścia? Kiedy go poznałam był 3 lata po rozwodzie i przede mną były inne kobiety. Nie mam zamiaru stawiać się na miejscu jego ex, bo nic jej zachowania nie usprawiedliwia. Pretensje o rozwód może mieć tylko do siebie. Mąż nie miał problemu z ułożeniem sobie życia, oba od 6 lat jest sama. To o czymś świadczy.Postawcie się na miejscu jego byłej żony (ty autorko szczególnie). Jak byście się zachowały..Od 9 letniej dziewczynki wymagasz rozsądku, a sama go nie masz choć jesteś kupe lat starsza. Nie można było sobie znaleźć faceta w swoim wieku, wolnego, bez zobowiązań wobec innych? Nikogo byś nie skrzywdziła. "No cóż,zakochałam się, tak wyszło, nie przewidywałam tego" - i ty uważasz się za mądrzejszą? Jak spotyka się faceta dzieciatego bądź żonatego to od razu nie powinnaś traktować go jako potencjalnego partnera, tylko jako kogoś niedostępnego. Jak byś wykazała się rozsądkiem sama to byś nie zdążyła się nawet zakochać. Założyłaś rodzinę na podwalinie czyjejś krzywdy i chyba nie do końca zdajesz sobie z tego sprawę.
17 grudnia 2015, 23:14
[ Dwulatce, której się setny raz powie "nie rozrzucaj zabawek" po prostu się nie pomoże budować wieży z klocków dopóki nie posprząta. Dziewięciolatce, która może skrzywdzić małe dziecko chyba się takiej kary nie da - i kara musi być ostrzejsza (i środki ostrożności większe, nie zapominajmy, że nie chodzi tylko o autorkę, ale przede wszystkim o jej sześciomiesięczne dziecko). Poza tym nie rozumiem tego fragmentu o niekochanym dziecku - to autorka musi obce dla niej dziecko kochać? Nie wiem, to może się jutro przeczołgam do Częstochowy w błocie na kolanach, bo jakoś nie obdarzyłam miłością dzieci sąsiadki (chociaż bardzo je lubię). Od otaczania miłością dziecko ma rodziców, obydwoje żyją, są obecni, przecież autorka tej dziewczynki nie adoptowała i nie zdecydowała się jej stworzyć nowej rodziny? Rozumiem tolerować/akceptować/lubić, zachowywać się przyzwoicie, miło traktować (jak każdego mile widzianego gościa), ale jest jakiś obowiązek kochania cudzych dzieci?
Nie masz najmniejszego pojecia o dzieciach.
Wychowanie dzieci nie polega na tym, ze sie setny raz powtarza polecenia - bez wzgledu na to czy jest to 2letnie dziecko czy 9 letnie. To jakis koszmar.
Pozycja macochy wobec pasierba nie jest taka sama jak pozycja sasiadki - powaznie nie widzisz roznicy? wspolczuje. A dziecko do psa nie porownuje sie i najmniej chodzi o to czy jestes glupia. Chodzi o szacunek wobec dziecka.
Edytowany przez 5efb75367d05823fac09f20f9e63588b 17 grudnia 2015, 23:28
17 grudnia 2015, 23:31
Nie masz najmniejszego pojecia o dzieciach.Wychowanie dzieci nie polega na tym, ze sie setny raz powtarza polecenia - bez wzgledu na to czy jest to 2letnei dziecko czy 9 letnie. To jakis koszmar.Pozycja macochy wobec pasierba nie jest taka sama jak pozycja sasiadki - powaznie nie widzisz roznicy? wspolczuje. A dziecko do psa nie porownuje sie i najmniej chodzi o to czy jestes glupia. Chodzi o szacunek wobec dziecka.[ Dwulatce, której się setny raz powie "nie rozrzucaj zabawek" po prostu się nie pomoże budować wieży z klocków dopóki nie posprząta. Dziewięciolatce, która może skrzywdzić małe dziecko chyba się takiej kary nie da - i kara musi być ostrzejsza (i środki ostrożności większe, nie zapominajmy, że nie chodzi tylko o autorkę, ale przede wszystkim o jej sześciomiesięczne dziecko). Poza tym nie rozumiem tego fragmentu o niekochanym dziecku - to autorka musi obce dla niej dziecko kochać? Nie wiem, to może się jutro przeczołgam do Częstochowy w błocie na kolanach, bo jakoś nie obdarzyłam miłością dzieci sąsiadki (chociaż bardzo je lubię). Od otaczania miłością dziecko ma rodziców, obydwoje żyją, są obecni, przecież autorka tej dziewczynki nie adoptowała i nie zdecydowała się jej stworzyć nowej rodziny? Rozumiem tolerować/akceptować/lubić, zachowywać się przyzwoicie, miło traktować (jak każdego mile widzianego gościa), ale jest jakiś obowiązek kochania cudzych dzieci?
Moim zdaniem to Ty nie masz pojęcia o czytaniu ze zrozumieniem po prostu ;) Czy ja gdziekolwiek napisałam, że wychowanie dzieci polega na powtarzaniu im po raz setny polecenia? - podpowiem Ci, nie. Napisałam jedynie, że inne kary się stosuje względem dwuletniego dziecka i inne względem dziewięcioletniego i inny jest stopień tolerancji na pewne niewłaściwe zachowania, bo po prostu dzieci w różnym wieku w różnym tempie zrozumieją, że robią źle. Przecież nie chodzi o powtarzanie poleceń jako jedyną metodę wychowawczą, ale pewne rzeczy po prostu trzeba powtórzyć - tak jak dwulatce za każdym razem kiedy zapomni poskładać zabawki trzeba przypomnieć o tym, że misie mają swoje miejsce, tak samo dziewięciolatce za każdym razem kiedy ta przepełniona złością próbuje zrobić niemowlęciu krzywdę trzeba powtórzyć, że tak nie wolno. Jak sobie to inaczej wyobrażasz? Zrzuci dziecko na ziemię, albo wywróci wózek jak wpadnie w szał, a Ty będziesz stała i patrzyła na to bez słowa? - litości.
Czy nie widzę różnicy? - jeżeli mówimy o miłości to nie, nie widzę. Nie ma "obowiązku" kochania dziecka sąsiadki, nie ma też obowiązku kochania pasierbicy. To nie jest własne dziecko, które się obdarza bezwarunkową miłością. To jest obce dziecko, z którym dopiero można stworzyć jakieś relacje i je pokochać. Zarzucanie komuś, że nie kocha pasierbicy (która próbuje skrzywdzić własne rodzeństwo) tak jakby był jakiś odgórny nakaz miłości jest po prostu kuriozalne.
Znowu, czytanie ze zrozumieniem się kłania. Wytłumaczyłam Ci już, że to zestawienie było celowym zabiegiem sprowadzenia rozumowania innych do absurdu - zastosowanym po to, żeby właśnie inni dostrzegli, że dziecka nie szanują. Bo przykro mi, ale jeżeli ktoś zakłada, że dziecko dziewięcioletnie znajduje się na niższym stopniu rozwoju intelektualnego niż pies (a to wynikało z wypowiedzi, że dziecko jest totalnie bezwolne, taka marionetka) to właśnie go nie szanuje. Jeżeli dalej nie jesteś w stanie zrozumieć to wybacz, ale nie będę się powtarzać n-ty raz.
17 grudnia 2015, 23:31
Nie masz najmniejszego pojecia o dzieciach.Wychowanie dzieci nie polega na tym, ze sie setny raz powtarza polecenia - bez wzgledu na to czy jest to 2letnei dziecko czy 9 letnie. To jakis koszmar.Pozycja macochy wobec pasierba nie jest taka sama jak pozycja sasiadki - powaznie nie widzisz roznicy? wspolczuje. A dziecko do psa nie porownuje sie i najmniej chodzi o to czy jestes glupia. Chodzi o szacunek wobec dziecka.[ Dwulatce, której się setny raz powie "nie rozrzucaj zabawek" po prostu się nie pomoże budować wieży z klocków dopóki nie posprząta. Dziewięciolatce, która może skrzywdzić małe dziecko chyba się takiej kary nie da - i kara musi być ostrzejsza (i środki ostrożności większe, nie zapominajmy, że nie chodzi tylko o autorkę, ale przede wszystkim o jej sześciomiesięczne dziecko). Poza tym nie rozumiem tego fragmentu o niekochanym dziecku - to autorka musi obce dla niej dziecko kochać? Nie wiem, to może się jutro przeczołgam do Częstochowy w błocie na kolanach, bo jakoś nie obdarzyłam miłością dzieci sąsiadki (chociaż bardzo je lubię). Od otaczania miłością dziecko ma rodziców, obydwoje żyją, są obecni, przecież autorka tej dziewczynki nie adoptowała i nie zdecydowała się jej stworzyć nowej rodziny? Rozumiem tolerować/akceptować/lubić, zachowywać się przyzwoicie, miło traktować (jak każdego mile widzianego gościa), ale jest jakiś obowiązek kochania cudzych dzieci?
Moim zdaniem to Ty nie masz pojęcia o czytaniu ze zrozumieniem po prostu ;) Czy ja gdziekolwiek napisałam, że wychowanie dzieci polega na powtarzaniu im po raz setny polecenia? - podpowiem Ci, nie. Napisałam jedynie, że inne kary się stosuje względem dwuletniego dziecka i inne względem dziewięcioletniego i inny jest stopień tolerancji na pewne niewłaściwe zachowania, bo po prostu dzieci w różnym wieku w różnym tempie zrozumieją, że robią źle. Przecież nie chodzi o powtarzanie poleceń jako jedyną metodę wychowawczą, ale pewne rzeczy po prostu trzeba powtórzyć - tak jak dwulatce za każdym razem kiedy zapomni poskładać zabawki trzeba przypomnieć o tym, że misie mają swoje miejsce, tak samo dziewięciolatce za każdym razem kiedy ta przepełniona złością próbuje zrobić niemowlęciu krzywdę trzeba powtórzyć, że tak nie wolno. Jak sobie to inaczej wyobrażasz? Zrzuci dziecko na ziemię, albo wywróci wózek jak wpadnie w szał, a Ty będziesz stała i patrzyła na to bez słowa? - litości.
Czy nie widzę różnicy? - jeżeli mówimy o miłości to nie, nie widzę. Nie ma "obowiązku" kochania dziecka sąsiadki, nie ma też obowiązku kochania pasierbicy. To nie jest własne dziecko, które się obdarza bezwarunkową miłością. To jest obce dziecko, z którym dopiero można stworzyć jakieś relacje i je pokochać. Zarzucanie komuś, że nie kocha pasierbicy (która próbuje skrzywdzić własne rodzeństwo) tak jakby był jakiś odgórny nakaz miłości jest po prostu kuriozalne.
Znowu, czytanie ze zrozumieniem się kłania. Wytłumaczyłam Ci już, że to zestawienie było celowym zabiegiem sprowadzenia rozumowania innych do absurdu - zastosowanym po to, żeby właśnie inni dostrzegli, że dziecka nie szanują. Bo przykro mi, ale jeżeli ktoś zakłada, że dziecko dziewięcioletnie znajduje się na niższym stopniu rozwoju intelektualnego niż pies (a to wynikało z wypowiedzi, że dziecko jest totalnie bezwolne, taka marionetka) to właśnie go nie szanuje. Jeżeli dalej nie jesteś w stanie zrozumieć to wybacz, ale nie będę się powtarzać n-ty raz.
17 grudnia 2015, 23:33
Nie masz najmniejszego pojecia o dzieciach.Wychowanie dzieci nie polega na tym, ze sie setny raz powtarza polecenia - bez wzgledu na to czy jest to 2letnei dziecko czy 9 letnie. To jakis koszmar.Pozycja macochy wobec pasierba nie jest taka sama jak pozycja sasiadki - powaznie nie widzisz roznicy? wspolczuje. A dziecko do psa nie porownuje sie i najmniej chodzi o to czy jestes glupia. Chodzi o szacunek wobec dziecka.[ Dwulatce, której się setny raz powie "nie rozrzucaj zabawek" po prostu się nie pomoże budować wieży z klocków dopóki nie posprząta. Dziewięciolatce, która może skrzywdzić małe dziecko chyba się takiej kary nie da - i kara musi być ostrzejsza (i środki ostrożności większe, nie zapominajmy, że nie chodzi tylko o autorkę, ale przede wszystkim o jej sześciomiesięczne dziecko). Poza tym nie rozumiem tego fragmentu o niekochanym dziecku - to autorka musi obce dla niej dziecko kochać? Nie wiem, to może się jutro przeczołgam do Częstochowy w błocie na kolanach, bo jakoś nie obdarzyłam miłością dzieci sąsiadki (chociaż bardzo je lubię). Od otaczania miłością dziecko ma rodziców, obydwoje żyją, są obecni, przecież autorka tej dziewczynki nie adoptowała i nie zdecydowała się jej stworzyć nowej rodziny? Rozumiem tolerować/akceptować/lubić, zachowywać się przyzwoicie, miło traktować (jak każdego mile widzianego gościa), ale jest jakiś obowiązek kochania cudzych dzieci?
Wilenie nie tlumacz bo ona tak uwierzyla w swoja zajebistosc ze do niej nic nie dotrze. Ona jest wszechwiedzaca. Nawet jak sie nie zna to i tak sie wypowie na dany temat. Powinna zdobyc tytul'najbardziej irytujacej osoby na vit
17 grudnia 2015, 23:37
[ Dwulatce, której się setny raz powie "nie rozrzucaj zabawek" po prostu się nie pomoże budować wieży z klocków dopóki nie posprząta.
Faktycznie musialam zle przeczytac, bo nigdzie nie napisalas, ze sie setny raz powtarza 2latce. A dyskusje z 2 letnim dzieckiem pt jak posprzatasz to ci pomoge budowac wieze z klockow - to sobie zapisz i jak bedziesz miala kiedys dzieci - to sie sama usmiejesz. No chyba, ze bedziesz lubila szantazowac dziecko.
Edytowany przez 5efb75367d05823fac09f20f9e63588b 18 grudnia 2015, 01:59
17 grudnia 2015, 23:49
Faktycznie musialam zle przeczytac, bo nigdzie nie napisalas, ze sie setny raz powtarza 2latce. A dyskusje z 2 letnim dzieckiem pt jak posrzatasz to ci pomoge budowac wieze z klockow - to sobie zapisz i jak bedziesz miala kiedys dzieci - to sie sama usmiejesz. No chyba, ze bedziesz lubila szantazowac dziecko.[ Dwulatce, której się setny raz powie "nie rozrzucaj zabawek" po prostu się nie pomoże budować wieży z klocków dopóki nie posprząta.
Jeszcze kilka lat temu bym Ci nie uwierzyła, ale teraz popieram. Rozmowa z 2-letnim dzieckiem to jak negocjacje z tygrysem
17 grudnia 2015, 23:50
Faktycznie musialam zle przeczytac, bo nigdzie nie napisalas, ze sie setny raz powtarza 2latce. A dyskusje z 2 letnim dzieckiem pt jak posrzatasz to ci pomoge budowac wieze z klockow - to sobie zapisz i jak bedziesz miala kiedys dzieci - to sie sama usmiejesz.[ Dwulatce, której się setny raz powie "nie rozrzucaj zabawek" po prostu się nie pomoże budować wieży z klocków dopóki nie posprząta.
Naprawdę, zacznij czytać po prostu to co inni piszą, a nie reinterpetować wypowiedzi, bo to już przestaje być śmieszne, a robi się żałosne. I proszę miej jeszcze na względzie, że istnieje coś takiego jak metafora, ja wiem, wyższy poziom abstrakcji, ale jednak zdecydowana większość społeczeństwa jest w stanie na nim rozumować. Oczywiście, że nie chodzi o przyjęcie metody wychowawczej pod tytułem "jak posprzątasz, to ci pomogę zbudować wieżę z klocków" wobec dwuletniego dziecka, to był po prostu luźno rzucony przykład, żeby zobrazować pewne różnice w obcowaniu z dwulatką (ogólnie z małym dzieckiem), a dzieckiem w wieku szkolnym. Małemu dziecku trzeba po prostu coś powtórzyć więcej razy, żeby to zapamiętało/zrozumiało/przyswoiło i raczej nie da mu się tłumaczyć czym jest dobro, zło i konsekwencje za własne czyny. Proste komunikaty i pewna rutyna (powtarzanie prostych komunikatów), żeby dziecko załapało, że nie wpycha się palców do kontaktu i nie rozrzuca zabawek po całym domu. Przy czym "kary" też muszą być proste, innych dziecko raczej nie zrozumie. Natomiast dziewięciolatka? - już chyba można jej powoli tłumaczyć, żeby czegoś nie robiła bo to złe (np. nie krzywdziła innych, a nie komunikować na zasadzie "nie bij dzidziusa, bo mu zrobisz ziaziu" i łapać za rączkę) i można jej tłumaczyć, że konsekwencją jej złego zachowania będzie konkretna kara (czy w tym kontekście to raczej środek ostrożności, powtórzę się). Ja nie wiem, musisz się czepiać pojedynczych fraz, żeby ciągnąć dyskusję bez sensu kłócąc się o słówka, kiedy masz problemy ze zrozumieniem całości, czy o co chodzi? Ja w każdym razie już podziękuję i tylko jedna prośba, czytaj na przyszłość to co jest napisane, nie to co chcesz przeczytać.