- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
23 października 2015, 10:20
Zastanawiam się nad związkami, w których pojawiają się spore różnice związane z potrzebą rozwoju i wykształceniem (w sensie jakiejś ogłady, oczytania, podejścia do idei kształcenia przez całe życie, bo czasem się zdarza osoba po zawodówce prezentuje wyższą kulturę osobistą i chęć nauki niż ktoś po studiach) itp. Zauważyłam, że często jedna strona w związku może być taką dyskretną, mimowolną inspiratorką, wsparciem (nie ma to nic wspólnego z rywalizacją) dla drugiej osoby. Tutaj chodzi mi o szeroko pojęty rozwój, np. zawodowy, kulturalny. Czy macie jakieś doświadczenia związane z takim „równaniem w górę” albo, wręcz przeciwnie, podcinaniem skrzydeł? Czy to jest jednak tak, że mało ambitni faceci wiążą się z podobnymi kobietami i egzystują wedle odpowiadającej im wizji życia? Przyznam się, że ja czasem patrzę na niektóre związki i mam wrażenie, że np. przy kobiecie z inną mentalnością mój znajomy mógłby góry przenosić, a obecna nie daje mu żadnego impulsu do np. zmiany pracy na odpowiadającą jego wykształceniu, ambitniejszą (ale wiem, że to moja własna ocena osoby „z zewnątrz”, może jest szczęśliwy i tak mu wygodnie, jakby sam chciał, to może by zmienił, ale chyba coś jest jednak w słowach: "My rządzim światem, a nami kobiety" :) ). Wiem, że nie ma pewnie jednej odpowiedzi na te pytania, bo ludzie są różni, ale interesują mnie Wasze własne refleksje i doświadczenia. A być może macie doświadczenia jako takie kobiety-inspiratorki dla swojego najbliższego otoczenia?
23 października 2015, 10:50
Tak. Ja mam zawsze mase pomyslow, ktore wymagaja dopracowania, ale niestety slysze zwykle "tylko to niepraktyczne, a jak Ty to chcesz wytworzyc? A bedziesz potrzebowac tego, a bedziesz potrzebowac tamtego. Na co to komu, skoro juz cos podobnego jest. Nie wprowadzisz produktu na skale techniczna" i tak w kolko. Oboje jestesmy inzynierami, w dodatku po tym samym kierunku ale innym wydziale. On jako starszy skonczyl studia wczesniej. Ale ile ja sie naslyszalam, ze cos latwo zdac, a ja tego za 1 razem nie zrobilam... :)
23 października 2015, 10:56
Próbowałam kiedyś być taką inspiratorką, tzn nie świadomie, nie zastanawiałam się nad tym wtedy, po prostu było mi żal patrzeć na marnujący się potencjał. Mój facet oblał maturę, po prostu się na nią nie stawił, bo brakło mu jakoś motywacji i ambicji, a do przedmiotów ścisłych miał mega smykałkę. Stwierdził raz nawet, że będzie rozwoził pizze i grał w DOTĘ do końca życia. Moje inspirowanie za to skończyło się tym, że chyba czuł się urażony, "męska duma" mu nie pozwalała przyjąć jakichkolwiek rad od kobiety (dodam, że miał czasem dość szowinistyczne poglądy), a może ja coś źle robiłam. Po jakimś czasie pojawiły się wieczne pretensje o to, że studiuję, że dostaję spore stypendium i nie muszę/ nie chcę szukać pracy (dorabiałam, umowy o dzieło, nie czułam potrzeby większej gotówki). Niby w trakcie naszego związku zrobił tę maturę, dostał się na studia, które chciał, nawet zabrałam go na parę wystaw.
23 października 2015, 13:10
mój jest inżynierem i mimo że pracował w zawodzie to z własnego wyboru i wygody pracuje fizycznie. Z wygody bo pracuje 4-5 h dziennie i bezstresowo. Wcześniej chciałam go delikatnie pchnąć do rozwoju ale on woli tak jak jest a ja nie naciskam.
23 października 2015, 13:50
Próbowałam kiedyś być taką inspiratorką, tzn nie świadomie, nie zastanawiałam się nad tym wtedy, po prostu było mi żal patrzeć na marnujący się potencjał. Mój facet oblał maturę, po prostu się na nią nie stawił, bo brakło mu jakoś motywacji i ambicji, a do przedmiotów ścisłych miał mega smykałkę. Stwierdził raz nawet, że będzie rozwoził pizze i grał w DOTĘ do końca życia. Moje inspirowanie za to skończyło się tym, że chyba czuł się urażony, "męska duma" mu nie pozwalała przyjąć jakichkolwiek rad od kobiety (dodam, że miał czasem dość szowinistyczne poglądy), a może ja coś źle robiłam. Po jakimś czasie pojawiły się wieczne pretensje o to, że studiuję, że dostaję spore stypendium i nie muszę/ nie chcę szukać pracy (dorabiałam, umowy o dzieło, nie czułam potrzeby większej gotówki). Niby w trakcie naszego związku zrobił tę maturę, dostał się na studia, które chciał, nawet zabrałam go na parę wystaw.
Nie chcę tutaj wychodzić na jakąś 'damulkę ą,ę', ale przyznam, że ja to widzę u sobie w związku i to raczej nie jest fajne ;/ Ja myślę nad drugim kierunkiem studiów (pytanie jego strony: serio? a po co Ci to?), mój facet nie ma matury (nie jest mu potrzebna w jego zawodzie, głównie chodzi o doświadczenie i mogę śmiało powiedzieć, że w tym co robi jest dobry!), ja lubię czytać, lubię chodzić do teatru, muzeum, ogólnie lubię zwiedzać - mój facet nie bardzo. Dwa razy podczas tego związku byliśmy w teatrze, ja bym chętniej chodziła częściej (i chyba zacznę to uskuteczniać z koleżanką, bo czasem czuję takie właśnie 'równanie w dół' ;/). Może to kwestia zupełnie innych zainteresowań po prostu? Na pewno łatwiej jest, gdy np. obydwie osoby są inżynierami jak u którejś z dziewczyn wyżej.
Aha, dodam jeszcze, że mój chłopak nie jest jakimś 'bucem' bez zdania na żaden temat, którego obchodzi tylko piwko z kolegami. Interesuje się motoryzacją i to jest związane z jego zawodem, historią II wś, ma znacznie większe i bardziej dogłębne pojęcie na temat geografii niż ja (czasem jak z czymś wyskoczy, to sama czuję się niedouczona przy nim ;]), ale np. też nie potrafię go zmotywować do szukania lepszej pracy, mimo że widzę że 'powinien góry przenosić', bo ma smykałkę i talent do tego co robi, a nie wiąże z tym swojej przyszłości i wcale mnie nie słucha w tej kwestii;/
Edytowany przez it.girl 23 października 2015, 13:54
23 października 2015, 14:31
Nie chcę tutaj wychodzić na jakąś 'damulkę ą,ę', ale przyznam, że ja to widzę u sobie w związku i to raczej nie jest fajne ;/ Ja myślę nad drugim kierunkiem studiów (pytanie jego strony: serio? a po co Ci to?), mój facet nie ma matury (nie jest mu potrzebna w jego zawodzie, głównie chodzi o doświadczenie i mogę śmiało powiedzieć, że w tym co robi jest dobry!), ja lubię czytać, lubię chodzić do teatru, muzeum, ogólnie lubię zwiedzać - mój facet nie bardzo. Dwa razy podczas tego związku byliśmy w teatrze, ja bym chętniej chodziła częściej (i chyba zacznę to uskuteczniać z koleżanką, bo czasem czuję takie właśnie 'równanie w dół' ;/). Może to kwestia zupełnie innych zainteresowań po prostu? Na pewno łatwiej jest, gdy np. obydwie osoby są inżynierami jak u którejś z dziewczyn wyżej.Aha, dodam jeszcze, że mój chłopak nie jest jakimś 'bucem' bez zdania na żaden temat, którego obchodzi tylko piwko z kolegami. Interesuje się motoryzacją i to jest związane z jego zawodem, historią II wś, ma znacznie większe i bardziej dogłębne pojęcie na temat geografii niż ja (czasem jak z czymś wyskoczy, to sama czuję się niedouczona przy nim ;]), ale np. też nie potrafię go zmotywować do szukania lepszej pracy, mimo że widzę że 'powinien góry przenosić', bo ma smykałkę i talent do tego co robi, a nie wiąże z tym swojej przyszłości i wcale mnie nie słucha w tej kwestii;/Próbowałam kiedyś być taką inspiratorką, tzn nie świadomie, nie zastanawiałam się nad tym wtedy, po prostu było mi żal patrzeć na marnujący się potencjał. Mój facet oblał maturę, po prostu się na nią nie stawił, bo brakło mu jakoś motywacji i ambicji, a do przedmiotów ścisłych miał mega smykałkę. Stwierdził raz nawet, że będzie rozwoził pizze i grał w DOTĘ do końca życia. Moje inspirowanie za to skończyło się tym, że chyba czuł się urażony, "męska duma" mu nie pozwalała przyjąć jakichkolwiek rad od kobiety (dodam, że miał czasem dość szowinistyczne poglądy), a może ja coś źle robiłam. Po jakimś czasie pojawiły się wieczne pretensje o to, że studiuję, że dostaję spore stypendium i nie muszę/ nie chcę szukać pracy (dorabiałam, umowy o dzieło, nie czułam potrzeby większej gotówki). Niby w trakcie naszego związku zrobił tę maturę, dostał się na studia, które chciał, nawet zabrałam go na parę wystaw.
Ja mam wrażenie, że mojego strasznie frustrowało to, że edukacyjnie był niżej ode mnie, ale ja wcale z tego powodu jakoś inaczej go nie traktowałam. W sumie nawet byłam w niego zapatrzona. Był pracowity, starał się zarabiać, ale było brak tej ambicji na coś lepszego. No i on potrafił pojechać nie raz po mojej profecji zawodowej, aż w końcu można było go oficjalnie nazwać i bucem. Po tym związku doszłam do wniosku, że ważne jest dopasowanie pod względem "kulturowym", czy jak to nazwać. Muszę znaleźć męża, który chociaż szanuje sztukę (we wszystkich jej dziedzinach) , a nie nią gardzi. Wcale nie trzeba być "ą", "ę".
Edytowany przez c96938a5d20d709c8315a86845e9d6db 23 października 2015, 14:38