- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 sierpnia 2015, 09:22
Dziewczyny,
ja 28 l, mój facet 32 l. Ja z tych, co potrzebuje być przytulona, doceniona. On z tych, któremu ciężko to przychodzi.
On bardzo dużo pracuje. Tak było jak się poznaliśmy. Wracał ok 21/22 do domu. Dla mnie do dupy. Potem się zaostrzyło- wracał około północy- dramat. Ciągle się kłocliśmy. Od samego początku. Nie wiem jak to się stało,ze dotrwaliśmy do 1,5 roku razem. Jednak czasami cieszyłam się, że się nie rozstaliśmy i czułam ulgę, że przetrzymaliśmy, bo bardzo go kocham. Potem zaczął wracać ok 21- raj na ziemi. Zaczęło się układać, żaczęliśmy się dogadwać, zaczęło być bardzo dobrze.
Przez całe 1,5 razem ja się bardzo staram- obiadki, liściki, słodkie smski, ładna bielizna, niespodzianki. Ale czasem mam wrażenie, że to nie jest potrzebne, on tego nie widzi, ja się spalam, a bez tego i tak byłoby mu ok.
On- bardzo sporadycznie. No, ale jednak coś robi, jakiś liścik czasem napisał. Dostałam z 4 razy kwiaty.
Do sedna: zaczęliśmy odkładac kase na mieszkanie. Ja wzięłam dodatkowe tłumaczenia i poaza pracą pracuję jeszcze w domu. On pracuje więcej i znowu wraca koło 00:0/1:00. I TERAZ POMÓŻCIE MI NA TO SPOJRZEĆ NORMALNIE- jestem duża i wiem po co to robimy, ale jest mi bardzo źle z tym stanem rzeczy. Nie mamy dla siebie w ogóle czasu, on wraca zmęczony, a ja mimo mojego zmęczenia czekam (ja wstaję o 6, on koło 8/9) do nocy bo chcę pobyć razem. A niejednokrotnie jest tak, że rzucam się na niego, tulę i liczę, ze będziemy mieli chociaż godzinkę na pogadanie, przytulanie. A o zmęczony albo zły. Od tygodnia codziennie czekam na ten wieczór i codziennie jest tak samo. Przysięgam sobie, że nie będę babą, która zrzędzi, ale jest mi tak przykro, jestem tak stęskniona, że jak on nie da mi tego, co potrzebuję to zaczynam swoje : kochanie, czemu się nie potulimy? brakuje mi Ciebie, czekałam na ten wieczór cały dzień. On się wścieka. Ja sie wściekam albo płaczę i tak w kółko.
On powiedział, że jak tak dalej będzie to on nie wytrzyma i ma mnie powoli dość.
Zapytałam co według niego mam zrobić, bo wygląda na to, że mam zamknąc się i nie mieć żadnych potrzeb na ten czas, kiedy ma dużo roboty. Jego odpowiedź: "i co w tym złego?". Pytam- mam 5 dni z rzędu spać jak wrócisz i w ogóle się nie będziemy widzieć? On : "no czasem i tak się zdarza".
I on twierdzi, że mam zbyt duże wymagania, że nie trzeba się przytulić codziennie w takim okresie (jak było dobrze to nie było tego problemu), że nic się mi nie stanie jak kilka dni pod rząd nie będzie tej czułości. I wpadł na genialny pomysł, że jestem OD NIEGO UZALEŻNIONA. Dla mnie to jakiś bullshit. Mam swoje życie, pracę, siłownie, znajomych, robię te tłumaczenia po nocy. Ale to jego mi brakuje. Jestem w stanie przeżyć te późne powroty, bo robi to niby dla nas. Ale nie jestem w stanie przezyć tego, że on chce mnie zamrozić na ten czas i wcisnąć play jak już będzie miał mniej pracy. Chciałabym wiedzieć i czuć, że on też chociaż tęskni. Wisi nad nami rozstanie, kolejny raz w sumie. Ale to mnie przeraża najbardziej. Jak mam sobie z tym poradzić, żeby być dobrą partnerką i go wspierać? Naprawdę powinnam niczego nie oczekiwać w tym okresie wzmożonej pracy?
DODAM TYLKO ZE W SOBOTĘ I NIEDZIELĘ ON TAKZE PRACUJE. WEEKENDOW NIE MAMY WSPOLNYCH. W LUZNIEJSZYCH OKRESACH ON MA WOLNA NIEDZIELE
Edytowany przez KaszkaManna 22 sierpnia 2015, 10:54
22 sierpnia 2015, 14:01
Nie pakuj się z nim w kupowanie mieszkania, będziecie jeszcze bardziej uwiązani ze sobą, a widać, że Wasz związek nie gra.
22 sierpnia 2015, 14:01
A ty wciąż z tym toksycznym manipulantem i melepetą, co sobie gołe baby w telefonie trzyma a tobie wmawia, że jesteś histeryczka i masz nic od niego nie wymagać? Czy dobrze pamiętam cię z tematu o tym, jak cie ukochany zlewa, w nerwice wgania i generalnie na w duszy twoje potrzeby emocjonalne?
Oj dziewczyno...
Co mogę ci rzec, jak kilka miechów temu się śmiał, że jesteś zazdrosna za gołe baby w telefonie, rozmowy z eks i niewybredne żarty, tak teraz daje ci prawdziwe powody. Babę ma na boku jak nic, ale nie opuści cię, jesteś dla niego zbyt wygodna i przyjemnie urobiona, zahukana i potulna. Ja to tylko tak ciebie czytam... i twoje obawy po paru miesiącach się sprawdzają a ja kiwam głową. Lepiej nie będzie, będzie tylko gorzej, facet pozwala sobie na coraz więcej, a ty jak ten pies co go pan kijem bije, idziesz za nim dalej.
Jak z nim zaczniesz kupować domu, zwiążesz się jeszcze bardziej zobowiązaniami finansowymi, to nigdy się od toksyny nie wyzwolisz.
Edytowany przez datuna 22 sierpnia 2015, 14:03
22 sierpnia 2015, 14:18
22 sierpnia 2015, 14:34
A ty wciąż z tym toksycznym manipulantem i melepetą, co sobie gołe baby w telefonie trzyma a tobie wmawia, że jesteś histeryczka i masz nic od niego nie wymagać? Czy dobrze pamiętam cię z tematu o tym, jak cie ukochany zlewa, w nerwice wgania i generalnie na w duszy twoje potrzeby emocjonalne?Oj dziewczyno...Co mogę ci rzec, jak kilka miechów temu się śmiał, że jesteś zazdrosna za gołe baby w telefonie, rozmowy z eks i niewybredne żarty, tak teraz daje ci prawdziwe powody. Babę ma na boku jak nic, ale nie opuści cię, jesteś dla niego zbyt wygodna i przyjemnie urobiona, zahukana i potulna. Ja to tylko tak ciebie czytam... i twoje obawy po paru miesiącach się sprawdzają a ja kiwam głową. Lepiej nie będzie, będzie tylko gorzej, facet pozwala sobie na coraz więcej, a ty jak ten pies co go pan kijem bije, idziesz za nim dalej. Jak z nim zaczniesz kupować domu, zwiążesz się jeszcze bardziej zobowiązaniami finansowymi, to nigdy się od toksyny nie wyzwolisz.
Miałam pisać na początku, że ja tu widzę dwa problemy. Pierwszy pracoholizm i drugi problemy z komunikacją, okazywaniem uczuć i tak dalej. Ciężko jest zmieniać pracoholika, albo kogoś kto jest oziębły - z jednego prostego powodu, tacy ludzie potrzebują pracować i potrzebują trzymać dystans. Partner z kolei potrzebuje żeby pracowali mniej i byli bardziej czuli. Klasyczny konflikt interesów - oczywiście można rozmawiać i próbować szukać kompromisu, ale... no właśnie, ale. Mam wrażenie, że zapanowała jakaś chora moda na kompromis, jakby to miało być cudowne panaceum na wszystko, a tak naprawdę to kompromisy mogą rodzić ogromną frustrację. Do pewnego stopnia da się coś przegadać, być może pracoholik zacznie pracować tą godzinę mniej, albo zrobi sobie wolne w niedzielę - ale nie ma sensu oczekiwać, że będzie wracał do domu po równych ośmiu godzinach i spędzał każdą sobotę na błogim lenistwie. Tak samo jeżeli ktoś nie jest skory do okazywania uczuć to nie stanie się przylepą. To są akurat takie kwestie gdzie łatwo o brak dopasowania, który może być na dłuższą metę okrutnie uciążliwy i frustrujący (dla obydwu stron). Pytanie na ile każdy z osobna będzie szczęśliwy musząc zmieniać swoje przyzwyczajenia - jeżeli nie będzie szczęśliwy tak oddzielnie, to przecież nie będzie też szczęśliwy razem, jako para.
Miałam to co wyżej pisać na początku, a potem przeczytałam komentarz Datuny i stwierdzam, że tutaj nie ma problemów z dopasowaniem się, tylko inne, znaczniej poważniejsze. Jeżeli on się faktycznie zachowuje tak jak to wyżej zostało opisane to w ogóle sensu dyskusji i dopasowywania nie widzę, bo będzie tylko gorzej, taka równia pochyła.
22 sierpnia 2015, 14:49
Az poszukałam w historii... Tutaj link to tematu Kaszki, gdzie kilka miesięcy temu narzeka na tego toksycznego człeczynę
To stawia sprawę w całkiem innym świetle. Żadne tam terapie, ratowanie pracoholika, dialogi na cztery nogi i kompromisy... tylko zwykły toksyczny związek, w którym Kaszka jak zwierzyna we wnykach miota się już dłuższy czas (i wciąż toksyczny manipulant serwuje jej nowe atrakcje jak widać).
22 sierpnia 2015, 15:10
Az poszukałam w historii... Tutaj link to tematu Kaszki, gdzie kilka miesięcy temu narzeka na tego toksycznego człeczynęklik klikTo stawia sprawę w całkiem innym świetle. Żadne tam terapie, ratowanie pracoholika, dialogi na cztery nogi i kompromisy... tylko zwykły toksyczny związek, w którym Kaszka jak zwierzyna we wnykach miota się już dłuższy czas (i wciąż toksyczny manipulant serwuje jej nowe atrakcje jak widać).
A można przeklinać na forum:)? KUR*A. MASZ rację. Jak w nerwach proponuję rozstanie to on najpierw mówi takie rzezy, że mam wyrzuty sumienia, ż ego nie doceniam i bez sensu się czepiam, a potem on jest dość obojętny i sam paręnaście razy stwierdził, że rzeczywiście chyba nie ma o co walczyć, bo się nie dogadamy i on się tylko męczy, bo jestem "upierdliwym cipskiem" (po tym jak powiedziałam, że zachowuje się jak palant). MAM ATAK PANIKI NA MYŚL O ROZSTANIU. NIE UMIEM. jako ciekawostka: chodze na twrapię i babka powiedział, że mnie z niej wywali jak się nie uwolnię od niego, bo nic mi ta terapia nie da , jak będę dalej w takim. A ja dalej WIERZĘ ...
22 sierpnia 2015, 15:15
No przykro mi to akurat Tobie pisać , ale jesteś głupia :(
No czy coś :)... Jestem...no głupia też. Ale również przerażona, dobita, zdołowania.
Edytowany przez KaszkaManna 22 sierpnia 2015, 15:15
22 sierpnia 2015, 15:27
czyli ze trzeba z czegoś zrezygnować na cześć mieszkania
Edytowany przez ANULA51 22 sierpnia 2015, 15:29
22 sierpnia 2015, 15:28
A można przeklinać na forum:)? KUR*A. MASZ rację. Jak w nerwach proponuję rozstanie to on najpierw mówi takie rzezy, że mam wyrzuty sumienia, ż ego nie doceniam i bez sensu się czepiam, a potem on jest dość obojętny i sam paręnaście razy stwierdził, że rzeczywiście chyba nie ma o co walczyć, bo się nie dogadamy i on się tylko męczy, bo jestem "upierdliwym cipskiem" (po tym jak powiedziałam, że zachowuje się jak palant). MAM ATAK PANIKI NA MYŚL O ROZSTANIU. NIE UMIEM. jako ciekawostka: chodze na twrapię i babka powiedział, że mnie z niej wywali jak się nie uwolnię od niego, bo nic mi ta terapia nie da , jak będę dalej w takim. A ja dalej WIERZĘ ...Az poszukałam w historii... Tutaj link to tematu Kaszki, gdzie kilka miesięcy temu narzeka na tego toksycznego człeczynęklik klikTo stawia sprawę w całkiem innym świetle. Żadne tam terapie, ratowanie pracoholika, dialogi na cztery nogi i kompromisy... tylko zwykły toksyczny związek, w którym Kaszka jak zwierzyna we wnykach miota się już dłuższy czas (i wciąż toksyczny manipulant serwuje jej nowe atrakcje jak widać).
Z racji tego, że mogę sobie poobserwować jak wyglądają takie związki jak Twój za 5, czy 10 lat to może się podzielę spostrzeżeniami. Kończy się na ogół tak, że on spędza w pracy cały swój wolny czas, żeby uciec z domu - a jak nie jest w pracy to jest u kochanki. Ona ma jakiś stan około-depresyjny, jest totalnie zgnębiona psychicznie, przez te wszystkie lata dała sobie wmówić, że jest nic nie warta i czuje się jak śmieć. Przed znajomymi odgrywają szopkę, tworzą iluzję cudownego, szczęśliwego małżeństwa, więc nikt jej pomóc nie może, bo nikt nie wie jaka jest prawda - a ona o pomoc nie poprosi, bo się wstydzi, zdążyła już uwierzyć, że to wszystko jej wina i myśli, że mąż nią pomiata, bo nie jest dość dobra. Często to wszystko odbywa się w otoczce przeświadczenia, że drogi ucieczki nie ma, bo przecież hipoteka na dom, kredyt na samochód, to jak? - plus jak są dzieci to jest jeszcze trudniej. A dzieci, albo mają ojca, którego prawie nie widują i który je potem olewa (fajnie musi być dla takiego dziecka życie w przeświadczeniu, że ono samo też nie jest dość dobre, skoro ojciec się od niego odwrócił), albo wręcz przeciwnie - zaczyna się szarpanina i buntowanie dzieci przeciwko sobie (też fantastyczne doświadczenie na pewno). Kończy się jak coś pęka, w końcu wziął i ją uderzył, albo znalazła majtki kochanki w szufladzie, albo już jest takim wrakiem, że może odejść, albo się powiesić. Przy czym większość kobiet i tak nie wierzy, łudzą się, że są odosobnionym przypadkiem, że wszystko się zmieni, będzie inaczej i tak dalej i tak dalej. Nie zmienia się praktycznie nigdy.