- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
13 lipca 2015, 13:13
Zaciekawiona tematem http://vitalia.pl/forum44,920667,0_Podzial-kosztam... byłam nieco zdziwiona taką sytuacją i jednocześnie zaciekawiło mnie, jak to wygląda u was?
Ja od 2 lat mieszkam z Narzeczonym. Sytuacja jest o tyle zabawna, że zamieszkaliśmy razem po 7 dniach znajomości :P Akurat taka wynikła sytuacja. I od samego początku nigdy nie było podziału na moje/twoje. Nigdy też nie było kwestii kto płaci za co. On zarabiał sporo więcej ode mnie - opłacał nam mieszkanie, ja kupowałam jedzenie, ale to nie była reguła. Kiedy bywamy na zakupach odzieżowych płaci ten, co wyciągnie szybciej kartę. Doskonale wiemy ile mamy na kontach. Prowadzimy domowy budżet ze spłatą rat, z przeznaczeniem środków na kosmetyki, odzież etc, oraz wrzucamy oszczędności. Sytuacja jak w starym dobrym małżeństwie. Uprzedzając pytanie "a co jak się rozstaniecie" - mamy to obgadane. Charaktery mamy takie, że nikt nie będzie sobie wyrywał ekspresu do kawy z rąk, raczej na spokojnie. Z resztą nie mogłabym z kimś mieszkać i myśleć "a co jak się rozstaniemy, będę tyle w plecy albo tyle do przodu".
Jest też miejsce na swoje potrzeby, marzenia. Wypasiony telefon czy wycieczka - jeśli któremuś braknie to drugie się dokłada. Na ten moment ja rzuciłam pracę, ażeby wyprowadzić się 500 km dalej, bo taka wyszła sytuacja i z nim być. Próbuję wystartować z działalnością. Nigdy, przenigdy nie słyszałam złego słowa, że Narzeczony mnie utrzymuje, że coś mi trzeba kupić. Wszystko bardzo naturalnie. Kiedy pękła szyba w samochodzie i musieliśmy wydać 800 zł to był nasz wydatek. Wliczony do budżetu miesięcznego, odczuwalny dla nas oboje.
A jak u was?
13 lipca 2015, 13:19
my od początku mamy wspólne konto i po sprawie ,ale do tego tez trzeba ,,normalnośći'' bo czasem nawet wspolne konto nie pomaga a raczej pogłębia problem ...u nas swietnie sie sprawdza bo nikt nikogo nie kontroluje nie oblicza oboje wiemy ile mozemy wydac i tyle ..buziaki
13 lipca 2015, 13:24
Mamy wspólne konto, z którego opłacamy jedzenie, mieszkanie etc. Reszta jest osobno. Nie za bardzo sobie jestem wstanie wyobrazić, że facet mnie utrzymuje czy płaci za moje ciuchy. Na przykład. No ale też nigdy nie byłam w sytuacji, gdzie mój partner zarabia sporo więcej. Podejrzewam, że wtedy nie da się uniknąć "sponsorowania" przez jedną ze stron.
13 lipca 2015, 13:25
Wiesz fitness- problem jest taki, że "jak jest dobrze" to nikt nigdy nie zakłada, że będzie rozstanie i zaczną się kwasy. Na pewno żadna para wchodząc w związek bez podziału majatku nie myśli o burdzie, jaka potem jest przy rozwodzie. Na przykład. Zawsze zakłada się, że będzie dobrze, a niestey bardzo często nie jest.
13 lipca 2015, 13:31
czytałam ten wpis, który Cię zainspirował i też nie rozumiem takiego dzielenia: MOJE - TWOJE. my z mężem jeszcze za czasów narzeczeństwa i mieszkania razem mieliśmy dwa osobne konta, ale pieniądze były wspólne. Oboje wiedzieliśmy ile mamy kasy, na co możemy sobie pozwolić tak tylko dla siebie. Jeśli popsuło się coś w domu kupowaliśmy to razem, nawet, jeśli np. rzecz była moja lub narzeczonego. Jeśli szliśmy na imprezę do moich czy jego znajomych to również wydatki szły ze wspólnego konta. Ogólnie nie znoszę kłócić się o pieniądze a wiem też, że najczęściej właśnie na tym polu w związkach dochodzi do spięć. Teraz po ślubie mamy wspólne konto z którego wszystko opłacamy, wyjeżdzamy na urlop, kupujemy pierdoły i nie ma w tym zakresie żadnych spięć. Moim zdaniem, jeśli ktoś się decyduje na wspólne życie to nie ma w nim miejsca na takie rozliczanie się z każdego grosza.
13 lipca 2015, 13:47
Ja co prawda już z byłym nie mieszkam ale mieszkaliśmy wiele lat razem. I każde tam miało trochę "swoich" pieniędzy ale większość była wspólna.
I nawet bez większych problemów się wszystkim podzieliliśmy nie patrząc na to kto to kupił a kto z tego korzysta itp. :)
Wiadomo było, że jak się coś psuło "wspólnego" (choć na papierze jego lub moje) to szło ze wspólnego budżetu na naprawę :)
Dla mnie to jest bez sensu dzielić z kimś życie, codzienność a mieć osobne finanse. Do tego np moja koleżanka z narzeczonym jeżdżą na oddzielne wakacje bo jej nie stać na to co on sobie wymyśla :)
13 lipca 2015, 14:18
A mi sie wydaje, ze to jest temat do ktorego wiele osob lubi dopisywac jakies "podwojne znaczenia". My z mezem mamy osobne konta - takie mielismy kiedy sie poznalismy, potem kiedy zamieszkalismy razem a potem kiedy wzielismy slub. W niczym nam to nie przeszkadza i nie widze potrzeby aby specjalnie fatygowac sie do banku po to, zeby cos zmieniac :) Co za roznica ile jest rachunkow, kazde z nas i tak ma osobna karte platnicza w kieszeni, a czy w banku jest jeden numer czy dwa?
Najwazniejsze chyba zeby obu osobom bylo z danym rozwiazaniem wygodnie, po co od razu dopisywac jakies nadinterpretacje co do jakosci zwiazku czy uczuc laczacych dwie osoby?
A jak ktos chce kontrolowac wszelkie finanse i wygarniac drugiej osobie kazdy wydany grosz to bedzie to robil bez wzgledu na ilosc rachunkow. Bo problem lezy nie w banku a we wzajemnych relacjach.
13 lipca 2015, 14:27
Z racji tego, że jestem bezrobotna i jestem w związku 6 lat - mogę powiedzieć, że znam temat "od podszewki".
Jestem bezrobotna = nie mam pieniędzy. Partner, kiedy zaprasza na lody czy na piwo - obecnie funduje i nie kręci nosem. Kiedy miałam pieniądze - zazwyczaj płaciłam za siebie, a on za siebie (NIGDY nie dał mi zapłacić za niego, może raz czy dwa w życiu!). Nie zmienia to faktu, że czuję się okropnie, jednak on nigdy przez 6 lat nie powiedział złego, że musi "na mnie łożyć".
Kilka razy były sytuacje, kiedy nie miałam na przysłowiowe "podpaski", a on chował mi po kieszeniach pieniądze, bo wiedział, że nie mam skąd wziąć. Bardzo mnie to wzruszało...
Wiem, że jak znajdę pracę, to będziemy razem się rozliczać. Wiem, że mogę na niego liczyć i również nie rozumiałam tamtego tematu...
13 lipca 2015, 14:47
Mamy wspólne - bo tak jest wygodniej. Ja z mojej wypłaty opłacam mieszkanie (wynajem i czynsz), swoje studia, resztę przepieprzam na zakupy :D. Mój mężczyzna, chociaż zarabia z pięć razy więcej ode mnie, to przy własnej działalności niestety nie ma stałego zastrzyku gotówki w jednym terminie - wiec robi zakupy żywieniowe, w zasadzie każde inne też, opłaca rachunki za media i telefony, benzynę... Nie jesteśmy nawet narzeczenstwem ale od początku stwierdziliśmy, że nie ma sensu dzielić się na "moje i twoje " bo i po co.
13 lipca 2015, 18:59
Moim zdaniem jeśli ktoś miałby myśleć że co jak się rozstaniemy to po co w ogóle brać ślub czy zakładać rodzinę ? U mnie w rodzinie zawsze było tak że tata miał swoje, mama miała swoje i jak np mamie brakowało to brała pożyczkę od taty...i wszystko było dzielone nawet półka z jedzeniem w lodówce. Po 20 latach małżeństwa się rozstali. Ja na początku z moim facetem również mieliśmy osobne konta (już mieszkaliśmy razem) tylko że ja zarabiałam dużo mniej od niego (w zasadzie tylko dorabiałam) i jak mi brakowało to go prosiłam czy ma mi pożyczyć. On się w końcu wkurzył i założył nam wspólne konto ( mniej więcej po pół roku związku) bo miał dość moich pytań czy mogę :P Ale u niego w rodzinie zawsze tak było że facet przynosił do domu pieniądze a kobieta zajmowała się domem. U nas mniej więcej też tak jest że on pracuje 3/4 dnia ja tylko dorabiam i studiuję no i zajmuję się domem :) prowadzimy budżet ile i na co wydajemy i nie ma żadnych pretensji że coś się nie potrzebnie kupiło itd. Każdy z nas wie ile można wydać a przy większych wydatkach ustalamy wspólnie. Ale to jednak przy takim układzie trzeba mieć zaufanie i pewność co do drugiej osoby. Ale też myślę że związki z osobnymi kontami nie są wcale skazane na niepowodzenie bo może po prostu te osoby lubią się czuć niezależni itd i w taki właśnie sposób to zaspokajają.
Edytowany przez 327dac77084a51002bfe4d678e1f888e 13 lipca 2015, 19:02