Temat: Nawyki zywieniowe Waszej rodziny

Spedzilam weekend w hotelu spa i 1 z rodzin rzucila mi sie bardzo w oczy. Bylo to ok 7-9 osob dziadkowie, wujkowie, 1 dziecko. WSZYSCY minimum z dosc znaczaca nadwaga. Dziewczynka (ok. 8-9 lat) miala brzuch kobiety w 5-6 miesiacu ciazy. Basenow mnostwo, a oni gl. okupowali jacuzzi z piwem w dloni praktycznie bez przerwy. Sniadania i kolacje to posiedzenia kilkugodzinne. Widac, ze szczesliwi, chwala im za to, ale jednak tej dziewczynki szkoda. Bardzo mi sie to rzucalo w oczy, bo jedno to nawet ta niewielka nadwaga, ale oni wszyscy mieli naprawde zaawansowane problemy z waga. 

Moi rodzice zawsze przywiazywali duza wage do tego, co jemy. Nigdy nie kupowali slodzonych napojow, batony rzadko, chipsow. Raczej domowe soki, domowe ciasta, budynie, kisiele czy tarta marchewka z jablkiem na deser zamiast ppaczkowanych slodyczy. 

Mama mi sie nawet przyznala, ze gdy widziala, iz z siostra przybieramy na wadze, to kupowala wiecej owocow, stopowala z ciastami, etc. I odwrotnie, gdy uznawala, ze robimy sie za chude, to piekla serniki, karmila nas orzechami, etc. Ogolnie jestem jej za to wdzieczna, bo musze powiedziec, ze wynioslam z domu naprawde dobre nawyki i wysoka swiadomosc. Czytalo sie u nas ksiazki o zdrowym odzywianiu, Tombaka, ziololecznictwo, etc.

A jaki jest styl zycia Waszych rodzin? Mieliscie dobre wzorce, rodzice dbali o jaoksc Waszego jedzenia, czy niekoniecznie? Jak dbacie o to, by Wasze dzieci zdrowo jadly?

Swoja droga, wg mnie typowo polska kuchnia jest taka zla, tylko zalezy, jak sie ja przyrzadza. Jesli bigos bez kielbachy, kapusta kiszona, pieczone ziemniaki, schoabowy raz na jakis czas (bez panierki), kiszone, barszcz, kasze z kefirem - to same dobre rzeczy.  No fakt, ale jak ludzie sadza, ze smalec i schabowy to jedyne polskie dania, to nie ma sie co dziwic.

u mnie jadło się bardzo zdrowo. Od poniedziałku do środy zupy, w czwartek mięso, w piątek ryby, w sobotę kto co chciał. Słodyczy się nie jadło w tygodniu, tylko w niedziele w gościach. Jadło się śniadanie, drugie snaidanie, obiad, kolację.  Mi to nie zostało we krwi. Nie lubie zdrowego jedzenia.

U mnie zawsze było tłusto i domowo. Żurki, kotlety, smalec, domowe pizze, ciasta co drugi tydzień. Dziadkowie nie szczędzili sobie również wora słodyczy na sobotnich zakupach, a dziadek często też kupował jakieś syfy w tygodniu, do tego cola codziennie obowiązkowa. Niestety z drobnej i chudziutkiej dziewczyny zamieniłam się w pyzę z nadwagą. Rodzice zauważyli problem - zapisali mnie do dietetyka i pilnowali co jem. Tata ogólnie miał dużą wiedzę na temat zdrowego i racjonalnego odżywiania, ponieważ sam trenował i zawsze miał świetną figurę. Mama natomiast zawsze trzeźwo patrzyła na sytuację i wiedziała, kiedy powiedzieć dość. Ale co z tego skoro na weekend wybywałam do dziadków z lodówą pełną słodyczy. Jeździłam też po moich ciotkach, wujkach, znajomych... Każdy z nich był wielce przekonany, że dzieci powinny jeść dwa razy tyle co oni, żeby zdrowo urosnąć. I tak szamałam 20 pierogów pływających w maśle. Naprawdę żałuję, że dziadkowie wygrali tutaj walkę na jedzenie, bo zapewne gdybym wychowywała się na kuchni taty, nie musiałabym zrzucać 20 kg zbędnego bagażu. 

patasola napisał(a):

Dziewczynka (ok. 8-9 lat) miala brzuch kobiety w 5-6 miesiacu ciazy. Basenow mnostwo, a oni gl. okupowali jacuzzi z piwem w dloni praktycznie bez przerwy.

Na basen chodzi ze mną bardzo gruba dziewczyna, ledwo się porusza w wodzie, praktycznie stoi w miejscu jak płynie. Ale przynajmniej próbuje coś zmienić.

patasola napisał(a):

Swoja droga, wg mnie typowo polska kuchnia jest taka zla

Jest najlepsza ;) Najbardziej lubię pierogi ruskie ale takie z cienkiego ciasta gdzie jest dużo farszu. 

U mnie były polskie potrawy, ale nie było tłusto. Moja mama ani ja nigdy nie lubiłyśmy tłustych sosów. Smażone były tylko kotlety czy inne mięsa, ziemniaki nigdy nie były polewane dodatkowo tłuszczem.

Zawsze były u nas owoce, słodyczy mało, napojów słodzonych też praktycznie zero.

Niestety mnie bardzo ciągnęło do niezdrowego i często kupowałam sobie po szkole czipsy.

u mnie zawsze było ok, bo mama jest lekarzem, ale u teściów to jest dramat .... nie jedzą wprawdzie tłusto, a " hispstersko" powiedziałabym ;) co chwila coś nowego i zdrowego, bezglutenowe mielone itp...  a potem stół zastawiony 5 rodzajami ciast ..mają ogromny kult słodycza, niestety.

Pasek wagi

Duckling napisał(a):

Niestety mnie bardzo ciągnęło do niezdrowego i często kupowałam sobie po szkole czipsy.

ja tez. cale kieszonkowe potrafilam wydac, a potem jesc w ukryciu, bo rodzice krzyczeli na mnie i zabraniali jesc tego syfu. Milosc do chipsow niestety mi pozostala, ale jem tylko raz w miesiacu, kiedy przed okresem mnie ciagnie.

u mnie jadalo sie po domowemu. zupy na smietanie, kluchy z gulaszrm, placki, nalesniki. byly owoce i warzywa sezonowe, spotkanie rodzinne to ciasta, salatki z majonezem.
Pasek wagi

Patrzyło się na to co się je. Wiadomo- jako dzieciaki kupowałyśmy w szkole chipsy czy colę, ale w domu to było od święta.

Dużo owoców, warzyw, gotowanie na parze. Kiedy tata przeszedł na wegetarianizm ilość mięsa spadła i zrobiło się jeszcze bardziej zdrowo, bo mniej było takich tradycyjnych obiadów- choć u nas w domu, jeśli chodzi o mięso jadało się tylko drób. Rodzice byli lekarzami- tata bardzo interesował się zdrowym odżywianiem  i nas też nie karmili śmieciami.  Czasem zdarzały się pizze, czy inne "smakołyki", ale wszystko z rozsądną częstotliwością:)

moja rodzina przywiazuje bardzo duza wage do jedzenia i gdyby nie to ,ze wyprowadzilam sie na studia prawie 800 km od domu nadal bylabym szczesliwa ,mloda i szczupla kobieta . Chipsy pierwszy raz zjadlam w wieku 16 lat jak kolezanka mnie poczestowala , u mnie sie tego nie tolerowala , jesli chodzi o slodycze to tylko płatki na mleku i raz na jakis czas maly batonik ale to rzadko , czasem byly pieczone ciasta ,ktore uznawalam za slodycze . Kuchnia nie byla tlusta , nadal nie jest .. zadnego tlustego miesa , głównie piersi z kurczaka ,czasem zdarzala sie jakas wolowina ,ale nie często .. sosy tylko i wylacznie na bazie wlasnej , bez żadnej chemii ... coli nigdy nie dostawalam , napoje gazowane dopiero w liceum ale tez rzadko .... na pizze tez poszlampierwszy raz w liceum z kolezankami , wczesniej jadlam tylko domową , która do teraz bardziej mi smakuje , frytek nie bylo nigdy (pierwszy raz zjadlam chyba na studiach ) , do Mc donald`s  chodzilam tylko przy okazji , nie czesciej niz raz na dwa miesiace i tylko na lody .Po 19 u nas w domu sie nie jadlo , a na kolacje byl zwykle talerz owocow , zadnego opychania sie .Glodny nikt nie chodzil , ale nie bylo przejadania sie . Na sniadanie jadalam raz na jakis czas platki ,ale zwykle byly to kanapki z razowego chleba z serem i warzywami i jajko , wzglednie parowki ( ale tez krecili nosem ) , do dzisiejszego dnia ( w tym roku 21 lat ) nigdy nie zjadlam zupki chińskiej ,ani żadnej konserwy  . Bylam szczesliwa i nigdy nie zazdroscilam kolezanka ,ze jedza chipsy ,pizze , ze u nich w domu na obiad frytki .. nie wiedzialam jak to smakuje wiec nie brakowalo mi tego , kuchnia w domu byla urozmaicona od polskiej kuchni po makarony , ryze ,zupy ...lubilam jesc w domu , nigdy zadnego problemu z waga nie mialam . Bylam piekna ,szczesliwa i szczupla nastolatka z ładna ,zdrowa cera i wlosami . Przez 1,5 roku zycia na studiach , gdzie nie mysle co jem , a jem tragicznie ( i nawet nie ,ze mi to smakuje , ostatnio myslalam ze zwymiotuje po pizzy )  mam 10 kg wiecej na wadze , wlosy wychodza garsciami , a cera wyglada masakrycznie . Nie jestem szczesliwa , a swoje dzieci bede wychowywala podobnie jak wychowano mnie .

Mnie splodzono dosyć wcześnie,  wiec większość dzieciństwa spędziłam u babci. O ile u tej od strony mamy zawsze było dużo ale w miarę zdrowo (ilości ogromne, nawet jak mój mężczyzna ze mną jeździ do dziadków to wysiada ;D) o tyle od strony ojca juz całkiem inaczej: to, że nie jadłam jadłam żołądkow i salcesonu było dla nich rowoznaczne z tym, że mam anemię i anoreksję i Bóg jeden wie co jeszcze. Co chwila ciasto, smalec - nie mogę powiedzieć bo babcia jest genialna kucharka ale zdrowe specjalnie to wszystko nie jest. W domu miałam za to całkiem na odwrót,  moja mama przez kilka lat nie jadła mięsa i w dodatku eksperymentowala wiec jedliśmy domowe sushi bardzo często, greckie sałatki, owoce morza, cieniutkie pizze na podplomykach i różnego rodzaju makarony. W zasadzie w domu nikt mnie nie pilnował ile i co jem.  Sama chodziłam juz do 1klasy podstawówki wiec jako siedmiolatka  brałam jogurt i robiłam kanapki, na obiad często była sama zupa albo samo danie i wreszcie jako straszny niejadek miałam w domu luz: w końcu nikt mi nie kazał siedzieć nad bułka z tłusta szynka przez dwie godziny ;D

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.