Temat: Sama nie wiem co już mam robić...

Dłuuuga historia... Wiecie, najgorsze jest w tym wszystkim to, że ten człowiek był inny przed ślubem, takiego go pokochałam i wciąż mocno kocham (teraz rozumiem ofiary przemocy w małżeństwie), czuję, że tkwię obecnie w toksycznym związku, a nie potrafię podjąć decyzji o rozstaniu. Może ktoś przeczyta, może nie, może ten post będzie dla mnie jakimś odniesieniem za jakiś czas.

Pracujemy z mężem w tej samej firmie, po tyle samo godzin. Wiadomo, stanowiska są rożne, w związku z czym on czasem za jakąś głupotę dostaje dzień wolny. Często wychodzi tak, że w roku wypada mu +/- 50 dni urlopu, a ja mam swoje nędzne 20.

Oczywiście w dni wolne sporadycznie coś zrobi, muszę się o to naprosić dzień wcześniej. Nawet obiad mu trudno ugotować (w ogóle nie gotuje), jak ostatnio mu o tym wspomniałam będąc w pracy to mi przez kilka godzin gotował gnata, którego wyjęłam dzień wcześniej - nie wrzucił żadnych warzyw, nic... Przecież to żadna filozofia ugotować byle zupę, ale lenistwo wygrywa.

Ogólnie nasze życie wygląda tak, że jal wracamy z pracy, ja idę do kuchni, a on na wegetację przed telewizorem. Nie mamy wspólnych zajęć, chyba że nazwać nim leżenie wieczorem przed tv i oglądanie byle czego (w końcu i ja padam pod koniec dnia). 

Po ugotowaniu obiadu, oczywiście potem ogarnięciu kuchni, ja muszę zmywać, bo hrabia wyznaje zasadę "kucharz sam po sobie sprząta", a jak czasem się ruszy łaskawie i coś zmyje, to się muszę nasłuchać jaka to ja jestem leniwa, że mi się w te parę minut nie chciało pozmywać. Oczywiście to, że gotuję, to nic nie znaczy, a on może się żywić gotowym syfem z marketu jak to taki problem. Ostatnio kupił sobie gotowe kotlety "z psa", bo powiedział, że jak ma umyć np. garnek po zupie (wiadomo, że go o to zmywanie nie ścigam, bo już poniekąd do tego przywykłam), to on woli zjeść takiego kotleta...

Seks między nami praktycznie nie istnieje, on ma 38 lat, ja 23, zdarza się to raz na 1,5 tygodnia. Oczywiście on ma w dupie to, że zwykle nie dochodzę, chociaż sam ma problem, na dodatek mówi mi "że kobiety wcale nie potrzebują mieć orgazmów, poczytaj sobie o tym". Pewnie, może i przy większej częstotliwości zbliżeń tak by było, ale jak jest tak rzadko, to fajnie byłoby coś poczuć... Rzucił ostatnio tekstem "jesteś nienormalna, ty potrzebujesz ch** co by cię p****ł codziennie".

Ogółem czegokolwiek nie zrobię, to źle albo "to i tak twój obowiązek", więc nigdy, ale to absolutnie nigdy nie usłyszę od niego dobrego słowa, chyba że w połączeniu z czymś negatywnie nacechowanym, np. "no, ładnie, ale co z tego, ja w kuchni nie urzęduję, to mało mnie to obchodzi", albo "ok, dobrze, ale i tak wiele kobiet to robi" (to było w odniesieniu do tego, jak przez pół dnia porządkowałam naszą szafę - sortowałam ubrania, składałam, "urządzałam" przestrzenie -> hrabia w tym czasie grał). 

Ostatnio był "chory" (z takimi objawami byłoby mi wstyd iść na zwolnienie), ja w tym czasie pracowałam, dbałam o dom, odkurzałam dwa razy całe mieszkanie (to jest jego jedyny obowiązek w domu), to usłyszałam "nie rozśmieszaj mnie, tak byle jak? Ja to się męczę przy odkurzaniu, a ty myślisz, że jak w 15 minut odkurzasz to to coś znaczy?" -> zdaję sobie sprawę, jak absurdalnie to brzmi, ale wszystko rozbija się o to, że jak on coś robi, to jest to męczące i trzeba doceniać, a jak ja coś zrobię, to nie ma to w ogóle znaczenia.

Tuż przed ślubem kupił samochód, który mu jeszcze pomagałam "ściągnąć" przez pół Polski, oczywiście nie mam prawa z niego korzystać, "chcesz mi rozp***lić? Powinnaś być wdzięczna, że nie pozwalam ci czuć tej odpowiedzialności i siadać za jego kierownicą, w ogóle jak śmiesz chcieć z niego korzystać, skoro był kupiony za moje oszczędności".

Ogólnie jego jedyną pasją jest od roku leżenie przed tv, albo granie na tablecie, nigdzie nie chce się ruszać, kiedy próbuję go namówić na jakieś wyjście, to wiecznie słyszę, że jest zmęczony (pracę ma niezbyt wymagającą...), oczywiście jak ja się ruszam gdziekolwiek (czyt. do rodziców, bo na nic innego mi nie pozwala) to kręci nosem.

Do tego jest zmanipulowany przez matkę, która od 1,5 roku mi cały czas gada o wnuku, ostatnio zaczęła na to bardzo mocno naciskać no i mój szanowny mąż, mimo że wcześniej mówił, że "kocha mnie i rozumie, że na razie nie mam potrzeby, więc poczekamy, aż będę na dzieci gotowa", uznał teraz "że trzeba się rozwijać i mieć dzieci, bo już jesteśmy rok po ślubie i wypada już mieć". Oczywiście naciska na zbliżenia bez zabezpieczenia, czego ja sobie na tę chwilę nie wyobrażam, więc ja żyję w celibacie, a on... cóż, wykorzystuje dni wolne. 

Przykładów mogłabym mnożyć... Moich rodziców nie akceptuje, do swoich mnie ciąga przez pół Polski, oczekuje, żeby wszyscy się dostosowali do niego, bo tylko on jest najlepszy i postępuje w słuszny sposób (nawet w pracy wszyscy go denerwują i są głupi, i dziwni, i nie da się z nimi pracować).

Czuję się stłamszona, za każdym razem wymawia mi, że więcej zarabia, że ja jestem nienormalna, że czegoś oczekuję, bo jestem młoda, i on na wszystko musiał sobie zapracować, więc dlaczego ja teraz miałabym coś dostać lepszego (to było w sytuacji, kiedy chciałam sobie kupić nowy rower -> miałam używany i w jego mniemaniu powinnam jeździć do całkowitego jego rozwalenia, mimo że już był zwichrowany po moim upadku), cokolwiek zrobię to mój obowiązek, a jak czegoś nie zrobię to oczywiście to wywleka i się czepia ("chodzę w brudnych swetrach bo nie potrafisz mi nic wyprasować"). Jestem młoda, chcę się rozwijać, mam dobrą i dobrze płatną pracę, ale mimo to po pracy uczę się w domu żeby było jeszcze lepiej, do tego staram się w miarę możliwości dbać o dom, mam też kilka swoich pasji i dbam o aktywność fizyczną, staram się wszystko pogodzić, ale trudno jest żyć razem i nad wszystkim panować, jak ma się w domu osobę, która w niczym nie wspiera, a tylko wymaga, nie dając nic od siebie...

uciekaj póki możesz, dobrze że dzieci nie macie

uciekaj,,,puki dziecka ci nie zrobił,,a nawet mimo dziecka  bym z nim nie była!

Pasek wagi

A tak z ciekawosci:jak dlugo byliscie ze soba przed slubem?Mieszkaliscie razem ,moze zwiazek na odleglosc?

Pasek wagi

Co do zmiany po ślubie to niestety zgadzam sie, ze ludzie potrafią sie zmienic na gorsze.Po prostu pokazują swoje prawdziwe oblicze.Znam takie przypadki.Na poczatku jesyt wszystko nowe, zdobywanie, człowiek łaknie milosci a potem jak już ma wszystko w garsci to tylko nieliczni dalej sie starają.Dobrze, jest jak po prostu panuje rownowaga, jest normalne zycie a druga osoba pokazuje czasem, ze jest tak jak na poczatku...nie w takim natezeniu ale po prostu nie zmienia sie na gorsze w duzym stopniu....dalej jej zalezy.Przede wszystkim brak szacunku bylby dla mnie nie do przyjecia, jakies przytyki,pretensje...juz pal licho jakis czasowy spadek namietnosci...ale brak porozumienia na co dzien jest strasznie dołujace.To, ze kobieta nie musi miec przyjemnosci to jakas kpina... nie bierz do siebie,Ty to Ty a on to on....to ze na niego dzialasz nie znaczy, ze nie jestes atrakcyjna...spojrz na wszystko realnie..z jego postrzeganiem seksu jest cos nie halo ale sa normalni faceci..

Pasek wagi

Dziś wróciłam do wątku... i dalej nie wiem co rodzina autorki na to wszystko? Może wyciągam zbyt daleko idące wnioski ale zastanawiam się czy autorka nie powiela przypadkiem jakichś schematów rodzinnych. No bo inaczej nie umiem pojąć jak można siedzieć w takiej sytuacji. Nawet w przypadku zwykłego kryzysu w związku jak się ma niezależność finansową można bardzo szybko drugą stronę uzmysłowić, że nie jest się niczyją własnością i za ofiarę robić się nie będzie. Autorko, czemu robisz z siebie ofiarę- przecież masz możliwość nią nie być, dla "wygodniejszego" życia? Znam ofiarę przemocy domowej- mąż ma firmę- czasem ją uderzy ale co chce to kobieta (po 40-stce) ma- a to ciuchy a to wakacje a to samochód. No nie wiem... widocznie tak lubi. I popieram co ktoś wyżej napisał- za krótko się znaliście, teraz czar prysł i dopiero dostrzegasz go w realnym życiu. No nie wierzę w takie przemiany ani na dobre ani na złe. Skoro przed ślubem chciał iść na siłownię ale w końcu na nią nie dotarł to miałaś realne przesłanki że na mistera sportu to on nie rokuje. Poza tym on już dobija wieku w którym człowiek zaczyna już czuć swoje lata- macie inne potrzeby, ja w wieku 23 jeszcze biegałam na całonocne imprezy, kilka lat później mi się już nie chce. Facet pod czterdziestkę nie będzie non stop jak młody bóg (ok są tacy co trochę dbają o siebie) ale wasze potrzeby będą się mijać- nie myślałaś o tym wcześniej? To tak jak z dzieckiem, teraz się dziwisz, że chce dziecko? Przecież on już młodszy nie będzie, i tak w razie co będzie dość późnym ojcem (oby nie Twojego dziecka bo pewnie obowiązki przerzuci na Ciebie). A Ty jeszcze masz spokojnie kilka lat na decyzję. Piękne deklaracje niby składał ale czy w czasie narzeczeństwa realnie Ci pomógł/zadbał o Ciebie/ wykazał się w 10% że spełnia obietnice i deklaracje? Popełniłaś błąd i trzeba sobie samemu to uświadomić i teraz naprawić swoje życie.

Jakby mój mąż parę dni po ślubie wyjechał z tekstem obowiązku prasowania mu koszul to w najłagodniejszej wersji bym go wyśmiała, spakowała mu te koszule i wysłała do mamusi. Ale ja doskonale wiedziałam, że koszule to on sobie umie uprasować sam a nieraz i mnie wybawiał od prasowania wyjściowych ciuchów (którego nienawidzę). Byłaś za dobra, za bardzo chciałaś nadskakiwać, pozwoliłaś sobie wejść na głowę i trafiłaś na dodatek na nienormalny egzemplarz z którym nie udało Wam się zbudować poprawnych relacji opartych na równości.

I popieram co dziewczyny wyżej piszą, przygotuj sobie dowody bo pewnie czeka Cię niezła batalia z nim. Wygląda z opisu na takiego co raczej będzie chciał udowodnić, że to Twoja a nie jego wina. Ogólnie to on już ma przewagę nad Tobą- jeśli udowodni, że rozpad małżeństwa jest z powodu Twojej niechęci do posiadania potomstwa to prawnie każdy mu przyklepie, że on misio niewinny tylko zła żona leniwa i nie chciała dać potomka.

A i jeszcze mi przyszło do głowy, czy w tej firmie w której pracujecie on ma jakieś koleżeńskie układy z ludźmi którzy są Twoimi przełożonymi/szefami? Bo jeśli masz przesłanki do tego, że on może chcieć wpływać na Twoich przełożonych/dział/pracowników w sprawie opinii o Tobie to może warto pomyśleć o szukaniu czegoś nowego? Nie wiem jaka jest u Ciebie atmosfera ale w razie co warto być przygotowanym by nie tracić zdrowia na szarpanie się.

caiyah napisał(a):

Dziś wróciłam do wątku... i dalej nie wiem co rodzina autorki na to wszystko? Może wyciągam zbyt daleko idące wnioski ale zastanawiam się czy autorka nie powiela przypadkiem jakichś schematów rodzinnych. No bo inaczej nie umiem pojąć jak można siedzieć w takiej sytuacji. Nawet w przypadku zwykłego kryzysu w związku jak się ma niezależność finansową można bardzo szybko drugą stronę uzmysłowić, że nie jest się niczyją własnością i za ofiarę robić się nie będzie. Autorko, czemu robisz z siebie ofiarę- przecież masz możliwość nią nie być, dla "wygodniejszego" życia? Znam ofiarę przemocy domowej- mąż ma firmę- czasem ją uderzy ale co chce to kobieta (po 40-stce) ma- a to ciuchy a to wakacje a to samochód. No nie wiem... widocznie tak lubi. I popieram co ktoś wyżej napisał- za krótko się znaliście, teraz czar prysł i dopiero dostrzegasz go w realnym życiu. No nie wierzę w takie przemiany ani na dobre ani na złe. Skoro przed ślubem chciał iść na siłownię ale w końcu na nią nie dotarł to miałaś realne przesłanki że na mistera sportu to on nie rokuje. Poza tym on już dobija wieku w którym człowiek zaczyna już czuć swoje lata- macie inne potrzeby, ja w wieku 23 jeszcze biegałam na całonocne imprezy, kilka lat później mi się już nie chce. Facet pod czterdziestkę nie będzie non stop jak młody bóg (ok są tacy co trochę dbają o siebie) ale wasze potrzeby będą się mijać- nie myślałaś o tym wcześniej? To tak jak z dzieckiem, teraz się dziwisz, że chce dziecko? Przecież on już młodszy nie będzie, i tak w razie co będzie dość późnym ojcem (oby nie Twojego dziecka bo pewnie obowiązki przerzuci na Ciebie). A Ty jeszcze masz spokojnie kilka lat na decyzję. Piękne deklaracje niby składał ale czy w czasie narzeczeństwa realnie Ci pomógł/zadbał o Ciebie/ wykazał się w 10% że spełnia obietnice i deklaracje? Popełniłaś błąd i trzeba sobie samemu to uświadomić i teraz naprawić swoje życie.Jakby mój mąż parę dni po ślubie wyjechał z tekstem obowiązku prasowania mu koszul to w najłagodniejszej wersji bym go wyśmiała, spakowała mu te koszule i wysłała do mamusi. Ale ja doskonale wiedziałam, że koszule to on sobie umie uprasować sam a nieraz i mnie wybawiał od prasowania wyjściowych ciuchów (którego nienawidzę). Byłaś za dobra, za bardzo chciałaś nadskakiwać, pozwoliłaś sobie wejść na głowę i trafiłaś na dodatek na nienormalny egzemplarz z którym nie udało Wam się zbudować poprawnych relacji opartych na równości.I popieram co dziewczyny wyżej piszą, przygotuj sobie dowody bo pewnie czeka Cię niezła batalia z nim. Wygląda z opisu na takiego co raczej będzie chciał udowodnić, że to Twoja a nie jego wina. Ogólnie to on już ma przewagę nad Tobą- jeśli udowodni, że rozpad małżeństwa jest z powodu Twojej niechęci do posiadania potomstwa to prawnie każdy mu przyklepie, że on misio niewinny tylko zła żona leniwa i nie chciała dać potomka.

no masz baardzooo dojrzałe przemyślenia koleżanko.....generalizujesz i prawie dziadzia z chłopa zrobiłaś /chociaż w parze z Autorką, to on  dziadzio...ale nie wiekowo..po  prostu bardzo różnią się psychicznie i nie są dopasowani/...

czy czeka ją batalia rozwodowa? nie sądzę...w przypadku braku potomstwa, takie sprawy jak rozwód dostaje się dużo szybciej...chyba, że jest jakiś wspólny majątek/firma do podziału...

ja jestem w tym samym wieku co ów dziadzio...i nie czuję się tych swoich lat, hehe...

pół roku temu urodziłam dziecko, a tuż zanim zaszłam w ciążę, urodziłam też zdrowe, fajne dziecko...więc mam dwoje maluszków w domu...

z takim podejściem to aż strach pomyśleć, co Ty będziesz robić w wieku 38 lat? na wózku inwalidzkim już?

Rybko- generalizuję bo nie znam wszystkich danych więc sobie snuję różne domysły ;), nie wiem czemu tak bardzo zabolało Cię podkreślanie przeze mnie różnicy wieku. Ok są różni czterdziestolatkowie co zauważyłam w poście ale większość tych których znam nie mają szans dorównać siłą i energią życiową dwudziestkom. Bliżej im do dziadków :D Ba mało tego uważam, że kobiety czterdziestki są o wiele lepiej zadbane/żywotne niż ich rówieśnicy. Sama natura. ;) To że Ty czujesz się młodo i w pełni sił (pogratulować) nie oznacza, że każdy w wieku 40 lat będzie wulkanem energii.

Co do rozwodów- oj nie zawsze rozwód dostaje się hop siup bez dzieci, jak ktoś chce utrudnić to i bez dzieci można trochę krwi napsuć. Wystarczy, że nie ma rozstania za porozumieniem stron, dla niektórych są też ważne rozwody kościelne...

Co do moich planów w wieku 38 się nie wypowiem bo to nie ten wątek, ale mam nadzieję, że żaden wypadek co by mnie na wózku posadził nie spotka. Z drugiej strony mam świadomość, że ludzie umierają na nowotwory i zawały i przed 30 więc staram się cieszyć z każdego dnia.

caiyah napisał(a):

Rybko- generalizuję bo nie znam wszystkich danych więc sobie snuję różne domysły ;), nie wiem czemu tak bardzo zabolało Cię podkreślanie przeze mnie różnicy wieku. Ok są różni czterdziestolatkowie co zauważyłam w poście ale większość tych których znam nie mają szans dorównać siłą i energią życiową dwudziestkom. Bliżej im do dziadków :D Ba mało tego uważam, że kobiety czterdziestki są o wiele lepiej zadbane/żywotne niż ich rówieśnicy. Sama natura. ;) To że Ty czujesz się młodo i w pełni sił (pogratulować) nie oznacza, że każdy w wieku 40 lat będzie wulkanem energii.Co do rozwodów- oj nie zawsze rozwód dostaje się hop siup bez dzieci, jak ktoś chce utrudnić to i bez dzieci można trochę krwi napsuć. Wystarczy, że nie ma rozstania za porozumieniem stron, dla niektórych są też ważne rozwody kościelne...Co do moich planów w wieku 38 się nie wypowiem bo to nie ten wątek, ale mam nadzieję, że żaden wypadek co by mnie na wózku posadził nie spotka. Z drugiej strony mam świadomość, że ludzie umierają na nowotwory i zawały i przed 30 więc staram się cieszyć z każdego dnia.

trochę żartowałam z tymi dziadkami /mnie to nie zabolało..tylko sobie pomyślałam, że w tymroku, niebawem osiągnę podobny wiek...a mi ię dzieciątek zachciało/...

...tutaj różnica pomiędzy nimi  jest taka właśnie...energetyczna, mentalna, zainteresowań przede wszystkim...i jeszcze jak przeczytałam o tej mamusi i telefonach  ciągłych /to się uśmiałam...temat mi bardzo bliski, echh/

oczywiście życzę Ci jak najlepiej...tfu tfu...;-) żadnych wózków...

i Autorce też życzę podjęcia jak najlepszej decyzji dla niej...mądra jest, więc wie co zrobić...powodzenia!

oj za długa historia

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.