- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
19 stycznia 2015, 09:23
Dłuuuga historia... Wiecie, najgorsze jest w tym wszystkim to, że ten człowiek był inny przed ślubem, takiego go pokochałam i wciąż mocno kocham (teraz rozumiem ofiary przemocy w małżeństwie), czuję, że tkwię obecnie w toksycznym związku, a nie potrafię podjąć decyzji o rozstaniu. Może ktoś przeczyta, może nie, może ten post będzie dla mnie jakimś odniesieniem za jakiś czas.
Pracujemy z mężem w tej samej firmie, po tyle samo godzin. Wiadomo, stanowiska są rożne, w związku z czym on czasem za jakąś głupotę dostaje dzień wolny. Często wychodzi tak, że w roku wypada mu +/- 50 dni urlopu, a ja mam swoje nędzne 20.
Oczywiście w dni wolne sporadycznie coś zrobi, muszę się o to naprosić dzień wcześniej. Nawet obiad mu trudno ugotować (w ogóle nie gotuje), jak ostatnio mu o tym wspomniałam będąc w pracy to mi przez kilka godzin gotował gnata, którego wyjęłam dzień wcześniej - nie wrzucił żadnych warzyw, nic... Przecież to żadna filozofia ugotować byle zupę, ale lenistwo wygrywa.
Ogólnie nasze życie wygląda tak, że jal wracamy z pracy, ja idę do kuchni, a on na wegetację przed telewizorem. Nie mamy wspólnych zajęć, chyba że nazwać nim leżenie wieczorem przed tv i oglądanie byle czego (w końcu i ja padam pod koniec dnia).
Po ugotowaniu obiadu, oczywiście potem ogarnięciu kuchni, ja muszę zmywać, bo hrabia wyznaje zasadę "kucharz sam po sobie sprząta", a jak czasem się ruszy łaskawie i coś zmyje, to się muszę nasłuchać jaka to ja jestem leniwa, że mi się w te parę minut nie chciało pozmywać. Oczywiście to, że gotuję, to nic nie znaczy, a on może się żywić gotowym syfem z marketu jak to taki problem. Ostatnio kupił sobie gotowe kotlety "z psa", bo powiedział, że jak ma umyć np. garnek po zupie (wiadomo, że go o to zmywanie nie ścigam, bo już poniekąd do tego przywykłam), to on woli zjeść takiego kotleta...
Seks między nami praktycznie nie istnieje, on ma 38 lat, ja 23, zdarza się to raz na 1,5 tygodnia. Oczywiście on ma w dupie to, że zwykle nie dochodzę, chociaż sam ma problem, na dodatek mówi mi "że kobiety wcale nie potrzebują mieć orgazmów, poczytaj sobie o tym". Pewnie, może i przy większej częstotliwości zbliżeń tak by było, ale jak jest tak rzadko, to fajnie byłoby coś poczuć... Rzucił ostatnio tekstem "jesteś nienormalna, ty potrzebujesz ch** co by cię p****ł codziennie".
Ogółem czegokolwiek nie zrobię, to źle albo "to i tak twój obowiązek", więc nigdy, ale to absolutnie nigdy nie usłyszę od niego dobrego słowa, chyba że w połączeniu z czymś negatywnie nacechowanym, np. "no, ładnie, ale co z tego, ja w kuchni nie urzęduję, to mało mnie to obchodzi", albo "ok, dobrze, ale i tak wiele kobiet to robi" (to było w odniesieniu do tego, jak przez pół dnia porządkowałam naszą szafę - sortowałam ubrania, składałam, "urządzałam" przestrzenie -> hrabia w tym czasie grał).
Ostatnio był "chory" (z takimi objawami byłoby mi wstyd iść na zwolnienie), ja w tym czasie pracowałam, dbałam o dom, odkurzałam dwa razy całe mieszkanie (to jest jego jedyny obowiązek w domu), to usłyszałam "nie rozśmieszaj mnie, tak byle jak? Ja to się męczę przy odkurzaniu, a ty myślisz, że jak w 15 minut odkurzasz to to coś znaczy?" -> zdaję sobie sprawę, jak absurdalnie to brzmi, ale wszystko rozbija się o to, że jak on coś robi, to jest to męczące i trzeba doceniać, a jak ja coś zrobię, to nie ma to w ogóle znaczenia.
Tuż przed ślubem kupił samochód, który mu jeszcze pomagałam "ściągnąć" przez pół Polski, oczywiście nie mam prawa z niego korzystać, "chcesz mi rozp***lić? Powinnaś być wdzięczna, że nie pozwalam ci czuć tej odpowiedzialności i siadać za jego kierownicą, w ogóle jak śmiesz chcieć z niego korzystać, skoro był kupiony za moje oszczędności".
Ogólnie jego jedyną pasją jest od roku leżenie przed tv, albo granie na tablecie, nigdzie nie chce się ruszać, kiedy próbuję go namówić na jakieś wyjście, to wiecznie słyszę, że jest zmęczony (pracę ma niezbyt wymagającą...), oczywiście jak ja się ruszam gdziekolwiek (czyt. do rodziców, bo na nic innego mi nie pozwala) to kręci nosem.
Do tego jest zmanipulowany przez matkę, która od 1,5 roku mi cały czas gada o wnuku, ostatnio zaczęła na to bardzo mocno naciskać no i mój szanowny mąż, mimo że wcześniej mówił, że "kocha mnie i rozumie, że na razie nie mam potrzeby, więc poczekamy, aż będę na dzieci gotowa", uznał teraz "że trzeba się rozwijać i mieć dzieci, bo już jesteśmy rok po ślubie i wypada już mieć". Oczywiście naciska na zbliżenia bez zabezpieczenia, czego ja sobie na tę chwilę nie wyobrażam, więc ja żyję w celibacie, a on... cóż, wykorzystuje dni wolne.
Przykładów mogłabym mnożyć... Moich rodziców nie akceptuje, do swoich mnie ciąga przez pół Polski, oczekuje, żeby wszyscy się dostosowali do niego, bo tylko on jest najlepszy i postępuje w słuszny sposób (nawet w pracy wszyscy go denerwują i są głupi, i dziwni, i nie da się z nimi pracować).
Czuję się stłamszona, za każdym razem wymawia mi, że więcej zarabia, że ja jestem nienormalna, że czegoś oczekuję, bo jestem młoda, i on na wszystko musiał sobie zapracować, więc dlaczego ja teraz miałabym coś dostać lepszego (to było w sytuacji, kiedy chciałam sobie kupić nowy rower -> miałam używany i w jego mniemaniu powinnam jeździć do całkowitego jego rozwalenia, mimo że już był zwichrowany po moim upadku), cokolwiek zrobię to mój obowiązek, a jak czegoś nie zrobię to oczywiście to wywleka i się czepia ("chodzę w brudnych swetrach bo nie potrafisz mi nic wyprasować"). Jestem młoda, chcę się rozwijać, mam dobrą i dobrze płatną pracę, ale mimo to po pracy uczę się w domu żeby było jeszcze lepiej, do tego staram się w miarę możliwości dbać o dom, mam też kilka swoich pasji i dbam o aktywność fizyczną, staram się wszystko pogodzić, ale trudno jest żyć razem i nad wszystkim panować, jak ma się w domu osobę, która w niczym nie wspiera, a tylko wymaga, nie dając nic od siebie...
19 stycznia 2015, 09:32
Dusisz się w tym związku.
Lepiej zaryzykować i być sama i żyć po swojemu. Ma już 38 i ciężko będzie mu się zmienić.
Dobrze że nie ma dzieci, bo jeszcze ciężej było by Ci odejść.
19 stycznia 2015, 09:35
Kiedy przeczytałam początek, pomyślałam "oj, zwykła rutyna, trzeba znaleźć wspólne hobby", ale potem było gorzej. Dużo gorzej Współczuję Ci, że tak wygląda Twoje małzeństwo, ale jakoś nie mogę pojąć, że to wszystko zmieniło się o 180 stopni w zaledwie rok... mi się wydaje, że dorośli ludzie się nie zmieniają aż tak. Owszem, ktoś może spocząć na laurach, rozleniwić się, ale żeby aż tak? To jaki on był przed ślubem? W ogóle wyręczal Cię w czymś, starał się, aby i Tobie było dobrze? Wygląda to niestety bardzo źle
na dziecko to ja bym się nie pisała, bo jeśli to Wasze małżeństwo ma tak wyglądać, to nie warto. Chcesz sie od niego uzależnić?
19 stycznia 2015, 09:36
Przeczytałam całość i dam Ci jedyną słuszną radę "Czym prędzej się rozwiedziesz i bez dzieci zakończysz ten związek tym lepiej dla Ciebie".
Edit : nie wyobrażam sobie by związać się z kimś takim ....cham, burak , leń ,despota , księciunio. Dziewczyno nie marnuj sobie życia , taki typ się nie zmieni nigdy !!!
Edytowany przez HelloPomello 19 stycznia 2015, 09:39
19 stycznia 2015, 09:43
Nawet nie wiem co Ci napisać.
On ma 38 lat i nie zmieni się. A ma taki a nie inny model rodziny wpojony. Utrwalony. Że facet to pan i władca a kobita powinna dookoła niego nie dość, że zasuwać to jeszcze całować po rękach, że nie bije a jedynie kąśliwie skomentuje...19 stycznia 2015, 09:44
Bardzo Ci wspolczuje....ale, czy Ciebie zmuszono do tego malzenstwa? Bo mam wrazenie,ze zawleczono Cie przed oltarz/urzad i zmuszono do zwiazku z czlowiekiem,ktorego zobaczylas po 1pierwszy w zyciu.Nie wierze,ze nagle sie zmienil.Musial byc taki juz wczesniej,ale milosc jest slepa.Poza tym ta koszmarna roznica wieku-15 lat...Sluchaj, po tym co przeczytalam,nasuwa mi sie tylko 1 rozwiazanie-odejdz od niego,bo on sie nie zmieni.Ty jestes bardzo mloda i szkoda marnowac najlepszych lat na takiego tyrana.
19 stycznia 2015, 09:44
Nawet nie wiem co Ci napisać. On ma 38 lat i nie zmieni się. A ma taki a nie inny model rodziny wpojony. Utrwalony. Że facet to pan i władca a kobita powinna dookoła niego nie dość, że zasuwać to jeszcze całować po rękach, że nie bije a jedynie kąśliwie skomentuje... Jesteś ode mnie młodsza i naprawdę szokuje mnie, że w tym wieku wyszłaś za mąż za o tyle starszego faceta, o którym raczej wiele nie zdążyłaś się dowiedzieć... Wiem, że takie rady są na ogół wyśmiewane i sama jestem daleka od rozstań z byle powodu... ale to nie jest błahostka. Facet Cię niszczy psychicznie, podcina skrzydła, podkopuje poczucie wartości. Jeśli nie uciekniesz będziesz sfrustrowaną kurą domową (no bo w końcu zapędzi Cię w pieluchy i z niczym przy dzieciach nie pomoże), nie będziesz miała ani siły ani chęci się rozwijać. Jesteś młoda! Całe życie przed Tobą :) Lepiej być samemu niż z kimś takim. Sama osiągniesz więcej... i pewnie w końcu znajdziesz mężczyznę, który Cię doceni a nie będzie w Tobie widział służącą i okazjonalną kochankę tylko dla zaspokojenia swoich potrzeb.
zgadzam się w 100% .. . a on się nie zmienił tylko przed ślubem udawał, że jest inny :)
19 stycznia 2015, 09:45
o matko masz tylko 23 lata, jak ja Ci współczuję takiego smutnego życia. Aż mam ochotę Cie przytulic. Trzymaj się i uciekaj. Będziesz mieć jeszcze milion szans na bycie szczęśliwą i spelnioną.
19 stycznia 2015, 09:50
Z każdym kolejnym akapitem robiłam coraz większe oczy... Dziewczyno, zlituj sie nad sobą i... uciekaj od tego starego dziada, normalnie tak nie mówię o 38 latkach, ale no on się tak zachowuje, koszmar. Masz 23 lata, ułożysz sobie jeszcze życie z kimś, kto Cie będzie kochał i szanował.
Masz jakieś wsparcie w rodzicach ? Możesz się do nich wyprowadzić ? Jeśli tak po prostu to zrób i złóż papiery rozwodowe, nawet bym go o tym nie poinformowała. Nie daj się tak traktować, nie rozumiem, jak można znosić coś takiego, nawet w imię miłości.... swoją droga nie mam pojęcia za co go kochasz..