Temat: Warto o to walczyc?

Mam 22 lata, on 27.

W maju urodzil nam sie synek. Do porodu wynajmowaliśmy mieszkanie (za jego pieniadze, w 75 % on nas utrzymywal). Po porodzie umowilismy sie, ze ja pomieszkam troche u rodzicow, zeby mama mogla mi pomoc. On stwierdzil, ze to nie ma sensu zeby wynajmowac dalej te mieszkanie (bylo ono 30 km od miejsca zamieszkania przez moich rodzicow). Wrocil do rodzicow (ktorzy mieszkaja od moich 2 km), pomieszkiwal z nami ale synek w nocy mial straszne kolki przez co on sie nie wysypial, gfy rano wychodzil do pracy wygladal jak zombie. Zeby sie nie meczyl stwierdzilam ze nie musi sie tak poswiecac, ze wystarczy jak bedzie dalej po pracy czas z nami spedzal a na noc jechal do rodzicow. Zaczelismy w ten sposob funkcjonowac ale z dnia na dzien coraz bardzirj sie od siebie oddalalismy, ja bylam przemeczona opieka nad synkiem a on zaczal miec problemy z praca, pojawily sie problemy finansowe. Ja oczywiscie na garnuszku rodzicow, jedynie on pampersy i podobne drobiazgi dla synka kupowal, chociaz wiele rzeczy kupowala moja mama i nigdy nie chciala za to pieniedzy a my jej na sile je wciskalismy, czasami bez skutku, bo chyba widziala, ze oboje krucho z kasa stoimy. Kazdy zaczal miec swoje zycie, ja zylam opieka nad synkiem, on problemami z pieniedzmi a raczej ich brakiem. Coraz mniej czasu zaczal nam poswiecac, jechal na chwile do sklepu a potrafil zdazyc odwiedzic z dwoch kolegow i nawet z ktoryms piwo wypic. Moj tata zalatwil mu prace -niedaleko domu, musial tylko zalozyc firme, bo szef chcial zeby byl podwykonawca. Niestety jego praca wyglada tak, ze dostaje zlecenie za dana sume i robi tyle czasu ile chce, skonczy to dostaje nastepne. Cos na podobe pracy na akord. I tu pies pogrzebany jest - on nie potrafi byc szefem sam dla siebie, gdy nikt nad nim nie stoi to polowe czasu poswieci na nic nierobienie. A to wyskoczy po fajki do sklepu, zagada sie z kims i tak pol godziny czy godzina mija, a to siadzie do sniadania i sobie a to kawke wypije, a jeszcze papierosa i jeszcze jednego i nastepnego, 3 razy jeszcze zadzwoni mi powie, ze dzisiaj nic mu sie nie chce, spali jeszcze z dwa papierosy i idzie sie kreci udajac ze robi. Zamiast popracowac od 7 do 15 to nigdy wczesniej niz przed 9 z domu nie wychodzi, jak sie obudzi to dopiero idzie. A wtedy pracuje do wieczora zeby wyrobic dzienna norme i w ten oto sposob nie ma czasu dla nas. I jak on ma w ten sposob zarobic na rodzine i zarazem miec dla niej czas? Potrafi sie z 10 godzin w pracy krecic i zrobi tyle ile zrobilby w 5-6 godzin. Albo jedzie na 10 a o 14 wraca, ale nie wraca do mnie ani do rodzicow, bo wtedy zarowno ja jak i rodzice bedziemy marudzic, to odwiedza kolegow, a to kogos gdzies spotka i zagada i tak czs leci. Mam zal ze nie potrafi tak sobie dnia zorganizowac zeby miec dla nas czas, on wiecznie udaje przepracowanego a ja mam wrazenie, ze to wylko wymowki. Ze mu nie chce sie siedziec z nami w domu czy isc na spacer. Woli ten czas przejezdzic, spedzic z kolegami przy piwku. Jesli przez caly tydzien poswieci mi z 5-6 godzin to jest dobrze, nie wspomne o synku do ktorego zajrzy do wozka, powie dwa slowa i tyle z jego zaangazowania.Wspomne jeszcze o tym, ze ostatnio coraz czesciej zdarza mu sie pic, nie mowie o upijaniu sie ale wypija czesto cos z kolegami, przed tv itp. Czy taki zwiazek ma sens? 

Przepraszam, za balagan w tym co pisze. Chcialam pokazac po prostu ze po porodzie wszystko sie zmienilo, ma nas gdzies, woli latac z kolegami, nie przyklada sie do pracy, jak nie ma pieniedzy na pampersy to ja zostaje z tym problemem (a raczej rozwiazuja go rodzice). Czasami mam wrazenie, ze nie dorosl do dziecka, ale z drugiej strony to moze taki typ czlowieka ze nie potrafi usiedziec w miejscu. Niektorzy mi mowia, ze faceci na poczatku maja dystans do dzieci, dopiero gdy zaczyna chodzic, gadac to skrada ojca serce. Nie wiem co o tym myslec.

Czasami mam wszystkiego dosc ale patrze na synka i wiem, ze nie moge sie poddac.

Jak to widzicie?

I zrzeczenie się praw do dziecka nie jest równoznaczne z zaprzeczeniem ojcostwa i ustaniem obowiązku alimentacyjnego. Niech się zrzeknie, to ona będzie mieć mniej kłopotów z decyzjami, a kasa i tak przysługuje. A jakby nie płacił, to sprawę karną założyć o uporczywą niealimentację. Proste;-) Ale to ostatnie opcje. Ja bym się postarała do niego dotrzeć. Prawie każda znajoma para miała kryzys po narodzinach dziecka. I zwyciężyli. Trzymam kciuki.

vitafit1985 napisał(a):

Prawa akurat uczyć mnie nie musisz, bo wszystkie zagadnienia znam z praktyki, a nie z googlowania kodeksów. Alimenty na dziecko w przypadku konkubinatu się należą. Moja uwaga co do utrzymania matki była ogólna, nie stricte prawna - skrót myślowy. Pojawiło się dziecko i naturalne jest, że tworzy się rodzinę, skoro są w związku. I sorry, ale świat tak jest zbudowany, że jeśli jesteśmy razem, mamy dziecko, ja z nim siedzę, to ty starasz się na nas zarobić (przynajmniej do czasu, gdy ja nie dam rady iść do pracy). Znasz dużo ludzi, gdzie mają dziecko i są w związku, a partnerka nie jest utrzymywana przez chłopaka, tylko przez własnych rodziców? Ja żadnego (nie liczę wyjątkowych przypadków). Co do zmuszania - jak się nie postawi twardo (i mam tu na myśli konkretną rozmowę i wymaganie, a nie szantaż), to zawsze będzie na spalonej pozycji. Moja matka tak robiła i 2 dzieci sama wychowała. Mój ojciec nigdy nic nie robił, bo miał przyzwolenie, a potem nie szło go nagiąć. A na starość robi wszystko, bo zgodnie wsiedliśmy, że jest jedynym niepracującym członkiem rodziny i samo siedzenie przed TV to trochę za mało... I potrafi robić. A jak się nie da nagiąć, to wystąpić o alimenty i się nie męczyć. Skoro i tak nie ciągnie do nich, nie da się nagiąć, ona sama wszystko robi i jeszcze rodzice ją utrzymują, to jaki jest sens związku z nim? Żaden moim zdaniem.
jesli kobieta nie pracuje to wiadomo ze facet utrzymue rodzine ale tylko wtedy kiedy sa razem. jesli facet odchodzi to placi tylko na dziecko. ja nie widze tutaj aby byli para. ja widze tutaj nasienie i komorke jajowa. on placi jak chce bo nikt od niego tego nie egzekwuje albo mu sie upiecze. trzeba postawic sprawe jasno. alimenty (jesli nie od ojca to od dziadkow)i kontakty z sadu/pozbawienie praw albo mieszkamy razem.
Pasek wagi

moja siostra miala podobnie. mieszkaja w At i dopoki pracowala i przynosila kase to bylo ok a jak zaszla w ciaze (zagrozona od samego poczatku) to kasy zero a stawiali dom. sam sie potem przyznal ze go sytuacja przerosła, ze sie przestraszyl. a jeszcze przed porodem przyszla do mnie mieszkac bo ja z mieszkania" wywalil" nie interesowal sie czy ona ma co jesc i ze mdleje idac do wc, potem wziął ja do siebie ale i tak byly wojny i mówił jej ze jej daje 2 tyg po porodzie zeby wyrobic paszport i fru bilet do pl w jedna str i jego nie interesuje gdzie bedzie zyc i za co bo jemu przeszkadza ze dziecko placze a on chce byc wyspany. DUyo nerww to wsyzstkich kosztowalo ale sie wkoncu opamital. Powodznia :)

Pasek wagi

Ona sie pyta czy walczyc o ten zwiazek, a Wy jej gadacie o alimentach, odebraniu praw rodzicielskich... Masakra

Nieosiagalnaa napisał(a):

Może bedziesz zła czytając ten komentarz ale ja uważam, że Ty zrobilaś najwiekszy bląd.. Zdecydowałaś sie na wyprowadzkę od rodziców, potem na dziecko a potem nagle stwierdzasz, ze nie dasz rady i idziesz z powrotem do rodziców, a on może przyjeżdżać i zostawać czasem na noc. A gdzie w tym wszystkim jest on ?? Ja się mu nie dziwie, ze idzie do kolegów, na piwko itd bo sama mu na to pozwoliłas. Ty odcięłaś sie od niego. Powinniście zostac w tym wynajomwanym mieszkaniu i sobie SAMI radzić, w kryzysowych sytuacjach zaczerpnąć rad rodziców. Piszesz, ze rodzice Cie i dziecko utrzymują, on czasem kupi jakies pampersy itd. Dziwisz sie, ze nie chce mu sie pracować ?? Bo ja niee.. Wieksze wsparcie widzisz w rodzicach, a nie w nim.. Nie pozwalasz mu się wykazać.. Nie chce mu sie starać. Miedzy mną a moim X również jest 5lat różnicy i mam tyle lat co Ty :) Mieszkamy razem 3 lata, zaczynamy budować dom i starać sie o dziecko. Nigdy nie wyprowadziłabym sie od niego, żeby mi było łatwiej.. Przejrzyj na oczy, ze juz masz własną rodzinę..Uważam, że to Ty nie jesteś gotowa na dziecko a nie on.. Ps. Pewnie zaraz poleca przykre słówka jak moge tak pisać, skoro on jest tym zły. Ogarnij sie zanim ojciec dziecka bedzie go zabierał 2x na miesiąc.. 

Jestem dokładnie tego samego zdania. Jeśli chcesz to jakoś odkręcić i chcesz, żebyście tworzyli rodzinę, to może spróbujcie znowu wynająć jakieś mieszkanie i zamieszkać razem? 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.