- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
17 maja 2014, 19:15
Witam. Musze się wygadać :(
Otóż od 3 lat jestem w związku z facetem (ja 26 on 29) .. Już na początku on wprowadził się do mnie. Na początku było super. Obecnie nasz związek to chyba książkowy przykład toksycznej relacji :( Ciągle się kłócimy, w tym kłótniach głównie od niego lecą różne wulgaryzmy, ja przy tym często również nie wytrzymuje i wyzywam. Ciągle podejmuje starania aby to zakończyć a on mi to utrudnia. A ja ulegam :( Ale już po mału to wszystko przekracza granice, brak szacunku w tym związku osiąga po mału apogeum. Ciągle słyszę jaka ja zła, poj**na, głupia, jeb***. Dziś znowu mnie zwyzywał. Najdziwniejsze że jego słowa już nawet mnie nie bolą - kiedyś płakałam .. Powiedziałam mu dziś tylko, że to on jest idiotą skoro mieszka u takiej beznadziejnej dziewczyny jak ja, że nie ma honoru - bo gdyby go posiadał to by się wyprowadził, i że zmarnowałam przy nim 3 lata życia - co go wielce oburzyło i zaczął wypominać mi wszystko co dla mnie zrobił - zresztą jak zwykle. Dużo łatwej by było gdybym to ja u niego mieszkała - spakowałabym swoje rzeczy już dawno, a tak to on zawsze ubłaga u mnie wszystko. Sama nie rozumiem czemu tak ciężko mi to zakończyć. Jestem po strasznych przeżyciach, straciłam tatę w wyniku ciężkiej choroby (m.in wypomniał mi że kiedy tata chorował to woził mnie po szpitalach po kraju), do dziś nie mogę się pozbierać, czuje że bardzo osłabłam psychicznie :( Aczkolwiek powtarzam sobie że już nic gorszego spotkać mnie nie może, i takie rozstanie w porównaniu z tym to będzie błachostka. Ale chyba w głębi boję się też zostać sama, bez żadnego faceta u boku, ze nie dam rady. I nie chodzi o sprawy finansowe bo tu nie mam co się bać. Także jako życiowy partner to beznadziejny przypadek. Jednak przyznam że kocham go, i dlatego mi ciężko, ale nie chce przez jakieś hormony zmarnować sobie życia. Jednak boję się że on nie odpuści, zawsze powtarza się taki schemat:
1. Jest awantura, gdzie lecą ostre wyzwiska, ja czasami zniżam się do jego poziomu i też zaczynam wyzywać. Nie odzywamy się do siebie.
2. Potem on idzie do pracy (pracuje 24x/72h)
3. On zaczyna pisać/dzwonić z pracy, pytając czy przemyślałam swoje zachowania lub przepraszając.
4. Jak to pierwsze to odp że tak przemyślałam i chce się rozstać/ jak to drugie to piszę mu że słowa "przepraszam" nie mają znaczenia i że chce się rozstać. Potem on zawsze pisze że się stara że kocha że beze mnie nie ma po co żyć itp.
5. Wraca z pracy, jest bardzo miły, podlizuje się, kupuje kwiaty i w końcu ja ulegam tego samego lub na następny dzień i jest ok do kolejnej kłótni.
On zawsze obiecuje zmiany ale nic z tego nie ma. Nie wiem jak wybrnąć z tego związku, jak zacząć znowu żyć, jak zacząć być szczęśliwą. Czasami myślę sobie że chciałabym żeby coś mi się stało, żebym umarła, wtedy zniknęłyby wszystkie problemy ale z drugiej strony moja mama by tego nie przeżyła, ma tylko mnie a ja tylko ją.
Nie chce iść do psychologa, chce jakoś sama sobie z tym poradzić. Może znacie jakieś książki na ten temat? Albo sposoby żeby znaleźć w sobie tyle siły żeby zakończyć coś co mnie niszczy :(
Najgorsze w tym wszystkim że dwie moje najbliższe koleżanki są w związkach, wg mnie "gorszych" i na ich tle mój związek wypada bardzo korzystnie i przez to porównywanie czasami myślę "może nie mam tak źle" ale przecież nie o to chodzi, prawda?
18 maja 2014, 09:41
Ale chyba w głębi boję się też zostać sama, bez żadnego faceta u boku, ze nie dam rady. I nie chodzi o sprawy finansowe bo tu nie mam co się bać.
Jak przeczytałam to, to już nie czytałam dalej ... wolisz być gnojona niż mieć fajne życie które od rana do wieczora mogłoby być wypełnione przyjemnościami ... dno i kilometr mułu.
18 maja 2014, 10:14
dziewczyny pisza tu marde rzeczy na temat twojego zwiazku ale i tak zrobisz jak uwazasz...
18 maja 2014, 10:56
dziewczyno, trafiłas na emocjonalnego wampira. Poszukaj fachowej pomocy, sama sobie nie poradzisz. To jak uzaleznienie, ciezko bedzie....
18 maja 2014, 11:03
Jak przeczytałam to, to już nie czytałam dalej ... wolisz być gnojona niż mieć fajne życie które od rana do wieczora mogłoby być wypełnione przyjemnościami ... dno i kilometr mułu.Ale chyba w głębi boję się też zostać sama, bez żadnego faceta u boku, ze nie dam rady. I nie chodzi o sprawy finansowe bo tu nie mam co się bać.
Tak się łatwo mówi tylko. Ja bym nie uwierzyła, że mogę się w takie coś wpakować, jestem silną, niezależną osobą. A jednak.
Grunt, to zebrać siły, żeby odejść.
18 maja 2014, 11:21
Akurat mam doświadczenie w tej kwestii. Zostawiłam miłość swojego życia przez własnie brak szacunku i to w momencie jeszcze dalekim od tego żeby nazwał mnie jakimkolwiek wulgaryzmem. Obecnie jesteśmy razem, ale musiał naprawdę BARDZO się wykazać żebym zmieniła zdanie. Naprawdę bardzo. Wkrótce minie rok odkąd dałam mu drugą szansę i póki co nie ma nawet cienia po jego dawnym zachowaniu, a jeśli się pojawi, to WON. Szkoda młodości na jakiegoś wariata. Zabiera Ci najlepszy czas Twojego życia i szarpie nerwy. Ja byłam w dużo gorszej sytuacji finansowej niż Ty w dodatku za granicą, zupełnie sama. W nikim nie miałam wsparcia, a jednak wolałam zachować swoją godność i go pogonić. On już wie jaka potrafię być szczęśliwa bez niego więc nie może mi grać na emocjach, że jak on odejdzie to będzie dramat i nie wytrzymam sama ze sobą (tak mi rył głowę, hahaha, a okazało się zupełnie przeciwnie). Jak poczujesz ten spokój i pogodę ducha bez "truciciela", to już nigdy nie będziesz chciała do tego wrócić i sobie na to NIE POZWOLISZ.
18 maja 2014, 12:30
po prostu go spakuj, wystaw walizki za drzwi i po problemie. na wiadomości nie odpisuj, telefonu nie odbieraj i tyle. sama siebie niszczysz tą relacją i udawaniem, ze nic zrobić nie możesz. możesz, bo mieszkanie jest Twoje i Ty decydujesz, kto w nim przebywa.
18 maja 2014, 12:39
ja zrobiłam tak:
1. wyprowadzka
2. zmiana zamków
3. zmiana numeru telefonu
4. gdy mnie nachodził/groził telefon na komendę, zgłoszenie na komisariacie, wizyta dzielnicowego
dnia w którym zostałam sama z córką, nie zapomnę nigdy... byłam mega szczęśliwa i mega dumna z siebie. Ta cisza w domu... ten spokój... ten brak przekleństw... BEZPIECZEŃSTWO!
kochana ja zmarnowałam właśnie 3 lata życia na życie z takim pajacem, po pól roku od wyprowadzki poznałam mojego obecnego męża (jesteśmy razem 6 lat), który pokochał mnie i dziecko. Lepiej być nie mogło. A nie, mogłoby być. Gdybym tamtego w ogóle nie poznała :) tacy ludzie się nie zmieniają NIGDY.
Edytowany przez beautyinme 18 maja 2014, 12:41
18 maja 2014, 12:55
zgadzam sie datuna, nie jestes w zadnym "mega dole", zaczynasz podchodzic pod powazna depresje. Zapytaj siebie, tak szczerze, dlaczego z nim jestes? ze strachu, ze sama bedziesz nieszczesliwa? a z nim jestes szczesliwa?
Dlaczego z nim jestem? Hmm przyzwyczajenie? Może też to że jednak mimo wszystko mam jeszcze kogoś poza mamą na kogo mogę liczyć? To że po śmierci taty mam sporo na głowie, na mamę średnio mogę liczyć, ona idzie do pracy a poza tym nie ma do niczego głowy, i boję się zostać z tym sama? Bo są też bardzo szczęśliwe chwile kiedy przez tydzień czy miesiąc jest kolorowo, Big Love, nic do zarzucenia itp. .. to jest ciężkie, zresztą gdyby nie było to pewnie nie byłoby nieszczęśliwych ludzi, bo prawda jest taka że szczęście w większej części zależy od nas samych a w tej mniejszej od losu/przypadku.
I tu nie chodzi o to że czekam aż mnie uderzy bo szczerze w to nie wierzę. Wiem że muszę go zostawić, i wiem że to zrobię, ale na pewno nie za pomocą umięśnionych kolegów, wystarczyłoby żebym z jego rodzicami porozmawiała i by było po sprawie ale po prostu chciałabym to rozwiązać sama - wtedy będę miała satysfakcję. I dam radę, wiem to, i wtedy się tu pochwalę :)