- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
17 maja 2014, 11:37
Już kilka razy się zdarzyło w ciągu ostatnich miesięcy, że wychodzliśmy razem z moim chłopakiem na imprezę. Wszystko było super, ale jak mu się zdarzało trochę upić to wychodził z imprezy nic nie mówiąc, bo mu się tak chciało, albo wkurzył się na mnie o jakąś drobnostkę (że na przykład zagadałam się z koleżanką i przez to można powiedzieć, ze trochę olałąm go w tym krótkim momencie). No i zostawiał mnie na tej imprezie. Rzecz w tym, że byłby to niewielki problem, gdyby to była np. domówka w moim domu, czy moja bliska okolica. Ale najgorsze, że on to robi, kiedy jesteśmy na imprezie na drugim końcu miasta, które ledwie znam.
Wiem, że mam dwe nóżki i rozum i umiem sama wrócić do domu. Nie potrzebuję opieki non stop, ale trochę mi się robi przykro. Nie wiem, czy słusznie.
Jestem ciekawa jak Wy byście zareagowały?
17 maja 2014, 11:40
Masz 2 nóżki, ale jemu ewidentnie wisi, jak wrócisz i czy cię nie zgwałcą po drodze.
17 maja 2014, 11:42
Według mnie to po prostu cię olewa chłopak powinien troszczyć się o swoją dziewczynę.
17 maja 2014, 11:50
ja z moim chlopakiem nawet jak sie poklocimy to wracamy razem. Mozemy sie do siebie nie odzywac, ale do domu jeszcze sama nie wrocilam :)
17 maja 2014, 11:50
Masz 2 nóżki, ale jemu ewidentnie wisi, jak wrócisz i czy cię nie zgwałcą po drodze.
popieram
17 maja 2014, 11:53
ja bym z nim się pożegnała. po co Ci facet, który na dobrą sprawę ma w czterech literach czy coś Ci się stanie czy nie? w nocy jest niebezpiecznie i dziewczyna sama nie powinna chodzić po nieznanym sobie mieście. a może on po prostu wychodzi z kimś innym? bo "będąc podpitym" może Ciebie zabrać ze sobą wcześniej. a już fochy o to, ze z koleżanką rozmawiasz w ogóle są szczeniackie i podejrzane.
17 maja 2014, 12:00
ja miałam z jednym tak, że nagle wychodził bez słowa bo coś mu się nie spodobało, zawsze było to w mieście którego nie znałam wogóle i miałam z około 40 km by wrócić do jego domu lub prawie 200 km by wrócić do siebie. Przez 2-4 razy wydzwaniałam do niego, przepraszałam (nie wiedząc za co), proszac by wrócił. Raz się wkurzyłam i nie pisałam ani nie dzwoniłam, zadzwoniłam po koleżankę i do niej pojechałam. On napisał następnego dnia czy się spotkamy, Ja nie odpisałam ani nie reagowałam na telefony. Dopiero po jakiś dwóch tygodniach zmartwił się czy nic Mi się nie stało. W innych związkach nawet jak byliśmy pokłoceni to wracaliśmy razem, bo facet się martwił by nic mi się nie stało
Edytowany przez mamaCzarka 17 maja 2014, 12:03