Temat: Pomoc pilnie potrzebna, koniec związku.

Jestem już zdesperowana, wiem że ocenicie sytuację bardziej obiektywnie, niż moi znajomi. Liczę na Wasze szczere opinie dotyczące tej całej sytuacji. :)

Poznałam się z X już spory kawał czasu temu. Zaczęło się od zwykłych rozmów, a skończyło na przyjaźni. W pewnym momencie X zrozumiał, że mnie kocha, wspominał mi o tym przelotnie, ale ja byłam wtedy zainteresowana innym mężczyzną. Gdy zakończył się mój związek z tym "innym mężczyzną" postanowiłam pobyć parę miesięcy sama, bo pierwszy raz tak bardzo zawiodłam się na drugiej osobie. Jednak X wciąż pokazywał jak mu na mnie zależy, starał się, mimo moich odtrąceń. Wiedziałam, że jestem dla niego ważna, był pierwszym facetem, który tak zawzięcie o mnie walczył. Mniej więcej rok temu zaczęliśmy być ze sobą, uległam jego naciskowi. No i się zakochałam po uszy. W końcu przestałam na niego patrzeć, jak na brata, a poczęłam jak na przystojnego mężczyznę z dobrym sercem. Układało się nam bardzo dobrze, jedyne co to to, że on nie potrafi rozmawiać o swoich emocjach (patologiczna rodzina) i zawsze gdy dochodziło do jakichś drobnych kłótni, to nawet o nich nie rozmawialiśmy, tylko było kilka minut ciszy i wracało wszystko do normy. Poznał moją całą rodzinę, stał się częścią mojego życia, to mu zaufałam jak nikomu innemu. Dostałam zaproszenie w styczniu od mojego przyjaciela, żebym szła z nim razem na przyjęcie urodzinowe do jego byłej dziewczyny, gdyż on sam nie chciał iść, bo wiadomo - nadal coś do niej czuł i by było to dla niego bardzo niezręczne. Nie wiedziałam sama czy na nie pójść, bo X jest typem zazdrośnika. Pewnego dnia X chciał we mnie wzbudzić w końcu zazdrość (skoro kocham, to ufam, jestem bardzo w małym stopniu zazdrosna) i mówił mi ciągle o swojej przyjaciółce, aż w końcu mnie sprowokował i w przepływie złości napisałam mu, że idę na te urodziny z przyjacielem (do obcego miasta). Strasznie się zdenerwował, wyzywał mojego przyjaciela, nie sądziłam że aż tak go to poruszy. Kolejnego dnia nastąpił pierwszy dzień ciszy między nami, odkąd się znamy - chciałam mu dać czas żeby ochłonął, poza tym dowiedziałam się wtedy, że jego kolega go zniechęca do mnie (po co się z nią męczysz, znajdziesz inną - jego koledzy są bardzo niedojrzali w większość i bardzo zazdrośni, że on sobie znalazł kobietę na stałe, a oni nie). Odezwałam się do niego nastepnego dnia i wiedziałam, że jest nie za ciekawie. Od tego momentu zaczęło się między nami psuć. On wciąż powtarzał, że mi nie ufa, że nie potrafi mi wybaczyć. Były chwilowe wzloty, ale wiadomo zaraz przychodził upadek. Ja nie pojechałam na to przyjęcie urodzinowe, myślałam że się poprawi... przeliczyłam się. X wciąż powtarzał, że jest coraz gorzej jeżeli chodzi o jego uczucia do mnie, zachowywał się bardzo nieładnie. Stał się chamski i oschły. Sama do dzisiaj jestem w szoku, że po takim czasie znajomości potrafił mnie tak traktować. Walczyłam o niego, starałam się pokazać że przecież mi na nim zależy i że może mi ufać. Jednak nie przynosiło to rezultatu. Cały tamten tydzień było lepiej, przynajmniej tak mi się wydawało.. a tu od poniedziałku nagle postanowił mi zrobić "odwyk" od siebie, dowiadywałam się wciąż, że jego wspaniali koledzy mu mówią, że po co ze mną jest itp, więc wiem że to też miało wpływ na jego zachowanie. Nie rozmawialiśmy w ogóle we wtorek, w środę. Wczoraj mu oznajmiłam, że nie pójdę z nim na imprezę w sobotę (jego kumpel ma urodziny)... no i sama zaczęłam mówić o tym, że już nie daję rady psychicznie, że mnie to za wiele kosztuje, że jestem za słaba. No i zakończyliśmy związek, on oczywiście musiał wypowiedzieć, że to koniec, bo ja sama nie byłam w stanie. Kocham go nadal, mimo tego jak mnie traktował przez ponad miesiąc. On sam nie wie co do mnie czuje, jest gdzieś pomiędzy. Ani razu mi nie powiedział, że mnie NIE kocha. Ogólnie stwierdził, że to będzie dla mnie lepsze, bo on widzi, jak mnie traktuje, a nie potrafi się zmienić... 
Nie wiem co robić. W sobotę prawdopodobnie na tej imprezie nasi znajomi będą chcieli z nim pogadać i trochę namieszać w głowie. Myślicie, że on sobie uświadomi co stracił? Bo dla mnie to jest nie do pojęcia, jak osoba, która walczyła o mnie tyle czasu... może teraz się tak poddawać i dać za wygraną. Powinnam mieć nadzieję? czy zapomnieć? 
no, ale rozumiem, że to jakiś dobry Twój kolega chciał z Tobą iść tak ?   po 1. powinnaś powiedzieć, że nie za bardzo, bo Twój chłopak może mieć coś przeciwko. Spytać czemu w ogóle chce tam iść i doradzić, że skoro potrzebuje jakiegoś wsparci, to po co się pchać na imprezę byłej dziewczyny. tak jak napisała dziewczyna wyżej - miałaś pewnie wzbudzić zazdrość w jego byłej. 
resztę wyjaśnień przyjęłam do wiadomości ;)
ps. i uważam, że to jak najbardziej Twoja sprawa, skoro pójście na tą imprezę mogło być i było zapalnikiem do takiej kłótni 
Pasek wagi
tak, mój przyjaciel... z którym też się długo znam i jesteśmy dla siebie, jak brat z siostrą:) teraz mi chyba pozostaje czekać, jak się dalej to potoczy
imho nie ma czego zbierać. Było, skończyło się. 
Pasek wagi

CarycaKatarzyna18 napisał(a):

1. to juz nie moja sprawa2. Chciałam z nim iść, bo potrzebował wsparcia (była dziewczyna to wiadomo, że byłoby mu ciężko samemu) 3. Próbowałam kilka razy, ale nie przyniosło to żadnych skutków. 4.Chciałam mu o tym powiedzieć jak sie zobaczymy, ale nie było okazji. W realu mieliśmy to omówić, ale jednak ta rozmowa z nim mnie sprowokowała co sprawiło, ze napisałam to w takiej sytuacji.Jestem juz pełnoletnia. I wtedy, gdy on wybuchnął to już próbowałam go ogarnąć, ale był zbyt wściekły. Nie rozumiem tego, bo sam miał jechać do swojej kumpeli.:)

może wyjaśni mi ktoś fenomen masochistycznego chodzenia na imprezy do byłych żon, kobiet, facetów, narzeczonych?
Bo ja tego ani odrobinę nie rozumiem.
Co to ma być? Udowadnianie całemu światu, że nic się nie zmieniło?
Co to było, przyjęcie w ambasadzie, gdzie lista gości jest zamknięta pół roku  wcześniej?
Nie robi się tak. Przede wszystkim sobie
Pasek wagi
ech...oboje jestescie niedojrzali i nie pasujecie do siebie. Z tej maki chleba juz nie bedzie. Poza tym nie zalezy mu na Tobie, a jak facetowi nie zalezy, to chocbys byla miss swiata nic z tego nie bedzie. Zaprzepascilas swoja szanse na szczescie z tym mezczyzna, bawiac sie w dziecinade, podchody...
jejku, juz mi sie nudzi od czytania tych opowiesci o facecie ideale, o partnerstwie brat -siostra, a na samym koncu wychodzi szydlo z worka czyli cham pospolity i dzieciak zarazem...
Zgadzam sie tez z poprzedniczkami...Z Krolowomargot1 i Matyliano..
Polecam lekture:

http://pu.i.wp.pl/k,NDY3NzIzNDMsNDY2MTIwNzI=,f,Greg_Behrendt__Liz_Tuccillo_-__Nie_zalezy_mu_na_Tobie.pdf
a tak w ogole to jak sie ma faceta to lepiej zapomniec o swoich meskich ''przyjaciolach'' (poza tym cos takiego nie istnieje. jakis facet moze byc tylko  Twoim kolega. jesli jest Ci blizszy, to jest to juz ''cos wiecej''),  bo to za dobrze na zwiazek nie dziala. jakby moj facet mial kolezanke, ktora nazywalby przyjaciolka to bym sie wkurwiala za kazdym razem slyszac o niej ;) ja jestem najlepsz przyjaciolka mojego faceta! nie ma zadnej innej.
Pasek wagi

Matyliano napisał(a):

ufff przebrnęłam rzez całość...moje refleksje : 1. po kiego grzyba Twój kolega chciał w ogóle iść na urodziny byłej dziewczyny ? O_o 2. o kiego grzyba Ty chciałaś iść z nim, mając swojego faceta ? ( chyba, że we 3 ) . żaden mój facet nigdy nie zgodziłby się , żebym poszła bez niego, na imprezę z innym kolesiem...  i do obcego miasta? wtf ? 3. odrobina zazdrości nie jest zła, więc mogłaś chociaż trochę mu napisać jakieś pitu pitu, żeby połechtać jego męskość4. w przypływie złości mu napisałaś, że idziesz na tą imprezę - a chciałaś iść w tajemnicy przed nim ? czy nie zdążyłaś mu powiedzieć? skoro to typ zazdrośnika, to logiczne, że by nie chciał , żebyś szła... poszłabyś mimo jego niechęci ? 

plumka19 napisał(a):

a tak w ogole to jak sie ma faceta to lepiej zapomniec o swoich meskich ''przyjaciolach'' .


Racja:D Szału bym dostała, jakby mój chłopak miał przyjaciółkę, z którą "żyłby jak brat z siostrą"

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.