Kochane Dziewczyny,
mam problem i chciałabym żebyście pomogły mi określić czy tkwi on we mnie czy to mój chłopak (Bartek) przesadza. W stosunku do siebie ciężko być obiektywnym, a ja chciałabym mieć pełen ogląd sytuacji zanim podejmę wszelkie działania czy decyzje. Mam 21 lat, ale zdaję sobie sprawę jak momentami dziecinne i absurdalne jest to opisuję (głownie dlatego proszę o rade!)
Jestem w związku od 10 miesięcy. Od pewnego czasu zauważyłam, że mój chłopak jest coraz bardziej zazdrosny (a może wcześniej po prostu tego nie widziałam). Zawsze miałam wielu znajomych i byłam osobą dość towarzyską. Kiedy zaczęliśmy być razem, od razu zaznaczyłam, że chcę mieć czas również dla swoich przyjaciółek oraz że od czasu do czasu chcę pójść z nimi na imprezę (nie chodzi tu o podryw tylko o pójście na piwo czy potańczyć). Nigdy nie był tym zachwycony, zawsze był nerwowy kiedy wychodziłam. Studiujemy razem, spędzamy wspólnie bardzo dużo czasu, właściwie cały nasz wolny czas, jednak mój dom rodzinny jest poza Wrocławiem (miejscem gdzie studiujemy i skad on pochodzi) i co dwa tygodnie staram się wracać na weekend do domu. Kiedy tam jeżdżę, ma żal do mnie, że wyjeżdżam jak najwcześniejszym pociągiem a wracam tym najpóżniejszym. Dla mnie nie jest to dziwne - weekend ma dwa dni, chcę spędzić chociąz trochę czasu z rodzicami. Tym bardziej, że my widujemy się cały czas, więc dwa dni osobno to nie zbrodnia. Ostatnio powiedziałam mu, że wrócę do Wrocławia w czwartek, chcąc spędzić z nim cały weekend, jednak okazało się, że moja przyjaciółka zaprosiła mnie na urodziny właśnie w czwartek, więc chcąc do niej pojechac przełożyłam termin powrotu na piatek (on i tak pracuje po 12 godzin teraz kiedy jesteśmy po sesji), stwierdził, że będę piła (dziewczyna, która mnie zaprasza jest w ciąży i nie ma mowy o alkoholu).Nie rozumiem jego żalu, skoro i tak nie będzie mógł mnie zobaczyć w tym czasie, ale dla niego ważne było to, że mógł przyjść na noc, z czwartku na piątek. Uważa, że ja nie tęsknię i jeden dzień nie robi mi różnicy.
Inna sprawa to taka, że od czasu kiedy się spotykamy, grono moich znajomych bardzo się pomniejszyło, jak też moja aktywność wśród znajomych. Zawsze miałam kolegów, nigdy nie uważałam tego za zbrodnię, nawet mając chłopaka. Kiedy moi dwaj koledzy okazali się nie mieć czystych intencji wobec mnie, zerwałam kontakt dla dobra związku. Mam tylko jednego przyjeciela, z którym utrzymuję kontakt. Jego ojciec zmarł jakiś czas temu i ostatnio o tym rozmawialiśmy. Na co Bartek odpowiedział, że to są takie zagrania, że on mnie urabia.Musiałby nie mieć serca żeby podrywać dziewczynę wykorzystując do tego śmierć własnego rodzica! Sytuacja jest dla mnie nieznośna, ponieważ w tłumaczeniach, że tylko jego kocham i jest dla mnie najważniejszy, pozostaję bezsilna bo co jakiś czas te same tematy wracają niczym bumerang. Bartek śledzi moją aktywność na portalu społecznościowym i np dziś wyszukał moj komenatrz do kolegi z roku (o ktorego nota bene też jest zazdrosny, mimo że ten chłopak ma dziewczyne, a jesli rozmawiamy to na uczelni o sprawach uczelnianych), w ktorym widniało serduszko. (napisane tylko dlatego, ze odnosilo sie do egzaminu, ktory oboje zdalismy) Kiedy o tym pisze, sama widze jaka to dziecinada, jednak chcę pokazać do jakich detali sprowadza się owa zazdrość. Kochamy się, ale w temacie moich znajomych, wyjsc, powrotów do domu zawsze są kłotnie. Przed wyjazdem upewnia się, że nigdzie nie będę wychodziła podczas pobytu w domu. Uważa, że nie dotrzymuję obietnic, ale ciężko przewidzieć cały swój grafik, konkretną godzinę powrotu czy dzień. Kiedy od koleżanki wóciłam później niż mu powiedziałam na początku (a po prostu dobrze nam się gadało), była wojna. Czuję się jakby oskarżał mnie o zdradę, nie miał zaufania. On zaznacza, że to nie chodzi o mnie tylko o facetów, ale przecież to wszystko na mnie się odbija i na naszym związku. Nie chcę żeby ta zazdrość się pogłębiała a obawiam się, że tak właśnie będzie. Powiedziałam mu już kilka razy, że czuję, że chce pozbawić mnie wszystkich znajomych, że najlepiej żebym była tylko z nim. On nie widzi problemu, uważa, że przesadzam, że on po prostu zna świat, złych mężczyzn i wie jakie są ich zamiary. Najbardziej boli mnie fakt, że on uważa, że dla innych jestem w stanie zrobić więcej niż dla niego (np. koleżanka poprosiła, żebym przyjechałą na jej urodziny, to przyjadę; on poprosił, żeby wróciła w czwartek, nie zrobię tego bo wybieram koleżankę - mimo, ze od piatku do poniedzialku bedziemy tylko we dwójke)
Proszę pomóźcie mi. Powiedzcie czy to ja jestem przewrażliwiona, czy tak właśnie wygladaja zwiazki? Jak jest u Was? możecie spotykać się z koleżankami i mieć kolegów? Jak załagodzić tą sytuacje? Nie zamierzam rezygnować z kolejnego znajomego bo to jak przyznanie się do winy, no i zależy mi na moich znajomych, tym sposobem mogę pozbyć się wszystkich bo zawsze coś będzie nie tak!
Dodam jeszcze, że mój chłopak nie chodzi na imprezy beze mnie (ostatnio ja uczyłam się na egzamin i wysłałam go samego na impreze, bo mu ufam i wiem, ze nalezało mu sie to), nie umawia z kolegami na piwo i nie ma przyjaciółki, z którą wymieniałby wiadomości. Szczerze mówiąc wiele razy próbowałam namawiać go na wyjście, ale on jest niechetny, woli ten czas spedzac ze mna, mi wydaje sie to chore, nie chce robić z niego pantofla, a on sam się podkłada! Może on dlatego nie rozumie, ponieważ sam nie odczuwa potrzeby komunikacji z innymi ludzmi? Przepraszam za taki długi post, proszę o pomoc!