Temat: Kiedy randka, a kiedy spotkanie? :)

Ostatnio czytałam temat dotyczący waszych opinii na temat tego, kto płaci(facet/kobieta/na pol). Wypowiedzi były różne. Niektóre z was pisały, ze płaci ten, kto zaprasza. I tutaj zaczyna się moja rozkmina. ;) Jak to odozniacie? Nie chodzi mi o kwestie płacenia, ale randki, zaproszenia. Musi paść ,,zapraszam Cię do kina/na kawę" czy też ,,chodźmy do kina", a rozważanie na temat tego co robicie wieczorem to juz nie jest zaproszenie? Kombinuje jak kon pod górkę, ale moze mnie zrozumiecie. A jak on pyta o to, co chcesz robić, a Ty odpowiesz, ze chcesz iść na kawę, to znaczy, ze go zapraszasz i stawiasz? Haha, przypomniałaa mi się sytuacja jak siedziałam z eksem w parku, po uczelni, dluugo, a on chciał dłużej. Glodna byłam, ale nic nie mówię, od rana na uczelni, on nic, opowiada jak jadł obiad ze znajomymi i jedli resztki po koleżance. W końcu gadamy co dalej i mówię o kawie, a ten pyta czy ja stawiam. Zatkało mnie, nawet za frytki płaciliśmy osobno, on uciekał do innej kolejki, chociaż ja nigdy go o kupno mi czegoś nie prosiłam. W końcu stwierdził, ze nie ma kasy i mi za nią odda, ta, oddal. Takie tam, z żenujących, mi nigdy kawy nie kupił jak ja proponowa. :D Uciekłam od tematu, tak mi się przypomniało. To jak to właściwie jest na poczatku znajomości i w waszych związkach? :)
Jak ze sobą zaczynacie być to każde spotkanie jest randką w pewnym sensie. Na każdym spotkaniu możę cię dopaść ochota na kawkę, czy jedzenie.

Kombinowanie jak to ująć (rmasz ochotę na kino, zapraszam cie do kina bla bla) jest jak dla mnie równie niedojrzałe jak sknerusowe zagrania tego kolesia. Siedzi w aprku pół dnia i zjadł resztki po koleżance, więc nie jest głodny. LOL.

Kasę wydziela chłopiec, mężczyzna usiłuje zapłacić, albo konkretnie odpowiada, ze akurat nei może itd... a tutaj u kolegi te strzały na bezczela, zmienianie kolejki... chłopię, nie mężczyzna, tyle w temacie.
Pasek wagi
nie znoszę sknerusów...spotkałam kiedyś takiego niejednego cwaniaka..co mnie zaprosił gdzieś tam, a potem musiałam sama za to płacić...nigdy więcej...Nie dajcie się dziewczyny..
Z doświadczenia powiem tak: zawsze wyciągałam portfel i proponowałam, że zapłacę za siebie na wszelkich spotkaniach "sprzed związku" :) Czy to kolega, czy "randka". Niektórzy się upierali, że absolutnie nie ;) Protestowałam (raz albo dwa), a jeżeli dalej się upierali, to pozwalałam płacić. 

Przeważnie wychodziło tak, że ci "randkowi" się upierali, a kumple nie, więc sprawa jasna :) 

Z Fuffem płacimy przeważnie po połowie (albo rachunek na pół, albo raz on, raz ja), chociaż mam wrażenie, że on więcej na mnie wydaje. Nie ma mowy, żeby tylko on płacił,bo oboje jesteśmy w takiej samej sytuacji finansowej :)

EDIT: mój były zażądał kiedyś ode mnie 2 zł, bo kupił mi drożdżówkę ;)
zawsze i od zawsze miałam swoje pieniądze ale nigdy mi nie przyszło do głowy na spotkaniu albo randce proponować zapłatę-chyba jestem starej daty ale kiedyś naprawdę płacili faceci proponując kawę w kawiarni czy drinka w pubie ....teraz jest inaczej ale zasady "zaproszenia" chyba są te same -kolega zaprasza to płaci a nie zmienia kolejkę
Płaci ten kto zaprasza albo wychodzi z inicjatywą spotkania. Dlatego nigdy nie wyciągam portfela podczas płacenia (jeśli to facet zapraszał). Natomiast nie mam też problemu z tym, żeby zaprosić gdzieś faceta i za niego zapłacić. Jeśli spotykam się z kumplem (takim co często się z nim spotykam) to raz ją płace raz on.

Dla mnie to jakas smieszna paranoja. Kazdy placi za siebie chyba, ze ktos ma ochote i sam zaporponuje (ja albo chłopak). Nie analizowałam nigdy czy facet powiedział "chodźmi" czy "czy poszłabys ze mna". To nic nie musi znaczyc. Tez sobie wymyslilyscie.

Poza tym poczytajcie o ambiwalentnym seksizmie.. 

Pasek wagi
Ej, laski, nie chodziło mi o to jak wymigać się z płacenia za siebie, to były tylko moje rozważania na temat tego jak to ogólnie wygląda. :)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.