- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
27 grudnia 2013, 21:55
No właśnie jak to zrobić, żeby nie poczuła się urażona? Celowo w temacie słowo „powiedzieć” umieściłem w cudzysłowie, bo wiem (zarówno z doświadczenia jak i lektury różnych for internetowych), że oświadczenie tego wprost przynosi efekt przeciwny do zamierzonego.
Taktyka odwrotna, polegająca na zapewnianiu jej, że wszystko jest ok i że mi się podoba taka jaka jest też się nie sprawdza – choć być może nie potrafię zrobić tego z wystarczającym przekonaniem.
Wspólne chodzenie na siłownie (lub inny sport) odpada ze względu na dziecko i różne godziny pracy. Oczywiście mógłbym jej „zasponsorować” karnet do jakiegoś fitness klubu, czas też by na to miała, ale wiem, że sam sport to za mało i bez diety po prostu się rozrośnie (zwiększy masę mięśniową i zacznie więcej jeść, żeby nie czuć głodu). No chyba, żeby zaczęła biegać maratony…
Ja sam od wielu lat stosuję prostą, lecz skuteczną (przynajmniej dla mnie) dietę: zero słodyczy/fast food’ów i innych tego typu rzeczy i trzy godziny przed snem tylko woda. Dodając do tego siłownie (1-2 razy na tydzień) i czasem jakiś sport walki (kiedyś trenowałem regularnie, ale teraz ze względu na dziecko nie mam już na to czasu) bez problemu jestem w stanie utrzymać poziom tkanki tłuszczowej na niskim poziomie. Nie piszę tego żeby się chwalić albo reklamować – zawodowo zajmuję się czymś zupełnie innym, nowej żony też nie szukam, ale po to tylko żeby pokazać, że „dobry przykład” też na nią nie działa. Żona co prawda zwykle zjada porcje mniejsze od moich, ale rekompensuje sobie to słodyczami no i nie ma takiej opcji, żeby siadając wieczorem do serialu, książki albo internetu nie miała w ręce jakiegoś popcornu, czipsów albo orzeszków.
Uprzedzając pytania:
- nie, nie podam ani jej aktualnych ani preferowanych przeze mnie wymiarów – nie chce, żeby ten wątek zapełnił się w nic nie wnoszącymi postami.
- nie, nie jest na nic chora
- w ciąży nie przytyła zbytnio, a w ostatnim miesiącu karmienia piersią figurę miała naprawdę fajną – m.in. dlatego, że nie mogła wtedy jeść wszystkiego na co miała ochotę, ale drugie dziecko na razie nie wchodzi w grę.
Wiem, że różnych ludzi często motywują do działania odmienne rzeczy. Tak samo każdy ma inną wrażliwość na krytykę. Dlatego mam nadzieję na uzyskanie tu różnorodnych pomysłów. Być może znajdzie się coś co uznam, że "zadziała" na moją żonę.
27 grudnia 2013, 22:02
27 grudnia 2013, 22:04
27 grudnia 2013, 22:06
27 grudnia 2013, 22:09
Edytowany przez poison69 27 grudnia 2013, 22:11
27 grudnia 2013, 22:09
27 grudnia 2013, 22:10
27 grudnia 2013, 22:11
27 grudnia 2013, 22:11
Wiem o co chodzi. Tez mam szczuplego chlopaka, a ja pralinka. Czesto stara sie mnie hmmm motywowac? pt. "ale przyjebalas osttnio", albo lezymy sobie wtuleni " moglabys pocwiczyc cos teraz jak w domu jestes, jakies pajacyki czy cos, rozgrzac sie", co z tego ze stan podgoraczkowy i szykujaca sie choroba. Albo caly czas mnie wyzywa od "sekretnych podjadaczy". Co zaczelo juz dochodzic do tego, ze jem w kuchni i szybko, zeby nie zauwazyl. I nie sa to rzeczy mocno kaloryczne. Po prostu zaczynam szybko jesc i nie patrze na to ile, tylko kiedy syta sie poczuje. Przez co jem jeszcze wiecej niz potrzebuje. Mialam problemy z kompulsywnym zajadaniem swoich uczuc, ktorego on nie rozumie. Staralam sie mu wytlumaczyc o co chodzi, ale on jakos nie moze sobie tej informacji przelozyc. Co mnie boli. Bo nie mam takiego faktycznego wsparcia tylko demotywacje.
Kiedys pisalam tutaj na forum, ze zrobilo mi sie przykro bo zwrocil mi uwage, ze jego kolezanka z pracy schudla 9 kg w 2 miesiace a ja tylko 4 kg i dlaczego to tak? To zaraz komentarze w sylu " a co facet nie moze ci prawdy powiedziec?!", juz zaczynam wyznawac zasade zeby wogole sie nie odzywal, bo to pogarsza sprawe.
Co do motywacji zony. To trudna sprawa. Trzeba chciec. Ja niby bylam na diecie, jadlam salatki przy chlopaku, a pod jego nieobecnosc rekompensowalam sobie to czego nie moglam przy nim zjesc. Nawet jesli mialam przy nim niewielka ochote na slodkie np. 3-4 kostki czekolady to balam sie zaraz docinkow, a na nastepny dzien wpierniczalam cala czekolade.
Czasami sobie mysle ze schudne wylacznie dla niego, zeby przestal sie mnie czepiac ...
Postanowilam ze rok 2014 bedzie moim rokiem, ze bede rozwijac sie fizycznie i duchowo. Zaczne cwiczyc joge, czytac ksiazki, rysowac, oraz chodzic na silownie i trzymac sie diety rozdzielnej. Kiedys schudlam 10 kg, ale nie cieszyl mnie ten spadek wagi, bylam jeszcze bardziej w depresji przez co przytylam 15 kg i teraz mam wage 90 kg. Duzo, cholernie duzo, wiem, ale teraz chce podejsc sprawe od strony psychicznej, a zeby chudniecie bylo efektem ubocznym, ze tak powiem. To wszystko siedzi w glowie.
Na twoim miejscu, nie wychodzila bym z grubej rury "schudnij", albo targanie za boczki < tak moj partner robi> ... tylko powoli. Zalatw jej kurs jogi albo tai chi badz pilates. Cos od czego by mogla zaczac swoja przygode bycia fit. Nie jest to mocny policzek w twarz, ktory na niektorych dziala, a niektorych strasznie demotywuje, jak np. mnie. Zaplac za pelen kurs, kup luzny stroj zapakuj ladnie i w sylwestra np. podaruj jej i powiedz ze to na nowy start 2014 roku. Takie subtelne wydaje mi sie dobrym rozwiazaniem. Jesli sie kobita wkreci to zacznie z czasem moze i na silownie chodzic.
pozdrawiam!