Temat: Rozstanie i co dalej?

Własnie chyba zakończył sie mój roczny zwiazek... Zdarzało mi się już wczesniej tutaj pisać o naszych problemach, także przepraszam ze Was zanudzam... Nie sądziłam, że to może tak boleć... Były kłotnie, płacz, krzyki... Poza tym po pół roku zwiazku zamieszkaliśmy razem, skończyło się to tym że sie zadusiliśmy... Żyliśmy jak 40 letnie małżeństwo z 4 kredytami, dziećmi itp... Skończyło się to tym że po kolejnej awanturze, kolejnym pakowaniu walizek na pokaz itp ja podjełam decyzje o wyprowadzce.... Po 2 dniach byłą kolejna awantura on uznał że ma dość, że to koniec, że czuje sie przytłoczony... Wynikało to z tego że pozwoliłam aby moja matka i jego przyjacil sie do tego zaczęli wtrącać, utkneliśmy miedzy dwoma adwokatami-konfidentami.... Co które z nas powiedziało mamie/przyjacielowi ten leciał i powtarzał 2 stronie... Skończyło się wielką awanturą, po której ja uznałam ze mam dość, wyjechałam do rodziców, wziełam urlop, postanowiłam szukać mieszkania, ale jednak ciągnie... Boli strasznie, tęsknie, mam napady złego humoru, prosiłąm ,błagałam, pytałam czy decyzja jest ostateczna... Koniec końców jego przyjaciel napisał ż eon nie rozumie o co tu chodzi, bo ja płacze że kocham, X też mówi że kocha wiec jak nie mozmey sie dogadać... Uhhh... Po tej wiadomosci ja sie poddałam, przestałam płakać, uznałam że potrzebuje "klina" zaczełam sie rozgladać za kimkolwiek do kogo można sie przytulić, isc do łóżka, na chwile zapomnieć... Co zrobił w tym momencie X? Zaczął pisać, tak niby po prostu po koleżeńsku, zapraszać na wspolnego Sylwestra, też "po koleżeńsku".... A ja mam jeszcze wiekszy młyn w głowie... Dziewczyny, pomóżcie... Może ktoś spojrzy na to z zewnątrz i wymyśli coś mądrego bo ja już nie mam siły ;(
Uważam że to wszystko to jest kwestia dogadania się. Po co mieszacie w Wasz związek osoby trzecie? Nie lepiej usiąść i porozmawiać? Myślę że w każdym związku po pewnym czasie nadchodzi monotonia, ale trzeba z tym walczyć.
Właśnie my chyba sie nie umiemy dogadać... To był główny argument do zerwania... że mówimy ale druga strona "nie słyszy"... 
Uwierz mi że mnie też było ciężko przestawić się trochę, żeby np. nie reaggować zbyt emocjonalnie, albo faktycznie spróbować zrozumieć dlaczego mój partner zrobił tak a nie inaczej...To trochę trwało, docieraliśmy się i jest ok. 
Niestety, ale jeśli nie potraficie słuchać siebie nawazjem to przydałaby się terapia, chociaż wiem że w dzisiejszych czasach ludzie wolą po prostu się rozstać zamiast walczyć. Ja na Twoim miejscu zastanowiłabym się czy aby na pewno go kocham, jeśli tak to walczyłabym :) Ile macie lat ?
23 i 26. Wiesz... Ja go kocham... Ale to wszystko nas przytloczyło, za szybkie zamieszkanie razem, ciagłe awantury, dwa bardzo twarde charaktery... Nie wiem tylko po co on teraz sie odzywa skoro twierdzi że "podjął decyzje i czas żebym ja też przejrzała na oczy ze to nie ma sensu..." Yhhh.... Nie wiem też co zribć z tym Sylwestrem.... Tym bardziej , że już raz było rozstanie... Ja walczyłam jak lwica, wrócilismy do siebie, teraz już sił brak..
Myślę, że on po prostu trochę załuje wiesz jak to jest po kłótniach opadają trochę emocje, zostaje się samemu i myśli. Co by było gdyby, a może źle postąpiłem itd. Wydaje mi się że jeśli poszłabyś na tego sylwestra, to raczej nikłe szanse że nic między Wami nie będzie :P Zastanów się zatem czy  serio nie masz już siły i czas kończyć to wszystko. Jeśli odmówisz to myślę że to faktycznie będzie dla niego taki sygnał że nie żalujesz rozstania.
Wiesz on wie, że ja chce, on ma straszny żal że wszyscy łącznie ze mną mówią mu że  jego decyzja to jasny sygnał, że "on mnie nie chce".... "bo to nie tak" yhhh nie wiem co z tym zrobic... Napisałam mu tylko, że z mojej strony to wyglada tak, że ja chce walczyć, i że gdyby to zależało ode mnie to walczylisbyśmy tak długo aż albo byśmy sie dogadali, albo miłość by znikneła... Wizja wyprowadzki itp mnie przeraża, z jednej strony kusi mnie ten sylwester, ale z drugiej strony boje sie ze to skonczy sie tym że przepłacze połowę tej nocy w kiblu bo okaże się że on naprawde potraktuje to "po przyjacielsku" ...
o co się tak strasznie kłócicie?
Chyba o wszystko, o to ze ja płacze, a on woli się zamknac w sobie, o to że wmieszali się mama z przyjacielem, o inne podejscie do prowadzenia domu ( chociaż to już ustaliliśmy ), o jego brak czułości i moją natarczywośc... O moje roztrzepanie i jego robienie awantur z niczego ( typu dwa dni boczenia sie bo ktoś na imprezie urwał deske od kibla ;/ ) O moją ciagłą chęc analizy związku i jego oziębłość .... chyba po prostu do siebie nie pasujemy ;(
jestem w wieloletnim zwizaku bez ślubu wiec mysle że moge udzielic ci pare rad
przede wszystkim nigdy nie opowiadaj innym o waszych kłótniach, to prowadzi tylko do pogorszenia sytuacji
po 2 zastanów się czy chłopak na pewno nie ma racji, nie reaguj emocjonalnie daj sobie czas, zapytaj o szczegóły dlaczego ma takie zdanie a nie inne, próbuj zrozumieć a dopiero potem powoli argumentuj swoje spostrzeżenia i zdanie
po 3 w zwiazku bardzo ważna jest cierpliwość i wytrozumiałość. Jeśli chodziłaś na religię na pewno uczono cię czym jest wybaczanie, naucz się wybaczać ludziom których kochasz, to jest bardzo ważne.
Jeśli zrobi coś źle:
-powiedz co zrobił źle
"kochanie nie umyłeś naczyń"
-wyraź emocje
"jest mi z tego powodu bardzo przykro"
-powiedz że masz nadzieje na poprawę
"mam nadzieję że nie zawiedziesz mnie następnym razem"
;P

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.