Temat: nie wytrzymuję i muszę się wygadać. Bardzo długie - standardowo o facetach

Poniższy post pisałam od północy czyli prawie 5 godzin w notatniku... regularnie korzystam z Vitalii jednak chciałam pozostać jeszcze bardziej anonimowa niż byłam dotychczas.... Przepraszam za chaotyczność, ale musiałam wyrzuć to z siebie bo już nie wytrzymuję. Nie oczekuję chyba zrozumienia bo wiem, że z zewnątrz wygląda to tak, że ranię wszystkich dookoła i że sama powinnam zniknąć...

Nie myślałam, że będę musiała znowu założyć anonimowe konto i znowu opisać prawie ten sam problem, co kilka lat (chyba 4) temu - tutaj na vitalii...  Problem to złe słowo...ale inne nie przychodzi mi do głowy. Duszę się i nienawidzę siebie za to. Mam ochotę krzyczeć, zniknąć, wyprowadzić się na drugi koniec kraju, urwać ze wszystkimi kontakt, przeboleć i zacząć nowe życie tam gdzie nikt mnie nie zna. Zresetować się. Czuję, że miłość mojego życia jest przy mnie, ale nie ze mną, chociaż jest wzajemna... a ja mam związane ręce. Boże... jak to banalnie brzmi, a ja nie potrafię normalnie funkcjonować. TEN problem wraca cyklicznie dokładnie już od 10 lat a ja mam ciągle ten sam strach w sobie i wiem, że nic z tym nie zrobię i zostaną tylko marzenia i płacz w poduszkę.

Mój smęt będzie długi... muszę się wygadać, chociaż i tak wiem jakie będą odpowiedzi (ale może się mile zaskoczę i chociaż na chwilę uśmiechnę...). Na wstępie dodam jeszcze, że sprawy typu sex, namiętne całowanie, macanie itp. mogłyby dla mnie nie istnieć - więc to jeszcze bardziej komplikuje zrozumienie całej sytuacji. 

By prościej było opisać problem będę trzymała się oznaczeń:
A - "problem" - znam całe życie.
B - obecny partner - razem 3 lata
C - były - razem 5 lat

Między mną a A pierwszy raz chyba zaiskrzyło jakieś 10 lat temu, zresztą był to pierwszy facet, którego przytuliłam :) ale byliśmy za młodzi by pakować się w jakieś związki czy coś takiego, tak więc z końcem wakacji ciągle byliśmy tylko przyjaciółmi, znajomymi... zwał jak zwał. Najważniejsze jest to, że ciągle jesteśmy gdzieś obok siebie. 4 lata temu opisywałam problem z C - facet dzięki, któremu do dziś leczę się z depresji i stanów lękowych oraz dzięki , któremu to co zwykle ożywia każdy związek, to co opisałam wyżej, mogłoby nie istnieć. Pisałam wtedy, że czuję jak moje serce bije na widok A, jak nie raz nocowaliśmy po jakiś imprezach u wspólnej koleżanki (w osobnych pokojach!),jak piliśmy razem rano kawę i wracaliśmy ze świtem pieszo do domu... rozmawiając. Nigdy między nami nie było większego kontaktu fizycznego jak przytulenie się na przywitanie/pożegnanie i od ostatniego czasu doszedł do tego buziak w policzek :) 
Po 5 latach związku z C, zebrałam się na odwagę i zakończyłam znajomość. Po chwili pojawił się B, znaliśmy się wcześniej. Teraz z perspektywy czasu boję się, że to wszystko było za szybko... Kocham go na swój sposób, przetrwaliśmy wiele kryzysów, jednak ostatnie miesiące są ciężkie. Planujemy wspólną przyszłość, ale ja wyobrażałam sobie to inaczej... tradycyjnie? W sensie... zaręczyny, ślub, dziecko... O to były ciągłe kłótnie. Nie mogłam tego znieść i powiedziałam to co chciał usłyszeń, że jeśli to go uszczęśliwi i serio tak myśli, to nie chcę zaręczyn, ani ślubu, ani jego kluczy od mieszkania, że chcę by wszystko było jak dotychczas, byśmy spotkali się dalej jak gówniarze na randki raz u mnie raz u niego (ok, użyłam innych słów ale to miałam na myśli :)). Widziałam, że mu ulżyło. Ja wróciłam do domu i myślałam, że z żalu i z frustracji rozpi*rdole całe mieszkanie. Nie wiem skąd pojawiło się we mnie tyle negatywnych emocji. Wiele razy odczuwałam gniew, ale pierwszy raz w życiu czułam jakby mój cały świat się pokruszył, wyszytkie plany, o których mówiliśmy (swoją drogą po chu takie tematy zaczynał jak wcale o tym poważnie nie myślał?). Co może być dość istotne: jesteśmy już dość dorośli - on po trzydziestce, ja przed, obydwoje dobrze zarabiamy, nie chorujemy, mamy mieszkanie itp itd. Ok, ale gdzie był w tym czasie A (A wiekowo jest między mną a B - również ogarnięty życiowo, z wyjątkiem kobiety). A był cały czas obok. Nasza częstotliwość rozmów nigdy się nie zmniejszyła - praktycznie od piaskownicy. Chyba jedyna osoba... Często miałam w jego stronę przyśpieszoną akcję serca, ale za każdym razem udawało mi się tę miłość dusić gdzieś w zarodku. Przez te 10 lat mi się udawało... ale im bliżej jestem wspólnego życia z B, tym jest mi trudniej i wariuję w środku. Staram się tę całą miłość, którą mam w sobie przekierowywać na B bo jednak miłość to miłość... Nie chcę by brzmiało to tak, że nie kocham B bo kocham i uważam, że jest świetnym facetem, chociaż ma swoje wady... Zresztą nawet jakby miało dojść do rozstania to nie byłoby takie proste bo zbyt wiele mamy połączeń rodzinnych i to mnie rodzina by znienawidziła i jedyną szansą na ograniczenie stresu byłaby moja ucieczka, wyprowadzka z rodzinnego domu i zerwanie kontaktu ze wszystkimi... (po rozstaniu z C byłam już wyzywana od dziwek, puszczalskich - bez powodu bo nigdy nie zdradziłam i mam nadzieję, że tego nie zrobię). No ale co z A... A był ciągle, nie wiąże się z nikim chociaż próbuje. Też czuję od niego miłość, chociaż te słowa nigdy nie padły, ale gesty mówią same za siebie. To, że jako jedyny jest zawsze i nie muszę o to prosić, sam wie kiedy, a ja nie wiem skąd on wie... Znamy się na wylot. Jest mi tak ciężo... staram się ograniczać kontakt, wymyślać preteksty by się nie spotykać... k*urwa mać... my nawet nie potrzebujemy telefonu by się znaleźć. Ja pierdo*e...To mnie zabija od środka, pierwszy raz nie potrafię tego skutecznie stłumić. Denerwują mnie w nim pewne rzeczy, ale 
mimo to wiem, że nawet bez bycia parą, gdyby sytuacja była bardziej prosta, podszedłby do mnie i się oświadczył i byśmy na następny dzień mieli wziąć ślub - zgodziłabym się bez wahania. I większość pewnie by się zapytała: więc w czym problem? No właśnie tej pozornie jeb*ny brak problemu jest problemem - bo to jest zbyt piękne, a piękno nie istnieje. Bo paraliżuje mnie strach, ze coś mogłoby nie wyjść i bym go straciła - na zawsze, a to jest jedyna Osoba, która jest zawsze, która jako jedyna w takim stanie jakim jest w stosunku do mnie, nie pcha się do mnie z łapami. Osoba, która jest na tyle lojalnym kolegą (czy kiedyś w stosunku do C, czy teraz do B, chociaż i jeden i drugi serdecznie go nienawidzili za to, że był zawsze i że mimo, że nic takiego nie robił - wyczuwali, że coś nad nami zawsze było), że nigdy nie próbował mnie "odbić"... Osoba, której ufam bezgranicznie, osoba której nigdy nie chciałabym zranić, Gdybyście obejrzeli moje zdjęcia czy z wyjazdów czy z imprez da się zauważyć jedną rzecz... że na KAŻDYM zdjęciu jesteśmy od ZAWSZE obok siebie. Nie ja i B czy kiedyś C... tylko ja i A, cholernie to się rzuca w oczy i wszyscy dookoła to zauważają... śmieją się, że zawsze tak rodzinnie wychodzimy... Czasami mam ochotę wykrzyczeć mu prostu w twarz co czuję, co zawsze czułam, że jestem perfidna bo nie potrafiłabym rozstać się z B, bo nie chcę go (B) zranić,że nie chcę siebie zranić bo tego już nie wytrzymam, ani jego.. chcę wykrzyczeć czy on na prawdę tego nie widzi jaka jestem? Że jestem tak wewnętrznie spaczona - chociażby jeśli chodzi o sprawy cielesne w związku, że później mu się odmieni, że będzie go to męczyć i jak każdego - jak C, jak B - moje problemy we wspólnym życiu przerosną (ale temu akurat się nie dziwie)...Nie rozumiem siebie. Nie wiem co się dzieje, ale mimo mojej traumy A to jest jedyny facet, którego pragnę pocałować - sama z siebie - pierwsza. Nawet z obecnym facetem na co dzień praktycznie się tylko cmokamy szybko w usta i to też nie za często... czasami zmuszam się do sexu bo wiem,że jest to dla niego ważne, ale myślami jestem gdzie indziej, bo nauczyłam się, że lepiej poświęcić te 15min dla mniejszej  ilości kłótni i ogólnego spokoju. Nauczyłam się rozgraniczać duszę i ciało i zawsze sobie powtarzam, że ciało to tylko ciało - kawał mięcha. Pragnę by C mnie za to znienawidził, by sam odszedł, urwał kontakt... jest 4 rano... za 3 godziny zadzwoni B, że zaczyna pracę, za 8 godzin zadzwoni A, bo ma przerwę na lunch... i tak codziennie. Kocham B na swój sposób, a miłość która mam od 10 lat do  A staram się na niego przelewać i póki co mi wychodzi. 
Przepraszam, że ten post jest taki chaotyczny, ale serio mi trochę ulżyło jak to napisałam... a pisałam to prawie  4 godziny - od północy. Jak mam stłumić i tym razem uczucie do A? Jest tak ciężko, chcę krzyczeć...(zerwanie kontaktu nie wchodzi w grę bo zbyt wiele rzeczy nas łączy, nie mówiąc już o wspólnych znajomych)....
 za 15 minut 5... a ja i tak nie zasnę... 

Tylko wiedz że jeśli jakimś cudem A nie czuje tego co Ty to później juz może nie być tak słodko jak jest teraz..
Pasek wagi
więc tak moim zdaniem skromnym wcale nie kochasz B skoro ciągnie Cię non stop do A i mówisz wprost że jakby się oświadczył odrzekłabyś 'tak' ;]]]] więc w tej sytuacji co jest teraz unieszczęśliwiasz dwie osoby swojego 'przyjaciela' i siebie również .. a niby tym 'szczęśliwym' jest B który pewnie i tak wyczuwa co jest grane bo takie rzeczy się mniej więcej wie kto kocha Cię bardzo a kto tak troche.. chyba że jesteś jakąś masochistką i chcesz nadal zmuszać się do seksu i cierpieć no cóż Twój wybór a ja bym wolała zawalczyć o szczęśliwsze życie. btw. jeżeli jesteś aseksualna powinnaś olać ich wszystkich i znaleźć faceta który również ma zerowe potrzeby seksualne - tak jest najuczciwiej
Piszesz, że nie chcesz ranić C, ale spójrz na to z drugiej strony- czy on w ogóle przejmuje się twoimi uczuciami? Nie chce ślubu, nie chce wspólnego mieszkania, nie chce przejść do kolejnego etapu związku i mimo, że ty tego pragniesz, on ma gdzieś twoje uczucia i przeforsowuje swoje zdanie.
Zresztą życie za szybko ucieka, żeby zadowalać się namiastką, kiedy jest nawet najmniejsza szansa na coś więcej.


Moim zdaniem powinnaś rozstać się z C. Skoro boisz się odrzucenia ze strony A, to na razie nie mów mu o swoich uczuciach, załatwiaj sprawy po kolei. Rozstań się z C, załagodz sprawy z rodziną i dopiero wtedy zobacz jak rozwinie się sprawa z A- czy widząc, że z nikim nie jesteś zacznie dawać ci jakieś sygnały czy też nie.
Bo przecież nawet jeśli nie będziesz z A, tylko nadal pozostaniecie przyjaciółmi, to nie lepiej uwolnić się od związku, który cię nie satysfakcjonuje? Nie każdy musi kogoś ciągle mieć.


A jeśli A naprawde coś do ciebie czuje, ale po tylu latach oczekiwania na coś wiecej z twojej strony, w końcu podda się i znajdzie kogoś na stałe? Jak się wtedy będziesz czuła?  Chcesz spędzić całe życie na rozpamietywaniu co by było gdyby?


Jeśli podejmiesz jakąś decyzje, to proszę napisz.
Pasek wagi
A ja uważam, że powinnaś podjąć ryzyko i spróbować z A. :) Z tego tekstu wyczuwam., że jak kochasz prawdziwie to tylko A. 
Wiem, że to ryzyko. Miłość i związek to nie jest bajka w różowych barwach. 
Ja sama wyznałam, że się zakochałam w swoim obecnym chłopaku M.
Zobacz posty na moim profilu - lipiec, sierpień 2011 r.
Powodzenia!
Pasek wagi
W tym całym tekście uderza mnie to jaką jesteś -wybacz- egoistką. Naprawdę, jesteś prze ogromną egoistką. Zapatrzoną na czubek swojego własnego nosa. Jak możesz w ogóle tak postępować? Byłaś z tym całym B i C chociaż kochasz A. Ranisz każdego z nich po kolei. Jak w ogóle możesz używać takich słów że 'przelewasz miłość do A na B'? A potem się dziwisz że B nie chce się z Tobą ochajtać? Faceci też mają intuicję. I facet zwiąże się z Tobą na poważnie tylko wtedy, kiedy będziesz mu całkowicie oddana. Wyobraź sobie że jesteś na miejscu B, a B jest na Twoim obecnym miejscu. Czyli On ma jakąś tam przyjaciółkę, którą zna już 10 lat, z którą nigdy nie łączyły go żadne fizyczne zażyłości. I On ciągle z nią gada, jej się zwierza, ona zawsze przy nim jest ale nie próbuje go odbić. I Ty jej nie cierpisz, widzisz że obydwoje lgną do siebie, że się kochają, ale blokujesz to i nie dostrzegasz tego na siłę. I starasz się ufać B kiedy mówi, że tylko Ciebie Kocha i że chce z Tobą wziąć ślub. Pewnie byś przybiegła tu z płaczem, opisała taką sytuację, jaki to on jest zły i niedobry, bo czujesz, że coś jest nie tak, bo przecież to widać, a on najwyraźniej wykorzystuje Twoją naiwność żeby mieć Cię jako takie zabezpieczenie. Pewnie byś się żaliła że już nie wytrzymujesz tego, ale tak bardzo go kochasz i nie możesz przestać i go zostawić.
Tłumaczysz się tym, że boisz się go zranić i że nie chcesz go zostawić ze względu na rodzinę. Matko, ale jesteś płytka. To TERAZ takim układem rzeczy go ranisz! Jeśli byś go zostawiła, to przyniosłabyś mu ulgę. A rodzina... co to w ogóle za tłumaczenie?! Przecież rodzina nie przeżyje za Ciebie życia, to Ty jesteś panią swojego losu i w takich sytuacjach powinnaś mieć w dupie ich opinię.
Weź się ogarnij dziewucho, bo przez takie pi*dy jak Ty potem rozpada się co 3, a może teraz już co 2 małżeństwo. Przestań niszczyć i marnować życie sobie i innym, bo Tobie jest tak wygodniej. OGARNIJ. Nie wiem, uderz głową o mur, zacznij myśleć, jeśli w ogóle potrafisz.  Kiedy tworzysz związek to pierwszą podstawową zasadą jest SZCZEROŚĆ. Skończ z B jak najszybciej, najlepiej jeszcze dzisiaj, w uzasadnieniu powiedz mu wprost, że kochasz A i że próbowałaś B pokochać, ale nie potrafisz. I nie rób pod ŻADNYM pozorem tak, że najpierw rozmawiasz z A, a potem z B. NIE. Najpierw musisz uporządkować sprawy obecne, żeby pójść dalej. Jeśli najpierw pójdziesz do A, to gwarantuję Ci, że zepsujesz sobie wszystko. Daj szansę B znaleźć sobie kogoś bardziej wartego jego samego niż Ty. Zostaw go w spokoju. Dopiero kiedy z nim skończysz, idź do A, powiedz mu to co oczywiste i zobacz co on powie. Ne tchórz już więcej. Nie bądź już taką żałosną egoistką.

Sory, nie chciałam Cię urazić tymi wszystkimi określeniami. Albo jednak chciałam? Nie wiem, po prostu chciałam Ci pomóc, a to że w taki ostry sposób, no to wybacz - sytuacja tego wymaga. Życzę Ci powodzenia.
wyobraz sobie, ze masz tylko jedno zycie. tak jak kazdy inny. kazdy ma jedno, swoje zycie.
dlaczego wiec nie wezmiesz swojego losu w swoje rece i przestaniesz martwic sie co inni powiedza? co to za rodzina, od ktorej chce sie uciec na drugi koniec kraju? czy oni nie chca szczescia dla Ciebie? kazdy ma swoje zycie i nie powinien sie wtracac w zycie innych.

rob to, co uwazasz za wlasciwe, jezeli chcesz wybrnac z tej zagmatwanej sytuacji, musisz podjac bardzo wazne decyzje.
odpowiedziec na pytania: czy B jest tym jedynym? jezeli odpowiedz brzmi NIE, to chyba wniosek nasuwa sie sam...
nie probuj uszczesliwac wszystkich na sile, bo jezeli Ty nie bedziesz szczesliwa, to nikt przy Tobie tez nie bedzie. mozesz probowac to stlumic, oszukiwac siebie, ale po parunastu latach stwierdzisz ze jednak to byl blad i wtedy bedzie juz za pozno.

pamietaj, ze nie mozesz miec wszystkiego. czasem trzeba przegrac, czasem kogos zranic, czasem samemu zostac zranionym, ale mamy mozliwosc by pogodzic sie z tym i zyc dalej.

Pasek wagi
Jak tak dalej pójdzie to ten A za jakiś czas zapewne się ożeni i się raczej skończy spotykanie z tobą jak jego żona się zorientuje że nie jest ci obojętny. Choć nie wiem w jakim jesteś wieku bo to też dużo zależy. 
Źle jest ranić innych, ale lepiej ranić innych niż siebie. Postaw siebie na pierwszym miejscu i przemyśl wszystko jeszcze raz. Jeśli będziesz postępowała asekuracyjnie i poświęcała włąsne szczęście by nie zrobić nikomu krzywdy, ostatecznie nikt nie wyjdzie na tym dobrze.
Pasek wagi
miałam kiedyś ten sam problem. i nie zaryzykowałam. mój A znalazł sobie świetną kobietę, z którą się niedługo hajtnie a nasz kontakt praktycznie się urwał... żyjesz tylko raz, przeżyj to życie po swojemu i nie oczekuj, że któraś z nas dobrze Ci poradzi... :) ale... jeżeli musiałabym się zmuszać do seksu i w głowie siedział mi ktoś inny niż mój facet, to w ogóle bym się nie zastanawiała ;)
Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.