Temat: Skaza z dziecinstwa

Nie wiem czy sie powtarzam z watkiem, moze juz kiedys taki tutaj byl, ale w ciaglym zabieganiu nie mam czasu by takowy odkopac. Od razu zaznaczam ze nie bedzie skierowany do wszystkich bo zdaje sobie sprawe ze wiekszosc osob mogla nigdy sie nie spotkac z takim problemem I chwala losowi za to.

Nawiazujac do tematu...

Zapewne wiele kobiet tuta,j doznalo w swoim dziecinstwie wiele krzywd, od rodziny, rowiesnikow w szkole, zarowno na poziomie fizycznym jak I psychicznym. Nie mam na mysli tutaj spraw typu "przezywanie" czy wymyslanie nie zawsze milych ksywek ( choc zdaje sobie sprawe ze I  takie moga okropnie zranic). Chodzi mi bardziej o brak czuloscii od obojga rodzicow, fizyczne I psychiczne znecanie sie, glodzenie, I zupelny brak opieki. Przykro jest o tym mowic, ale wiem ze w wielu domach sie tak dzialo I dziac bedzie. Bez wdawania sie w szczegoly przyznam ze I ja przyzylam wiele lat w takiej rodzinie, moj dramat ciagnal sie przez dlugi czas az gdy sie usamodzielnilam po maturze.

Przejdzmy moze do sedna.. Tutaj skieruje swoje pytanie do wszystkich tych ktorych dotknela taka tragedia. Jak radzicie sobie z trauma z dziecinstwa? Czy nie macie przeswiadczenia ze wszystko co Was kiedys spotkalo, ma teraz ogromny wplyw na to co robicie I jak postepujecie? Czy nie jest Wam ciezko kazdego dnia walczyc z samym soba bo wewnatrz cos zlego szepcze Wam I kaze powielac bledy rodzicow albo upodabniac sie do nich?
Ja sama mam odczucie ze wszystko przez co przeszlam wkrada sie w moje zycie i probuje zrujnowac mi zwiazek w ktorym jestem cholernie szczesliwa, ale ta skaza siedzi we mnie i wychodzi gdy najmniej tego sie spodziewam.

Czekam na Wasze opinie.

Widma
Ma. Wszystko kształtuje sie w naszym dzieciństwie. Potem tylko ślepo kroczymy wyuczoną ścieżką. Polecam książkę Beaty Pawlikowskiej "Potęga podświadomości".
tzn. pomyłka. Książka nosi tytuł "W dżungli podświadomości"

Jasne, że to ma wpływ. Dlatego polecam chodzenie do psychologa, a w cięższych sytuacjach do psychiatry. I trzeba nauczyć się rozmawiać z partnerem, żeby wiedział o przeszłości. Żeby rozumiał, że wiele spraw to czkawka z dzieciństwa.
Krzywdy doznawane w dzieciństwie, jak najbardziej odbijają się w dorosłym życiu. Od zawsze miałam zły kontakt z matką, więcej wymagała ode mnie, sprzątanie, nauka musiała być na najwyższym poziomie. Zawsze miała jakieś "ale" do mojego ubioru, koloru wlosów, paznokci, butów, alkoholu znajomych i tego z kim się spotykam. W momencie gdy związąłam się z moim I. też jej nie pasował. Nasze losy potoczyły się tak, że jesteśmy ze sobą cały czas, jesteśmy zaręczeni, obecnie kupujemy mieszkanie. Któregoś dnia kazała mi wybierać albo ona, albo on. Wybrałam narzeczonego od tego czasu mialyśmy kiepski kontakt, w końcu doszło do awantury gdzie nie odzywamy się do siebie. Mieszkamy od siebie około 300 metrów- to samo osiedle.
Najtrudniej jest mi w momencie świąt, bo nie chodzę do domu, imieniny urodziny- życzeń nie składa mi od lat... Czuję, że mam niską samoocenę chociaż jestem uważana za osobę silną, bo w miarę przechodzę tą sytuację dobrze.

Pasek wagi
Oczywiście że takie coś oddziałuje na przyszłości.
Mój narzeczony miał dość trudne dzieciństwo.
Boi się jak diabli że powtórzy błędy ojca.
Dlatego stara się nie pić za dużo alkoholu by nie stać się jak on.
Robi też wszystko by nie dać się wyprowadzić z równowagi , nie popaść w gniew i często na trudne sytuacje odpowiada uśmiechem.
Widzę też że w stosunku do mnie... daje mi chyba o sto procent miłości więcej niż powinien.
Chce zapewnić wszystkim w koło to czego sam nie miał. Dobro ,spokój , wsparcie i pomoc.

Jakiś czas temu powiedział mi też coś co strasznie mnie zasmuciło. Mianowicie że nie widział sytuacji z matką (z którą też wiecznie problemy) tak jak teraz widzi - że mu otworzyłam oczy. I że po prostu całe życie myślał że tak już jest w domu i rodzinach ,że ciągle są awantury i wyzwiska, a gdy zobaczył że u mnie w domu jest normalnie ,spokojnie i miło uświadomił sobie że nie tak powinno być.

kamm911 napisał(a):

Oczywiście że takie coś oddziałuje na przyszłości.Mój narzeczony miał dość trudne dzieciństwo.Boi się jak diabli że powtórzy błędy ojca.Dlatego stara się nie pić za dużo alkoholu by nie stać się jak on.Robi też wszystko by nie dać się wyprowadzić z równowagi , nie popaść w gniew i często na trudne sytuacje odpowiada uśmiechem.Widzę też że w stosunku do mnie... daje mi chyba o sto procent miłości więcej niż powinien. Chce zapewnić wszystkim w koło to czego sam nie miał. Dobro ,spokój , wsparcie i pomoc. Jakiś czas temu powiedział mi też coś co strasznie mnie zasmuciło. Mianowicie że nie widział sytuacji z matką (z którą też wiecznie problemy) tak jak teraz widzi - że mu otworzyłam oczy. I że po prostu całe życie myślał że tak już jest w domu i rodzinach ,że ciągle są awantury i wyzwiska, a gdy zobaczył że u mnie w domu jest normalnie ,spokojnie i miło uświadomił sobie że nie tak powinno być.
Taka sama byla moja reakcja gdy zaczelam pracowac dla pewnej rodziny i tam po raz pierwszy zobaczylam jak matka tuli swoje czteroletnie dziecko. Wtedy dopiero pojelam co to jest prawdziwa rodzina, w wieku osiemnastu lat. Przedtem "normalnosc" byla zupelnie inna. Czego boje sie najbardziej? Choc z matka nie mam kobtaktu bo jak sama stwierdzila nie ma o czym ze mna rozmawiac to widze jak bardzo jestem do niej podobna. Uparta, impulsywna i zlosliwa. I na wszystko reaguje zloscia. Okropnie zyje sie z ta swiadomoscia, tym ciezej ze moj Towarzysz Zycia mimo rownie trudnego dziecinstwa jest Ostoja Spokoju. Boje sie ze kiedys to rozp*** w drobny mak bo taka mam przezlosc. Co to za wymowka?

Widma napisał(a):

kamm911 napisał(a):

Oczywiście że takie coś oddziałuje na przyszłości.Mój narzeczony miał dość trudne dzieciństwo.Boi się jak diabli że powtórzy błędy ojca.Dlatego stara się nie pić za dużo alkoholu by nie stać się jak on.Robi też wszystko by nie dać się wyprowadzić z równowagi , nie popaść w gniew i często na trudne sytuacje odpowiada uśmiechem.Widzę też że w stosunku do mnie... daje mi chyba o sto procent miłości więcej niż powinien. Chce zapewnić wszystkim w koło to czego sam nie miał. Dobro ,spokój , wsparcie i pomoc. Jakiś czas temu powiedział mi też coś co strasznie mnie zasmuciło. Mianowicie że nie widział sytuacji z matką (z którą też wiecznie problemy) tak jak teraz widzi - że mu otworzyłam oczy. I że po prostu całe życie myślał że tak już jest w domu i rodzinach ,że ciągle są awantury i wyzwiska, a gdy zobaczył że u mnie w domu jest normalnie ,spokojnie i miło uświadomił sobie że nie tak powinno być.
Taka sama byla moja reakcja gdy zaczelam pracowac dla pewnej rodziny i tam po raz pierwszy zobaczylam jak matka tuli swoje czteroletnie dziecko. Wtedy dopiero pojelam co to jest prawdziwa rodzina, w wieku osiemnastu lat. Przedtem "normalnosc" byla zupelnie inna. Czego boje sie najbardziej? Choc z matka nie mam kobtaktu bo jak sama stwierdzila nie ma o czym ze mna rozmawiac to widze jak bardzo jestem do niej podobna. Uparta, impulsywna i zlosliwa. I na wszystko reaguje zloscia. Okropnie zyje sie z ta swiadomoscia, tym ciezej ze moj Towarzysz Zycia mimo rownie trudnego dziecinstwa jest Ostoja Spokoju. Boje sie ze kiedys to rozp*** w drobny mak bo taka mam przezlosc. Co to za wymowka?

To żadna wymówka, dlatego teraz, gdy jest się już w pełni świadomym i dorosłym, trzeba zrobić wszystko co się da, żeby te demony z dzieciństwa poskromić :)
Doskonale wiem o co chodzi. Miałam pozornie szczęśliwe dzieciństwo, uważałam, że moja matka to istny skarb, że jest najlepsza na świecie, że wszystko co dla mnie robi to z troski. Teraz wiem, że nie do końca tak było. Zawsze coś mi było narzucane, moje matka miała zawsze racje, nie mogłam nic mówić, wyrażać swojego zdania/opini. Nigdy o tym nie myślałam, ale ostatnio zauważam, że zachowuje się momentami tak jak ona, jestem zaborcza w stosunku do mojego chłopaka, nie umiem się liczyć z jego zdaniem, walczę z tym, ale zazwyczaj to silniejsze ode mnie, mimo iż tak bardzo boli mnie to, jak traktowała mnie moja matka.
na co dzień sobie radzę, co jakiś czas mam tylko taki dzień gdy gdzieś podświadomie się to wszystko nawarstwi, ten cały żal, czasem chęć zemsty, idę wtedy z mężem na kilkugodzinny spacer i wracam już oczyszczona ze złych myśli, niestety do czasu, wszystko to miało wpływ na mój może niełatwy charakter i niestety na start w dorosłość, nie mówię tu o dorosłości mentalnej bo tę siłą rzeczy osiągnęłam lata temu, czując się zawsze wśród rówieśników jak starzec ale o tym, że nie mogłam jak koledzy i koleżanki myśleć o studiach, zabawie itd., musiałam w trosce o siebie usamodzielnić się gdy to było już możliwe i tego mi najbardziej żal i jak tak teraz czytam/słucham o ludziach,których rodzice będą utrzymywać czy choć częściowo finansować na studiach a oni marudzą lub idą na jakiekolwiek bo rodzice chcą to szlag mnie trafia bo są osoby,które wiele by dały za taką stabilność i możliwość spokojnej edukacji

co do powielania błędów to staram się być przeciwnością bo czułabym do siebie obrzydzenie upodabniając się do nich
a co do związków to nie wiem czy potrafiłabym być z kimś z normalnej rodziny, to jest dla mnie osobiście bariera nie do przeskoczenia, choć to też zależy od empatii partnera, mój mąż miał trochę lżejszą sytuację, jednak było to dalekie od normy, także potrafi mnie naprawdę zrozumieć
Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.