- Dołączył: 2013-08-28
- Miasto: koszwały
- Liczba postów: 12
28 sierpnia 2013, 11:01
Mam problem, nie mam z kim o tym pogadać, więc piszę.. Otóż mam strasznie pomieszane uczucia odnośnie jednej sprawy. Mianowicie, od 4 miesięcy mieszkam z narzeczonym. On ma 35 lat, ja 27. Jest między nami fajnie, on okazuje mi dużo miłosci, zainteresowania, wsparcia emocjonalnego. Niby powinnam być szczęśliwa, ALE. On nie pracuje. Właściwie nigdy nie miał stałej pracy (czasem jakieś dorywcze). MA wyższe wykształcenie, jest bardzo inteligentnym, oczytanym człowiekiem. Kiedy pytałam, dlaczego nie ma pracy, pokazywał mi setki CV, które wysłał (jego wykształcenie jest w kierunku administracyjno-biurowym - nie chcę zdradzać szczegółów- anonimowość). Ze łzami w oczach mówił, że pożyczał od rodzicó kasę na dojazdy na rozmowy kwalifikacyjne po całej Polsce. I NIC. Kilka miesięcy temu otworzył firmę, która nie przynosi dochodów - póki co płacą ZUSy itp, a dochodów żadnych. Chyb a domyślacie się, kto utrzymuje nas dwoje? Ja! MIeszkamy w dużym mieście, ja mam stypendium doktoranckiego 2200 zł i za to opłaty, mieszaknie, jedzenie, ubrania, chemai. Musi starczyć. On dokłada się może ok. 100 zł (!) miesięcznie. Zaręczyliśmy się, w czerwcu planujemy ślub. Ale ja tego nie widzę - no za co? I TU POJAWIOA SIĘ MÓJ BUNT: dlaczego tylko ja mam odkładać i odpowiadać za ten ślub? Zrezygnowałam już z kursu podyplomowego w kierunku dalszej specjalizacji w moim zawodzie, na rzecz zbierania na ślub. Uważąm to za moją porażkę, ponieważ bez tego mogę po doktoracie nie znaleźć pracy w zawodzie. Na uczelni nie wiem, czy będzie etat. CAŁA SYTUACJA ZACZYNA MNIE MĘCZYĆ. Czuję się jakbym to ja pełniła rolę męską w tym związku, jakbym kupowała sibie jego miłość. Na poziomie poznawczym wiem, ze to idiotyczne myślenie, ale emocje mówią co innego. Rozmawiałam z nim o tym wielokrotnie. On mówi, zer też go to bardzo martwi, ze nie chce, zeby tak było, że robi co może i nic. A ja sama nie wiem. Zaczynam się bać, czy nie jestem z facetem, któy pomimo 35 roku życia nie umie zarobić żadnych pieniędzy. Tak sobie myślę, ze przecież mógł przez ten czas chwycić byle jaką pracę, byle mieć stały zarobek. On mi na to, ze pracował sprzątając ogrody, porządkował archiwa itp. No ale przecież to n ie była stała praca. Sama już nie wiem, może jestem zbyt surowa wobec niego, ale jestem zmęczona poczuciem odpowiedzialności za utrzymanie nas dwoje. Marzę, aby to on też się mną zaopiekował, aby mi pomógł finansowo, bo sama nie dam rady. On twierdzi, ze robi co może, że też bardzo się tym martwi. Temat ten wraca w naszych rozmowach bardzo często, ja go podejmuję, ryczę, proszę, zęby coś z tym zrobił. Teraz chwycił jakąś fuchę ale to tylko będzie jednorazowa wypłąta. A ja potrzebuję poczucia stabilności. Myślę sobie, czy tak będzie zawsze? Co będzie kiedy zajdę w ciążę? Chciałabym wtedy aby na czas ciąży móc się na nim oprzeć, a po narodzinach dziecka to 2200 zł nie starczy na naszą trójkę. CZY JA WYMAGAM ZBYT WIELE? dziś pojdęłam znów ten temat, powiedziałam mu to wszystko, co Wam tutaj, prosto z mostu - widzę, ze zrobiłam mu przykrość, teraz mam wyrzuty sumienia. CZY JA WYMAGAM ZBYT WIELE? CZY JJESYEM WYRACHOWANĄ SUCZĄ? Tak się właśnie czuję...
Edytowany przez bugalala 28 sierpnia 2013, 11:03
- Dołączył: 2010-04-12
- Miasto: Liverpool
- Liczba postów: 1415
28 sierpnia 2013, 22:26
no ja zawsze taka cicha myszka, bardzo niepewna siebie, zdolowana, mialam depresje, generalnie nei chcialam zyc. a moja przyjaciolka byla naprawde super osoba, spontaniczna, towarzyska, taka happy go lucky, totalne przeciwienstwo. zawsze mnie potrafila wysluchac, w ogole rozumialysmy sie bez slow, znalysmy sie od podstawowki.
Ona zawsze wierzyla w to, ze sie ulozy. ze damy rade. nigdy nie watpila. to jest bardzo wazne, taka wiara, ze jakos to bedzie. kasa nam sie konczyla, no ale dzieki jej nastawieniu i ja zaczynalam wierzyc ze bedzie dobrze. i zawsze bylo. zawsze chodzilysmy razem szukac pracy, nawzajem sie motywowalysmy. duzo rozmawialysmy, ciagle mialysmy nowe pomysly, szlysmy do nowych miejsc szukac pracy. wiadomo, ze razem razniej. bez niej chyba bym w zyciu nie znalazla pracy i bym sie tak zdolowala ze stracilabym wszystko i wyladowala na ulicy. jak nie gorzej.
tak jak napisalam wczesniej - trzeba wziac za raczke (doslownie! :)) i razem chodzic szukac pracy. ciagle przypominac, pomagac, moze trzeba cv uaktualnic. jesli wysyla cv przez internet, to musisz siedziec i z nim wysylac, albo wiesz, raporty wieczorem ile i gdzie wyslal:) musisz kontrolowac.
w australii to ja tez meza wyciagalam co tydzien, przeciez jak to Ty masz chodzic do tych samych miejsc co tydzien to ci glupio:) no ale jak ktos jest z toba i mowi ze tak trzeba, to widocznie tak trzeba:)
nie wiem, czy to jest akurat problem Twojego narzeczonego, ale nie wyglada na takiego typa wygodnickiego.
mieszkacie ze soba dosc krotko (tak przy okazji- bardzo dobrze ze przed slubem zamieszkaliscie razem) i mysle ze to sie rozwinie albo w jedna albo w druga strone, bo mieszkanie razem - tu juz nie bedzie zadnych sekretow i udawania.
ja zycze jak najlepiej!:)
- Dołączył: 2013-08-28
- Miasto: koszwały
- Liczba postów: 12
28 sierpnia 2013, 23:04
Tyska, nie wiem, jak Ci dzIękować! Napisałaś to w taki ciepły, wspierający, dający nadzieję sposób. Jesteś wspaniała. BARDZO DZIĘKUJĘ! :)
- Dołączył: 2010-04-12
- Miasto: Liverpool
- Liczba postów: 1415
29 sierpnia 2013, 00:26
bardzo sie ciesze ze moglam choc troche pomoc;) trzymam mocno kciuki i daj znac jak ta praca sie w koncu znajdzie:)))
- Dołączył: 2005-11-25
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 11587
29 sierpnia 2013, 01:05
Wiktoriaxxx napisał(a):
Jak to kobieta siedzi w domu i ja facet utrzymuje to jest ok, ale odwrotna sytuacja juz budzi bulwersacje.
dokładnie, dziwna sprawa. jak sobie kobieta siedzi a facet za wsyztsko płaci to jest w porzadku, a to nagle takie bulwersujace jak facet? Co prawda ja uwazam, ze kazde z partnerow powinno samo zarabiac, ale widac na takim przykladzie podwojne standardy..
I nie rozumiem tego okreslenia "zaopiekowal sie finansowo"... Czyli co? Ze placil za nia? Rozumiem, ze chce zeby sie dokladal ale tego okreslenia zrozumiec nie moge.. Dla mnie brzmi smiesznie.
Nie wiem, trudna sprawa, widac, ze faktycznie sie staral.. Ale moze niech faktycznie poprobuje ta kase, jakas prace fizyczna czy cokolwie, byleby miec staly zarobek. Dla mezczyn zazwyczaj znajduja sie jakies tego typu prace.
- Dołączył: 2011-07-15
- Miasto: Elbląg
- Liczba postów: 13662
29 sierpnia 2013, 10:27
słabe mozliwości - administracja, prace biurowe, cięzko będzie i niech sobie to uzmysłowi. No chyba, ze posiada umiejętności samodzielnego ksiegowego. Wówczas niech sie dobrze zareklamuje jako osoba, pracująca samodzielnie skoro w zadnej firmie miejsca brak.
Musisz postawic sprawe jasno - praca póki co jakakolwiek, łacznie z roznoszeniem ulotek. Jesli ma sie jedna prace, mozna szukać innej
- Dołączył: 2007-07-02
- Miasto: Wro
- Liczba postów: 8570
29 sierpnia 2013, 13:17
Mój znajomy z wykształceniem administracyjno-biurowym długo nie mógł znaleźć pracy, ale w trakcie jej szukania ZAPIERDZIELAŁ NA BUDOWIE. CV mu to nie polepszyło, ale za to miał na chleb. Zakasać rękawy i chwycić łopatę też trzeba umieć. Że niby nie po to kończył studia, by rowy kopać? No cóż, takie czasy... Nie miej do siebie żalu. Facet się opieprza, bo póki co nie przymiera głodem. I tak Cię podziwiam, że dajesz z nim radę.
- Dołączył: 2007-06-14
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 15666
29 sierpnia 2013, 13:52
cancri napisał(a):
Jeżeli facet nie pracował całe życie, nie miał stałej pracy, a ma już 35 lat, to wybacz, ale dla mnie jest niedojdą. Lepiej być na utrzymaniu narzeczonej, niż samemu coś znaleźć? Jakby chciał, to by i na budowie pracował, ale lepiej brać kasę od rodziców, bo ma się "wykształcenie"...Wybacz.
dokładnie, popieram.
a gdzie jego sumienie? gdzie jego męska ambicja? jak czuje się z tym, że narzeczona go utrzymuje i że będzie prawdopodobnie jedynym źródłem utrzymania rodziny, dzieci?
![]()
no wybacz, ale to dupa, a nie facet.
nie jest niepełnoprawny, niedołężny, więc do każdej pracy się nadaje. trzeba tylko chcieć. odnosze wrażenie, że mu tak wygodnie i tylko tak się tłumaczy... :/